ROZDZIAŁ 3

Ostatni dzień przed wyjazdem do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart spędzałam z ojcem. Graliśmy obecnie w szachy w jego gabinecie w Rezydencji Riddle'ów. Szachy nie były moją ulubioną grą, wolałam mugolskie karty. Podczas gry w szachy trzeba było myśleć za dwóch graczy, przewidywać następne ruchy przeciwnika i w tym samym czasie pracować nad taktyką... jak dla mnie to za dużo roboty jak na jedną osobę. Jednak dla ojca było to szalenie łatwe (a szczególnie jak grał przeciwko mi). Potrafił nawet jeszcze prawić mi wykłady w trakcie gry. Ojciec nie był zwykłym człowiekiem, był geniuszem! Musiał być, w końcu to Czarny Pan. Pomiędzy rozpoczęciem gry, a moją porażką przeprowadziliśmy długą, spokojną rozmowę na temat Hogwartu, Starca, mojego zachowania i Potter'a. Miałam wrażenie, że ojciec ma obsesje na jego punkcie... i może mam racje. Ale nadal nie może zaatakować. To coś takiego jak... strategia gry w szachy - ojciec jest za słaby, ma za małe poparcie, więc na początek zbiera je sobie lub minimalizuje poparcie drugiego. Następnie musi czekać na potknięcie wroga lub sam jej wywołać dotykając czułego punktu... i szach mat! Potter jest jego. Nie wiem ile czasu upłynęło, ale musiało być już późno, bo ojciec wstał, a ja poszłam w jego ślady. Nigdy nie liczyłam czasu, gdy byłam z ojcem z dwóch powodów: po pierwsze ojciec doskonale sam liczył czas i ile z niego poświęca mi, a po drugie uwielbiam spędzać z nim czas i nie marnuje go na liczeniu ile go jeszcze zostało.
- Mam coś dla ciebie. - powiedział ojciec podając mi małe, płaskie, czarne pudełko .
Nie powiem, to mnie lekko zaskoczyło. Nie spodziewałam się żadnego prezentu, ale z czystokrwistą gracją i promiennym uśmiechem przyjęłam paczkę. Uchyliłam wieczko pudełka i moim oczom ukazał się śliczny naszyjnik wyglądający jak wąż gryzący sobie ogon z małymi, fioletowymi diamencikami zamiast oczu.
- Dziękuję, ojcze. - odparłam grzecznie spoglądając na Mrocznego Lorda i nagle poczułam małe ukłucie podejrzliwości, które musiało wkraść mi się na twarz, ponieważ Czarny Pan dodał z błyskiem w oczach, które było tam tylko przez sekundę, zanim zniknęło zastąpione pustką i neutralnym spokojem:
- To świstoklik. Reaguje na ,,dom '' kiedy złapiesz za główkę węża. - uściślił - Na wszelki wypadek. Nie wiemy co wymyśli Starzec.

- Myślałam, że w Hogwarcie nie można się teleportować, to chyba znaczy, że świstoklik też nie zadziała? - zapytałam dość, jak dla mnie, logicznie.
- Ten jest specjalny. Zadziała tylko raz. To potężna czarna magia. Ona powinna zniszczyć bariery, a jednocześnie nie zostać wykryta. - tłumaczył Czarny Pan neutralnym głosem.
Nagle zrobiło mi się ciepło na sercu, ale za wszelką cenę nie chciałam zdradzić tego na twarzy. Ojcu na mnie zależy. Musiał się nad tym nieźle napracować, przecież to kawał potężnej magii. Ojciec poświęcił na to swój cenny czas i włożył w to na pewno mnóstwo pracy. Byłam mu za to bardzo wdzięczna.
- Dziękuję, ojcze . - powtórzyłam z wdzięcznym uśmiechem. Małe iskierki na ułamek sekundy znowu zabłysły w oczach Czarnego Pana, zanim zapytał:
- Jesteś spakowana ?
- Tak, ojcze.
- W takim razie siecią Fiuu dostaniesz się do Malfoy'ów. - ojciec spojrzał na zegar - Powinni już na ciebie czekać. Pamiętasz wszystko? - zapytał tym razem z nutką, zapewne nie chcianej troski.
- Tak, ojcze.
- Idź już. - nakazał ojciec - Dobranoc, Delphi.
- Dobranoc, ojcze. - dodałam zamykając drzwi.
Ruszyłam wzdłuż korytarza zakładając naszyjnik. Był na prawdę śliczny i cenny. Mój kufer stał już przy kominku, gdy do niego doszłam . Zmniejszyłam go i schowałam do kieszeni, a następnie siecią Fiuu dotarłam do Malfoy Manor. Tam już czekał na mnie Draco.
