3. Porfiry
– Nie uwierzycie jaki miałem sen! – odezwał się Damian gdy następnego dnia wszyscy spotkali się na śniadaniu – Miałem najcudowniejszą dziewczynę na świecie!
– Miałeś śnić o kamieniu, a nie gorących laskach! – roześmiał się Konrad – Ja tam nic nie pamiętam. Spałem jak kłoda...
– Mam pytanie: czy te sny są o przyszłości? – spytał Damian
– Z tego co zrozumiałem mają nas tylko naprowadzić na ślad przeznaczonych nam kamieni – Marcel nalewał sobie do kubka świeżo zaparzonej kawy – Mój sen był jakiś psychodeliczny...
– Przepraszam... jaki? – nie zrozumiał Damian
– Bardzo dziwny. Jakieś miasto, chyba w przyszłości, po mieście jeździły samochody, które zabijały ludzi, a ja piłem halucynogennego drinka o nazwie Fazer... ze swojej strony muszę dodać, że chętnie wypróbowałbym na sobie jego działanie! Były tam jeszcze inne drinki: Szajba, Energator, Erotikon... – to coś dla ciebie Damian. W opisie wspomniano o fantastycznym seksie.
– Potrafię mieć fantastyczny seks bez żadnych stymulatorów. – roześmiał się Damian
– Już się tak nie przechwalaj. – odezwała się Rhonda
– A ty śniłaś o czymś?
– Owszem. Przyśnił mi się pociągający Demon z Królestwa Mroku. Powiedział mi gdzie jest mój kamień.
– Jakoś nie chce mi się wierzyć, że tylko rozmawialiście – droczył się z nią Damian
– Jasne, że nie, ale i tak nic ci nie opowiem. – Rhonda nie pozostawała dłużna
– Dzień dobry wszystkim! – do jadalni wkroczył Spiridon, a tuż za nim wszyscy opiekunowie Wybranych – Jak minęła wam pierwsza noc w Centrum?
– Świetnie. Szkoda tylko, że trwała tak krótko. – westchnęła Jola – Jak dla mnie pobudka o siódmej rano to zdecydowanie za wcześnie.
– Święta racja! – poparli ją Rhonda i Marcel
– Jolka lubię to! – Konrad pokazał uniesiony w górę kciuk
Pozostali roześmiali się na to odniesienie do popularnego serwisu społecznościowego.
– Skoro wszyscy jesteśmy w komplecie, proponuję abyśmy zapoznali się ze sobą. – zaproponowała Rhonda – Każdy z nas zna swojego opiekuna, ale ponieważ spędzimy razem mnóstwo czasu, powinniśmy poznać też opiekunów pozostałych.
– Słuszna uwaga. – przyznał Czarek
Przez chwilę w jadalni zapanował istny chaos gdy wszyscy zaczęli zapoznawać się ze sobą. Opiekunem Darii był Keeton, blondyn o długich, lekko kręconych włosach i zielonych oczach. Marcela miał chronić czarnowłosy Emmett o nietypowej, stalowoszarej barwie oczu. Opiekun Czarka, Castor był niebieskookim brunetem. Czarnowłosy Dasty z oczami o barwie czystego błękitu miał opiekować się Rhondą a opiekunem Konrada był czarnowłosy, brązowooki Eradon. Damiana miał chronić czarnowłosy Bextor. Miał niesamowite, jasnozielone oczy. Cechą wspólną wszystkich Replikantów była potężna budowa ciała. Poza tym każdy z nich na prawym bicepsie miał tatuaż przedstawiający sylwetkę zionącego ogniem smoka.
– Co oznaczają wasze tatuaże? – spytała Jola gdy wreszcie zasiedli do stołu i rozpoczęli ucztę
Replikanci popatrzyli na siebie jakby próbowali ustalić ile szczegółów mogą zdradzić Wybranym.
– Smok zionący ogniem to symbol Dajena. Pracujemy dla niego, więc otrzymaliśmy jego znak. Wszyscy Replikanci zostają naznaczeni symbolami Interanów dla których pracują. – wyjaśnił w końcu Spiridon
– A na czym właściwie polega wasza praca? – dopytywał Czarek
– Mamy chronić was przed niebezpieczeństwami czyhającymi na terenie naszej strefy. – odparł Bextor
– Może zapytam wprost. Czy coś nam grozi? – drążył Czarek – Z jakiegoś powodu Dajen przydzielił nam was, abyście nas chronili. Przypuszczam, że nie zrobiłby tego gdyby nie spodziewał się, że ktoś będzie próbował zrobić nam krzywdę. Jestem też pewien, że powiedział wam przed czym macie nas chronić. Chcielibyśmy poznać prawdę. Jesteście naszymi opiekunami i powinniśmy sobie wzajemnie ufać. A zaufanie opiera się na szczerości. Więc proszę was, powiedzcie nam czego mamy się obawiać?
– Nie słyszeliśmy nic o tym, aby groziło wam jakieś konkretne niebezpieczeństwo. – odezwał się Castor – Dajen poprosił nas abyśmy się wami opiekowali gdy będziecie poruszali się po Strefie I, a musicie wiedzieć, że na niedoświadczonych nowicjuszy czeka tu wiele niebezpieczeństw. Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego jak ważni jesteście dla przetrwania nas wszystkich i zobowiązaliśmy się was chronić nawet za cenę własnego życia choć nie oddamy go łatwo, prawda chłopaki? – Replikant zwrócił się do pozostałych
– Jasne! Nie tak łatwo nas zabić!
– Trochę krwi się poleje zanim coś nas ukatrupi!
– Jesteście bardzo pewni siebie. – zauważyła Daria – Zastanawiam się z czego to wynika?
– To chyba jasne. Wystarczy na nich spojrzeć. Mając takie gabaryty każdy byłby pewny swojej siły! – odparł Konrad
Rhonda i Jola spojrzały na siebie porozumiewawczo. Obie doskonale wiedziały skąd bierze się pewność siebie ich opiekunów, ale nie chciały same zdradzać ich tajemnicy. Doszły do wniosku, że lepiej będzie jak Replikanci sami wyjawią pozostałym prawdę o swojej profesji. Oczywiście miały zamiar im w tym pomóc.
– Chłopcy a zdradzicie nam czym zajmowaliście się zanim Dajen przydzielił was do ochrony naszej grupy? – spytała bez ogródek Rhonda
Replikanci ponownie wymienili spojrzenia. Żaden z nich nie kwapił się aby odpowiedzieć na zadane przez dziewczynę pytanie. W końcu Spiridon przerwał niezręczną ciszę:
– Jakby to wam powiedzieć... jesteśmy współczesnymi gladiatorami.
– Takimi co pomykają na arenie uzbrojeni w miecze i tarcze? – Konrad chciał się upewnić co właściwie oznacza pojęcie współczesny gladiator.
– To zależy od wariantu walki. Miecze i tarcze to podstawowy oręż, ale zdarza nam się walczyć za pomocą innych narzędzi. – odparł Spiridon
– Na przykład? – dopytywał Damian
– Topory, sztylety, kastety, noże, łańcuchy, bicze z przymocowanymi nożykami, zaostrzone na końcach pręty, piły mechaniczne, palniki, miotacze ognia i różne inne ustrojstwa. – wyliczył Emmett – W walkach używamy wszystkiego co może zranić lub zabić przeciwnika. Czasami zdarza nam się też walka wręcz, bez żadnej dodatkowej broni.
– Ale to jest straszne! – jęknęła Daria – Jak można skazywać ludzi na śmierć dla rozrywki tłumu!
– Nie zawsze walczymy na śmierć i życie. Jest bardzo dużo wariantów walk. Czasami pojedynki toczą się do pierwszej krwi, nokautu albo zablokowania przeciwnika. Niekiedy walczymy zespołowo, bywa też tak, że naszymi przeciwnikami są istoty z założenia od nas silniejsze na przykład Demony, Wampiry, Wilkołaki, Porfiry i Smoki... W sumie ta kategoria również często kończy się śmiercią, najczęściej Replikanta. – tłumaczył spokojnie Dasty – A z pośród wszystkich tych wariantów najpopularniejsze są walki na śmierć i życie.
– Czy to nie jest niezgodne z prawem? – dopytywał Czarek
Spiridon pokręcił głową.
– W Strefie I to Interanie ustanawiają prawo, a oni są zagorzałymi wielbicielami walk gladiatorów.
– Dlaczego się na to godzicie? – chciała wiedzieć Daria
– Nie godzimy się. Po prostu nie mamy innego wyboru. – stwierdził lakonicznie Castor
Wybrani mieli właśnie zapytać swoich opiekunów co to właściwie znaczy, ale w tej samej chwili do jadalni wszedł uśmiechnięty Dajen.
– Dzień dobry. – przywitał ich – Widzę, że jesteście już po śniadaniu? Smakowało wam?
– Bardzo.
– A jak minęła wam pierwsza noc w Centrum? Dobrze spaliście?
– Znakomicie lecz stanowczo za krótko. – odparł Konrad
– A pamiętacie co wam się śniło?
Rhonda, Marcel, Damian i Jola skinęli głowami w tym samym momencie gdy Daria, Czarek i Konrad wykonali przeczący gest.
– No cóż, nie spodziewałem się, że po pierwszej spędzonej tu nocy wszyscy z was dowiedzą się gdzie szukać swoich kamieni. Ale nie przejmujcie się, prędzej czy później każde z was będzie wiedziało jak odnaleźć swojego potężnego sprzymierzeńca. – uśmiechnął się Dajen – Co do dzisiejszego dnia, macie już jakieś plany?
– Jeszcze nie zastanawialiśmy się nad tym co będziemy robić. – odparł Czarek – Chętnie wybralibyśmy się na wycieczkę po Strefie I.
– Nie widzę żadnych przeciwwskazań. – uśmiechnął się Dajen – Jestem pewien, że wasi opiekunowie znakomicie sprawdzą się także w roli przewodników.
– A ty nie idziesz z nami? – spytała Daria
– Bardzo bym chciał, ale mam dzisiaj parę spraw do załatwienia. – odparł Interanin powoli wycofując się w stronę drzwi – Bawcie się dobrze!
Chwilę później Wybrani i ich opiekunowie maszerowali alejkami parku otaczającego Centrum. Był piękny, słoneczny dzień. Na trawie niczym brylanty skrzyły się kropelki rosy. Zewsząd dobiegały trele ptaków a w powietrzu unosił się zapach kwiatów rosnących w obszernym ogrodzie otaczającym Centrum. Słodka woń przyciągała bajecznie kolorowe motyle i maleńkie kolibry, których piórka mieniły się w słońcu wszystkimi kolorami tęczy.
– Zupełnie jak w raju! – zauważyła Daria przyglądając się żywym, fruwającym klejnotom
– Idealne miejsce na wakacje. – dodał Konrad
– To co, dokąd idziemy? – spytał pozostałych Czarek
– Najlepiej przed siebie mistrzu!– roześmiał się Konrad
Nagle Marcel zaczął machać do kogoś w górze. Wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku. Jola od razu rozpoznała Enigmę i Hexagena. Razem z nimi była jeszcze druga para Hormonów – ładna dziewczyna o bursztynowo złotych oczach i długich, czarnych, spiralnie kręconych włosach w których miała mnóstwo pomarańczowych i złotych pasemek i towarzyszący jej przystojny, zielonooki brunet.
– Co to za istoty? – spytała cichutko Daria
– To są właśnie Hormony o których wam wczoraj wspominaliśmy z Marcelem. – odparła równie cicho Jola
– Chłopaki a wy co, zmieniliście profesję? – Hexagen zwrócił się do Replikantów – Teraz robicie za przewodników?
