Rozdział 21

  Otworzyłam szeroko oczy. Byłam w moim pokoju. Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach. Dlaczego to wszystko musi być tak skomplikowane?

   - Idziesz do nas, czy się obraziłaś!? - usłyszałam głos taty. Westchnęłam. Znowu będę musiała udawać, że wszystko jest w porządku. Że moje życie jest normalne.

  - Na was zawsze! - odkrzyknęłam wesołym głosem, moją kolejną maską.

   Wyszłam z pokoju, przeszłam przez korytarz. W salonie czekała na mnie cała moja familia. Uśmiechnęłam się do nich.
  Mama z tatą siedzieli na kanapie. Moja siostra wpakowała się pomiędzy nich. Brat usiadł na podłodze, a babcia usadowiła się na fotelu.
  Moja rodzina nie była idealna, ale za to była najwspanialsza na świecie. Może czasem się kłóciliśmy, ale nie byliśmy w stanie wytrzymać bez siebie.
   Kiedy weszłam do salonu, telewizor był włączony, ale miał wyciszony dźwięk. Leciały wiadomości. Na żółtym pasku widniał napis "Dnia 26.06 upuściła swój dom razem z psem. Już nie wróciła." Na zdjęciu widniała piękna blondynka, na oko o rok starsza ode mnie. Wyglądała jak typowa modelka. Znudzona zwróciłam wzrok na moją rodzinę.
    Wszyscy dyskutowali nad wyborem filmu. Kochany braciszek chciał "Indiana Jonsa", siostrzyczka "Krainę Lodu", rodzice "Misia Yogi", a babcia stwierdziła że chce jakąś biografię Jana Pawła II. Uśmiechnęłam się pod nosem i usiadłam na podłodze obok Franka.
  W końcu wyszło na to, że oglądamy "Iniemamocnych". Co prawda babcia próbowała zrobić strajk, ale tata uświadomił ją, że to nie komuna, a nasz dom nie jest stocznią gdańską.
  Doszliśmy do połowy filmu, gdy mama stwierdziła, że jest głodna, i tym samym  wyszło na to, że zamówiliśmy pizzę. Życie jednak jest piękne.

***

  Z bólem żołądka rzuciłam się na moje łóżko. Ja nie rozumiem, jak można zamówić trzy pizze wielkości max, na zaledwie sześć osób!
  Wtuliłam się w moją poduszkę, gdy usłyszałam, jak ktoś otwiera drzwi do pokoju.

  - Nie, nie pobawię się z wami i nie, nie podzielę się żelkami - burknęłam i podniosłam głowę, napotykając błagalne spojrzenie mojej siostry.

  -Ale ja chcę się po... chwila... TY MASZ ŻELKI!? Daj jednego, plooose.- wyskomlała , robiąc minę kota w butach. Nigdy nie mogłam się oprzeć tym oczom.

  - Niech ci będzie, dostaniesz żelka. Ale się z tobą nie pobawię.

  - Ja nie chce jednego żelka. Ja chcę całą paczkę!

  - Dobra, dobra tylko idź mi już stąd- warknęłam, rzucając jej paczkę.

  - Za Narnię! - usłyszałam krzyk brata, który wparował mi do pokoju i wyrwał jej z rąk żelki, uciekając.

  Marysia oczywiście pognała za nim. Założyłam poduszkę na głowę, próbując zignorować ich wrzaski. Bez powodzenia.
  Westchnęłam i włączyłam radio. Usiadłam przy biurku, sięgając po telefon. Miałam jednego mail'a od cioci, która pasjonuje się szyciem. Dopiero teraz przypomniało mi się, że napisałam do niej w sprawie sukni na bal. Przynajmniej w części, bo powiedziałam, że to dla koleżanki.

  C. Krystyna: Niestety nie mogę ci pomóc w uszyciu tej sukni, bo jestem zajęta. W załączniku masz kroje, które mogą ci się przydać.

