Rozdział 3
Czarne jak noc oczy wpatrywały się we mnie. Dziwne, pionowe źrenice zdawały się przeszywać mnie na wylot. Nie widziałam, co jest ich właścicielem, bo stało w krzakach dziesięć metrów ode mnie. Za blisko, jak na mój gust. Szybko uszczypnęłam się w ramię, chcąc sprawdzić, czy nie jest to kolejny, realistyczny sen. Syknęłam, czując delikatny ból na ręce.
Chwilę stałam pośród kwiatów i popiołu, nie mogąc się ruszyć.
- Witaj. Nazywam się Tyruei. W twoim języku moje imię oznacza Błyskawicę - usłyszałam głos w głowie.
Podskoczyłam z przerażeniem. Zamrugałam oczami, nadal niezbyt kontaktując. Musiałam mocno oberwać w głowę.
Rozejrzałam się z szybko bijącym sercem, szukając innego, dziwnego tworu natury bądź mojej wyobraźni. Ten głos był... w sumie nawet nie umiem do końca określić, jak brzmiał. Był poważny, ale jednocześnie zdawało mi się, że słyszę w nim jakby nutkę wesołości. To coś mówiło spokojnie, jakby bało się, że mnie spłoszy.
Byłam tak przerażona, że dopiero po chwili doszedł do mnie fakt, iż wypadałoby coś odpowiedzieć Nawet jeśli tylko mi się zdawało, że słyszę głosy. Tak na wszelki wypadek.
- Aha. Ja jestem Aniela - mruknęłam cicho, ale po chwili dotarło do mnie, że tutaj mam inne imię. Imię w ich języku - Tutaj chyba możecie mi mówić Silea.
- Jesteś pierwszą osobą, która znalazła się tutaj od pokoleń. I do tego jesteś kobietą. Intrygujące - odparło to coś, wysuwając się z krzaków.
Kiedy zobaczyłam, z kim rozmawiałam, po raz drugi w ciągu dziesięciu minut prawie zemdlałam. Serce zaczęło bić jeszcze szybciej, jakby oszalało. Cofnęłam się o krok.
A może to ja oszalałam?
Przed moimi oczami stał smok. Jego łuski były granatowe, jak nocne niebo w czasie pełni księżyca. Wzdłuż długiej szyi ciągnęły się połyskujące błyskawice. Długi ogon z rozwidleniem na końcu poruszał się, niczym wąż. Głowa była podłużna. Za skroniami wystawał wąski kołnierz z łusek. Na każdej z czterech łap były pazury. Wyglądały na ostre. Przełknęłam ślinę.
To się nie dzieje na prawdę. To tylko kolejny, idiotyczny sen - mówiłam do siebie w myślach, jednak pomimo głosu rozsądku, nie byłam w stanie uwierzyć, że to dzieje się tylko w mojej głowie.
Podczas gdy ja walczyłam ze sobą, on podszedł krok do przodu. Cofnęłam się dalej i dotknęłam plecami zimnej powierzchni kamienia. Z przerażeniem dotarła do mnie prawda. Nie było wątpliwości. Teraz będzie chciał mnie zabić.
Zamknęłam oczy, w oczekiwaniu na cios. Gdy ten jednak nie nastąpił, powoi je otwarłam. On, najwyraźniej widząc, że się boję, znieruchomiał w pół następnego kroku.
- Spokojnie. Obiecuję, że nic ci nie zrobię - znowu usłyszałam w swojej głowie.
Nie wiem czemu, ale zaufałam mu, pomimo całego mojego strachu i jakiegokolwiek instynktu samozachowawczego. Poczułam z nim jakąś dziwną więź, trudną do zrozumienia i ogarnięcia. Wbrew sobie spróbowałam się trochę rozluźnić. Udało mi się.
Tyruei przystanął dwa kroki ode mnie, a moje rozluźnienie szlag trafił. Usiadł i spojrzał na mnie uważnie swoimi czarnymi, dziwnymi tęczówkami.
- Jesteś inna - stwierdził, patrząc mi w oczy, na co przeszedł mnie dreszcz.
- Wiem - szepnęłam cicho, spuszczając wzrok. Nie mogłam znieść tego przeszywającego spojrzenia.