– Tak wyszło. – uśmiechnął się Castor – Ale my cieszymy się z takiego obrotu sprawy. Przyda nam się drobna odskocznia od szarej rzeczywistości.
– Znacie już naszych niezwykle cennych podopiecznych?
– Po to tu przylecieliśmy żeby poznać siódemkę przyszłych bohaterów, którzy uchronią nasz świat przed zagładą. – odparła czarnowłosa dziewczyna – Ja jestem Fortuna a ten przystojniak obok mnie to Oxygen. Ta druga parka to Enigma i Hexagen.
Kiedy Wybrani również przedstawili się Hormonom, cała grupa ruszyła dalej.
– Dokąd się wybieracie? – spytała Fortuna
– Właściwie jeszcze tego nie ustaliliśmy. – odparł Damian – Ktoś ma jakieś propozycje?
– Możemy pokazać wam parę ciekawych rzeczy – odparła Enigma – Na przykład...
– Na przykład walki samochodów. – natychmiast wyszedł z propozycją Keeton.
– Daj spokój, to na pewno ich nie zaciekawi! – prychnęła Enigma – Oni mają samochody na co dzień!
– Mają, ale czy żywe? – poparł kolegę Bextor
– Jak to żywe? – spytał Damian
– Noo... żywe. Rozumiejące, uczące się, rosnące i mające zdobność do reprodukcji. – odparła Enigma – Ale poza tym wyglądają zupełnie normalnie.
– Chciałbym mieć taką parę samochodów... – rozmarzył się Konrad – Rozmnażałyby się, a kiedy małe by dorosły mógłbym je sprzedawać za grube pieniądze... Byłbym bogaty!
– Uważaj, żebyś się nie przeliczył z tymi marzeniami! – roześmiał się Czarek – Myślisz, że rozumne istoty pozwoliłyby żebyś traktował je jak swoją własność?
– Pewnie nie...
– A wam co tak zależy, żeby oglądać te walki? – Fortuna zwróciła się do Keetona i Bextora
– Dzisiaj jest finałowa Demolka... – odparł nieco zakłopotany Bextor – Fajnie byłoby to obejrzeć.
– Wiedziałam, że coś kombinujesz! – roześmiała się Fortuna – Co wy na to? – zwróciła się do Wybranych – Macie ochotę zobaczyć jak naparzają się samochody?
– Ja nie mam nic przeciwko temu. – odezwał się jako pierwszy Damian – A wy?
– Chętnie zobaczę żywe samochody. – dodała Jola
– W takim razie idziemy! – Marcel zadecydował za całą grupę
– Skoro mamy odwiedzić Samochodowe Koloseum to musimy zorganizować jakiś transport. – odezwał się Oxygen
– Może zapoznamy naszych gości z ikarusami? – zaproponował Spiridon
– Świetny pomysł! – podchwycił Hexagen – Pożyczę kilka z hodowli! Zaraz wracam! – odwrócił się i odleciał
– Czy te ikarusy są niebezpieczne? – spytała Daria
– Nie. Mają bardzo łagodne usposobienie, a poza tym kochają ruch więc chętnie podrzucą was do Samochodowego Koloseum. – odparła Enigma
– Na śmierć zapomniałem, że dzisiaj są finałowe walki! – stwierdził Oxygen
– Nie rozumiem czym wy się tak ekscytujecie? – odparła Enigma – Hexagen i jego kumple też uwielbiają to oglądać, a ja wciąż staram się zrozumieć co tak was ciągnie patrzenie na bezsensowną przemoc...
– Nie zapominaj, że ci wszyscy zawodnicy sami zgłaszają się do udziału w walkach. – odparł Oxygen – Nikt ich do tego nie zmusza. Widocznie to lubią. Może do pełni szczęścia potrzebują porządnej dawki adrenaliny?
– Tylko że taka potrzeba rzadko wychodzi im na dobre. – odparła Enigma
– Co masz na myśli? – spytał Konrad
– Walki są bardzo brutalne i dość często kończą się śmiercią jednego z zawodników, chyba, że przegrywający ma na tyle zdrowego rozsądku by w porę się wycofać. Niestety, mężczyzna i zdrowy rozsądek rzadko idą w parze...
– Ja protestuję! – przerwał jej Marcel
– Przegrywający samochód woli zginąć, niż się wycofać. – kontynuowała Enigma nie zwracając uwagi na jego protesty – Poddanie się traktowane jest jak hańba.
– Czyli facet zawsze pozostanie facetem, bez względu na to kim jest. – podsumowała Rhonda
– Dokładnie.
– Przestańcie tak po nas jeździć! – zaprotestował Damian – Gdyby nie my, nie miałybyście po co żyć!
– Nie przesadzaj. Przydajecie się tylko od czasu do czasu. – brutalnie stwierdziła Daria
– Na przykład przy przeprowadzkach. – dodała Jola
– I do seksu. – dodała Rhonda – W tym jesteście dobrzy. No, w każdym razie niektórzy z was.
– Bardzo śmieszne!
– Spokojnie chłopaki. Jacy byście nie byli, życie bez was byłoby szare i nieciekawe... – uśmiechnęła się Daria
– Wreszcie ktoś powiedział coś mądrego. – skomentował Konrad
– Nadlatują ikarusy. – przerwała im Enigma
Wszyscy spojrzeli w górę. Zobaczyli, że z oddali nadlatują jakieś duże stworzenia. Miały wielkie, skórzaste skrzydła, które niosły je w powietrzu. Ikarusy poruszały się niezwykle szybko i zwinnie. Kiedy znalazły się nad polanką, podeszły do lądowania i po chwili wszystkie siedziały na ziemi.
– Panie i panowie oto wasz transport! – na polanę wleciał teraz Hexagen
Wszyscy z nieufnością spoglądali na ikarusy. Kiedy miały złożone skrzydła nie wydawały się takie ogromne, niemniej jednak każdy z nich był wielkości dużego konia. Z wyglądu najbardziej przypominały przerośnięte wilki z długimi, prostymi ogonami zakończonymi jakby grotem strzały. Ikarusy różniły się między sobą umaszczeniem. Dwa z nich były zupełnie czarne, a ich sierść załamywała promienie słoneczne i mieniła się na zielono, niebiesko i fioletowo. Trzy były brązowe, każdy w innym odcieniu, jeden był biały i jeden ogniście czerwony. Pozostałe miały szaro-czarne lub szaro-białe umaszczenie typowe dla wilków. Niesamowite wrażenie robiły żółte oczy z pionowymi źrenicami i rogi po bokach głów niektórych osobników. Osobniki nie posiadające rogów mogły poszczycić się za to bujną grzywą, która do złudzenia przypominała włosy.
– Tak, rzeczywiście wyglądają na łagodne – odezwał się Konrad – Jak do nich podejdę pewnie na powitanie odgryzą mi rękę.
– Ten wygląd to tylko pozory – odparła Enigma – Patrzcie! – podleciała do najbliżej siedzącego osobnika i pogłaskała go po łbie. Ikarus zaczął się do niej łasić jak pies. – Widzicie? Teraz wy. Spróbujcie.
Wszyscy popatrzyli po sobie, po czym z wahaniem podeszli do ikarusów. Okazało się, że ich groźny wygląd to rzeczywiście tylko pozory. Ikarusy zaczęły się do nich łasić, lizać po dłoniach i twarzach. Żaden z nich nie okazał nawet cienia agresji. Dopiero z bliska Jola zauważyła, że każdy z nich ma na sobie coś w rodzaju uprzęży.
– Jak widzicie samce i samice różnią się wyglądem. Te z grzywami i bez rogów to samice. – wyjaśniła Enigma
– No to jak, gotowi do przejażdżki na ikarusach? – spytał Emmett
– Mam nadzieję, że nie szaleją zbytnio w powietrzu? – upewniła się Daria
– To zależy od tego, kogo niosą. – odparł Dasty – Mogą lecieć spokojnie, ale równie dobrze czują się wykonując w powietrzu najbardziej szalone akrobacje.
Jola podeszła do boku czarnego ikarusa. Kiedy tylko położyła mu dłoń na karku, pochylił się tak, by mogła wsiąść mu na grzbiet. Sierść ikarusów była wyjątkowo miękka, zupełnie jak sierść szczeniąt. Dziewczyna ostrożnie usiadła na grzbiecie czarnego samca, a potem rozejrzała się dookoła. Większość osób już siedziało na niezwykłych wierzchowcach.
– Ikarusy reagują na ustne komendy. – poinformowała ich Enigma – Lećcie za nami!
Razem z Hexagenem wzniosła się w górę i oboje popędzili nad lasem.
– W górę maleńki! – Czarek wydał polecenie swojemu wierzchowcowi
Jego ikarus poderwał się z miejsca i zaczął biec przez polanę. Kiedy dostatecznie się rozpędził, rozłożył skrzydła i poderwał się do góry. Pozostałe ikarusy poszły w jego ślady. Po chwili lecieli z zawrotną prędkością, a pod sobą widzieli przesuwające się szybko drzewa.
– Jak fajnie! – krzyknęła Jola – Szybciej!!!
Jej ikarus wyrwał do przodu wyprzedzając wszystkie pozostałe. Spiridon pospieszył swojego wierzchowca o typowo wilczym umaszczeniu i szybko zrównał się w locie z dziewczyną.
– Jak tam mała, ścigamy się? – spytał
– A zniesiesz smak porażki? – roześmiała się Jola
– Na pewno, bo zamierzam dać ci fory! – odparł Replikant
W tej chwili przegonili ich Marcel, Rhonda, Konrad, Dasty, Eradon i Emmett.
– Co tak wolno? – spytał Marcel w pełnym pędzie mijając Jolę i Spiridona – Wymiękacie?
– Chciałbyś! – odkrzyknęła dziewczyna
– Gazu maleńka! Pokażemy im na co nas stać! – roześmiał się Spiridon i oboje popędzili swoje ikarusy
Szybko udało im się dogonić ścigającą się grupę.
– Łyso ci Marcel? – krzyknęła Jola wyprzedzając chłopaka
– Poczekaj, ja się dopiero rozkręcam!
– Ja też!
– Uspokójcie się wariaci!!! – krzyknął Czarek, kiedy i jego ikarus zaczął przyspieszać chcąc dogonić stado.
Obok Czarka leciała Daria, która kurczowo ściskała szyję swojego wierzchowca. Keeton który widział, że dziewczyna nie czuje się zbyt pewnie leciał tuż obok niej.
– Wszystko w porządku? – spytał
– To zdecydowanie nie jest mój ulubiony sposób podróżowania. – odparła Daria
– Nic się nie martw. Pamiętaj, że w razie czego jestem przy tobie. Nawet gdybyś spadła, na pewno cię złapię.
– To mnie pocieszyłeś! – uśmiechnęła się Daria
Mimo wszystko obecność jej opiekuna sprawiła, że dziewczyna zaczęła się odprężać. W dużo gorszej sytuacji był Damian, który miał bardzo niewyraźną minę i znacznie pozieleniał na twarzy.
– Choroba lokomocyjna – wyjaśnił, gdy zauważył, że Czarek badawczo mu się przygląda
Tymczasem Rhonda, Marcel, Jola, Konrad oraz ich opiekunowie najwyraźniej doskonale się bawili. Znudziło im się ściganie i teraz tak kierowali swoimi ikarusami, żeby wykonywały w powietrzu różne akrobacje. W pewnej chwili Czarek zauważył, że osiem ikarusów nagle zmieniło kierunek i lecą prosto na nich. Gdy byli już tak blisko, że groziło to zderzeniem, ikarusy poderwały się w górę przelatując tuż ponad nimi. Samica na której leciał Damian poderwała się i poleciała za nimi. Chłopak kurczowo trzymał ją za szyję i ze wszystkich sił starał się opanować mdłości.
