Rozdział 26

Jin zabrał Cassy do hotelu w którym sam już mieszkał. Była zmęczona i wystraszona. Postanowił zabrać się za przygotowanie kolacji dla dwojga. Napewno była głodna. Cassy w tym czasie poszła do łazienki, by wziąć prysznic. Musiała sobie wszystko poukładać. Nie wiedziała jednak czy to jest jeszcze możliwe. W dodatku z każdą chwilą coraz częściej zmieniała się w...potwora.

Jonathan w jednym momencie poczuł się dziwnie. Niewidzialne dłonie oplotły go w pasie i zakryły usta. Talerze wypadły mu z rąk. Mimo starań ktoś na siłę przeniósł go w inne miejsce. Jedyne co udało mu się zrobić to kopnięcie w stół, który od siły ciosu po prostu się przewrócił.

Cassy usłyszała hałas i szybko wyszła spod prysznica. Ubrała się w ciuchy jakie kupił jej po drodze Jin i wyszła do kuchni pośpiesznie wycierając włosy ręcznikiem. Kiedy zobaczyła przywrócony stół i pełno szkła na podłodze zaczęła panicznie szukać Jina. Jednak, gdy go nie znalazła jej strach przerodził się w przerażenie.

-Lucyfer!-krzyknęła. -Lucyfer!-powtórzyła raz, drugi, trzeci, a jej skóra płonęła żywym ogniem. Diabeł znalazł się przy niej i spojrzał na nią z irytacją.

-Rozumiem, że się stęskniłaś, ale żeby tak szyb..

-Ktoś porwał Jina!-krzyknęła, a Lucyfer spoważniał.

-Po co mi to mówisz?-zapytał z drwiną.

-Musisz mi pomóc go odnaleźć-odparła poważnie.

-Och maleństwo ja nic nie muszę- odparł pogładziwszy ją po głowie.

-W takim razie- odparła, a jej oczy zaszły czernią- Zwrócę się o pomoc do mojego ojca-odparła, a wtedy Lucyfer mocno szarpnął ją za rękę.

-Czekaj..żartowałem mała-odparł całkowicie zaskakując dziewczynę.

-Czyli pomożesz mi?-zapytała spoglądając na niego niepewnie.

-Pomogę, ale najpierw musimy się upewnić, że nikt Cię nie śledzi-odparł i jednym ruchem dłoni sprawił, że odrobinę zafalowało powietrze. -Ok, wygląda na to, że jest bezpiecznie, ale ślad po magicznej próżni przez którą zabrali Jina jest znikomy. Trochę mi zajmie odbudowanie przejścia- wyjaśnił, a Cassy skinęła głową.

-Proszę Cię odnajdź go, gdziekolwiek jest...Zrobię wszystko co zechcesz tylko go znajdź

-Takiej odpowiedzi oczekiwałem z twoich ust, dam ci znać kiedy odbuduję przejście i gdy dowiem się czegoś więcej, a ty masz nie wyściubiać nosa za próg tego pokoju- nakazał i całując ją na pożegnanie w policzek zniknął w powiewie ciepłego wiatru.

-Świetnie!-krzyknęła- Czyli jak zwykle mam zostać sama i bezczynnie czekać - odparła i zrezygnowana opadła na kanapę.

-Mam lepszy pomysł, by umilić ci czas- usłyszała za plecami głos Michaela.

Zerwała się z miejsca. Jak Lucyfer mógł go nie wyczuć? Może wie, że archanioł tu jest i chce się mnie pozbyć z jego ręki?-zastanawiała się burzliwie i jednocześnie szukała czegoś co mogłoby posłużyć za broń.

-Cassandro po co ten cały cyrk? Czy nie lepiej byłoby dogadać ci się z Gabrielem niż chwytać za broń na której się nie znasz?

-Dogadać? Co przez to rozumiesz? Mam pozwolić, by mnie zabił?!Przecież to próbował zrobić!!-odparła z gniewem.

-Może, ale nie dałaś mu wyboru...

-A on mi dał? Nie prosiłam się na ten świat, doskonale wiedział co robi zbliżając się z matką, a teraz myśli, że jak się mnie pozbędzie to znów stanie się krystalicznie czystym aniołkiem- odparła dość dosadnie dobierając słowa

-Jesteś tak podobna do swojego ojca- westchnął i zniknął w blasku.

Jego słowa zabrzmiały dla niej trochę jak obelga. Oburzona usiadła znów na kanapie jednak fakt, że Michał ją znalazł nie spodobała się jej i zaczęła się obawiać, że nie ma takiego miejsca w którym mogłaby się ukryć.

Musiała skontaktować się z Aleksandrem. Bała się jednak co powie, gdy ją zobaczy, więc uznała, że lepiej najpierw zadzwonić. Znała numer przyjaciela na pamięć. Wykręciła kolejne cyfry i zaczekała, aż odbierze.

-Halo?- usłyszała zaspany głos chłopaka. Spojrzała na zegarek. Pierwsza w nocy. No tak. Trochę słaba pora na telefony. No ale nic nie mogła poradzić. Kto wie co się wydarzy za parę godzin.- Halo?-powtórzył cicho, a Cassy ledwo słyszalnie westchnęła.

-Alec...-odparła niepewnie.- Proszę nie rozłączaj się, ja chciałam Cię przeprosić i...

-I co?

-I usłyszeć twój głos. Nikogo oprócz ciebie nie mam...-wyszeptała-Dobranoc Alec- odparła cicho. 

-Cassy poczekaj- usłyszała- Czy...jesteś bezpieczna?

-Nie Alec i raczej nigdy już nie będę - odparła łamiącym się głosem

-Gdzie jesteś?- jego pytanie zabrzmiało nagle bardzo poważnie

-Dobranoc Alec

-Cassy!Cassy!!- krzyknął, ale wtedy dziewczyna odłożyła słuchawkę.

Oparła głowę o ścianę i starała nie rozpłakać. Już tak mocno tęskniła za dawnym, nudnym życiem. Za przyjacielem. Za przybraną mamą. Nawet za szkołą. Jednak to była  przeszłość. Dawne życie prysło jak bańka mydlana i już nigdy nie miało być normalnie. Teraz musiała zawierzyć Lucyferowi, musiała zawierzyć mu życie swoje i Jina gdziekolwiek teraz był...

#Od Autorki

Kolejny rozdział. Mam nadzieję, że wam się podoba.

Daniel pewnie będzie zaskoczony, bo przez moje wstawki i małe zmiany nieco odmienia się całe opowiadanie no ale tak już musi zostać, sorki Danio 😘😘

Piszcie komentarze i klikajcie gwiazdki

Pozdrawiam serdecznie

Roxi


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top