- Cześć, Szczurku. - przywitałam się otrzepując szaty z kurzu.
- Ugh. - jęknął Malfoy - Cześć, Delphi. Mam prośbę.
- Jaką? - spytałam zabarwiając głos i postawę niewinną ciekawością, chociaż łatwo się domyślić o co mu chodzi.
- Mogłabyś przynajmniej przy ludziach nie nazywać mnie ,,Szczurkiem'' ? - zapytał błagalnie, co wywołało u mnie chichot.
- Może tak, może nie, może jeszcze tego nie wiem . - zanuciłam kierując się w stronę swojego pokoju.
Za cud uważałam to, że nie gubię się w tym ogromnym domu. Ba, za sam cud uważam, że nie gubię się w Rezydencji Riddle'ów! Malfoy Manor był jak ogromny labirynt z mnóstwem drzwi i pokoi.
- Mówię poważnie. - stwierdził Draco bardziej stanowczo. - Mam reputacje do utrzymania. - dodał arogancko.
- Wyobraź sobie, że ja też. - odparłam ostro, zgryźliwie przypominając mu z kim rozmawia. Przekaz dotarł do chłopca i ten prawie niezauważalnie skiną głową.
- A co zrobimy z Potter'em? - zapytał po chwili Szczurek, gdy dochodziliśmy już do mojej sypialni.
- Czekamy i obserwujemy. - stwierdziłam nonszalancko.
- Co? - wymsknęło się chłopcu, gdy otwierał mi drzwi.
- Słucham. - poprawiłam go automatycznie.
- Słucham ? - powtórzył Draco, niemal jak tresowany piesek, a w jego przypadku szczur.
Uśmiechnęłam się pod nosem i opadłam na miękkie poduszki na moim łóżku.
- I ty chcesz być w Slytherin'ie ? - zapytałam sceptycznie po czym dodałam - Pomyśl.
Draco zmarszczył brwi w oznace skupienia.
- Na głos, jeśli możesz. - dodałam wyjmując kufer z kieszeni i cofając zaklęcie zmniejszające.
- Dobrze, dobrze... - odparł Draco - Czekamy... na okazje do najlepszego ataku? Na moment potknięcia... słabości Potter'a? - zgadywał chłopiec skupiając swoje szare oczy na mnie szukając potwierdzenia, zaprzeczenia lub wybawienia. - I obserwujemy, by ... lepiej poznać Potter'a ? Odkryć jego słabości?
- Coś w tym stylu. - potwierdziłam spoglądając na zegarek. Było już późno, więc odprawiłam Szczurka, umyłam i przebrałam się, a następnie poszłam spać.

Rano obudziło mnie pukanie do drzwi. Nie było to jakoś bardzo głośne, czy nachalne, ale byłam na takie coś zawsze wyczulona.
- Wejść! - zawołałam podnosząc się do pozycji siedzącej.
Drzwi uchyliły się i na progu stanęła Narcyza.
- Dzień dobry, panienko. - przywitała się kobieta.
- Dzień dobry, Narcyzo. - odparłam wstając z łóżka, a następnie jednym machnięciem różdżki pościeliłam je i odsłoniłam zasłony. Promienie słońca uderzyły mnie w twarz, a następnie rozeszły się po pokoju nadając mu cieplejszy nastrój . - I już ci mówiłam: nazywaj mnie Delphi.
- Przepraszam, przyzwyczajenie. - odparła kobieta obdarzając mnie szczerym uśmiechem.
Narcyza była tą z nielicznych zwolenników ojca, która nie zachowywała się jak kompletny lizus. Znała swoje miejsce w hierarchii i szanowała mnie, ale w jej szacunku było coś szczerego, coś co bardzo mi się podobało.
- Za piętnaście minut śniadanie. - dodała Narycyza po czym odeszła niosąc za sobą aurę spokoju i matczynego ciepła. Naprawdę nie wiem jak ta kobieta zyskała miano zimnej, czystokrwistej Lady Malfoy. Ale może to dlatego, że normalnie przy innych osobach zachowywała się całkowicie formalnie i „ślizgońsko" dopasowując swoje maski do danej sytuacji. Ale mimo wszystko bardzo ją lubię.