– Zwolnij! – krzyczał ciągnąc za lejce – Zwolnij, słyszysz?
– Daj jej polatać! – krzyknął z góry Konrad. Kiedy jednak zobaczył kolor twarzy Damiana, rzekł tylko – Stary współczuję ci. Lepiej noś przy sobie aviomarin.
Do Czarka podlecieli teraz Enigma i Hexagen.
– Widzicie tych narwańców? – spytał – Wymęczą je!
– Skąd! Ikarusy uwielbiają latać! To dla nich wyłącznie świetna zabawa – odparł Hexagen
– Daleko jeszcze? – spytał Damian
– Z tą szybkością powinniśmy być na miejscu za pięć minut!
– Dzięki Bogu!
Nagle w oddali wszyscy zobaczyli dość niecodzienny widok. W powietrzu szybowały dwa samochody terenowe. Miały trójkątne skrzydła niczym samoloty odrzutowe. Krążyły w kółko, po czym leciały prosto na siebie mijając się zaledwie o milimetry. Przy każdym takim wyminięciu aż tutaj słychać było odgłos rysowanej blachy.
– Czy to walka? – spytał Marcel
– Na to wygląda.
Gdy podlecieli bliżej, zobaczyli, że każdy z samochodów na bokach i z przodu miał zamocowane różne ostrza mające na celu jak najbardziej zranić przeciwnika. W dole pod walczącymi samochodami znajdowała się ogromna, wyłożona piaskiem arena, a wokół niej trybuny zapełnione po brzegi rozmaitymi pojazdami obserwującymi walkę i dopingującymi swoich faworytów. Były tam nie tylko samochody osobowe i ciężarowe, ale także pojazdy komunikacji miejskiej Nagle jeden z walczących samochodów uderzył w drugiego z takim impetem, że urwał przeciwnikowi skrzydło. Okaleczony samochód natychmiast zaczął spadać w dół, prosto w zgromadzony tłum, który szybko się rozstąpił. Do zwycięzcy podleciał teraz żółty Lamborghini Countach i krzyknął:
– Panie i panowie, nasz mistrz nadal niepokonany! Dasty po raz kolejny udowodnił, że jest najlepszy!
Tłum na dole zaczął skandować jego imię. Do pokonanego samochodu zaczęli przepychać się pomalowani na czerwono ratownicy. Chwilę potem został zapakowany na lawetę ambulansu, który na sygnale opuścił teren stadionu.
– Czy przegrana walka zawsze kończy się w ten sposób? - spytała Daria
– Nie. Czasami samochód odnosi niewielkie obrażenia, ale gdy walka toczy się w powietrzu, często kończy się śmiercią jednego z zawodników. – odparł Keeton
– To okrutne! – krzyknęła Daria
– Co takiego? – najwyraźniej ich rozmowę usłyszał sędzia. Lamborghini podleciał do nich bliżej.
– Te wasze walki na śmierć i życie. – podchwyciła Rhonda
– Nie przesadzaj maleńka – Odparł sędzia. Kiedy mówił, nad jego zderzakiem zapalał się rząd prostokątnych, czerwonych lampek. – Nikt ich nie zmusza żeby brali udział w tych walkach. Sami się zgłaszają pragnąc uzyskać sławę i zapewnić sobie dostatni byt.
– Albo złomowisko – dopowiedział z przekąsem Marcel
– To ich ryzyko. Wiedzą czym grozi przegrana walka. Prawda Dasty?
– Co? – chwilę potem podleciał do nich zwycięski Land Rover Discovery
– Nasi mali goście nie rozumieją dlaczego pozwalamy wam toczyć walki, które mogą kończyć się śmiercią jednego z zawodników. – odparł sędzia
– To nie jest tak, że walczymy na śmierć i życie. Celem każdego z zawodników jest po prostu unieruchomienie rywala. Oczywiście czasem zdarza się, że odniesione obrażenia są zbyt ciężkie i nie da się uniknąć śmierci. Największym ryzykiem obciążone są walki powietrzne. W tym przypadku wygrywa samochód, który zmusi rywala do lądowania. W praktyce takie lądowanie to nic innego jak strącenie przeciwnika, a upadek z takiej wysokości zazwyczaj kończy się śmiercią zawodnika. – tłumaczył Dasty
Kiedy mówił, spoglądali na długie zarysowania jego karoserii. Z każdej rysy wypływał gęsty, fioletowy płyn.
– Wiesz, że coś z ciebie cieknie? – spytał Marcel
– Krew. – odparł Dasty
– Pogubiłem się – jęknął Czarek – Od kiedy to samochody mają krew?
– Mówiliśmy wam, że oni są zdolni do wzrostu i rozmnażania, a to można osiągnąć tylko w organizmach biologicznych. – rzekł Hexagen
– Oprócz części mechanicznych posiadamy coś w rodzaju układu krwionośnego, który odżywia żywe komórki naszego ciała. To dzięki nim rośniemy, czujemy, myślimy i rozmnażamy się – tłumaczył Dasty
– Niesamowite.
Nagle z tłumu wzbił się w powietrze kolejny Land Rover, mniejszy od Dasty'ego i o nieco delikatniejszej budowie. Miał też trochę inny kształt przednich reflektorów. Za nim leciały trzy malutkie samochodziki.
– A oto moja rodzina. – przedstawił ich Dasty – Moja partnerka Randall i nasze dzieci.
– Dasty kiedy skończysz z tymi walkami? – krzyknęła Randall zupełnie ignorując przybyszów
– Już niedługo skarbie. – odparł Dasty
– Słyszę to od trzech miesięcy!
Małe samochodziki z właściwą dla dzieci energią szalały wokół nich wykonując w powietrzu najdziksze akrobacje i próbując zwrócić na siebie uwagę rodziców.
– Mam dość tego denerwowania się przed każdą walką! – kontynuowała Randall nie zwracając uwagi na rozbrykaną gromadkę.
– Kochanie proszę cię, nie teraz... – jęknął Dasty
– Dziwię ci się, że pomimo iż masz rodzinę tak ryzykujesz swoim życiem. – odezwał się Czarek
– Przecież ja to wszystko robię dla nich! – odparł Dasty
– A jak zginiesz to też dla nas? Co nam z tego przyjdzie? Dasty obudź się!
– Później o tym porozmawiamy skarbie. – odparł Dasty – Teraz muszę lecieć do lekarza.
– Z pewnością! Powinien sprawdzić, czy masz jeszcze mózg! Do ciebie nic nie dociera! – krzyknęła Randall
– Przepraszam, że wam przerywam, ale czy te rany cię nie bolą? – spytała Rhonda
– Bolą jak cholera. – odparł Dasty – Ale już do tego przywykłem.
– W ogóle po co samochodom odczuwanie bólu? – zastanawiał się głośno Damian
– Ból chroni przed nadmiernymi uszkodzeniami i ostrzega kiedy dzieje się coś niedobrego. – odparł Lamborghini – U nas spełnia dokładnie tę samą funkcję co u was. No dobra Dasty. Na ciebie czas. Idź się leczyć, bo za dwa tygodnie czeka cię kolejne starcie.
– Sam do niego stań! – warknęła Randall – I odpieprz się wreszcie od Dasty'ego! Znajdź sobie innego mistrza!!! Dasty lecimy! Chodźcie dzieciaki!
Po chwili cała rodzinka samochodów zniknęła im z pola widzenia.
– No tak, Randall zawsze była nerwowa. – westchnął Lamborghini – Słuchajcie, ja muszę wracać do pracy. Szykuje się finałowa Demolka.
– Możemy popatrzeć? – spytał Marcel
– Jasne. Zajmijcie sobie miejsca na trybunach.
– Dziewczyny wy też chcecie to oglądać? – spytał Czarek
– Czemu nie? Nie wiem co to za sport, ale może być ciekawie. – odparła Rhonda po czym wszyscy skierowali się w stronę trybun i zajęli wolne miejsca na samym szczycie.
Dopiero teraz zorientowali się, że wśród publiczności oprócz samochodów znajdują się też ludzie, Hormony, Replikanci i Interanie z niecierpliwością oczekujący na kolejne starcie. Tymczasem sędzia wylądował na olbrzymiej arenie i zaczął zapowiadać następną walkę.
– Panie i panowie a teraz coś na co wszyscy czekaliście! Rozpoczynamy eliminacje do walki o tytuł Mistrza Demolki. Za chwilę 80 twardzieli wyłonionych podczas sezonowych walk zmierzy się w czterech pojedynkach. Pięciu najlepszych z każdej walki przechodzi do finału, w którym wyłonimy zwycięzcę, a będzie nim ostatni samochód, zdolny do poruszania się o własnych siłach! Myślę, że wszyscy doskonale znacie zasady pojedynku, więc nie będziemy tracić czasu na zbędne przemowy. Pragnę tylko przypomnieć, że nie wolno wam działać zespołowo! Wiem jakie z was gagatki, więc będę miał na was oko! A teraz pozostaje mi tylko życzyć powodzenia wszystkim uczestnikom. Niech zwycięży najlepszy! Mistrzostwa Demolki uważam za otwarte! Przed nami pierwszy pojedynek!
– To najzwyklejsze Demolition Derby! – zauważyła Jola
– A co to takiego? – chciał wiedzieć Damian
– Za chwilę sam zobaczysz.
Tymczasem na arenę wjechało 20 samochodów różnych marek. Każdy z uczestników występował w wybranych przez siebie barwach i miał przydzielony jakiś numer. Pojazdy ustawiły się pod barierkami i czekały na sygnał do rozpoczęcia pojedynku. Sędzia wjechał na specjalną platformę, zapewniającą mu widoczność na całą arenę, po czym dał sygnał do rozpoczęcia walki. W tym momencie na placu boju zakotłowało się. Wszystkie samochody wyjechały na środek areny, po czym zaczęły zderzać się ze sobą próbując jak najskuteczniej zranić przeciwników i jednocześnie uniknąć poważniejszych uszkodzeń. Kilku zawodników nie miało szczęścia i już w pierwszej minucie walki zaliczyli wywrotkę, co było równoznaczne z wykluczeniem z dalszego pojedynku. Pozostałe auta krążyły po arenie próbując wytłuc się wzajemnie. Do publiczności co chwila dochodziły odgłosy giętej i łamanej blachy, hałas odpadających zderzaków i pękających szyb okraszony wiązanką soczystych przekleństw jakie miotali na siebie poszczególni zawodnicy. W powietrzu unosił się zapach spalin i oparów benzyny wylewającej się z uszkodzonych zbiorników paliwa. Co chytrzejsi zawodnicy z początku trzymali się na uboczu, czekając, aż ich bardziej agresywni rywale wyeliminują się wzajemnie. Walka była tak dynamiczna, że komentator momentami nie mógł nadążyć z informowaniem publiczności o aktualnych zmianach na arenie. Po pięciu minutach wzajemnych przepychanek, na placu boju pozostało tylko siedem jeżdżących aut. Teraz walka stała się najbardziej zacięta. Chwilę potem wyjaśniło się, którzy zawodnicy zakwalifikowali się do głównego pojedynku. Zwycięzcy zjechali z areny, a ich miejsce zajęły pojazdy techniczne, których zadaniem było błyskawiczne przygotowanie placu do następnej walki oraz ratownicy medyczni, którzy zajęli się rannymi.