  Szybko wysłałam jej podziękowanie i otworzyłam załącznik. Przeglądnęłam wszystko i przegrałam na komputer te rzeczy, które mogłyby mi się przydać. Po chwili drukarka zaczęła je drukować.
   Zabrałam kartki i zaniosłam je do mojego pokoju. Odpaliłam laptopa i wyszukałam internetową hurtownię tkanin i zamówiłam wszystkie mi potrzebne. Zatrzasnęłam komputer i poszłam się wymyć.
   Za oknem było już ciemno i wszyscy w domu spali. Otwarłam swoje okno na oścież, żeby wpuścić trochę świeżego powietrza. Wzięłam głęboki wdech.
   Mój dom znajdował się blisko centrum Gdańska, a mimo to po ulicy przed moim domem przejeżdżało może pięć aut na godzinę. Przed moim oknem miałam ogród sąsiadki, a za ścianą jej domu znajdował się las. Wspaniały las.
   Niebo było bezchmurne. Księżyc w pełni oświetlał cały pokój. Nie chciało mi się spać, więc stwierdziłam, że przydałoby się wymyślić, jak mam się wymknąć na bal. Ubrałam na siebie szarą bluzę, dresy i pierwsze lepsze adidasy.  Już chciałam wyjść z pokoju, gdy przypomniały mi się upomnienia rodziców. "Nigdzie nie wychodź bez naszej zgody", "Nie ma mowy, abyś poszła do lasu!", "Jest już ciemno, nigdzie nie idziesz"... Mieli w sumie trochę racji. Nie dawno ktoś porwał dziewczynę w moim wieku, gdzieś w naszej okolicy. Jednak ja naprawdę musiałam się wymknąć.
 

