Rozdział 39
Od przyjścia Kamila nie wychodziłam z domu. Jakoś straciłam do tego ochotę. Siedziałam w domu przed telewizorem albo komputerem, a gdy nikogo nie było, ćwiczyłam magię wody.
Minęły trzy dni, a ja nie mogłam wrócić do Ormundii. Próbowałam chyba tysiąc razy, ale pierścień nie chciał mnie słuchać.
Podczas gdy czekałam na powrót do innej krainy, nawet nie zauważyłam, kiedy nadszedł dzień balu.
Wieczorem zaczekałam aż wszyscy zasną. Miałam szczęście, bo rodzice poszli spać wyjątkowo szybko i o dwudziestej pierwszej w domu zapanowała ciemność.
Miałam na sobie niebieskie szorty i szarą bluzę z kapturem. Znalazłam te ubrania w szafie mojej mamy i pożyczyłam je na tamtą noc. Cały strój i zaproszenie schowałam do torby.
Stanęłam przed lustrem i przejechałam palcami po moich włosach, które stały się czarne. Zamknęłam oczy, czując w nich dziwne mrowienie. Gdy je otwarłam, były intensywnie zielone.
Chwyciłam za szczotkę i rozczesałam moje włosy. Szybko zrobiłam warkoczyk z ich górnej partii. Związałam go niebieską wstążką. Wyglądałam jak w pałacu mistrza. Przez chwilę patrzyłam się w lustro, zastanawiając się nad zrobieniem sobie makijażu, jednak po chwili wzruszyłam ramionami. Na co dzień się nie malowałam, to teraz tym bardziej tego nie potrzebuję. Poza tym większą część twarzy pokrywać będzie maska.
Cicho otwarłam okno i wyszłam na parapet. Torbę wrzuciłam na dach i przymknęłam okno. Chwyciłam za krawędź i się podciągnęłam.
Z łatwością znalazłam się na dachu i podziwiałam panoramę miasta. Dopiero po chwili się ocknęłam i chwyciłam torbę. Pobiegłam na drugą stronę i zsunęłam się po drabinie.
Po chwili biegłam już opustoszałą ulicą. Kiedy w oddali zobaczyłam szkołę, niemal natychmiast zwolniłam. Wszędzie było pełno ludzi. Przed wejściem wzięłam głęboki wdech i weszłam.
Strzałki pokazywały mi drogę do szatni, mimo że znałam ją na pamięć. Szatnie na WF teraz były wyjątkowo wysprzątane. Weszłam do jednej z nich. Gorzej nie mogłam trafić. W środku były praktycznie wszystkie dziewczyny z mojej klasy. Łącznie z Justyną.
Chciałam się wycofać, jednak szybko się powstrzymałam. Przecież nie wiedzą, że to ja. Zresztą, nawet nie zauważyły, że weszłam.
Szybko się przebrałam, najpierw nakładając maskę. Dopiero potem zrzuciłam kaptur i założyłam suknię. Najprędzej jak mogłam wyszłam z szatni, zostawiając tam wszystko oprócz telefonu, który schowałam do ukrytej kieszeni. W domu oczywiście zmieniłam etui, żeby nikt nie wpadł na to kim jestem. Zabrałam jeszcze zaproszenie i poszłam na piętro.
Prawie nie poznałam naszej hali sportowej. Zamiast metalowych planszy do walk na podłodze leżała wykładzina imitująca drewno. Pod widownią stały stoły z jedzeniem i piciem, a pod telebimem ustawione były głośniki, z których powoli sączyła się muzyka. Po środku niektórzy wirowali w tańcu, a pod ścianami toczyły się ożywione rozmowy.
Tuż przed wejściem stało dwóch nauczycieli w garniturach, którzy sprawdzali zaproszenia. Jeden z nich był moim trenerem. Uśmiechnęłam się do siebie, bo do tej pory widziałam go tylko w dresach. Podeszłam do nich i podałam im swoje zaproszenie. Już chciałam wejść, gdy powstrzymał mnie głos jednego z pseudo ochroniarzy.
- Droga panienko, należy wybrać sobie nowe imię na czas balu. Jak pragnęłabyś się nazywać? - spytał z udaną wyszukanością mój trener, a ja omal nie parsknęłam śmiechem.
- Pragnęłabym nosić imię Silea - odparłam, gdy już udało mi się uspokoić. Modułowa głos, aby nikt mnie nie poznał. Mężczyzna zapisał to w swoim notatniku i przepuścił mnie przez drzwi.
- Życzę udanej zabawy - powiedział z uśmiechem, a ja dygnęłam.
W środku widziałam wiele osób. Dziewczyny były ubrane w długie suknie, a chłopcy w garnitury. Nikt z mężczyzn nie odważył się ubrać na modę tamtejszych czasów. No cóż, wysokie skarpetki i trzewiki już nie są męskie. Oczywiście wszyscy mieli na twarzach maski.
Przeszłam parę kroków i rozejrzałam się, patrząc na stroje innych dziewcząt. Parę osób miało te same suknie i nie było z tego powodu zadowolone. Nikt nie miał takiego ubioru jak ja. Nagle zobaczyłam Justynę.
Miała czarną, długą i obcisłą suknię. Odkrywała jej całe plecy. Trzeba było przyznać, że figurę miała idealną.
Prychnęłam cicho. Szczerze, to gdyby Justyna chciała bardziej pokazać, kim jest to trzeba byłoby za nią chodzić z ogromnym transparentem "Jestem Justyna i macie mnie, wielbić".
Moje rozmyślania przerwał głos z głośnika.
- Ostatnia szansa na zapisanie się do konkursu na królową balu! Każda kandydatka będzie musiała przejść kilka wyzwań godnych prawdziwych księżniczek. Zgłoszenia przy stole obok głośników - rozległ się głos.
Stwierdziłam, że jak się bawić, to na całego. I tak nikt nie odgadnie, kim jestem. Mogę więc spróbować swoich sił, nie narażając się z góry na niepowodzenie.
Ja i Justyna niemal natychmiast ruszyłyśmy w kierunku stołu obok głośników.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top