Rozdział 11
WSPOMNIENIA
Byłyśmy na letnim obozie. W klasie mogłam się wygadać tylko jednej osobie. Była to Natalia. Doszła do nas dwa lata temu. Jako jedyna nie znienawidziła mnie w dniu, gdy postawiłam się Kamilowi.
Ona też była nie lubiana. Ją też dręczyli, jednak nie tak otwarcie jak mnie.
W domku byłyśmy razem z Justyną i jej najlepszą psiapsiółką. Koszmar. Co chwila ktoś do nas przychodził. Chociaż nie. Nie do nas, tylko do Justyny. W najlepszym wypadku byłam traktowana jak powietrze.
Pewnego ranka przyszedł Kamil i jego kumple. Razem z nimi wpadli chłopacy z innej szkoły. Natalia wyszła na spacer, ale ja wolałam zostać w domku, bo źle się czułam. Stałam wtedy przed lustrem, poprawiając włosy.
- Nie trudź się. I tak będziesz wyglądać okropnie - usłyszałam głos Kamila za plecami. Odwróciłam się i minęłam go bez słowa.- Widzę, że podzielasz moje zdanie.
- Oczywiście, bo jest tak głupia, że nie ma własnego! - dołączyła się Justyna.
Chciałam stamtąd jak najszybciej wyjść, aby uniknąć kolejnego, pewnego upokorzenia.
Poczułam jak ktoś mnie pcha od tyłu. Potknęłam się i spadłam z progu na twardą ziemię. Z mojego kolana zaczęła ciec krew. Zagryzłam wargi i odwróciłam się, żeby zobaczyć kto to zrobił. Kamil.
- Ale niezdara! Potyka się o własne nogi! - doszedł do moich uszu krzyk Justyny. Miałam ochotę się rozpłakać. Zawsze były tylko docinki, ale nigdy mnie nie popchnęli.
- Hej, dajcie jej spokój! - usłyszałam obcy głos.
Podniosłam wzrok. Nade mną stał brunet w moim wieku. Był wysoki, wysportowany i miał wspaniałe, brązowe oczy. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co właśnie się stało.
To była pierwsza osoba, która mi pomogła. Był nią kompletnie obcy chłopak.
Dopiero po paru sekundach zobaczyłam, że wyciąga do mnie dłoń, żeby pomóc mi wstać. Chwyciłam jego rękę i po chwili już stałam na nogach.
- Dziękuję - szepnęłam. On tylko skinął głową.
- Jestem Filip, a ty?
- Aniela - mruknęłam cicho. Kolano zaczynało mnie piec.
- Filip i Aniela, zakochana para! - krzyknęła Justyna, chcąc przerwać naszą rozmowę. Niestety, udało jej się to.
- To ja już może pójdę - burknął Filip.
Odwrócił się i odbiegł. Czułam jak policzki mnie pieką. Pierwszy chłopak, który się do mnie odezwał, nie chcąc mi dokuczać. Może to nie była długa rozmowa, ale zawsze coś. Chyba się zakochałam.
Rzuciłam okiem na Justynę. Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale ja odwróciłam się na pięcie i uciekłam z tamtego miejsca, pomimo bolącego kolana.
Przebiegłam pół obozu szukając Natalii. Znalazłam ją nad jeziorem. Zaskoczona spojrzała na moje krwawiące kolano.
- Co się stało? - spytała zdziwiona.
- Justyna - mruknęłam.
- No, to wszystko jasne - powiedziała, a ja się uśmiechnęłam. Zawsze była przy mnie
Dlaczego chociaż raz jej nie zaufać, odkryć siebie? Do tej pory nie chciałam tego robić, ale teraz... chyba mogę jej zaufać?
- No, bo jest taka sprawa... - zaczęłam niepewnie.
- Dawaj, wiesz, że ja nikomu nie powiem - odparła dziewczyna, motywując mnie do zwierzeń.
- Podoba mi się taki chłopak...
- Uuu, jak się nazywa?
- Filip - burknęłam cicho.
- Świetnie! - zapiszczała jak mała dziewczynka, która właśnie dostała wymarzony prezent pod choinkę.
- Wszyscy na obiad! - przerwał nam krzyk trenera.
- Idziesz? - spytałam.
- Tak, tak zaraz do ciebie dojdę. Muszę jeszcze coś zrobić.
- Ok, tylko się pośpiesz. Nie chcę siedzieć sama z "kochaną Justyneczką" - powiedziałam sarkastycznie, a Natalia się zaśmiała.
- Jasne, nie martw się.
Pobiegłam na obiad. Czekałam pięć minut, ale miejsce Natali było puste, tak samo Justyny. Miałam złe przeczucia.
Wróciłam na miejsce, gdzie widziałam ostatni raz przyjaciółkę.
Na miejscu zaniemówiłam.
Stała tam z Justyną. Żywo dyskutowały. Żadna mnie nie zauważyła. Zeszłam ze ścieżki i podążałam dalej chowając się za drzewami.
- Anieli podoba się Filip. Sama mi to powiedziała. Dwa lata musiałam zdobywać jej zaufanie, żeby cokolwiek mi powiedziała o sobie - powidziala Natalia, a ja przy tych słowach poczułam uścisk w żołądku. Zaufałam jej, a nie powinnam.
- Świetnie. Wyduś z niej coś jeszcze, ale tak żebyś miała dowód - syknęła Justyna.
- Już mam - powiedziała, wyciągając z kieszeni dyktafon.
Odruchowo złapałam jeden z kamieni, które leżały na ziemi. W razie co może uda mi się trafić w dyktafon, albo chociaż w Justynę. Ale z moim celem, to raczej nic nie wiadomo.
Justyna wyciągnęła dłoń po dyktafon, ale Natalia cofnęła rękę. Czułam jak błyska nikły promyczek nadziei w moim sercu.
- Najpierw obiecaj, że skończysz mi dokuczać - powiedziała, tym samym gasząc dopiero co wzeszłą nadzieję. Zapadła cisza. Jedyne co było słychać to cichy szum jeziora.
- Obiecuję.
Gdy tylko Natalia to usłyszała, natychmiast wyciągnęła do Justyny rękę z dyktafonem. Zamachnęłam się i z całej siły rzuciłam kamień. O dziwo trafiłam.
Natalia krzyknęła, gdy dyktafon spadł do jeziora. Wyświetlacz zamigał i po chwili zgasł. Wstałam, a mordercze spojrzenia skierowały się na mnie.
- Masz debilko pojęcie ile ten dyktafon kosztował!? - wrzasnęła Natalia.
-Widzę, że więcej niż przyjaźń - szepnęłam i uciekłam z tamtąd. Znów uciekam.
Myślałam, że to już tak nie boli. Myliłam się.
Otworzyłam oczy. Mój pokój zamarzł, a na mnie spadały płatki śniegu. W powietrzu unosił się zapach placków z jabłkami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top