Poszłam do łazienki, umyłam zęby, rozczesałam swoje długie krucze włosy i ubrałam się w czarną sukienkę na długi rękaw z subtelnymi, białymi wzorami u dołu. Poszłam do jadalni. Państwo Malfoy już siedzieli przy stole, a Draco dopiero zajmował swoje miejsce. Usiadłam jak zwykle po lewej stronie Szczurka i zaczęło się śniadanie. Panowała spokojna, wręcz leniwa atmosfera i nic nie wskazywało na to, że dzisiaj jest dzień wyjazdu do Hogwartu. W pół do jedenastej świstoklikiem przenieśliśmy się do ciemnej alejki niedaleko stacji King's Cross. Dostaliśmy się na stacje pełną mugoli i przechodząc pomiędzy peronami dotarliśmy do numeru 9 i numeru 10. Spojrzałam w stronę Lucjusza wyczekująco.
- Trzeba przejść przez barierkę pomiędzy peronem dziewiątym i dziesiątym . - wyjaśnił rzeczowo Malfoy senior.
- To co... panie przodem ? - zagadnął Draco z zamiarem wymigania się od sprawdzenia, czy ta solidnie wyglądająca barierka ustąpi, czy może zmiażdży mu twarz.
Podniosłam jedynie brwi w subtelnym pytaniu: ,, Jesteś tego pewny? '' .
- Alee... może to jednak ja spróbuję pierwszy...?
- Dobry pomysł, Szczurku. - Malfoy junior i Malfoy senior wzdrygnęli się na to przezwisko. Widocznie mieli podobne zdanie co do ''pozycji Malfoy'a'' ... to nawet zabawne. I najlepsze w tym wszystkim jest to, że kto mi zabroni ? Mimo wszystko jestem córką Czarnego Pana, co oni - zwykli śmiertelnicy - mogli na to poradzić ? Jedyne co im pozostawało to cieszyć się, że nie wymyśliłam czegoś gorszego i nadzieja, że kiedyś mi się znudzi. Taak ... Nadzieja matką głupich, ale ponoć umiera ostatnia.
Młody Malfoy spojrzał jeszcze raz na mnie, a potem na swoich rodziców, a następnie z chwilowym zawahaniem wbiegł w barierkę znikając nam z oczu. Zaraz po nim ruszyłam ja, kompletnie pewna siebie ... na zewnątrz oczywiście, bo w środku kiełkowało małe wahanie co do solidnie wyglądające barierki. Jednak obawy były zbędne, ponieważ gruby metal ustąpił i z mugolskiej stacji dostałam się na peron 9 i 3/4. Rozejrzałam się do okoła. Wszędzie kłębili się ludzie żegnający nawzajem, ściskający, wchodzący i wychodzący z pociągu i ogółem było tu pełno zamieszania, a to czego nie było widać przysłaniała gęsta para z lokomotywy Express Londyn-Hogwart. Podziwiałam peron z nieczytelnym wyrazem twarzy i dumną postawą. Po paru chwilach pojawili się Malfoy'owie z Draco, którego zniknięcia nawet nie zobaczyłam. Możliwe, że w czasie, gdy ja zachwycałam się peronem oni przeprowadzili jakąś szybką pogawędkę. I prawdopodobnie ta '' pogawędka '' była o mnie, ale na razie nie będę w to wnikać. W niczym mi to nie przeszkadza i w niczym mi to nie pomoże ... na razie nie. Skrzat z cichym trzaskiem dostarczyły nam kufry.
- Więc, - westchnęłam, a następnie uśmiechnęłam się - do zobaczenia w święta.
- Do zobaczenia, pa- ... Delphi, Draco . - odparł krótko Lucjusz.
Narcyza miała co do tej sprawy inne podejście: oplotła Draco w ciepłym, matczynym uścisku, co wywołało u mnie chichot, który zamarł mi w gardle, gdy te same ręce oplotły mnie w nadal ciepły i matczyny sposób, ale też i z nutką ostrożności, zawahania. Ten gest był ... miły, naprawdę. Już dawno nikt mnie tak nie przytulał, ba nikt w ogóle mnie nie przytulał od bardzo dawna. Jednak ta chwila była ulotna i ramiona puściły mnie. Lucjusz i Narcyza wstrzymali nieświadomie oddech. Ale odetchnęli z cichą ulgą gdy wysłałam kobiecie ciepły uśmiech, ale też i trochę karcący, bo mimo, że był to miły gest ani ona, ani ja nie możemy sobie na coś takiego pozwalać.
Ja i Draco ruszyliśmy do pociągu Hogwart Exspress, a Narcyza i Lucjusz rozmawiali o czymś ledwo słyszalnym szeptem. Weszliśmy do środka przemierzając korytarz w poszukiwaniu przyjaciół chłopca. No i w końcu ich znaleźliśmy.
- Cześć, Draco ! - zapiszczała jakaś dziewczynka z twarzą mopsa, którą chyba widziałam na Pokątnej, i poderwała się z miejsca, by przytulić chłopca.
