Rozdział 19

Lądując w Watykanie nie oczekiwała odsieczy aniołów, które pokonają Lucyfera. Miała tylko nadzieję, że diabeł nie będzie chciał jej zabić. Tak strasznie chciałam, żeby ktoś mi pomógł. Diabeł otworzył drzwi od helikoptera i szarpiąc dziewczynę za rękę wyciągnął siłą na zewnątrz. Już z nim nie walczyła. To mu się podobało. Tylko łzy płynące po jej policzkach sprawiały, że po raz pierwszy od wieków czuł się podle. Znał ją od początku. Wiedział więcej o niej niż sama Cassandra.

Dziewczyna zerkała na niego nie rozumiejąc jak za twarzą jej kochanego przyjaciela może kryć się potwór wprost z piekieł. Nie chciała z nim walczyć, bo bała się, że zrobi krzywdę Aleksandrowi. Wiedziała jednak, że nie pozwoli mu tak się traktować. Kiedy Lucyfer zatrzymał taksówkę popchnęła go na nią i zaczęła biec ile sił w nogach. Nawet nie wiedziała dokąd. Musiała tylko jak najszybciej gdzieś się ukryć. Skrecając w prawo wbiegła w pustą alejkę, gdzie o dziwo nikt nie przechodził. To nie było dla niej dobre. Jeśli Lucyfer będzie ją gonił od razu ją zauważy.

Biegnąc nagle na kogoś wpadła. Odsunęła się wystraszona, że to Lucyfer. Jednak ujrzała zupełnie kogoś innego.
-Tata?
- Witaj Cassandro- odparł i uśmiechnął się do niej.
-Szybko, musimy uciekać!!-powiedziała łapiąc ojca za rękę. Ten jednak szybko się od niej odsunął.
-Nie kochanie, to ty musisz uciekać- odparł, a na jego plecach pojawiły się śnieżnobiałe skrzydła.
-Co? Ale... ja nic nie rozumiem
- Och maleństwo... to proste teraz jesteś bezimienną, a gdy Cię zgładzę Lucyfer ponownie będzie osłabiony i będę mógł wraz z Bogiem odzyskać nad nim władzę.
-Przecież ...jesteś aniołem? To ty jesteś Gabrielem?
- Jak widać, miałem inne plany co do Ciebie, ale wszystko się zmieniło
-O czym ty mówisz?
-Jakie to ma znaczenie? Robię co muszę, żegnaj słoneczko-odparł i cisnął w Cassy złotą kulą. Ciemna postać znalazła się nagle tuż przed dziewczyną i przyjęła atak na siebie. U stóp dziewczyny upadł mężczyzna. Kiedy spojrzał na nią słabo rozpoznała w nim Lucyfera. Poczuła gniew i mrowienie, a właściwie ból w swoich dłoniach. Całą kłębiącą się w nich moc cisnęła w unoszącego się lekko nad ziemią anioła. Gabriel zachwiał się, a jego skrzydła nagle zaczęły znikać.
-Pożałujesz...-wykrztusił i zniknął w jasnym świetle.

Cassy uklęknęła przy Lucyferze. Ten spojrzał na nią z lekkim zaskoczeniem.
-No dalej... czemu nie uciekasz?-zapytał i spróbował się podnieść.
-Aaa!!- krzyknął. Cassy położyła dłoń na jego ramieniu.
-Nie ruszaj się-odparła i podniosła delikatnie jego koszulkę. W jego klatce piersiowej wciąż lśniła anielska moc tworząc coraz większą ranę. Cassy wyciągnęła rękę w ich stronę i drobinki złotej materii przeszły wgłąb jej dłoni. Lucyfer odetchnął głębiej. Cassy kucając patrzyła mu w oczy
-Więc tak wygląda pan i władca piekła?
-Zwykle ludzie inaczej reagują-odparł co chwilę krzywiąc się z bólu.
-No popatrz...- odparła uśmiechając się. -Pomogę ci wstać- odparła, ale on pokręcił głową.
-Nie, nie dam rady... Mam inny pomysł-odparł i łapiąc mnie za dłoń otoczył nas ogniem. W mgnieniu oka znaleźliśmy się w luksusowym salonie z widokiem na Bazylikę św. Piotra. Lucyfer z widocznym trudem stanął na nogi i w jednej chwili się zachwiał. Cassy podbiegła do niego i złapała go zanim upadł. Spojrzeli sobie głęboko w oczy. W jednej chwili serce Cassy zabiło nieco szybciej, ale momentalnie przewróciła się do porządku. Pomogła mu dojść do kanapy i ostrożnie usiąść.
-Masz tu jakąś apteczkę?
- Nie wiem...
- Dobra poszukam- odparła i zaczęła zaglądać do różnych pomieszczeń. W łazienkowej szafce znalazła małą apteczkę jednak jej zawartość była dość skąpo wypełniona. Za to w jednej z sypialni znalazła w komodzie bandaże, więc wróciła z tym do salonu. Kiedy doszła do drzwi zobaczyła diabła bezwładnie leżącego na podłodze.
-Lucy!!!-potrząsała nim, ale nawet nie drgnął. Jego koszulka przesiąknęła krwią.

