Rozdział 56

Nie, nie, nie. To nie możliwe. On nie mógł wrócić. Nie ten potwór.

Oj, skarbie, ranisz mnie.

- Wyłaź z mojej głowy - wyszeptałam upadając na kolana i przyciskając pięści do oczu.

Ani mi się śni, kochaniutka.

- Czego ty ode mnie chcesz?

Władzy nad pierścieniem, a tylko ty możesz mi ją dać. Poza tym, zapomniałaś już, jak pięknie mnie urządziłaś?

- Zostaw mnie - jęknęłam cicho.

Nie.

- Jak ci się udaje czytać w moich myślach z takiej odległości? - spytałam szeptem.

- To proste... przez cały ten czas ani na chwilę nie opuściłem twojego umysłu. Cały czas słyszałem twoje myśli. Wiem o tobie wszystko. Znam ciebie lepiej niż ty sama. Byłem z tobą na Erboarze. Na balu.

- Kłamiesz.

-Tak myślisz?

- Tak.

W takim razie to ty żyjesz w kłamstwie.

- Nie. Jeśli cały czas byłeś ze mną, to dlaczego nie czułam twojej obecności, tak jak Nalosona lub mistrza? - spytałam, chcąc udowodnić i sobie i jemu kłamstwo.

- Jesteś strasznie naiwna. Twoi przyjaciele to zwykli amatorzy, w przeciwieństwie do mnie, co zapewne już zauważyłaś.

- Kłamiesz - powtórzyłam.

Doprawdy? - zapytał.

- Tak - wyszeptałam, a w głowie rozbrzmiał mi jego śmiech.

Zamknęłam oczy i wypuściłam powietrze z ust. Starałam się go wyprzeć z mojego umysłu, tak jak na lekcji.

-Tak to ci się nie uda.

Zacisnęłam zęby, nadal starając się go pozbyć. Rozległo się ciche westchnienie.

- Dlaczego nie chcesz się pogodzić z moją obecnością?

Na te słowa zaprzestałam swoich prób.

- Domyśl się - wycedziłam przez zęby i po raz kolejny starałam się go uwolnić od jego obecności.

-Nie chcesz się dowiedzieć nic o pożarze?

W tym momencie po raz kolejny przerwałam próby wywalenia go z mojego mózgu. Wiedziałam, że właśnie to chciał uzyskać, jednak nie potrafiłam powstrzymać swojej ciekawości.

- Gadaj, Ununchii!  - wycedziłam przez zęby.

-Wystaw rękę do przodu - rozkazał.

- Po co?- spytałam, nie chcąc, aby po raz kolejny mną manipulował.

- Zrób to albo cię do tego zmuszę.

Przełknęłam ślinę i zrobiłam to co mi rozkazał.
Moja drżąca ręka powoli wychyliła się do przodu. Z moich palców wydobywały się malutkie języki ognia. Nie próbowały strawić mojej skóry.

- Jak? - spytałam cicho.

- Staliśmy się jednością, kochana. Twój umysł jest połączony z moim. Jestem twoją częścią. Moje zdolności także twoimi.

To nie możliwe - przemknęło mi przez głowę.

- To ty podpaliłeś szkołę - mruknęłam. - Dlaczego?

- Nudziło mi się.

- Naprawdę? Zdajesz sobie sprawę, że gdybyś tego nie zrobił, zapewne nadal żyłabym bez świadomości, że cały czas siedzisz mi w głowie?

- A kto powiedział, że nie chcę, abyś o mnie wiedziała- powiedział, a ja przełknęłam ślinę.

- Dlaczego to robisz?- spytałam po chwili.

-Już ci mówiłem. Pragnę władzy nie tylko w Ormundii. Ja chcę panować wszędzie. A do tego jest mi potrzebny pierścień.

- Nie, nie, nie...! - krzyczałam z zamkniętymi oczami.

- Aniela... Aniela! Obudź się! - usłyszałam głos mojej babci.

Otworzyłam oczy, mrużąc je od promieni słońca, wpadających przez moje okno. Nade mną stała babcia, potrząsając mnie za ramię i patrząc na mnie z przerażeniem.

- Co się stało? - wydusiłam, pomiędzy przyspieszonym oddechem.

- Nie wiem, ale spałaś dzisiaj wyjątkowo długo, a mi żal było cię budzić. Nagle zaczęłaś coś krzyczeć o jakiejś Ani i pożarze...

Na te słowa przełknęłam głośno ślinę. Czyli to wszystko to tylko sen. Ununchii nie jest teraz w moim umyśle, a ja nie podpaliłam szkołę. Miałam ochotę skakać z radości.

- Co ci się śniło? - spytała babcia po chwili ciszy.

- Nie pamiętam - szybko skłamałam.

- To chyba w sumie lepiej. Zrobiłam ci śniadanie, chociaż o tej porze to powinnaś jeść obiad.

Siedziałam przez parę minut, patrząc się w ścianę i porządkując wszystko w głowie. Jednak po chwili mój żołądek dał o sobie znać. Wstałam z łóżka i ruszyłam w kierunku kuchni. Babcia już krzątała się przy blacie barku.

- Tak swoją drogą, to chyba wiem dlaczego miałaś taki sen- powiedziała babcia, a moja ręka zamarła w połowie ruchu po kubek z herbatą.

- Naprawdę? -spytałam starając się zapanować nad głosem.

- Tak. Dzisiaj w nocy był pożar w twojej szkole. Zapewne przez sen usłyszałaś syreny i to namieszało trochę w twojej głowie.

- Pewnie tak - powiedziałam cicho i już bez przeszkód zakończyłam śniadanie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top