– Nie wiem jak wy, ale ja stawiam na dziewiątkę. – odezwał się Hexagen
– A ja myślę, że siódemka ma większe szanse. Walczy z rozwagą, nie to co inni. – odparł Marcel
– Chłopaki nie za wcześnie na obstawianie wyniku? To dopiero pierwszy pojedynek. Nie wiecie jak walczą pozostali. – odparła Daria
– Zaraz się przekonamy. – odparł Konrad widząc jak na uprzątniętą arenę wjeżdżają następne samochody.
Chwilę potem rozpoczął się następny pojedynek, który w przeciągu dziesięciu minut wyłonił kolejną piątkę uczestników. Po ostatniej walce eliminacyjnej, na trybunach zapanowała gorączkowa atmosfera. Oglądając poszczególne starcia, każdy miał już swojego faworyta, którego chciał dopingować. Walka finałowa miała wyłonić zwycięzcę.
– Proszę państwa, za chwilę 20 zwycięzców z poprzednich starć zmierzy się w ostatnim i zarazem najważniejszym pojedynku! Zwycięzca otrzyma puchar Mistrza Demolki oraz nagrodę w postaci dożywotniego utrzymania na koszt sponsorów. Zawodnicy proszę na start! Niech zwycięży najlepszy z was!
Sędzia dał sygnał do rozpoczęcia walki i na arenie rozpętało się prawdziwe pandemonium. W poprzednich starciach każdy z zawodników trzeźwo kalkulował zyski i straty wynikające z każdego ataku, gdyż miał na uwadze fakt, że do ostatniej walki musi dostać się w jak najlepszym stanie. Teraz jednak walka toczyła się o zbyt wysoką stawkę. Liczyła się siła, refleks i jak najszybsze wyeliminowanie wszystkich przeciwników. Rozpędzone samochody zderzały się ze sobą próbując wywrócić lub w inny sposób unieruchomić przeciwników. Na trybunach panowało istne szaleństwo. Każdy miał swojego faworyta, któremu gorąco kibicował. Również Wybrani i ich opiekunowie dali się ponieść fali emocji i dopingowali swoich wybrańców. W pewnym momencie dwa auta unieruchomiły jednego z rywali przy betonowej barierce, podczas gdy trzeci uderzył w niego z impetem i dosłownie przełamał na pół. Było to jawne pogwałcenie najważniejszej reguły pojedynku więc sędzia natychmiast zdyskwalifikował tych zawodników. Niepokorni delikwenci opuścili arenę z niczym. Niewątpliwie ostatnie starcie było najbardziej emocjonujące, ale i najkrótsze. Po pięciu minutach brutalnych zderzeń na arenie pozostał jeden zwycięski samochód z numerem 7.
– Oto stoi przed wami tegoroczny mistrz Demolki! – sędzia podjechał do zwycięskiego Cadillaca coupe de ville – Gratulacje Roman! Powiedz, co zrobisz ze swoją wygraną?
– Na początek zafunduję sobie totalny remont. – odparł zwycięski Cadillac – A teraz chciałbym gorąco podziękować tym, którzy od początku we mnie wierzyli i dopingowali. To wy daliście mi siłę do tak ostrej walki. Dziękuję wam wszystkim!!!
Kiedy Roman zjeżdżał z areny, publiczność skandowała jego imię. Tymczasem sędzia z powrotem zajął swoje miejsce na platformie po czym ogłosił uroczyste zakończenie walk w tym sezonie.
– No i jak wam się podobało? – spytał Hexagen
– Muszę przyznać, że te walki są bardzo wciągające. – odparła Jola
– Jeszcze jak! – poparł ją Marcel – Niesamowite wrażenia.
– Co teraz robimy? – spytał Damian
– Chcecie dobrze się zabawić? – spytała Enigma
– Jasne.
– W takim razie pokażemy wam fantastyczne miejsce.
– Dokąd lecimy? – spytał Konrad gdy ponownie znaleźli się w powietrzu.
– Jeśli dobrze znam tych urodzonych imprezowiczów to pewnie do naszego Parku Rozrywki. – odparł Spiridon
– Bingo! – roześmiała się Enigma – Wam też przyda się trochę rozrywki!
– Fakt, to będzie miła odmiana od ciągłych treningów. – odparł Replikant
– Akurat ty powinieneś teraz trenować jak najwięcej. – stwierdził Dasty – Pamiętaj, że w najbliższym czasie czeka cię bardzo ważna walka.
– Masz na myśli Egona? Sam wiesz jak on walczy! Każdy z nas pokonałby go z zamkniętymi oczami! – odparł Spiridon
– To lekceważenie przeciwników cię kiedyś zgubi, stary. – stwierdził Castor
– Kiedy ma odbyć się ta walka? – spytała Jola
– Jeszcze nie ustalono terminu. – odparł Spiridon
– To będzie pojedynek na śmierć i życie, prawda?
– Tak. Tylko jeden z nas opuści arenę żywy. – odparł spokojnie Spiridon
– Mam nadzieję, że to będziesz ty. – odparła Jola posyłając Replikantowi pełne troski spojrzenie
– Nie przewiduję innej opcji. – uśmiechnął się do niej Spiridon – Kto by cię chronił gdybym dał się pokonać Egonowi?
Nagle Ikarusy zaczęły zachowywać się bardzo niespokojnie. Rozglądały się nerwowo dookoła, węszyły i nasłuchiwały.
– Co się dzieje? – spytał Marcel
– Ikarusy wyczuły jakieś niebezpieczeństwo... – odparł Bextor rozglądając się dookoła – Jasna cholera! Porfiry!
W oddali dostrzegli kilka dużych, czarnych sylwetek, które bardzo szybko leciały w ich kierunku.
– Co zrobimy? – spytał przestraszony nie na żarty Marcel
Momentalnie przypomniał sobie jak Dajen opowiadał w jaki sposób porfiry zabijają swoje ofiary. Osobiście uważał, że są o wiele przyjemniejsze sposoby umierania, o ile umieranie w ogóle można było nazwać przyjemnym. Replikanci jednak ani na moment nie stracili zimnej krwi.
– Musimy się rozdzielić! – zakomenderował Spiridon – Kiedy doliczę do trzech, każdy Wybrany wraz ze swoim opiekunem odlatują w oddzielnym kierunku! Wy także! – zwrócił się do Hormonów.
Następnie podleciał do Joli.
– My odbijamy w lewo maleńka. – poinformował ją
Przestraszona nie na żarty dziewczyna tylko skinęła głową, że rozumie. Na dany znak wszyscy jednocześnie zmienili kierunki lotu i błyskawicznie zaczęli oddalać się od siebie. Stado porfirów również się rozdzieliło i potwory natychmiast podążyły ich śladem. Gdy Jola obejrzała się za siebie, zobaczyła że za nią i Spiridonem podążają dwa stwory. Choć ikarusy leciały najszybciej jak potrafiły, porfiry błyskawicznie zmniejszały dzielący ich dystans.
– Doganiają nas! Co zrobimy Spiridon? – spytała Jola
Spiridon rozejrzał się dookoła oceniając sytuację. Przelatywali właśnie nad rozległą puszczą. Replikant doszedł do wniosku, że gęsty las może pomóc im uwolnić się od porfirów.
– Jak pojawi się jakaś polana, lądujemy. – poinstruował Jolę – Może uda nam się schować w lesie.
Mieli szczęście gdyż chwilę później przed nimi zamajaczyła niewielka polanka. Gdy na niej wylądowali, ikarusy instynktownie popędziły w gęsty las. Drzewa i krzaki rosły dość gęsto, ale nie na tyle by uniemożliwić porfirom poruszanie się po puszczy. Jednak wszechobecna roślinność mogła nieco spowolnić ich pogoń. Spiridon wyciągnął z kieszeni nieduży nóż.
– Szkoda, że mam tylko to. – westchnął – Ale nie martw się Jolu, zrobię wszystko co w mojej mocy żeby cię ochronić. – uśmiechnął się pokrzepiająco do dziewczyny
Nagle usłyszeli trzask łamanych gałęzi, a chwilę potem tuż przed nimi wylądował jakiś duży, ciemny kształt. Ikarusy zrobiły tak gwałtowny zwrot, że ani Spiridon ani Jola nie zdołali utrzymać się na ich grzbietach i z impetem runęli na leśne poszycie. Pomimo chwilowego oszołomienia po upadku, oboje momentalnie stanęli na nogach, a Replikant natychmiast znalazł się przed Jolą chcąc ochronić ją własnym ciałem. Jednak okazało się, że zarówno porfir jak i ikarusy zniknęły.
– Nic ci nie jest Jolu? – spytał Spiridon upewniwszy się, że w tej chwili nie grozi im żadne niebezpieczeństwo
– Wszystko w porządku. – odparła dziewczyna – Gdzie się podział ten potwór?
– Pewnie pobiegł za ikarusami. Najwidoczniej stanowią dla niego o wiele atrakcyjniejsze obiekty niż my. Na nasze szczęście.
– Mam nadzieję, że ich nie zabije. – zaniepokoiła się dziewczyna
– Nie martw się. Choć ikarusy tak jak większość stworzeń starają się unikać bezpośredniej konfrontacji z porfirami, to gdy zajdzie taka potrzeba potrafią się całkiem sprawnie bronić. A Zefir i Tajfun już nie raz w życiu miały styczność z tymi potworami.
– Więc tak się nazywają? – zdziwiła się dziewczyna – Który jest który?
– Ty leciałaś dzisiaj na Zefirku. A Tajfun jest mój. Wychowywałem go od szczeniaka. – odparł Spiridon
– To znaczy, że pracujesz też w hodowli ikarusów? – zdziwiła się Jola
– Pomagam tam w wolnych chwilach. Głównie ze względu na ikarusy. To naprawdę niesamowite stworzenia. Inteligentne i niezwykle... – Spiridon przerwał w pół zdania gdyż nagle usłyszeli głuchy tętent biegnącego przez las dużego stworzenia.
Chwilę potem za zasłony roślinności wyskoczył porfir i jakby zaskoczony widokiem Joli i Spiridona, zatrzymał się naprzeciw nich. Jola natychmiast zrozumiała czemu te stwory budzą taki paniczny strach. Porfir przypominał monstrum z najstraszliwszych koszmarów. Był mniej więcej wielkości konia, z grzbietu wyrastały mu ciemne, przypominające nietoperze skrzydła Jego głowa wyglądała jak zniekształcona ludzka czaszka okryta jedynie cienką warstwą szarej skóry. Z czaszki wyrastała para zakrzywionych rogów. Jednak najgorsze wrażenie robiły ogromne, żółte ślepia z malutkimi, centralnie położonymi źrenicami, które otoczone były koncentrycznie ułożonymi, czarnymi okręgami, które nieustannie pulsowały, jakby zwierz chciał zahipnotyzować swoją ofiarę. Ciało Porfira w dużej części pokrywała czarna, szczeciniasta sierść, z wyjątkiem nagiej czaszki, grubego, skorpioniego ogona, oraz silnych, gadzich kończyn pokrytych łuskami. Z wysmukłych, choć silnych palców wyrastały długie, zakrzywione szpony służące do rozdzierania ofiar na strzępy. Na tylnych łapach dodatkowo znajdowały się długie, sierpowato wygięte szpony, które stanowiły niezwykle groźną broń. Prawdopodobnie jednym machnięciem muskularnej tylnej łapy porfir mógł bez trudu rozpłatać swoją ofiarę. Nie tylko wygląd porfira budził grozę lecz także koszmarny smród padliny jaki wydzielał. Wszystkich tych spostrzeżeń Jola dokonała w ułamku sekundy. W następnej z gardła bestii wyrwał się mrożący krew w żyłach ryk. Dziewczyna z przerażeniem patrzyła na wielkie zęby, cienkie i ostre jak u kota.
