O N E

-Marc rusz się bo spóźnimy się do szkoły!- zawołała Vi moja najlepsza przyjaciółka

-A od kiedy to jesteś taką pilną uczennicą?- spytałam sarkastycznie

-Od wtedy gdy na pierwszą lekcję przychodzi nowy chłopak- powiedziała rozmarzona. No tak, mogłam się domyślić. Via największa szkolna plotkara i imprezowiczka śpieszy się do szkoły? TO MUSIAŁ BYĆ CHŁOPAK.

-Dobra już jestem. Widzę że się rozgościłaś.- spojrzałam na jedzącą moje śniadanie przyjaciółkę.

-Ja cię wożę do szkoły, ty mnie dokarmiasz. Przy okazji, przekaż mamie że robi najlepsze naleśniki.

-Dobra, rusz dupę "Bo się spóźnimy"- powiedziałam przedrzeźniając ją.

Droga autem zajęła nam jakieś 20min. niby szybciej, ale korki w Nowym Yorku potrafią być denerwujące.  Wysiadłyśmy z auta i skierowałyśmy się w stronę naszych szafek. Chodzimy dopiero do pierwszej liceum, a już jesteśmy dosyć rozpoznawalne w całej szkole, przez co ludzie bacznie nas obserwowali. A dla czego jesteśmy takie rozpoznawalne? Proste. Mój brat chodzący do drugiej klasy już zajął stołek kapitana drużyny koszykarskiej, więc należy do "elity". Na szczęście nie jest tak chamski jak większość elitarnej populacji. 

-Ziemia do Marceline! - moje rozmyślenia przerwała Vi krzycząca mi do ucha

-Nie drzyj się tak kobieto, bo jeszcze  ogłuchnę i kto ciebie wysłucha?

-O czym rozmawiacie laski?- Spytał Dean podchodząc do nas z resztą paczki, czyli bliźniakami Marcusem i Oliverem, Jacobem, Alice i Jeną

-O tym, że jak ogłuchnę przez Vi, to nie będzie miał kto ją słuchać

-Nie prawda! Wiele osób chce mnie słuchać!- powiedziała Vi

- Przykro mi ale muszę przyznać rację Marc- odezwał się Olivier- i tak nie wiem jak ona wytrzymuje twoje ciągłe gadanie.

-Ugh... Ale wy mili- powiedziała sarkastycznie Vi

-Dobra chodźcie na biologię- odezwała się Jena

Odeszliśmy do klasy od biologi przed którą stała już nauczycielka. Pani Jansen. Nie lubię tej kobiety, a przez to nie lubię też biologii.

-Panno Finnegan jak zwykle ledwo zdążyłaś.- powiedziała jakby zawiedziona? Znowu pragnie wysłać mnie do dyrektora za zbyt dużą ilość spóźnień. Pff, marzenia.

-Ale zdążyłam - odpowiedziałam z przekąsem

Nauczycielka nie odpowiedziała mi tylko zaczęła prowadzić lekcję. Po jakichś 5 minutach drzwi od klasy się otworzyły a w nich stanął przystojny brunet. Nagle pani Serpens się odezwała.

-Och prawie bym zapomniała!

-Jak zwykle zresztą- mruknęłam

-Marceline mówiłaś coś?

-Nie, nic proszę pani.

-No dobrze a więc przedstawiam wam nowego ucznia- zawiesiła się na chwilę- Jonathana Bersleya. Może opowiesz coś o sobie?

-Podziękuję...

-No dobrze a więc usiądź koło Marceline.- wskazała na mnie. Obejrzałam się i zauważyłam że koło mnie jest jedyne wolne miejsce.- Marceline liczę że pomożesz nowemu koledze w znalezieniu klas i tym podobnych.

-Oczywiście - powiedziałam znudzonym głosem i spojrzałam na przyjaźnie uśmiechającego się chłopaka.

-Cześć, jestem Jonathan, ale mów mi John miło mi- uśmiechnął się ukazują rząd białych zębów niczym z reklamy Colgate.

-No hej, jestem Marceline, ale mów mi Marc, mi również miło - uśmiechnęłam się pogodnie

Do końca lekcji starałam skupić się na nauczycielce, jednak skutecznie utrudniała mi to myśl o tych pięknych butelkowo - zielonych oczach i kasztanowych włosach.




________________________________________________________________________________

No to mamy pierwszy rozdział.

Komentujcie i piszcie co można zmienić


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top