- Cześć, Pansy . - odparł zmieszany Szczurek. Dziewczynka puściła go i reszta też przywitała się z młodym Malfoy'em, ale już mniej wylewnie.
Uśmiechnęłam się pod nosem i zajęłam miejsce na pustej ławce.
- A co ona tu robi ? - fuknęła mopsica, której imię już zdążyło wylecieć mi z głowy.
- Ona ma imię. - odparłam lodowato na ten jawny brak szacunku. Draco otwierał już usta, by mnie obronić, ale wskazałam mu, aby się nie wtrącał.
- Niestety, ale nie było na tyle ważne, bym je zapamiętała. - odparła zgryźliwie.
- A powinno. - stwierdziłam chłodno wypuszczając swoją aurę z pod kontroli. Potężna, zimna magia wypełniła przedział, a moje oczy zapłonęły czerwienią. Jak na komendę wszyscy, łącznie z Draco, zbledli.
- Ja ... ty ... co, bo ... ja ... - Mopsica zaczęła się jąkać.
- Zamilcz. - rozkazałam - Twój głos jest szalenie irytujący. - stwierdziłam dobitnie.
Dziewczynka uciszyła się i usiadła w rogu przedziału spuszczając wzrok, była żałosna ,można było nią łatwo manipulować. Uspokoiłam swoją aurę. Przedział znów stał się normalny, a głosy za oknem bardziej słyszalne. Ruszyliśmy.
- A, jakby co, jestem Delphi ... Delphi Riddle. - dziewczynka kiwnęła głową - przekaz dotarł. - A wy ? - wskazałam brodą na cichych chłopców.
- B-blasie Zabini. - odparł chłopiec o ciemnej karnacji.
- Theodor Nott. - dodał innych chłopiec o czarnych włosach i czarnych oczach.
Po krótkiej, pełnej napięcia chwili do przedziału zajrzała jakaś dziewczynka.
- O, cześć wszystkim ! - przywitałam się słodkim głosem. Miała miodowe włosy i niebieskie oczy. Jej twarz była śliczna i nieskazitelna. Strasznie przypominała mi plastikową lalkę. Usiadła obok mnie i rozejrzała się po wszystkich zatrzymując wzrok na mnie. - Kim jesteś ? - zmarszczyła brwi w uroczy, dziecięcy sposób i dopiero teraz zauważyłam, że jej słodka natura to tylko maska. Hmm ... prawdziwa Ślizgonka.
- Delphi Riddle. - odparłam uprzejmie się uśmiechając - A ty ?
- Riddle ? - powtórzyła dziewczynka tracąc swoją dziecięcą maskę i kompletnie ignorując moje pytanie. - Szl- ...
- Półkrwi - przerwała jej stanowczo Pansy, a następnie znów się uciszyła. Dobra zagrywka. Ach, jednak może być ciekawie.
- Półkrwi ... - powtórzyła cicho blondynka, jakby trawiąc te słowa. - Daphne Greengrass. - dodała po chwili. - Kojarzyłam to nazwisko. Jej ojciec był, chyba jednym z tych małych lizusów ... możliwe. Zobaczy się potem ... no o ile nie zapomnę ich nazwisk .
Wskazałam Malfoy'owi, że może już się normalnie zachowywać i chłopiec od razu przybrał tą swoją dumną, arogancką maskę z której Malfoy'owie byli tacy dumni.
- Do jakiego domu chcecie trafić ? - zagadnęłam wesoło dezorientując wszystkich, oprócz Draco, który zdążył już przywyknąć do mojego szybko zmieniającego się nastroju. Odpowiedź wszystkich była taka sama: ,, Slytherin ''.
- A ty ? - zagadnęła ta ... Greengrass ,już zapomniałam jej imienia, super.
- Chyba Slytherin. - odparłam leniwie bawiąc się jocker'em z mojej tali kart; obracałam go w palcach, sprawiałam, że znikał i pojawiał się itp. Dziewczynka parsknęła.
- Slytherin to dom dla sprytnych, ambitnych i czystokrwistych osób ... przykro mi.
- Mi też przykro ... przykro z powodu twoich braków w zakresie umysłowym.
Dziewczynka znowu prychnęła, chłopcy przerwali swoją debatę na temat szkolnych drużyn Quidditch'a, a Pansy ... Pansy i tak już siedziała cicho.
- Też mi coś ...
- Pomyśl, nie było żadnego półkrwi w Slytherin'ie ?
- Oczywiście, że był , ale mi bardziej chodziło, że ty tam nie pasujesz.
Zignorowałam tą obraźliwą część wypowiedzi dochodząc do sedna.
