Rozdział 23

-Gdzie on jest?!-krzyknęła ponownie na Lucyfera, gdy prowadził szybko samochód przez całe ulice Rzymu.

-Naprawdę sadzisz, że został w tym kraju? Nie, wracamy do Twojego rodzinnego miasta!-odparł wreszcie z dawnym gniewem sam diabeł.

-Pamiętaj, kiedy się okaże,że coś mu się stało poznasz mnie z najciemniejszej strony- zagroziła.

-Pamiętaj, że ja też mogę zacząć być tym złym, a jeśli mnie zabijesz twój przyjaciel umrze w męczarniach- odparł z uśmiechem patrząc w lusterko.
Cass siedząc za nim dostrzegła błysk czerwieni w jego oczach. Jednak, gdy sama poczuła gniew, a on dostrzegł jej wyraz twarzy i mrok w spojrzeniu, uśmiech zniknął z jego twarzy.

Resztę drogi jechali  w milczeniu. Jin spoglądał na Cassy z lekkim strachem i siedział jak najdalej mógł. Kochał ją, ale zadawał sobie pytanie czy na tyle mocno, by zaakceptować to, iż jest ona po części potworem?

Cassy czuła się dziwnie. Odkąd jej matka dotknęła jej twarzy swą dłonią czuła się jakby powoli znikał jej dawny świat. Czuła swoją moc. Lubiła ją. Czuła jak wielką ma w sobie siłę. Mimo, że kochała Jina to widziała w nim coś jeszcze. Czarną lśniącą aurę. Aurę szaleństwa. Była tego pewna. Gdy wspominał, że jest aniołem szaleństwa nie do końca w to wierzyła, ale teraz miała na to dowód.

Wiedziała, że  będzie musiała odzyskać jego zaufanie. Zbyt wiele spraw wyszło na jaw w nieodpowiednim momencie.

Lucyfer zabrał ich prywatnym helikopterem do Brooklynu,  rodzinnego miasta Cassy. Kiedy po długim locie wreszcie zobaczyła znajome miejsce odetchnęła z ulgą. Wysiadła zaraz za Lucyferem i gdy tylko znalazła się na twardym gruncie chwyciła Lucyfera za rękę i odwróciła twarzą do siebie.

-Gadaj, gdzie jest Alec?!- rozkazała.
Dla przyjaciela była gotowa do wszystkiego. Lucyfer spojrzał na nią niezrozumiałym wzrokiem w którym czaił się tylko mrok.

-Uspokój się, niebawem go zobaczysz- odparł.

-Obyś mówił prawdę, bo inaczej oddam Cię w ręce mojej matki- stwierdziła, a on skinął głową i przez moment ujrzała w jego oczach niepokój.

Doprowadził ich do ciemnego tunelu. Właściwie była to jakaś stara fabryka, a dokładniej jej piwnice. W ciemnościach słychać było ciche jęki i mlaskanie butów przesiąkniętych od wody.

-Alec?!!-zawołała idąc za Lucyferem.

-Cassy?-usłyszała cichy głos przyjaciela. Pobiegła tam omal nie przewracając Lucyfera. Kiedy w ciemnościach odszukała przyjaciela był przykuty do muru łańcuchami. Siedział cały mokry od wilgoci.

-O matko Aron...

-Ja...nie pamiętam skąd się tu wziąłem...i te łańcuchy...

- Lucyfer!!!!-krzyknęła wściekła, a diabeł stanął obok niej.
-Łańcuchy, już!!-warknęła.
Lucyfer, żeby było śmiesznie machnął ręką i małe iskry sprawiły, że kajdany od tak zniknęły. 

-O...shit co tu się...kto to...Lucyfer....oo...powiedz coś Cassy- Zaskoczenie Aleca było dla niej zrozumiałe. Pomogłam wstać i wyszliśmy wszyscy przed fabrykę.

-Dobra, nie wiem o co tu chodzi, ale mam dość !!- odparł Aleksander i ruszył szybko w stronę postoju taksówek.

-Alec!!!-krzyknęła biegnąc za nim.

-Cassy nie!!! Zostań i nie zbliżaj się do mnie!!!,- krzyknął i wsiadając do taksówki odjechał.

-Alec...-szepnęłam.
Potem ze łzami odwróciła się do Jina i Lucyfera.

-Moje życie jest totalnie do dupy i to przez was...-odparła i rzuciła się biegiem do kolejnej taksówki. -Wypisuję się z tego wszystkiego!!! Bawcie się dalej sami!!!-odparła płacząc i odjechała taksówką kierując się w stronę domu babci.

#Od Autorki

Kolejny rozdział.  Myślę, że jest ciekawy.

Mam nadzieję, że dla was także

Czekam na wasze komentarze i gwiazdki

Pozdrawiam

Roxi

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top