Cassy zastanawiała się co teraz zrobić. Z jednej strony mogła uciekać i zostawić go tak samego. Jednak z drugiej strony pozostawienie go po tym jak ją uratował nie było dla niej wykonalne. Pochyliła się nad nim sprawdzając czy oddycha. Jego klatka ani drgnęła. Nie, nie, nie. Czy diabeł może umrzeć? Sama nie wiedziała. Zaczęła go reanimować. Czuła, że tylko on da jej odpowiedź na wiele nurtujących ją pytań. Musiał żyć. Jednak nie dawał oznak życia. Cassy zaczęła się bać, że już za późno. Wtedy jej dłonie znów zapiekły od mocy. Przycisnęła je do jego piersi i pozwoliła mocy wniknąć w jego ciało.

Rany zaczęły znikać, a Lucyfer po chwili usiadł głęboko łapiąc.  oddech. Jego oczy zapłonęły ogniem i znów przybrały niebieską barwę. Dotknął swojej klatki piersiowej na której nie było śladu ataku Gabriela i z niedowierzaniem spojrzał na dziewczynę.
-Uratowałaś mnie?
-Nie dziękuj- powiedziała i ruszyła w stronę kuchni.
-Chcesz kawę panie władco?
- Co?
- No kawę, nigdy nie słyszałeś o takim czarnym płynie?
-No jasne, kawa, tak... popro..znaczy zrób- odparł i chwiejąc się wstał z podłogi. Cassy cicho zaśmiała się i poszła postawić wodę na gazie. Lucyfer stanął w drzwiach i z zainteresowaniem przyglądał dziewczynie.
-No co?
- No nic, zastanawiam się
-No...to myśl i daj znać jak sobie przypomnisz, gdzie jest Aleksander-odparła i zalała kawę wrzątkiem. Lucyfer wziął swój kubek i ruszył do pokoju. Cassy zrobiła to samo. Jednak wychodząc do salonu poczuła się dziwnie. Pociemniało jej przed oczami. W jednej chwili stała w wielkiej bibliotece, a dwóch księży prowadziło ją do jednej z półek. Wyjęła z niej księgę Henocha i nagle regał odsunął się ujawniając korytarz. Wizja zniknęła. Cassy znów stała w drzwiach salonu.
-Aaa!!- jęknęła i upuszczając kawę sama zachwiała się na nogach.
Lucyfer złapał ją i biorąc na ręce zaniósł na fotel.
-Dobrze się czujesz?
- Nie wiem... Ja...widziałam... jakaś biblioteka i ...
- Spokojnie, pomówimy o tym później, teraz siedź, a kawę zrobię tobie ja- odparł i ruszył do drzwi nieznacznie uderzając w nie pięścią. Znowu to samo- pomyślał wściekły, że nie ma zbyt wiele czasu.

#Od Autorki

Kolejny rozdział. Mam nadzieję, że wam się podoba.

Ta historia będzie jeszcze bardziej zagmatwana i może interesująca?

Kto wie jak potoczy się los Cassy, Jina i na czym tak bardzo zależy Lucyferowi?

Dawajcie gwiazdki i komentarze no i czekajcie z niecierpliwością na kolejne rozdziały

Pozdrawiam

Roxi

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top