Rozdział 30
Strażnik był już uprzedzony o moim przyjściu. Weszłam do środka, uchylając wejście do namiotu.
Na zapach jedzenia zakręciło mi się w głowie. Od rana nie miałam nic w ustach. Najpierw stresowałam się walką, potem zaintrygował mnie dziennik i nie było czasu na takie przyziemne coś jak jedzenie.
Uklękłam i spojrzałam na króla. Władca siedział za zastawionym stołem. Świece rzucały cień na jego przystojną twarz. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął, wskazując miejsce naprzeciw niego.
Powoli wstałam z kolan i usiadłam na krześle, odkładające dziennik na bok. Spojrzałam na te wszystkie dania.
Król pstryknął palcami i podszedł do nas młody sługa. Nałożył mi wskazaną przeze mnie potrawę. Nigdy takiej nie jadłam. Przyrządzono ją z jakiegoś zwierzęcia, którego nie widziałam na Erboarze. Było przepyszne. Kątem oka zauważyłam, jak ten sam chłopak nalewa mi czerwone wino do kieliszka.
Jedliśmy w ciszy. Cały czas czułam na sobie spojrzenie króla, więc patrzyłam na swój talerz.
Stwierdziłam, że lepiej nie pić alkoholu. W szczególności, że nigdy jeszcze tego nie robiłam i nie wiem jak bym się po nim zachowywała...
- Zainteresował cię tamten dziennik? - zapytał król, przerywając moje zamyślenie.
- Oczywiście, Wasza Wysokość.
- Zwracaj się do mnie na ty. A jak wchodzisz, wystarczy, że tylko pochylisz głowę. Wkońcu jesteś Diwarem - powiedział król.
Nagle zdałam sobie z czegoś sprawę. Jak on miał na imię? Może to głupie, ale nie miałam pojęcia. Wszyscy zwracali się do niego "Wasza Wysokość" lub "Królu". Jakoś mnie to do tej pory nie interesowało.
- Jesteś niesamowitym magiem wody - zaczął rozmowę król.
- Dziękuję - mruknęłam z zażenowaniem. Czerwień powoli wpływała na moje policzki. Na szczęście w blasku świec król chyba tego nie zauważył.
- Właśnie z powodu twojego talentu, chciałbym ci coś zaproponować. Mam przyjaciela, który jest mistrzem twojego żywiołu w jednej z trzech świątyń. Jeśli chcesz, mogłabyś się u niego uczyć - powiedział z powagą. Spojrzałam mu w oczy, zastanawiając się, co odpowiedzieć. W końcu się zdecydowałam.
- Bardzo dziękuję za propozycję. Z chęcią z niej skorzystam.
- Bardzo się z tego cieszę. Kiedy chciałabyś wyruszyć? - spytał, a ja zmarszczyłam brwi. Myślałam, że mistrz jest w obozie.
- A jak daleko przebywa twój przyjaciel? - spytałam.
- Cztery dni szybkiej drogi konno - powiedział, ale widząc moje wahanie dodał - Oczywiście zapewnię ci odpowiednią ochronę.
- Proszę wybaczyć, ale nie jestem pewna, czy powinnam. Przecież cały czas toczy się wojna, a ja chyba powinnam pomóc.
- Wiem, że jesteś Diwarem. Ale jesteś także kobietą... do tego nie dokońca opanowałaś swój żywioł. Na razie chciałbym cię odsunąć od lini frontu. Dołączysz do nas, gdy będziesz na to gotowa.
- Ale ja już jestem gotowa. A jak będzie za późno, żeby cokolwiek zrobić!? - powiedziałam trochę za głośno, zapominając, że rozmawiam z królem. Władca skulił się pod wpływem mojego głosu. - Przepraszam - dodałam po chwili.
- Nic nie szkodzi. Rozumiem cię. Jak tak bardzo chcesz, możesz zostać. Ale wiedz, że się martwię o ciebie i chcę, żebyś była bezpieczna - szepnął smutno.
Nastała chwila nieznośnej ciszy. Zdecydowałam się ją przerwać. Coś było w tonie jego głosu, co kazało mu zaufać. On naprawdę chciał, abym była bezpieczna.
- Dobrze. Pojadę - powiedziałam cicho.
- Naprawdę? - spytał z niedowierzaniem.
- Tak.
Znowu chwila ciszy. Wtedy coś mi się przypomniało.
- A co z Benem i Aretem? - zapytałam. Król na imię starszego z braci drgnął.
- Jeśli chcą, mogą jechać z tobą - powiedział ze smutkiem.
- W takim razie mogę ruszyć jutro po południu. Tylko jeszcze jedna rzecz.
- Jaka?
- Ja jeszcze nigdy nie jeździłam konno. Tam skąd pochodzę to dosyć drogi sport - mruknęłam, spuszczając wzrok. Usłyszałam śmiech króla.
- No, cóż. Myślę, że dasz sobie radę - udało mu się wkońcu wykrztusić. Serio, nie wiedziałam z czego się śmiał.
Rozmawialiśmy jeszczę chwilę, ale byłam zmęczona. Władca oczywiście zaraz to zauważył i kazał mi iść się położyć. Troszczył się o mnie. To było miłe.
- Dobranoc - powiedział na odchodnym, a ja odpowiedziałam mu tym samym.
Zabrawszy dziennik, wyszłam z namiotu. Czyłam jego spojrzenie, które odprowadziło mnie do wyjścia. Czy on się we mnie zakochał? Nie. Bo co jest we mnie takiego specjalnego? Nic.
Odeszłam w stronę posłań. Miałam tam spać.
Szłam zamyślona i straciłam czujność. W połowie drogi usłyszałam głos za mną.
- Pożałujesz ośmieszenia mnie przed całym obozem.
Całkowicie zapomniałam o Ustunie. On niestety nie zapomniał. Teraz chciał zemsty.
-----------------
Dziękuję wszystkim za miłe komentarze. To naprawdę jest dla mnie motywujące :)
Następny rozdział powinien się pojawić w ciągu dwóch dni.
Do przeczytania :*
Silea
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top