Rozdział 4

Jin bez zastanowienia zaczął działać. Był w końcu aniołem szaleństwa. Widząc jak Aleksander zagaduje policjantów sprawił swoimi sztuczkami, że chłopak nagle zaatakował policjanta. W efekcie został on aresztowany, a policjanci wpakowali go do radiowozu i zabrali na komisariat. - No to mam go z głowy - pomyślał. Ruszył za dziewczyną zadowolony z siebie. Mimo wszystko coś kazało mu mieć ją na oku.

W międzyczasie, gdy dziewczyna była już na zewnątrz, z tyłu klubu pojawiły się za nią trzy demony. Ruszyły za nią jak drapieżne bestie za ofiarą.

Lucyfer stał w mroku i uśmiechał się z zachwytem. - No dalej moje bestie czas naznaczyć niewinną.

Cassy idąc szybkim krokiem poczuła, że ktoś za nią stoi. Była przekonana, że to jej przyjaciel po prostu dogonił ją tak szybko. Jednak, gdy się odwróciła zobaczyła trzy potwory, bo tylko tak mogła nazwać te istoty. Twarze mieli jak spalone ogniem, oczy czarne otoczone czerwienią, u rąk długie czarne szpony, a na szyi skrzela jak u ryby. Rzucili się na nią nim zdążyła krzyknąć. Dorwała z ziemi jakiś luźny kamień i próbując się bronić rzuciła w jednego trafiając prosto w głowę. Drugi już rzucał się na nią z rozbiegu. Kopnęła go z półobrotu przewracając na ziemię. Jednak trzeci zdążył ją złapać. Odwrócił ją ku sobie i przyłożył dłoń do twarzy. Patrząc jej w oczy wysyczał - Ex nunc tu autem sine nomine - jasne światło uderzyło w nią, a potem potwór odwrócił ją do siebie plecami i otworzył gębę wysuwając ostre zęby. Cassy z przerażeniem patrzyła jak dwa kolejne idą w jej stronę.

W tym samym momencie rozległ się gwizd i demony spojrzały w tamtą stronę. Jin siedział na kontenerze z cynicznym uśmiechem - No dobra panowie... Albo zostawicie ją w spokoju albo zrobię z was sziszkebab - powi, a w jego dłoni pojawił się fioletowy płomień. Gdy nie usłyszał odzewu westchnął i zanim ktokolwiek zdążył się zorientować Jin trzymał na rękach dziewczynę, a demon, który wcześniej ją miał zginął jak jego towarzysze trawiony przez ogień.

Cassy czuła się jakoś dziwnie. Wszystko w środku niej jakoś dziwnie wibrowało. Patrzyła na nieznajomego z przerażeniem mieszającym się z ulgą - Czy to były? - zaczęła, a on spojrzał jej w oczy - Demony - odparł od razu. Skinęła niepewnie głową. - Jestem Cassy - wyszeptała czując, że obraz przed jej oczami dziwnie się rozmazuje. Po chwili po prostu straciła przytomność.

Jin trzymał ją mocno jednocześnie zastanawiając się nad tym co teraz może zrobić. Postanowił nie zabierać jej do siebie. Nie wiedział, gdzie ona mieszka, więc jej dom także odpadał. Wynajął więc pokój w hotelu. Recepcjonistka dziwnie mu się przyglądała widząc Cassy w jego ramionach nieruchomą. - Czy wszystko z nią w porządku? - zapytała, a Jin skinął głową - Przesadziła z alkoholem - wymyślił na poczekaniu i używając swojego daru sprawił że kobieta mu uwierzyła. Wniósł Cassy do pokoju i położył na łóżku. Jej włosy rozsypały się kaskadą po poduszce. Mógł się jej teraz dłużej przyjrzeć. Musiał przyznać, że była naprawdę urodziwa. Jego instynkt zapragnął zobaczyć więcej jej ciała, ale pohamował sam siebie. Nie mógł sobie na to pozwolić. Zwłaszcza, że na poważnie zamierzał się zmienić. - Co ty robisz Jin? Chyba zwariowałeś- skarcił sam siebie i przykrył dziewczynę kołdrą po czym sam zdejmując bluzę usiadł w fotelu powoli przysypiając.

Cassy ocknęła się pół godziny później. Była wykończona. Jakby ktoś od środka skopał ją i to na maksa. Usiadła na łóżku i rozejrzała się. Nie była u siebie. W ogóle nie wiedziała, gdzie jest. Na fotelu spał dziwny DJ z klubu, który uratował ją przed tymi stworami. Była wystraszona i nie zamierzała czekać, aż gość się obudzi. Po cichu odsunęła kołdrę i ruszyła do drzwi planując ucieczkę.

-Tak się odwdzięczasz za ratunek? - rozległ się głos Jina, gdy otworzył jedno oko patrząc na nią.

Cassy aż podskoczyła ze strachu. Odwróciła się do niego i uniosła dłonie ku górze w geście poddania wciąż jednak cofając się do drzwi. - Jestem Ci wdzięczna, naprawdę, ale... Chyba lepiej będzie jak już pójdę do domu - odparła czując już na plecach klamkę.

-Nie wiem czy wiesz, ale twój chłopak siedzi w areszcie za napaść na policjanta, nie masz do kogo wracać - odparł, a jego twarz nie wyrażała niczego. Nagle zjawił się tuż przed nią - Co taka piękna dziewczyna jak ty z nim właściwie robiła? - zapytał uśmiechając się uwodzicielsko.

Cassy patrzyła na niego z niedowierzaniem - Alec to nie jest mój chłopak, to przyjaciel... - zaczęła patrząc w podłogę. - Zaraz... Jaka napaść na policjanta? To do niego nie pasuje, on nawet muchy, by nie skrzywdził- odparła i spojrzała na chłopaka - Ty! - krzyknęła mu prosto w twarz - Ty mu coś zrobiłeś, tymi swoimi... Abra kadabra! - wrzasnęła. Odepchnęła go mocno od siebie i wybiegła z pokoju obierając pierwszy lepszy kierunek. Gdy trafiła do wyjścia i znalazła się na chodniku rozpoznała okolicę. Mieszkała niedaleko. Rzucając się biegiem w stronę domu Marzyła tylko o tym, by zapomnieć o wszystkim co się wydarzyło. Zapomnieć i znowu żyć jak dawniej.

# Od Autorki

Jest kolejny rozdział. Mam nadzieję, że będzie się Wam podobać tak jak poprzednie. Z Danielem wciąż tworzymy ciąg dalszy. Sama jestem ciekawa jak ta nasza historia się zakończy.

No to teraz czas na was. Komentujcie i dawajcie gwiazdki. Czekamy z niecierpliwością.

Pozdrawiam

Roxi

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top