- Skąd? - usłyszałam pytanie w głowie.
- Nie wiem. Po prostu to czuję. Tak jest od zawsze. Gdziekolwiek jestem nie ma kogoś takiego samego jak ja - odparłam wgapiając się w moje buty. Pomimo strachu, zanotowałam, że to nie były moje czarne, wysłużone conversy. Takich butów nigdy nie miałam. Przypominały mi one trochę te, co widywałam w muzeach.
- Jest tak, ponieważ nie ma dwóch takich samych ludzi na świecie. Człowiek może być do kogoś podobny, ale nigdy nie będzie dokładnie taki sam. Bo każdy jest inny - smok pokiwał delikatnie głową, mówiąc to- Kto cię nauczył naszego języka?
- Nikt. Ja nawet nie wiedziałam, że taki znam - mruknęłam, rozglądając się ukradkiem, szukając jakiejkolwiek drogi ucieczki.
Zaintrygowany smok podrapał się po głowie w "ludzkim" geście. Powoli wstał. Teraz był o metr wyższy ode mnie. Kiedy podnosił swe cielsko, zobaczyłam długą bliznę, ciągnącą się od klatki piersiowej do początku ogona. Wyglądała na dopiero co zagojoną.
- Chodź ze mną - powiedział i powoli się odwrócił. Ruszył w stronę tej części lasu, która nie zdążyła ulec ogniowi. Chwilę się wahałam, jednak po chwili ruszyłam za nim. Niezbyt uśmiechało mi się zostać samej, a on póki co nie wykazywał chęci zabicia mnie.
- Co tu się tak w ogóle stało? - spytałam po chwili, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
- Wojna - odrzekł smutno. - Jeden ze Smoków Ognia podpalił las, żeby wypłoszyć zwierzynę. Teraz do jedzenia mamy tylko rośliny - Błyskawica westchnął, a mi się zrobiło go żal.
- Nie rozumiem. Kim są Smoki Ognia?
- Nacja smoków dzieli się na pięć. Są Smoki Ognia, Smoki Ziemi, Smoki Wody, Smoki Powietrza i Smoki Burzy. Każdy z nich panuje nad jednym z żywiołów. Smoki Burzy najlepiej sprawdzają się w walce. Wszystkie na początku wojny były po naszej stronie - wyjaśnił po chwili.
- Czyli już nie są po waszej stronie? - spytałam zaintrygowana, powoli czując się pewniej w jego towarzystwie.
- Już ich nie ma. Smoki ognia w większości są po złej stronie. Po kolei atakowały każdego w grupach. Zostałem tylko ja.
- Przepraszam. Nie powinnam pytać.
- To nie twoja wina. Nie mogłaś wiedzieć.
- Ile ty właściwie masz lat? – zmieniłam szybko temat.
- Piętnaście. W Lakinie będę miał szesnaście - kiedy to mówił, posmutniał jeszcze bardziej. - Lakin to Sierpień w waszym świecie.
- A którego się urodziłeś?
- Czwartego. Tak jak ty.
- Tak jak ja- powtórzyłam cicho po Tyrueim.
Poczułam delikatny chłód na palcu. Podniosłam rękę do góry. Mój pierścionek świecił.
- Czas na ciebie - usłyszałam głos w głowie.
- Ale ja mam jeszcze tyle pytań! - krzyknęłam zdesperowana. Nie rozumiałam czemu, ale chciałam zostać.
- Nie martw się, wrócisz tu jeszcze - gdy Tyruei to powiedział, cały świat mi się rozmazał przed oczami. Kiedy wszystko wróciło do normy, siedziałam na swoim łóżku. Dzwonił budzik. Wyłączyłam go. Czas iść do szkoły, zapominając o tym, co się dzieje.
Przełknęłam ślinę.
Ja chyba wariuję. To mi się tylko śniło. Nie działo się na prawdę.
Spojrzałam na swoją dłoń. Pierścień lśnił na palcu, powoli gasnąc. Biżuteria zdawała się do mnie mówić : To nie był sen. Jesteś inna.
W uszach brzmiał mi głos Błyskawicy. "Wrócisz tu jeszcze". Tylko, czy ja tego chcę?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top