– Zaraz nas zaatakuje. – Spiridon ustawił się w pozycji bojowej tuż przed Jolą – Biegnij w las, szybko!
– A co będzie z tobą? – zaniepokoiła się dziewczyna
– Dam sobie radę. Uciekaj Jolu. – odparł Replikant bacznie obserwując stojącego w miejscu porfira
Dziewczyna odwróciła się i zaczęła biec w głąb lasu. W tym samym momencie porfir ruszył do ataku. Spiridon bacznie obserwował biegnące monstrum jednocześnie planując skuteczny atak, lecz stwór nagle odbił w prawo wymijając Replikanta, a potem pobiegł w las śladem Joli.
– Jasna cholera! – Spiridon nie spodziewał się takiego obrotu sprawy.
Bez chwili namysłu rzucił się w pogoń za odrażającym potworem.
Nieświadoma śmiertelnego zagrożenia Jola biegła przez las najszybciej jak potrafiła. Podświadomie kierowała się w najgęściej porośnięte miejsca które mogły ją ukryć przed wzrokiem porfira. W pewnym momencie usłyszała szybko zbliżające się kroki jakiegoś dużego zwierzęcia. Doskonale wiedziała co to może oznaczać. Spiridonowi nie udało się pokonać porfira, jej opiekun pewnie leży już martwy, a ona jest zdana tylko na siebie. Ta myśl przeraziła ją. Fala adrenaliny zalała jej ciało, przygotowując ją do walki o życie. Wszelkie myśli uleciały z głowy Joli, w tej chwili liczyło się tylko to by przetrwać. Dudniące kroki coraz bardziej się zbliżały, mimo że dziewczyna biegła najszybciej jak potrafiła. Bacznie obserwowała teren przed sobą wypatrując zdradliwych dołów i leżących na ziemi gałęzi. Pomimo adrenaliny buzującej w jej żyłach, zaczęła odczuwać zmęczenie. Nie nawykła do biegania dziewczyna szybko zaczęła opadać z sił. Czuła się tak, jakby serce miało za chwilę wyskoczyć jej z piersi, każdy kolejny oddech stawał się coraz bardziej bolesny, a zmęczone nogi zaczynały omdlewać. Mimo tego Jola nie poddawała się jeszcze. Dopiero gdy przed oczami zaczęły pojawiać się jej ciemne mroczki zwiastujące nadchodzące omdlenie, dziewczyna była zmuszona się zatrzymać. Gorączkowo rozglądała się po poszyciu leśnym wypatrując czegoś, co mogłoby przydać się jej do obrony. Pod pniem najbliższego drzewa znalazła dość grubą, ułamaną gałąź ze szpikulcem znaczącym miejsce złamania. Ostry koniec idealnie nadawał się do zranienia przeciwnika. Tylko czy to wystarczy? Rozsądek podpowiadał Joli, że to stanowczo za słaba broń wobec przeciwnika jakim był porfir, lecz jej wola przetrwania nakazywała nie poddawać się bez walki. Nawet jeśli nie ma szans na przeżycie, to będzie się bronić ze wszystkich sił i wszelkimi dostępnymi sposobami! Nagle z gąszczu wyskoczył porfir i zatrzymał się parę metrów od dziewczyny. Jola uniosła nieco gałąź i nakierowała jej zaostrzony koniec w jego stronę. Potwór przyglądał jej się bacznie, a jego pulsujące oczy zdawały się ją hipnotyzować. Dziewczyna odwróciła od nich wzrok i starała się obserwować potężne łapy bestii. Porfir zawarczał ukazując swoje budzące grozę uzębienie, a następnie powoli zaczął podchodzić do dziewczyny. Jola poczuła ukłucie paniki. Odruchowo zaczęła wymachiwać gałęzią i krzyczeć na potwora.
– Odejdź stąd!!! Zostaw mnie w spokoju potworze jeden!!! Słyszysz?!? Spieprzaj stąd!!!
Jej głos był niezwykle krzykliwy, donośny i na wysokich tonach, toteż porfir zatrzymał się na chwilę jakby zaskoczony, że taka mała ofiara potrafi robić tyle hałasu. Przez chwilę stał nieruchomo, a potem nagle skoczył w górę i błyskawicznie złapał za gałąź, którą trzymała w dłoniach Jola. Dziewczyna poczuła gwałtowne szarpnięcie i była zmuszona wypuścić swoją jedyną broń z rąk, w przeciwnym razie upadła by na ziemię, a wtedy na pewno nie miałaby już żadnych szans. Pozbawiona możliwości obrony poczuła się całkowicie bezradna. Gdzieś w głębi duszy zaczynała już się żegnać z życiem. Miała tylko nadzieję, że nie będzie długo cierpiała. W następnych sekundach wypadki potoczyły się błyskawicznie. Porfir wyskoczył w górę kierując się prosto na dziewczynę. Jola przez chwilę widziała jego rozczapierzone szpony nakierowane w jej ciało, ostre jak brzytwa zęby, które za chwilę się w niej zatopią... a potem kątem oka zobaczyła jakiś ruch ze swojej lewej strony, poczuła gwałtowne pchnięcie, po którym nastąpił dość nieprzyjemny upadek. Po chwili zamroczenia Jola usłyszała jakiś dziwny, bulgoczący odgłos. Spojrzała w kierunku jego źródła i zobaczyła chwiejącego się na nogach porfira. Sierść na jego podgardlu powalana była krwią, która rytmicznie wypływała z głębokiego rozcięcia na szyi. Krztusząc się i plując czerwoną pianą potwór zaczął słaniać się na nogach. Dla Joli było oczywiste, że nie stanowi już żadnego zagrożenia toteż rozejrzała się w poszukiwaniu swojego wybawcy. Pod jednym z drzew dostrzegła leżącego bez ruchu Spiridona. Natychmiast podbiegła do niego.
– Spiridon! – krzyknęła klękając obok swojego opiekuna.
Replikant miał przymknięte oczy, był bardzo blady, a na jego przesiąkniętej krwią koszulce widniały cztery długie rozdarcia. Dziewczyna wyjęła z ręki Spiridona jego nóż i szybko rozcięła materiał odsłaniając głębokie, obficie krwawiące rany klatki piersiowej. Spiridon lekko poruszył głową, a potem popatrzył na dziewczynę.
– Skoro jesteś przy mnie maleńka to znaczy że udało mi się załatwić tego potwora. – Uśmiechnął się
Jola obejrzała się na chwilę i zobaczyła leżące nieruchomo ciało porfira.
– Tak, załatwiłeś go Spiridon. Ale twoje rany... strasznie krwawisz! Muszę to jakoś zatamować! – dziewczyna schwyciła resztki jego dawnej koszulki i zaczęła zwijać je w grube wałki, które chciała docisnąć do ran Replikanta
– Spokojnie Jolu. To nie będzie konieczne. Za chwilę będę całkowicie wyleczony.
– Jakim cudem?
– Zobaczysz. – Replikant uśmiechnął się tajemniczo, po czym włożył palce do ust i wydał trzy serie przerywanych gwizdów.
Zaraz potem usłyszeli zbliżający się tupot łap jakiegoś zwierzęcia. Nim Jola się spostrzegła, z gęstwiny wyskoczyło duże stworzenie. Dziewczyna po raz pierwszy widziała takie zwierzę. Wielkością i wyglądem przypominało zwykłego wilka, ale na tym podobieństwa się kończyły. Wilk miał ubarwienie ogniście pomarańczowe, z wyjątkiem żółtego brzucha oraz pyska. W półmroku lasu emanowała od niego złota poświata. Jednak największe wrażenie robiły grzywa zwierzęcia oraz wysoko uniesiony, niezwykle puszysty ogon. Były one najprawdziwszym, płonącym wesoło ogniem. Zwierzę roztaczało wokół siebie dość niepokojący zapach rozgrzanego metalu.
Wilk bez wahania podszedł do Spiridona, który głaskał go przez chwilę. A potem ku zdziwieniu Joli, wsadził dłonie wprost w płonącą grzywę zwierzęcia i zaczął formować ognistą kulę. Gdy skończył, rozprowadził ją sobie na klatce piersiowej, zupełnie jakby smarował się kremem. Jola patrzyła na niego zdumiona gdyż była przekonana, że ogień musi go parzyć, a Replikant się nawet nie skrzywił. Kiedy jednak odsunął dłonie od ran, zauważyła że nie krwawiły już tak silnie. Od razu zrozumiała, że tajemniczy ogień ma uzdrawiającą moc.
– Ogony i grzywy Ognistych Wilków płoną żywym ogniem, który my zwiemy Ogniem Życia. – pospieszył z wyjaśnieniami Spiridon formując następną kulę – Ma on niezwykłe właściwości uzdrawiające, które wykorzystujemy do leczenia ran. Ten ogień potrafi nawet przywrócić życie, jeśli tylko poda się go w odpowiednio krótkim czasie po śmierci.
– Ale taka kuracja musi być bardzo bolesna. – zauważyła Jola
– Kolejną niezwykłą właściwością Ognia Życia jest fakt, że nie parzy, daje tylko przyjemne ciepło. – odparł Spiridon rozcierając sobie kolejną kulę na klatce piersiowej.
– Pomogę ci. – zaproponowała Jola – Im szybciej przestaniesz tracić krew, tym lepiej.
Dziewczyna z pewnym wahaniem włożyła dłonie w płonący ogon wilka i od razu przekonała się, że wszystko co mówił Spiridon jest prawdą. Ogień nie sparzył jej rąk, czuła jedynie przyjemne ciepło, zupełnie jakby wsadziła ręce do rozgrzanej wody. Instynktownie zaczęła poruszać dłońmi w taki sposób, by zagarniać w nie płomienie i formować z nich skondensowaną kulę. W pewnym momencie Spiridon dał jej znać, że wystarczy. Dziewczyna nachyliła się nad Replikantem i przytknęła złocistożółtą kulę do jego klatki piersiowej. W zetknięciu z ciałem płomienie przybierały postać płynnej, czerwono pomarańczowej plazmy, która dawała się łatwo rozprowadzić. Jola zaczęła wcierać ją w na wpół wygojone rany. Spiridon całkowicie się odprężył i pozwolił jej działać samodzielnie. Gdy cały ogień wniknął w ciało Replikanta, dziewczyna powtórzyła cały zabieg od początku. Po kolejnej dawce Ognia Życia na ciele Spiridona nie pozostał nawet ślad po jego obrażeniach. Jedynie zaschnięta krew stanowiła dowód na to, że jeszcze przed chwilą był ranny.
– Wiesz co Jolu? Masz bardzo przyjemny dotyk. – odezwał się Spiridon gdy dziewczyna zakończyła kurację. – Powinienem częściej ratować cię z opresji, żebyś później mogła mnie leczyć. – uśmiechnął się łobuzersko i puścił do niej oczko
– Nawet tak nie żartuj! – odparła – Mogłeś przeze mnie zginąć!
– Ale żyję i mam się całkiem dobrze. – odparł Spiridon siadając – Jeszcze tylko jedna sprawa.
Replikant uformował niewielką kulę ognia po czym połknął ją. Jola zauważyła, że jego blada dotąd twarz momentalnie nabrała koloru.
– Połknąłeś Ogień Życia żeby cię wzmocnił? – spytała Jola
– Tak, lecz nie tylko dlatego. Powinnaś wiedzieć, że to konieczność po każdym zranieniu przez porfira. Są to najgorsze z możliwych obrażeń. Nie chcą się goić i bardzo często prowadzą do śmierci ofiary.
– To przez bakterie?
– Dokładnie. Jak pewnie sama zauważyłaś te stwory nie troszczą się za bardzo o higienę.
