Rozdział 9

Rozejrzałam się po celi. Wszystko zamarzło. Stałam tak i patrzyłam na to z szeroko otwartymi oczami. Z moich ust unosiła się para.
Czułam na sobie spojrzenie Areta. Jednak ja nadal gapiłam się przed siebie. Prosto w moje odbicie.
Nie do takiego widoku w lustrze przywykłam. Patrzyłam na wychudzoną dziewczynę. Miała na sobie zniszczone spodnie i kaftan, który przepasywał czarny pasek, a na nogach posiadała czarne, wysokie kozaki ze skóry równie zniszczone.
Ale to nie ubiór mnie tak dziwił. Osoba odbita w lodzie miała zielone oczy, które teraz otwierała coraz szerzej. Te oczy były zielone jak trawa zaraz po deszczu. Długie, czarne włosy spływały po jej ramionach. Różane usta miała otwarte i z niedowierzaniem gapiła się we mnie. To byłam ja.
Dopiero po chwili się ocknęłam. Skierowałam mój wzrok na Areta. On rozglądał się zafascynowany dookoła.

- Źle cię przydzielili. Nie jesteś magiem ziemi. Ty panujesz nad żywiołem wody - szepnął. - Dlaczego mi nie powiedziałaś? -spytał z wyrzutem.

- Nie wiedziałam - odparłam zszokowana.

Świetnie. Kolejna rzecz, o której nie miałam zielonego pojęcia.

- Ktoś tu idzie - szepnęłam, słysząc miarowe stuknięcia butów na posadce.

- Ja nic nie słyszę.

- Ale ja tak. Ktoś tu idzie - powtórzyłam.

- Musisz to cofnąć. Nie mogą się dowiedzieć o twoim żywiole. Póki twoja magia będzie tajemnicą, to może uda nam się uciec - kiedy mówił te słowa, jego oczy zabłysły nowym blaskiem.

- Ale ja nie wiem, jak to cofnąć! Nie panuję nad tym! - szepnęłam spanikowana. Kroki się zbliżały.

- Skup się!

- Nie potrafię - zaczynałam coraz bardziej panikować, a lód stawał zdawał się być coraz grubszy.

- Dasz radę. Wierzę w ciebie!

Zamknęłam oczy. Przypomniałam sobie uczucie, które towarzyszyło mi, gdy zamroziłam celę. Zaczęłam oddychać powoli i równomiernie. Skupiłam cały swój umysł na cofnięciu tego co zrobiłam.

- Nic z tego - powiedziałam otwierając oczy.

- Jeśli cię przeniosą, to Ben się załamie! - krzyknął zrozpaczony Aret.

Miał rację. Chciałam być dla tego chłopca jak siostra. Chciałam mu zwrócić nadzieję. Chciałam mu oddać stracone dzieciństwo.
Spojrzałam na Bena. Tak słodko spał, nie wiedząc o niczym. Nie mogłam go zawieść.
Kroki były coraz bliżej. Aret też je już słyszał. Dziesięć metrów, dziewięć...
Zamknęłam oczy i zacisnęłam pięści. Westchnęłam cicho czując energię przepływającą przez moje ciało, powodując przyjemne mrowienie. Serce wypełniło nie znane mi uczucie.
Drzwi do celi otwarły się z hukiem. Otworzyłam oczy. Stałam pośrodku celi. Żelaznej i nie zamrożonej celi. Udało mi się.
Strażnik przyjrzał mi się uważnie. Potem skierował swoje spojrzenie na Areta i Bena. Wzruszył ramionami i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Zamknęłam powieki. Serce waliło mi jak oszalałe. Oparłam się o ścianę. Poczułam dłoń Areta na moim ramieniu.

- Wszystko dobrze? - spytał, a ja otworzyłam oczy.

- Tak, chyba tak - szepnęłam cicho. - Uciekniemy stąd - powiedziałam pewnym głosem i wysiliłam się na uśmiech.

- Nie jestem magiem wody, ale w mojej wiosce było ich dużo. Widziałem, jak ćwiczą. Nauczysz się magii swojego żywiołu. Obiecuję - powiedział i spojrzał mi w oczy.

- Dziękuję - odparłam i delikatnie zdjęłam jego dłoń z mojego ramienia. Położyłam się na pryczy i szepnęłam: Dobranoc.

- Dobranoc - odpowiedział i położył się na swoim posłaniu.

Może jednak nie będzie tu tak źle. Może i jestem w więzieniu. Może i nie uda nam się uciec. Ale cieszę się. Tutaj mogę być sobą.
Poczułam chłód na palcu. Cichutko westchnęłam. Tym razem nie zamknęłam oczu. Zobaczyłam jak świat wiruje i tonie w oślepiającym blasku. Po chwili wszystko wróciło do normy.
Siedziałam na swoim łóżku, w moim pokoju. Położyłam się i zamknęłam oczy. Byłam zmęczona.
Po chwili jednak zerwałam się. Przecież trzeba było zobaczyć, czy i tu działa moja moc.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top