- A wiesz, jak nazywał się pierwszy półkrwi, który dostał się do Slytherin'u ?
- Tom Ri- ... - dziewczynka rozszerzyła oczy w kompletnym szoku.
- Tom Riddle. - dokończyłam za nią z drapieżnym uśmieszkiem.

- Ale ... ale on ... on podobno ... - zaczęła ''Laleczka'' ledwo się opanowując.

- Na pewno.
- Nie ... ty ... ty jesteś ? - dzieci, oprócz Draco, zbladły.
- Jestem jego córką. - zapadła głucha cisza.
- Nie.
- Tak. - dodał Draco zwracając na siebie uwagę.
Cisza przeciągała się w nieskończoność. Wszyscy wpatrywali się we mnie. To był trochę dziwne i na pewno nudne. Zmieniłam maskę na nieczytelną i rozpoczęłam kompletnie normalną, przyjacielską rozmowę z Draco. Po kilku napiętych minutach inni, oprócz Pansy, również zaczęli rozmawiać, chwalić się tym co mają lub co dopiero dostali czy grać w szachy. Pograłam też parę rundek w karty z Draco. Przerwała nam tylko raz pani z wózkiem i jakaś dziewczynka szukająca ropuchy. Za oknem było już ciemno, gdy dotarliśmy na stacje w Hogsmeade. Przebraliśmy się w szaty Hogwartu, a bagaże, jak polecił bliżej nieznany kobiecy głos, zostawiliśmy w przedziale. Całą stacje zajmowali podekscytowani uczniowie. Byli wręcz jak fala tsunami - szli prosto przed siebie, do celu mijając lub niszcząc wszystko do o koła. Starsi rozpychali się, by dostać do powozów, a młodsi ...
- Pirszoroczni! Pirszoroczni tutaj !
... kłębili się obok tego, jak mu tam ? No tego olbrzyma od Potter'a. Mężczyzna był zarośnięty, gruby i bardzo wysoki, no jak na olbrzymy przystało. Wystawał ponad głowami najstarszych osób i nawoływał:
- No, dalej, za mną ... są jeszcze jacyś pirszoroczni ? Patrzyć pod nogi ! Pirszoroczni za mną ! - powtarzał
Jego sposób wymowy ranił boleśni w uszy, ale nie wszyscy mieli to szczęście pobierania nauk poprawnego wysławiania się ...
- Po czterech do łódki ! - zawołał olbrzym sam zajmując jedną z łodzi.
Pansy, Laleczka i ci dwaj chłopcy zajęli sobie jedną z łódek, a do Szczurka przyczepiły się jakieś dwa osiłki i w ich łódce nie było już dla mnie miejsca. Nie przeszkadzało mi to, ponieważ wychwyciłam wzrokiem Potter'a i znikając moim towarzyszą z oczu dołączyłam się do łódki Harry'ego. Ledwo zdążyłam usiąść, a już ruszyliśmy. Łodzie płynęły same przez Czarne Jezioro. Dryfowaliśmy powoli w świetle księżyca.
- Cześć, Potter . - przywitałam się z miłym uśmieszkiem.
Harry podskoczył o mało co nie wypadając z łódki, prawdopodobnie nie zauważył jak wsiadałam. Nie mogłam się powstrzymać i zachichotałam na reakcje Złotego Chłopca.
- Cześć. - przywitała się ze mną ta sama dziewczynka, która szukała ropuchy. - Jestem Hermiona Granger.
- A ja Ron Weasley. - dodał rudy chłopiec z tępym wyrazem twarzy.
- Delphi Riddle. - odparłam leniwie, po czym zwróciłam się do Złotego Chłopca. - Pamiętasz mnie ?
- Trudno, cię nie zapomnieć. - warknął chłopiec z miną, która sugerowała, że bardzo chętnie wypchnąłby mnie z łódki. - Nie zdążyłaś mi powiedzieć nic o tym swoim nazwisku.
Otworzyłam usta, żeby mu odpowiedzieć, ale przerwały mi głośne westchnienia innych. Podniosłam wzrok i mym oczom ukazał się wielki, piękny zamek. Był szary z wieloma basztami i wieżami. No po prostu cud architektury. Był podobno bardzo dobrze maskowany i gdy jakiś mugol patrzył mógł zobaczyć jedynie ruiny zamku i tabliczkę z ostrzeżeniem przed niebezpieczeństwem zawalenia się konstrukcji. Jednak osoby obdarzone magicznym talentem widziały tu ten piękny zamek Hogwart.

Zanim się spostrzegliśmy byliśmy już u celu naszej wyprawy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top