– Śmierdzi od nich na kilometr. – potwierdziła Jola
– Właśnie. Na ich ciałach żyją miliardy bardzo groźnych bakterii. Kiedy dostaną się one do organizmu ofiary, powodują śmiertelne w skutkach zakażenia. Dlatego nawet po najmniejszym zadraśnięciu przez porfira koniecznie trzeba połknąć Ogień Życia który eliminuje wszystkie szkodliwe drobnoustroje którym udało się przeniknąć do organizmu. – odparł Spiridon po czym z czułością pogłaskał wilka – Dziękuję przyjacielu. Możesz wracać do swoich.
Wilk zamachał wesoło swoim płomiennym ogonem po czym pobiegł w las.
– Jak to dobrze, że mamy te ogniste pieski. – uśmiechnął się Replikant wstając – Bez nich życie byłoby o wiele trudniejsze.
– Jak się czujesz? – spytała troskliwie Jola
– Jak nowo narodzony!
– Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie miałam okazji podziękować ci za uratowanie życia.
– Daj spokój Jolu. Gdyby zaszła taka potrzeba zrobiłbym to jeszcze raz. – uśmiechnął się do niej Spiridon
– Mam nadzieję, że nie będziesz musiał. Jesteś moim bohaterem, wiesz? – dziewczyna spontanicznie przytuliła się do niego i pocałowała go w policzek – Dziękuję! Mam wobec ciebie ogromny dług wdzięczności!
W pierwszej chwili Spiridona zaskoczyła reakcja Joli, choć musiał przyznać sam przed sobą, że nie było to nieprzyjemne zaskoczenie. Wręcz przeciwnie. Gdy dziewczyna przytuliła się do niego, poczuł jakieś dziwne ciepło rozlewające się w jego sercu i nie miało to żadnego związku z Ogniem Życia, który zażył. Zdał sobie sprawę z tego, że to musi być czułość. Replikant zupełnie odruchowo objął dziewczynę, a jej bliskość wypełniła jego świat poczuciem szczęścia. Po raz pierwszy miał świadomość, że jest na tym świecie ktoś, kto go potrzebuje. Jola była podług niego taka drobna i delikatna, łatwo mogła stać jej się krzywda. Potrzebowała jego ochrony. Spiridon postanowił, że od tej chwili będzie ją chronił nie dlatego, że tak nakazał mu Dajen, lecz dlatego, że sam tego pragnie. Jego tok myśli przerwał głos Joli:
– A więc to prawda... ty naprawdę jesteś gorący...
Spiridon niechętnie wypuścił ją z ramion.
– Co masz na myśli maleńka?
– Miałam sen na temat lokalizacji mojego kamienia. Szliśmy przez jakąś rozległą puszczę i zaczęliśmy rozmawiać. Powiedziałeś mi że wy – Replikanci macie podwyższoną temperaturę ciała.
– Trzydzieści dziewięć stopni. – potwierdził Spiridon
– Grzejesz jak piec. Naprawdę nie przeszkadza ci taka temperatura? – chciała wiedzieć Jola
– Wręcz przeciwnie. Czuję się znakomicie. Wprawdzie duże upały bywają trochę kłopotliwe, ale i z gorącem można sobie jakoś poradzić. – odparł Spiridon – Za to nie marznę podczas chłodniejszych dni.
– Zazdroszczę ci. Ze mnie jest straszny zmarzluch!
– Nie przejmuj się tym. Ja na pewno nie dam ci zmarznąć! – Spiridon uśmiechnął się do Joli
– Opiekun, wybawca i grzejnik w jednym? Widzę, że jesteś wszechstronnie uzdolniony! Wolę nie pytać co jeszcze potrafisz! – roześmiała się Jola
– Co potrafię? Na przykład wiem jak doprowadzić nas do Centrum.
– To świetnie bo ja totalnie tracę orientację w lesie! – odparła dziewczyna
Spiridon szybko sprawdził położenie słońca na niebie, a potem przyjrzał się korze drzew, którą zasiedlały liczne porosty i glony.
– Musimy kierować się na północ w stronę Centrum. – poinformował Jolę – Prędzej czy później wyjdziemy na otwarty teren, a wtedy pójdzie jak z płatka.
– Myślisz, że jesteśmy już bezpieczni? – zaniepokoiła się Jola gdy zgodnie z sugestią Spiridona ruszyli na północ
– Mam taką nadzieję. Ale nie martw się na zapas Jolu. Chyba dzisiaj już dowiodłem swoich kompetencji jako twój ochroniarz. – uśmiechnął się Spiridon
– Dowiodłeś! Zaszlachtować taką bestię za pomocą małego noża to nie lada wyczyn!
– To tylko kwestia techniki.
– Nie bądź taki skromny. Wczoraj wieczorem widziałam twoje walki. Pokonałeś swoich kolegów. – odparła Jola
– Nie walczyliśmy na poważnie. To był tylko rodzaj treningu. – odparł Spiridon – Żeby utrzymać dobrą formę musimy cały czas doskonalić swoje umiejętności. Od tego zależy nasze życie.
– Opowiesz mi coś więcej o sobie? – poprosiła Jola
– Pod warunkiem, że potem zrobisz to samo. – uśmiechnął się Replikant
– Umowa stoi.
– Co byś chciała wiedzieć?
– Mnóstwo rzeczy! Na przykład jakie było twoje dzieciństwo, dlaczego zdecydowałeś się zostać gladiatorem, jak obecnie wygląda twoje życie, czy masz rodzinę, jak wyglądają współczesne walki, co czujesz kiedy wychodzisz na arenę... – rozkręcała się dziewczyna
– Powoli! – zastopował ją Spiridon – Bo już zapomniałem o co pytałaś na początku!
– Przepraszam. Trochę się zagalopowałam. Ale to dlatego, że chciałabym lepiej poznać człowieka, któremu zawdzięczam życie.
– Zrobiłem to, co każdy by zrobił na moim miejscu. – odparł Spiridon
– Każdy? Jesteś taki skromny, czy tylko udajesz? – uśmiechnęła się dziewczyna
– Na to pytanie będziesz musiała sama wyrobić sobie opinię. – odparł Spiridon – Jak mnie lepiej poznasz.
– W takim razie opowiedz mi o sobie co chcesz.
– Zanim to zrobię czy mogę cię o coś zapytać?
– Wal śmiało.
– Nie przeszkadza ci to, że jestem gladiatorem?
– Nie. Choć muszę przyznać, że kiedy wczoraj z Rhondą odkryłyśmy czym się zajmujecie, poczułam się trochę niepewnie... – odparła po chwili zastanowienia Jola
– Dlaczego? Wydawałoby się, że powinnaś poczuć się bezpiecznie.
– Wiedząc, że mój opiekun to niezwykle sprawny zabójca? Poczułbyś się bezpiecznie na moim miejscu?
– Tak, bo przecież mam cię chronić. – odparł Spiridon – Nie wykorzystałbym moich umiejętności przeciwko tobie maleńka!
– Teoretycznie nie, ale przecież wczoraj zamieniliśmy ze sobą raptem parę zdań. – odparła Jola – A to za mało aby dowiedzieć się o kimś czegoś konkretnego, poznać jego motywacje i zamiary... by zaufać tej osobie.
– Chcesz powiedzieć, że mi nie ufasz? – w oczach Spiridona pojawił się smutek – Obawiasz się, że mógłbym zrobić ci coś złego?
– Przyznam się szczerze, że wczoraj przemknęła mi przez głowę taka myśl, ale szybko wyzbyłam się tych obaw. – odparła Jola – Postanowiłam ci zaufać, a dzisiejsze wydarzenia utwierdziły mnie w przekonaniu, że była to jak najbardziej słuszna decyzja. Powiem więcej! Po tym krótkim wspólnie spędzonym czasie zdążyłam już bardzo cię polubić. – dziewczyna posłała mu ciepły uśmiech – A to oznacza, że masz moje całkowite zaufanie.
– Mimo tego, że zabijam ludzi na arenie? – upewnił się Replikant
– Tak. Bo nie widzę w tobie zabójcy, tylko dobrego, wartościowego człowieka którego warto lepiej poznać. – odparła Jola patrząc mu prosto w oczy – Jestem pewna że nie zabijasz bo lubisz to robić. Zapewne masz jakiś ważny powód by walczyć.
– Masz rację maleńka. Jak już wiesz jestem Replikantem. Zostałem powołany do życia przez Interanów i muszę robić co mi każą.
– Nie rozumiem. Nie jesteś wolnym człowiekiem? Nie możesz sam decydować o sobie?
– Należę do Nadzorców.
– Do kogo?
– Tak my – Replikanci nazywamy Interanów. Ale może opowiem ci wszystko po kolei. Interanie stworzyli nas po to abyśmy wykonywali dla nich wszelkiego rodzaju ciężkie prace fizyczne lub walczyli na arenach. Gdy miałem siedem lat, Nadzorcy zebrali wszystkich chłopców w moim wieku i zrobili nam pierwszy trening walki za pomocą ćwiczebnych mieczy i tarcz. Bacznie nas obserwowali by stwierdzić którzy z nas nadają się do dalszego szkolenia na gladiatorów. Ci, których odrzucili od tej pory mieli uczyć się rozmaitych zawodów, w szczególności wymagających ciężkiej pracy fizycznej. Pozostali, w tym ja zostaliśmy przyjęci do specjalnej szkoły, w której hartowano naszą wytrzymałość i uczono nas rozmaitych sztuk walki: poczynając od starożytnych, na współczesnych kończąc. Każdy dzień wypełniały nam mordercze treningi, wielu moich rówieśników nie przeżyło tamtego okresu. – opowiadał Spiridon – Bardzo wcześnie zetknęliśmy się ze śmiercią. Była ona nieodłącznym elementem naszego ówczesnego życia. Nadzorcy obiecywali nam, że ci, którzy ukończą szkolenie i zaczną brać udział w walkach, staną się ulubieńcami tłumów a przy okazji dobrze zarobią. Przedstawiali nam wizję świetlanej przyszłości, dostatniego życia i niezależności. To motywowało nas by walczyć jak najlepiej. Gdy szkolenie dobiegło końca, miałem dwadzieścia lat. Właściciele szkoły zorganizowali egzamin końcowy na prawdziwej arenie. Zmierzyliśmy się z absolwentami, którzy wcześniej ukończyli szkolenie i brali udział w prawdziwych walkach. Była to nasze pierwsze starcie na śmierć i życie. Wiedziałem, że jeżeli popełnię jakiś błąd, zginę. Ta myśl dała mi siłę i determinację do walki. Moim celem nie było zabicie przeciwnika, chciałem po prostu przetrwać. I tak jest do tej pory. Nie czuję potrzeby uśmiercania innych. Chcę po prostu żyć. Życie jednego równa się śmierci jego przeciwnika.
– Miewasz wyrzuty sumienia gdy kogoś zabijasz? – spytała Jola
– Tego niestety nie da się uniknąć, ale bardzo pomaga mi myśl, że jeśli ja bym nie zabił, to sam byłbym martwy. Podczas szkolenia nauczyli nas jak radzić sobie z wyrzutami sumienia.
– A jak poznałeś Dajena?
