Rozdział 12
Łzy spływały po policzkach. Mój oddech był urywany. Śnieg w pokoju wirował i lepił się do wszystkiego. Do krzesła, biurka, moich włosów, ubrań. Ignorowałam go, bo gorsze od białej zamieci były wspomnienia i uczucia które się z nimi wiązały. Nie umiałam się uspokoić.
Łzy na moich policzkach zaczęły zamarzać. Nie chciałam budzić tych wspomnień.
Uspokój się - rozkazałam sobie. - To już przeminęło, łzy nic nie zmienią.
Powoli mój oddech stawał się równomierny. Wierzchem dłoni otarłam zamarznięte krople z mojej twarzy.
Spojrzałam na swój pokój. Wszędzie leżał śnieg, a kartki walały się po całym pokoju. Panował tam chaos dokładnie tak, jak przed chwilą w mojej głowie.
Westchnęłam cicho. Zakręciłam dłonią wir, z łatwością zbierając do niego śnieg. Wirujące płatki po chwili złączyły się w jeden, który powoli zmniejszał do normalnego rozmiaru. Unosił się nad moją dłonią, błyszcząc w czerwcowym słońcu. Wyglądał ślicznie i pozwolił mi na uspokojenie emocji.
Pomyślałam, że ten nagły wybuch w pewnym sensie mi pomógł. Na chwilę dałam upust szalejącemu we mnie napięciu.
Zacisnęłam rękę w pięść, a płatek zniknął.
Musiałam się nauczyć panować nad emocjami. Moja zdolność w pewnym sensie się z nimi wiązała, więc nie panując nad uczuciami, nie panowałam także nad nią. W szkole zdarzały mi się sytuacje, w których brakowało bardzo nie wiele, abym użyła swoich zdolności. Nie mogłam nikomu pozwolić na odkrycie mojej mocy. Nikt nie mógł wiedzieć, nawet moi najbliżsi.
Zamyślona zeszłam na obiad. Babcia podała mi talerz z plackami. Smakowały nieziemsko, zresztą jak zawsze - nasza staruszka gotowała świetnie.
- Kocham cię - powiedziałam do babci, cmokając ją w policzek, po zjedzonym obiedzie.
- Ja ciebie też. Dlatego się tak o ciebie martwię. Musisz to zrozumieć.
- Nie masz o co się martwić. Naprawdę - zadeklarowałam babci, uśmiechając się do niej. Nie wiem, jak długo będę potrafiła wszystko utrzymać w tajemnicy.
- To dobrze - powiedziała, a ja posłałam jej kolejny uśmiech.
- Idę posprzątać w pokoju - mruknęłam na odchodnym, wbiegając po schodach na górę.
Zaczęłam zbierać kartki z podłogi, gdy poczułam zimno na palcu. Owiał mnie wiatr, rozbłysło światło i nagle siedziałam na podłodze w celi. Zamrugałam zaskoczona. Nie wiem, czy się kiedyś do tego przyzwyczaję.
- Mogłabyś powiedzieć co się dzieje, gdy tak nagle zakrywasz się mgłą? - spytał Aret z delikatną nutką wyrzutu w głosie. A więc tak wyglądam, gdy jestem gdzieś indziej.
- To skomplikowane - mruknęłam i poczułam, jak burczy mi w brzuchu, mimo że dopiero co jadłam placki z jabłkami.
- Jasne - mruknął Aret.
Chyba bolało go to, że nie mówiłam mu wszystkiego. Ale jak ja mu to miałam wytłumaczyć?
"Słuchaj, znalazłam w środku lasu złoty pierścionek, którego nikt oprócz mnie nie widzi i dzięki niemu przenoszę się do innej rzeczywistości, czyli do waszego świata. A i żyję w Miejscu w którym smoki są postaciami z bajek, nikt nie włada nad żywiołami, mieszkam w mieście w którym są domy wysokości chmur, pojazdy, które same jeżdżą, zatruwając powietrze, w którym jest internet i inne pierdoły, których nie zrozumiesz, bo wasz Świat jest lekko zacofany w porównaniu z naszym."- nawet w myślach brzmiało to idiotycznie, a co dopiero by było, gdybym powiedziała to na głos.
Zanim wróciłam do mojego domu, ćwiczyłam z Aretem panowanie nad wodą. Według niego robiłam duże postępy w krótkim czasie, ale jak dla mnie to nadal było za wolno. Każde ćwiczenie było bardzo męczące, nie tyle fizycznie, co psychicznie.
Zrezygnowana spojrzałam na kubek z wodą, który przynieśli nam strażnicy wraz z kolacją. Miałam wyjąć cały płyn ze szklanki i sprawić, żeby zaczął się wokół mnie kręcić. Ben już zasnął, przyglądając się moim wysiłkom. Sama też czułam senność. Aret chyba to zauważył.
- No, dobra. Spróbuj jeszcze raz, może ci się uda. Jak nie to, na dzisiaj już będzie koniec. Wszyscy jesteśmy zmęczeni.
Westchnęłam cicho i wstałam. Moim zdaniem wstawanie było bezsensu, ale Aret twierdził, że właśnie tak robili magowie wody w jego wiosce. Podobno ułożenie nóg było równie ważne, co rąk.
Przyjęłam odpowiednią postawę. Zbliżyłam nadgarstki do siebie i zaczęłam unosić ręce w górę i w dół. Woda zaczęła się unosić w górę. Ogromna kropla wody drżała, jednak nadal unosiła się coraz wyżej. Mniej więcej w tym momencie zawsze płyn wymykał mi się spod kontroli, jednak teraz nadal piął się w górę. Wystawiłam koniuszek języka, całkowicie skupiając się na tym, aby moje ruchy były dostatecznie płynne.
W końcu kropla wody znalazła się na wysokości moich ramion. Teraz zaczęłam wykonywać płynne ruchy w bok. Płyn podążał za ruchami moich ramion zakręcił za moje plecy i pojawił się z drugiej strony.
- Pamiętaj, aby przenosić ciężar ciała z nogi na nogę! - usłyszałam podekscytowany głos Areta.
Skinęłam tylko głową, żeby nie tracić skupienia. Zrobiłam tak, jak prosił. Ogromna kropla poruszała się coraz szybciej. Pod wpływem prędkości zamiast okrągłego płynu, miałam długi pasek, który nadal krążył wokół mnie. Woda była nieodłączną częścią mnie.
Zaśmiałam się cicho i nie tracąc skupienia, przeniosłam wzrok na Areta. W jego oczach zobaczyłam nieopisaną radość. Gestem dłoni sprawiłam, że woda wróciła do naczynia. Zrobiłam to jeszcze raz, kolejny i kolejny, a za każdym wychodziło mi to coraz lepiej.
- Jesteś gotowa - szepnął Aret. - W końcu uciekniemy. Razem.
-----------------
To tak...
Po pierwsze, bardzo dziękuje wszystkim za gwiazdki, mimo, że jest ich mało. Dla mnie to bardzo dużo :)
Po drugie, zamierzam zrobić sobie przerwę, może dodam jeden rozdział do niedzieli, a potem jadę do babci, co wiąże się z brakiem internetu ;-; A wtedy oczekuję czterech gwiazdek pod tym rozdziałem, bo będzie kolejny bunt ;)
Po trzecie- czekoladka555 i milaydi01 dodajcie kolejne rozdziały, bo ja szału zaraz dostanę ;-;
Miłego dnia :)
Silea
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top