Rozdział 36
Widok był wspaniały. Brama z białego tworzywa była ozdobiona niebieskimi wzorami. Jej wrota miały niebieski jak niebo odcień. Śnieżnobiały mur z litego marmuru okalał całe to miejsce. Jego powierzchnia była niesamowicie gładka. Już z daleka słychać było wszechobecny szum wody.
Zachodzące słońce oświetlało to fantastyczne miejsce i nadawało mu dodatkowego blasku.
- Stój, kto idzie!?- usłyszeliśmy donośny głos. Pociągnęłam za wodze, aby zatrzymać konia. Już otwierałam usta, żeby odpowiedzieć, ale Tyruei mnie ubiegł.
- Smok Burzy oraz Diwar i jego przyjaciele. Przybyliśmy, aby Posłaniec mógł się nauczyć panować nad swoim żywiołem - powiedział pewnie, a ja w tym czasie szukałam wzrokiem naszego rozmówcy. Bezskutecznie.
- Diwarzy zniknęli trzysta lat temu - odparł, ale jego głos brzmiał już arogancko. Nie wytrzymałam i w końcu się odezwałam, delikatnie uderzając w bok konia, aby podjechał trochę do przodu.
- Mam list polecony od króla dla waszego mistrza - powiedziałam bez zająknięcia mimo, że serce waliło mi jak oszalałe. Nastąpiła cisza. Dopiero po chwili odezwał się ten sam głos.
- Wpuszczę was pod jednym warunkiem. Oddacie nam swoją broń.
Natychmiast przystaliśmy na warunki, a brama ze zgrzytem się otwarła. Naprzeciwko nas stało jedenastu mężczyzn w dwóch szeregach. Jeden z nich dumnie wyprostował się pośrodku. Wszyscy byli ubrani tak samo.
Nosili luźne, błękitne spodnie i koszule, przepasane granatowymi pasami. Mieli długie włosy, których górną partię związali z tyłu w warkocz. Wszyscy chodzili boso.
Stali na ugiętych nogach z rękami ułożonymi w pozycji bojowej. Tylko dowódca był dumnie wyprostowany i opierał dłoń na rękojeści swojego miecza.
- Zejdźcie z koni i złóżcie broń na ziemi - powiedział pewnie.
Zrobiłam, tak jak kazał. Musiałam powstrzymać stęknięcie bólu, gdy zeskakiwałam z siodła. Ponad cztery dni konnej jazdy dały mi się we znaki.
Szybkim ruchem zdjęłam kołczan z pleców i położyłam go obok łuku. Odpięłam pochwę miecza i dołożyłam ją do pozostałych broni.
Czterech ludzi podeszło i zabrało nasz oręż.
- Możecie wejść, ale ręce tak, abym je widział - warknął dowódca.
Powolnym krokiem wkroczyliśmy do tego miejsca, trzymając konie za uzdy. Natychmiast gdy przeszliśmy przez bramę, została ona zamknięta.
Zamrugałam gwałtownie oczami, nie mogąc uwierzyć w to co widzę.
Wszystko było tam w odcieniach bieli i błękitu. Dookoła rozchodził się szum wody, pochodzący z tysięcy sadzawek i wodospadów. Wszędzie były drzewa i rośliny. Tuż przed bramą stały dwa ogromne posągi smoków. Dalej stały jednopiętrowe budynki, które były mieszkaniami uczniów. Gdzieniegdzie były place, na których ćwiczono magię wody. A nad wszystkim unosiła się mgiełka, która pod wpływem słońca, zamieniała się w wielobarwne tęcze.
Wszędzie przechadzali się ludzie, ubrani tak jak strażnicy bramy. Jedyne co ich różniło to kolory pasów i uczesanie.
Szliśmy jedną z dróg, wyłożoną białymi i jasno niebieskimi kamieniami. Kopyta koni wystukiwały równy rytm. W końcu dotarliśmy do budynku większego i bardziej zdobionego od innych.
- Zaczekajcie tutaj. Powiadomię mistrza o waszym przybyciu - powiedział dowódca straży, zostawiając nas pod czujnym okiem swoich dziesięciu towarzyszy.
Nikt z nas się nie odezwał. Wszyscy byli przytłoczeni wspaniałością tamtego miejsca.
Wyjęłam list od króla z bagażu, przytroczonego do siodła. Zrobiłam to powoli, aby strażnicy nie pomyśleli, że zamierzam dokonać jednoosobowego ataku.
Ściskałam list w ręce, czekając na pozwolenie wejścia do domu mistrza magii wody. Bałam się, że pomimo listu od swojego przyjaciela, nie zgodzi się abym pobierała u niego nauki. Przecież byłam kobietą, a w Ikaldii kobiety nie mogą walczyć i uczyć się magii u mistrzów.
Zagryzłam wargę, starając się uspokoić. Co będzie, to będzie.
Poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam się i zdziwiona zobaczyłam Areta.
- Wszystko będzie dobrze - powiedział z uśmiechem. Wyrwałam ramię z jego uścisku. Co mu się tak nagle odmieniło?
- Wiem - powiedziałam oschle. Aret nie zdążył nic odpowiedzieć, bo drzwi się nagle otworzyły.
- Mistrz zaprasza Diwara do środka - powiedział strażnik.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top