– Dajen oglądał walkę egzaminacyjną. Po jej zakończeniu zaproponował mi bym dołączył do grona jego podopiecznych. Obiecał, że jeśli będę dobrze walczył, sowicie mnie wynagrodzi. Bo widzisz Jolu, Interanie zarabiają na walkach ogromne pieniądze. Opiekujący się zwycięzcą Nadzorca otrzymuje zazwyczaj wysoką nagrodę pieniężną. Najwięcej rzecz jasna zarabia się na walkach na śmierć i życie. Dodatkowo Interanie obstawiają wyniki i z tego również mają niezłą kasę. Na początku Dajen zaproponował mi po trzydzieści procent od każdej mojej wygranej. Obiecał, że jeśli będę dobrze walczył, zwiększy procent do połowy wygranej sumy. Plus dwadzieścia procent od wygranego zakładu. Jego propozycja wydała mi się niezwykle kusząca, zwłaszcza gdy obiecał, że będę miał u niego dużą swobodę działania. Podpisałem z nim dożywotni kontrakt, w którym on zobowiązał się zapewnić mi mieszkanie i wyżywienie, a ja miałem dla niego walczyć, okazywać mu posłuszeństwo i lojalność.
– No dobrze, podpisałeś kontrakt z Dajenem. A co by było, gdybyś tego nie zrobił? Czy wtedy byłbyś niezależny?
– Nie Jolu. Interanie od najmłodszych lat wpajali nam, że należymy do nich. Mówili, że zawdzięczamy im życie i musimy być im posłuszni. Gdyby Dajen mnie nie zatrudnił, przydzielono by mnie do jakiegoś innego Interanina z którym też musiałbym podpisać kontrakt lojalności. Gdybym próbował się buntować, od razu by mnie zabili. Żaden Replikant nie jest wolnym człowiekiem.
– Spiridon ale to jest chore! Przecież jesteście ludźmi! Istotami myślącymi i czującymi! Macie prawo być wolni!
– No cóż, Nadzorcy są innego zdania. Ja i tak miałem szczęście, że trafiłem do szkoły gladiatorów. Interanie zarabiają na naszych walkach ogromne pieniądze i zależy im na dobrych relacjach ze swoimi Replikantami.
– Dlaczego tak jest?
– Niezadowolony gladiator nie miałby motywacji by wygrywać dla swojego Interanina. – wyjaśnił Spiridon – A tym samym szybko przekreśliłby jego szanse na szybki zarobek. Dlatego Nadzorcy dobrze nas traktują. O wiele gorzej mają Replikanci wykonujący wszelkiego rodzaju prace fizyczne. Nadzorcy traktują ich jak podludzi. Uważają, że mogą z nimi robić co im się żywnie podoba. Upokarzają ich, stosują różne formy przemocy, czasami nawet zaharowują ich na śmierć.
– To straszne!
– Niestety, taka jest codzienność pracujących Replikantów. – westchnął Spiridon – Tylko ci, którzy walczą mogą liczyć na normalne życie. Bywa ono czasem bardzo krótkie, ale za to pozbawione ciągłych upokorzeń.
– Jak sobie radzisz z myślą o śmierci? Musisz strasznie denerwować się przed walkami.
– Staram się nie dopuszczać myśli o przegranej. Zawsze wierzę w swoje zwycięstwo.
– Jesteś bardzo pewny siebie.
– Nie. Po prostu odsuwam od siebie myśli o porażce. To pewien rodzaj samoobrony.
– Jak długo już walczysz?
– Dziesięć lat. Z tym, że brałem udział nie tylko w walkach na śmierć i życie. Jak wcześniej powiedział Dasty mamy mnóstwo różnych wariantów pojedynków.
– Dasty wspominał, że nieraz musicie walczyć z silniejszymi od siebie przeciwnikami. Brałeś udział w tego rodzaju pojedynku? – chciała wiedzieć Jola
– Dajen jest zagorzałym przeciwnikiem tego wariantu. Uważa, że w walce siły powinny być wyrównane. Dlatego nigdy nie posyła swoich ludzi do międzyrasowych walk. Ale wszystko ma swoją cenę. Nie musimy walczyć z silniejszymi od siebie, za to częściej bierzemy udział w walkach na śmierć i życie.
– Mogę spytać ile takich walk masz za sobą?
– Właściwie przestałem liczyć po pierwszej pięćdziesiątce. – uśmiechnął się Spiridon – Ale myślę, że będzie już około osiemdziesięciu...
– Musisz być niezwykle silny psychicznie. Trudno mi sobie wyobrazić, że ten cały stres towarzyszący wszystkim pojedynkom nie wyrządził ci żadnych szkód. – odparła Jola – Jak ci się udało zachować pogodę ducha po tym wszystkim przez co przeszedłeś?
– Jak już wcześniej wspomniałem w szkole gladiatorów nauczono nas nie tylko walczyć, ale również radzić sobie ze stresem czy wyrzutami sumienia. Ci, którym nie udało opanować się tej sztuki nie ukończyli szkolenia. – wyjaśnił Spiridon
– Co się z nimi stało? – chciała wiedzieć Jola
– Niektórym udało się wybłagać przeniesienie na szkolenia przygotowujące do innych zawodów. Byli też tacy, którzy popełnili samobójstwo. Niektórzy fizycznie nie wytrwali ciężkiego szkolenia. Reszta zginęła podczas walki egzaminacyjnej. – odparł Spiridon
– Prawo doboru naturalnego... – westchnęła Jola – Przetrwali najsilniejsi i najlepiej przystosowani.
– Można to tak ująć. Jolu mogę cię o coś prosić?
– Jasne.
– Niech ta dzisiejsza rozmowa pozostanie pomiędzy nami. Dajen prosił nas, abyśmy nie zdradzali wam zbyt wielu szczegółów dotyczących łączących nas zależności. Uznał, że to nie wpłynie najlepiej na nasz wizerunek. – poprosił Spiridon
– Chyba miał na myśli własny wizerunek! – odparła dziewczyna – Bo to on zrobił sobie z ludzi niewolników! I jeszcze oznaczył was jak swoją własność! – dziewczyna wskazała na tatuaż Spiridona
– Nie denerwuj się maleńka. – próbował uspokoić ją Replikant – Przywykliśmy do tego.
– Nie wyobrażam sobie jak można przywyknąć do zniewolenia? Nie tęsknicie za wolnością?
– Nie można tęsknić za czymś, czego się nigdy nie doświadczyło. – odparł spokojnie Spiridon
Jola od razu przypomniała sobie bajkę Ignacego Krasickiego „Ptaszki w klatce", którą niegdyś przerabiała na lekcji języka polskiego.
"Czegóż płaczesz? - staremu mówił czyżyk młody
Masz teraz lepsze w klatce niż w polu wygody".
„Tyś w niej zrodzon - rzekł stary - przeto ci wybaczę;
Jam był wolny, dziś w klatce - i dlatego płaczę".
Zdała sobie sprawę, że Spiridon jest jak ten młody czyżyk, który nigdy nie zaznał wolności, jakim cudem więc miał za nią tęsknić? Przywyknął do życia jakie prowadził a innego nie znał. Dziewczyna od razu lepiej zrozumiała jego stoicki spokój.
– Masz rację Spiridon. Trochę trudno jest mi postawić się w twojej sytuacji bo ja nigdy nie byłam od nikogo zależna tak jak wy od Nadzorców. Możesz być spokojny. Dajen o niczym się nie dowie.
– Dzięki.
Dziewczynę tak zajęła rozmowa ze Spiridonem, że zupełnie zapomniała o pozostałych Wybranych, ich opiekunach i hormonach. Zastanawiała się, czy również udało im się wyjść cało ze spotkania z porfirami. Podzieliła się swoimi myślami ze swoim opiekunem.
– Możemy to bardzo łatwo sprawdzić. – odparł Spiridon zatrzymując się – Zaraz skontaktuję się z pozostałymi opiekunami.
Przymknął oczy, a na jego twarzy odmalowało się skupienie. Po chwili spokojnie ruszył dalej.
– Wszyscy są cali i zdrowi. – poinformował zaciekawioną Jolę – Wprawdzie niektórzy odnieśli różne obrażenia, ale kuracja Ogniem Życia już zrobiła swoje.
– Potrafisz porozumiewać się telepatycznie? – zdziwiła się dziewczyna
– To niezwykle przydatna umiejętność. – Spiridon uśmiechnął się szeroko – Ale czemu jesteś taka zaskoczona? Pewnie dla ciebie to też chleb powszedni.
– Zdziwiłbyś się. W moim świecie zdolności telepatyczne uważane są za zjawisko paranormalne. – odparła Jola
– Serio? Jak chcesz mogę cię nauczyć tej formy komunikacji. Nie jest to takie trudne jak mogłoby się wydawać. – zaproponował Spiridon
– Byłoby super. Kiedy pierwsza lekcja?
– Jak chcesz to nawet dzisiaj wieczorem. Znajdziemy sobie jakiś spokojny kącik do nauki.
– Możemy się uczyć u mnie w pokoju. – zaproponowała dziewczyna
– Świetnie. – nagle Spiridon zatrzymał się i zaczął nasłuchiwać.
Po chwili pociągnął Jolę w pobliskie krzaki.
– Co się stało? – spytała
– Coś biegnie w naszą stronę. – odparł Spiridon
Dziewczyna usłyszała ciężkie kroki dudniące po leśnym poszyciu. Modliła się w duchu, żeby nie był to kolejny porfir. Po chwili jednak jej obawy prysły gdyż z gęstwiny wybiegł Tajfun, a zaraz po nim Zefir. Ikarusy wyraźnie ucieszyły się na ich widok.
– Aleście nas wystraszyli. – powiedział Spiridon głaszcząc naprzemiennie Zefira i Tajfuna
– Dobrze, że nic im się nie stało.
– Mówiłem ci że nie musimy się o nich martwić. To dzielne chłopaki! No, teraz bez problemu wrócimy do domu. Nie wiem jak ty Jolu, ale ja jestem strasznie głodny.
– Ja też. Nic tak nie zaostrza apetytu jak spacer po lesie.
– W dodatku pełen wrażeń. – uśmiechnął się Spiridon
Pół godziny później byli już z powrotem w Centrum. Pozostali Wybrani i ich opiekunowie niecierpliwie wyczekiwali ich powrotu przy nakrytym do kolacji stole.
– Nareszcie! Co tak długo? – przywitał ich Damian.
Marcel staksował wzrokiem półnagiego Spiridona i rzucił komentarz:
– Pewnie chcieli spędzić trochę czasu na osobności. Jolka nie tracisz czasu! Już zdążyłaś rozebrać swojego ochroniarza.
– Bardzo śmieszne Marcel. – prychnęła Jola – Wyszoruj sobie mózg mydłem, zbereźniku.
– Mieliśmy pewne komplikacje. – odparł spokojnie Spiridon
– Co się stało?
– Wszystko wam opowiemy, ale pozwólcie nam najpierw trochę się odświeżyć. – poprosił Replikant
– Razem? Spiridon nie spodziewałem się tego po tobie! Zawsze takie niewiniątko, a tu proszę! Dasz radę wyrobić się w kwadrans? Bo wszyscy jesteśmy bardzo głodni! – roześmiał się Dasty
– No nie, następny zboczek! – skomentowała tę uwagę Jola. Choć uwielbiała żarty na temat seksu, to niekoniecznie chciała stanowić ich obiekt. Uwagi Dasty'ego sprawiły, że poczuła się – delikatnie mówiąc – niezręcznie. – Myślcie sobie co chcecie. Nas mało to obchodzi, prawda Spiridon?
– Jak najbardziej. Za chwilę jesteśmy z powrotem.
Kiedy dziesięć minut później odświeżeni i przebrani wrócili do jadalni, zastali w niej także Dajena, który słuchał relacji Dasty'ego o napadzie porfirów. Wydawał się bardzo zadowolony z faktu, że okazał się na tyle przewidujący aby przydzielić Wybranym opiekunów. Gdyby nie Replikanci, dzisiejsze popołudnie mogło zakończyć się tragicznie.
