Rozdział 22

  Facet ledwo trzymał się na nogach. Fakt, że przed chwilą odrzucił na bok swój nóż, tylko dodał mi odwagi.
  Dziewczyna nawet mnie nie zauważyła. Kiedy mężczyzna zamachnął się po raz kolejny, złapałam za jego nadgarstek, podstawiając mu nogę i pociągnęłam za rękę.
  Przewróciłam go bez problemu. Próbował wstać, jednak szybkim ruchem stanęłam jedną nogą na jego klatce piersiowej. Szybko wyjęłam scyzoryk i przyłożyłam mężczyźnie nóż do gardła. Miałam nadzieję, że nie jest tak pijany, żeby się samemu nadziać na ostrze.
   Chyba jednak przeceniłam swoje umiejętności, bo mężczyzna szybkim ruchem złapał mnie za kostkę u nogi. Zaraz potem leżałam na ziemi, a on stał na mnie. W tym momencie miałam ochotę użyć swoich nadprzyrodzonych zdolności, jednak po chwili się opamiętałam.
   Nie mogę, jeszcze nie jest tak źle.
   Na szczęście nie wypuściłam z ręki scyzoryka. Nie wiele myśląc wbiłam ostrze w łydkę przeciwnika. Facet krzyknął z bólu. Lepka krew zamoczyła moją dłoń.
   Korzystając z chwili nieuwagi mężczyzny, udało mi się odturlać na bok. Porywacz zaklnął pod nosem.
  Chciałam wstać, gdy moje kolano natknęło się na coś twardego. Szybko chwyciłam za zimne ostrze, przy okazji zacinając sobie palec.
  Uniosłam się z ziemi, a przeciwnik ruszył na mnie. Był silniejszy, ale za to ja byłam szybsza i miałam dwa noże, podczas gdy on nie miał ani jednego. Poczekałam na odpowiedni moment. Mężczyzna ruszył na mnie z całą swoją siłą i wściekłością. W ostatnim momencie odskoczyłam i uderzyłam go w głowę rękojeścią jego noża.
  Mężczyzna upadł nieprzytomny.
  Podeszłam do przerażonej dziewczyny. Kiedy byłam metr od niej, ona cofnęła się przerażona. Na początku nie wiedziałam o co jej chodzi, jednak po chwili dotarło to do mnie.
  Spojrzałam na siebie. Byłam we krwi pijanego mężczyzny. Do tego nie byłam ubrana wiele lepiej od niego, bo miałam na sobie dres. Kaptur, który chyba cudem się nie zsunął podczas mojej potyczki, ocieniał mi twarz. W lesie było ciemno, więc  widoczność była ograniczona. Biedna dziewczyna mogła mnie równie dobrze wziąść za mężczyznę. W sumie to nawet i lepiej.

  - Spokojnie. Nic ci nie zrobię. Obiecuję - wyszeptałam, starając się modulować głos, tak aby brzmiał na męski.

  Jej oczy rozszerzyły się, jednak pozwoliła mi do siebie podejść. Zrobiłam to powoli, mimo że im dłużej to trwało, tym większe ryzyko, że porywacz się obudzi.
  Stanęłam za jej plecami. Sięgnęłam po scyzoryk. Dziewczyna, nie wiedząc co się dzieje, poruszyła się z niepokojem.

  - Teraz rozetnę ci liny na rękach i nogach. Spokojnie - powiedziałam cicho.

   Dziewczyna tylko skinęła głową, głośno przełykając ślinę.
  Ostrze noża z łatwością rozcięły więzy. Gdy tylko kobieta poczuła, że jest wolna, skuliła się i odsunęła ode mnie.
  Szybko podeszłam do nieprzytomnego mężczyzny. Związałam mu ręce i nogi, tymi samymi linami, co on tą biedną dziewczynę. Ironia losu.
   Z obrzydzeniem przeszukałam jego kieszenie w nadzieji, że znajdę jego komórkę. Na szczęście miał ją przy sobie.
  Chwyciłam telefon przez materiał bluzy. Zrobiłam tak z dwóch powodów. Po pierwsze, czułam do niego obrzydzenie. Po drugie, wolałam nie zostawiać odcisków palców. Chciałam zachować ostrożność.
Poprzez materiał rękawa wystukałam numer 112. Prawie od razu ktoś odebrał.

   - Numer alarmowy 112, słucham - odparł mi znudzony głos.

  - Odnalazłem zagubioną dziewczynę. Jest przytomna, ale pobita i wyczerpana - nadal udawałam mężczyznę.

   - A porywacz? - głos w słuchawce wyraźnie się ożywił.

   - Jest nieprzytomny, ale oddycha.

   - Gdzie jesteście? - na to rozglądnęłam się dookoła. Co ja miałam mu powiedzieć?

   - W lesie.

   - Proszę podać jak do was dojść.

   - Należy wejść w las przy ulicy Traugutta, od razu skręcając na wschód. Prosto przez kilometr, tam zejść ze ścieżki w kierunku północnym. Następne pięćset metrów pod górkę. Mniej więcej w tym miejscu jesteśmy - powiedziałam pewnie, mimo że nigdy nie byłam dobra z orientacji w terenie.

  - Dobrze, pogotowie i policja już jadą.

   Mężczyzna się rozłączył. Zdziwiło mnie, że nie pytał o dane osobowe. W sumie to nawet i lepiej.
   Odwróciłam się z zamiarem odejścia. Nie chciałam potem mieć kłopotów związanych z tą sprawą.

   - Nie zostawiaj mnie z nim - usłyszałam cichy i zachrypnięty głos.

   Odwróciłam się, napotykając przerażone i błagalne spojrzenie dziewczyny.
   Zastanowiłam się. Z jednej strony chciałam się jak najszybciej stąd zmyć. Jednak z drugiej, gdybym ja przeżyła to co ta dziewczyna...
  Nic nie mówiąc skinęłam głową. Oparłam się o pobliski pień. Po paru minutach usłyszałam odległy sygnał karetki. Wtedy po cichu się ulotniłam.
   Wróciłam do domu okrężną drogą. Zasnęłam od razu, gdy tylko moja głowa dotknęła poduszki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top