 Niewiele myśląc chwyciłam scyzoryk. Tak na wszelki wypadek.
   Bezszelestnie przeszłam obok pokojów rodziców i rodzeństwa. Weszłam do salonu. Po cichu przeszłam na ganek. Po raz pierwszy w życiu wychodziłam gdzieś bez zgody rodziców. Jakby się dowiedzieli, to szlaban dożywotni gwarantowany.
   Chciałam otworzyć drzwi, ale dotarło do mnie, że rodzice zawsze zamykają drzwi na klucz na noc. A co gorsze, nie dało się ich otworzyć cicho. Ja jednak nie zamierzałam się poddać. Przecież, gdy będę wychodzić ukradkiem na bal, też będę musiała jakoś wyjść.
  Wyjście oknem odpadało. Mój pokój był na drugim piętrze. Wolałam nie ryzykować. Co prawda okna w sypialniach rodziców i dzieciaków wychodziły na balkon, ale nie było szans, żeby otworzyć okno, nie budząc ich.
   Wróciłam do mojego pokoju. Musiałam coś wymyślić, żeby nie robić wszystkiego na ostatnią chwilę. Zdecydowałam jednak wyjść przez moje okno. Cicho otworzyłam je na oścież. Świeże powietrze wdarło się do mojego pokoju. Zgasiłam światło i wsadziłam poduszkę pod kołdrę.
  Wzięłam głęboki wdech i weszłam na parapet. Serce waliło mi jak oszalałe, a adrenalina zaczynała buzować w moim ciele. Spojrzałam w dół i zakręciło mi się w głowie. Mój lęk wysokości dał o sobie znać. Cofnęłam się z powrotem do mojego pokoju. Czemu ja mam te swoje głupie lęki!?
   Dziewczyno, latałaś na smoku, uciekłaś z więzienia i biegłaś po wodzie. Czego ty się w cholerę boisz? Jak byś miała umrzeć, to zrobiłabyś to już na sam widok smoka!- krzyczałam na siebie w podświadomości.
  Szybko wyszłam na parapet, żeby się nie rozmyślić. Uniosłam głowę. Krawędź dachu była na wyciągnięcie ramion. Chwyciłam się za występ, podciągając się. Z trudem uniosłam swoje ciało na dach. Jednak przydałoby się trochę przypakować...
  Po raz pierwszy w życiu stałam na dachu mojego domu. Rozejrzałam się dookoła. Było tam tak pięknie.
  Księżyc oświetlał las i dachy domów. Bloki w pobliżu górowały nad wszystkim. Widać stąd było podświetloną PGE Arenę. W oddali widniała stocznia, a światła aut poruszały się nieustannie. Wszystko to rozświetlone gwiazdami.
  Stałam tam tak oczarowana magicznym widokiem. Chwilę trwało zanim się ocknęłam.
  Z ociąganiem przeszłam na drugą stronę dachu. Tam do ściany przyczepioną była drabina. Powoli zeszłam po niej na niższy taras. Urywała się dwa metry nad podłogą. Najciszej jak mogłam, zeskoczyłam na ziemię. Potem już spokojnie zeszłam po schodach i przeszłam przez nasz ogród.
  W ciemności pobiegłam do lasu, zarzucając kaptur na głowę.
  W lesie było cicho, tylko co jakiś czas słuchać było pohukiwanie sowy. Liście pod moimi stopami szeleściły, zakłócając tą wspaniałą ciszę.
  Stwierdziłam, że będę jak najczęściej wymykać się z domu, pomimo że gryzło się to z moim sumieniem. Jednak te wycieczki stały się konieczne.
   Chciałam robić sobie coś w rodzaju ćwiczeń w terenie. Podeszłam do jednego z drzew, starając się zrobić to kompletnie bezszelestnie. Oczywiście, ja tak skupiłam się na stopach, że walnęłam z całej siły w drzewo. Zaklęłam cicho, rozmasowując obolałe czoło.
  W tym momencie las rozdarł krzyk. Podskoczyłam, po czym nie zastanawiając się nad tym, co robię, pobiegłam w stronę dźwięku. Serce waliło mi w mojej klatce piersiowej jak oszalałe. Biegłam tak szybko jak nigdy.
  W końcu dotarłam do miejsca z którego zobaczyłam okropny widok.
  Zanim ktokolwiek się zorientował o mojej obecności, schowałam się szybkim ruchem za drzewo.
  Na ziemi leżała pobita dziewczyna. Ręce i nogi miała związane. Cała brudna i skulona z bólu. Trzęsła się, płacząc. W jej ustach był knebel, który ktoś wpakował jej do ust.
  Nad nią stał ten ktoś. Mężczyzna miał może trzydzieści lat. W ręce trzymał nóż, a drugą dłoń zaciskał w pięść.

  -JESZCZE RAZ CHOCIAŻ PIŚNIESZ, A SKOŃCZYSZ TAK JAK TWÓJ ZAPCHLONY KUNDEL!- darł się na nią. Był porządnie upity, a ja z odległości tych paru metrów czułam zapach alkoholu.

  Chwycił za jej włosy unosząc jej głowę do góry.
   Chwila, chwila...
   Ta dziewczyna wygląda tak jak ta poszukiwana z komunikatu w telewizji. Co prawda całą twarz miała posiniaczoną i brudną od krwi i błota, ale to na sto procent była ona.
  W pierwszym odruchu chciałam zadzwonić na policję, ale dotarło do mnie, że zapomniałam o telefonie. Świetnie.
  Mężczyzna odrzucił nóż na bok i zaczął okładać kobietę pięściami. Nie byłam w stanie na to patrzeć.
  Wyszłam zza drzewa i po cichu podeszłam do mężczyzny od tyłu. Był tak pijany, że nawet mnie nie usłyszał. Już wiedziałam, co muszę zrobić.

-----------------
  A teraz czas na reklamy :p.
    Oto najdłuższy rozdział w histori- 1285 słów bez notki. Tak w prezencie, dla wiernych czytelników. Co prawda nielicznych, ale...
  Miłej środy życzę!

Silea

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top