– Cieszę się, że wszyscy jesteście cali i zdrowi. – gdy zauważył pojawienie się Joli i Spiridona, zwrócił się bezpośrednio do nich – Późno wróciliście.
– Po napadzie porfirów mieliśmy pewne komplikacje. – odparł Replikant
Zaczęli opowiadać co się wydarzyło gdy wszyscy się rozdzielili. Kiedy Jola opowiedziała o tym jak Spiridon jednym cięciem niewielkiego noża poderżnął gardło atakującego ją porfira wszyscy wydawali się zaskoczeni jego wyczynem.
– Stary wiedziałem, że jesteś dobry, ale zabić porfira z pomocą małego nożyka to prawdziwe mistrzostwo! – odezwał się Bextor – Szacun dla ciebie!
– Udało mi się go wykończyć, ale skubaniec i tak zdążył mnie drasnąć. – odparł Spiridon
– Drasnąć? Ty to nazywasz draśnięciami? Omal nie zginąłeś! – zaoponowała Jola
– Wyglądało to gorzej niż było w rzeczywistości. – odparł Spiridon – Ale dzięki temu, że zostałem ranny poznałaś nasze cudowne lekarstwo.
– Masz na myśli Ogień Życia? – spytała Daria, która tego popołudnia również doświadczyła jego dobroczynnego działania.
– Dokładnie.
– Znakomicie się spisaliście chłopaki. – pochwalił Replikantów Dajen po czym zwrócił się do Wybranych – Jutro wasi opiekunowie mają pewne obowiązki związane z ich pierwotnym zajęciem w związku z czym zostanie z wami tylko Spiridon. Dlatego proszę was abyście trzymali się w grupie.
– Spoko. I tak to robimy. – odparł Konrad
– Jeśli mógłbym wam coś zasugerować to proponuję abyście odwiedzili nasz Park Rozrywki.
– Już dzisiaj mieliśmy to zrobić, ale te wstrętne porfiry pokrzyżowały nam plany. – odparła Rhonda – Ale nie ma bata! Jutro cały dzień spędzamy na szampańskiej zabawie, prawda? – zwróciła się do pozostałych
– Jasne. Odrobina rozrywki jeszcze nikomu nie zaszkodziła. – poparł ją Marcel
Pozostali także nie mieli nic przeciwko dobrej zabawie i entuzjastycznie przyjęli propozycję Dajena.
– Niestety wzywają mnie obowiązki więc muszę już was pożegnać. – odezwał się Interanin – Mam nadzieję, że nie muszę wam przypominać, abyście po kolacji grzecznie położyli się spać?
– Jak w przedszkolu! – jęknął Konrad – My naprawdę nie czujemy się zmęczeni o tej porze!
– Skorzystajcie z tabletek nasennych. To naprawdę niezwykle ważne abyście jak najszybciej odnaleźli wasze kamienie. Bez nich jesteście zupełnie bezbronni wobec Behemota. Chyba że ktoś z was już wie gdzie znajduje się jego kamień. Wówczas możecie robić co wam się żywnie podoba. – uśmiechnął się Dajen – Pozostali grzecznie idą do łóżek, zrozumiano?
– Tak, tato... – westchnął Konrad
– W takim razie życzę wam spokojnej nocy.
Gdy Interanin opuścił jadalnię, wszyscy zasiedli do posiłku.
– Chłopaki zdradzicie nam co to za zadanie powierzył wam Dajen? – chciała wiedzieć Rhonda
– To żadna tajemnica. – uśmiechnął się Dasty – Jutro bierzemy udział w walce.
Słysząc to wszyscy znieruchomieli.
– Na śmierć i życie? – spytała Daria
– Z założenia nie. To grupowy pojedynek pomiędzy nami a gladiatorami Trevora – największego wroga Dajena. Wygrywa drużyna, która jako pierwsza powali wszystkich swoich przeciwników. W tego rodzaju pojedynkach raczej staramy się nie zadawać sobie nawzajem śmiertelnych ran, ale czasem zdarzają się wypadki. – wyjaśnił Castor
– Czyli jednak można zginąć w takiej walce.
– Nigdy nie można być pewnym co wydarzy się na arenie. – stwierdził Spiridon
– A ty nie czujesz się pominięty, że zamiast walczyć z kolegami będziesz robił za naszą niańkę? – zwrócił się do Spiridona Damian
– On pominięty? – roześmiał się Bextor – Taka drobna potyczka to za niskie progi dla naszego Mistrza!
– Nie gadałbyś już tych głupot! – odparł Spiridon – Jestem tak samo dobry jak każdy z was i doskonale o tym wiesz!
– Jasne! Skończ z tą udawaną skromnością. – skwitował Castor
– Dajen oszczędza go na walkę z gladiatorem Trevora. – wyjaśnił Dasty – Bardzo zależy mu na zwycięstwie.
– Chcecie powiedzieć, że Interanie wyrównują rachunki za waszym pośrednictwem? – spytał Czarek
– Często robią to osobiście, ale uwielbiają wystawiać przeciwko sobie swoich gladiatorów, robiąc przy tym wysokie zakłady. Mają ogromną satysfakcję gdy uda im się porządnie oskubać wroga. – odparł Castor – Poza tym zyskują prestiż mając dobrze wyszkolonych w bojach ludzi. Walki najlepszych gladiatorów przyciągają ogromne tłumy, a i zakłady osiągają niebotyczne ceny.
– Bextor nazwałeś Spiridona Mistrzem. Czy to znaczy, że jest najlepszy z was wszystkich? – spytała Rhonda
– On jest prawdziwym Mistrzem. Już czterokrotnie obronił swój tytuł na Igrzyskach. Odkąd uzyskał status Gladiatora nie przegrał ani jednej walki. Dlatego Dajen ma do niego ogromne zaufanie i wystawia go do najbardziej prestiżowych pojedynków. – odparł Bextor – Wśród nas nie ma gladiatora, który nie przegrałby choć jednej walki. A ten skubaniec nie pozwala się nikomu zdetronizować. Jest oczkiem w głowie Dajena.
– No to teraz przestaję się dziwić, że z taką łatwością zaszlachtowałeś porfira. – Jola uśmiechnęła się do Spiridona – Nie pochwaliłeś się, że masz takie osiągnięcia!
– Wolałem ci nie opowiadać jaki sprawny ze mnie zabójca bo jeszcze uciekłabyś ode mnie z krzykiem! – roześmiał się Spiridon
– Rozmawialiśmy już na ten temat i wiesz co o tobie myślę. – odparła Jola – W świetle dzisiejszych wydarzeń czuję się jeszcze bezpieczniej wiedząc, że jestem pod ochroną profesjonalisty.
– Tylko uważaj, żeby cię profesjonalnie nie uwiódł! – roześmiał się Dasty
– Nie mierz innych swoją miarą, stary. – odparł spokojnie Spiridon – To że ty wyrywasz laski na lewo i prawo nie znaczy, że wszyscy tak robią.
– Naprawdę taki z ciebie uwodziciel? – zainteresowała się Rhonda
– Mała miej się na baczności! – roześmiał się Bextor – Inaczej nawet się nie obejrzysz jak wylądujesz w łóżku tego podrywacza!
– To mogłoby być całkiem ciekawe doświadczenie. – odparła spokojnie dziewczyna
– Mówisz poważnie? – zdziwił się Marcel
– Jak najbardziej! Życie jest takie krótkie, że trzeba się cieszyć każdą jego chwilą! A przyjemności nigdy nie za wiele! – odparła z prostotą Rhonda
– Dobrze mówi! – poparł dziewczynę Damian – Wiedziałem, że mamy ze sobą coś wspólnego skarbie! – zwrócił się do Rhondy – Oboje potrafimy docenić przyjemność.
– Zaiste. – uśmiechnęła się Rhonda – Nie wiem jak wy, ale ja zamierzam bawić się tu ile wlezie!
– Nie zapominaj po co tu jesteśmy. – upomniał ją Czarek
– Pamiętam. Kiedy będzie trzeba będę poważna i odpowiedzialna. A póki co zamierzam porządnie się wyszaleć!
– Jutro będziesz miała znakomitą okazję. Nasz Park Rozrywki gwarantuje najlepszą zabawę na świecie! – uśmiechnął się Spiridon
Po kolacji Replikanci musieli udać się na trening przed czekającą ich walką. Jedynie Spiridon miał wolny wieczór jako że nie brał udziału w zbiorowym pojedynku. Wybrani natomiast udali się do swoich pokojów. Chociaż wcześniej każdy zarzekał się, że nie da rady wcześnie się położyć to jednak dzień spędzony na świeżym powietrzu sprawił, że poczuli zmęczenie. Poza tym nie mogli doczekać się zaplanowanej wycieczki do Parku Rozrywki więc każdy chciał jak najszybciej zasnąć by nieco przyspieszyć bieg czasu. Jedynie Jola i Spiridon mieli nieco inne plany na ten wieczór. Już wcześniej ustalili, że Replikant udzieli dziewczynie pierwszej lekcji telepatycznego komunikowania się. Udali się więc do pokoju dziewczyny żeby nikt im nie przeszkadzał.
– Spiridon naprawdę uważasz, że będę w stanie nauczyć się telepatii? – spytała Jola gdy usiedli na jej łóżku
– Jestem o tym przekonany. – uśmiechnął się do niej Replikant – Pamiętaj, jesteś teraz w świecie w którym nie istnieją żadne ograniczenia. Tu wszystko jest możliwe. Zobaczysz, że po paru lekcjach będziesz potrafiła porozumiewać się bez używania głosu.
– Skoro tak twierdzisz? W końcu ty tu jesteś ekspertem. To od czego zaczniemy?
– Na początek proponowałbym abyś się odprężyła. Najlepiej połóż się wygodnie i przymknij oczy. Spróbuj uspokoić swoje myśli.
– Chcesz mnie uśpić? – uśmiechnęła się dziewczyna gdy Spiridon wyłączył lampkę nocną.
– W pokoju zapanowała ciemność rozpraszana jedynie srebrzystą poświatą księżyca wpadającą przez odsłonięte okna
– Chcę abyś znalazła się jak najbliżej stanu określanym jako alfa. Wówczas umysł traci swoje ograniczenia, możliwe jest dotarcie do podświadomości, dla której nie ma rzeczy niemożliwych.
– W porządku. Ale uprzedzam cię, że kiedy znajdę się w pozycji horyzontalnej niewiele mi trzeba by zapaść w sen.
– Tym razem nie zapadniesz.
– No dobrze.
Jola wykonała polecenie Spiridona i ułożyła się wygodnie na łóżku. Przymknęła oczy i starała się uspokoić myśli szalejące w jej głowie. Zastanawiała się jak odczuje telepatyczny kontakt i czy w ogóle jest do niego zdolna? Spiridon twierdził, że tak, ale on zapewne od dziecka ćwiczył swoje umiejętności. Jej tok rozumowania przerwał spokojny głos Replikanta:
– Jolu za chwilę przekażę ci swoje myśli. Ułatwię ci ich odebranie nastrajając twój umysł na odpowiednie fale. Chodzi mi o to, abyś zobaczyła jak wygląda taki telepatyczny kontakt.
– Potrafisz zmusić mnie do odebrania twojego przekazu? – zdziwiła się dziewczyna
– Gdy opanujesz telepatię także będziesz mogła zrobić coś takiego wobec osób, które nie potrafią się w ten sposób porozumiewać. A teraz odpręż się.
Dziewczyna leżała z zamkniętymi oczami starając się oczyścić umysł ze wszystkich myśli. I wtedy gdzieś w głowie usłyszała ciepły głos Spiridona.
– W tej chwili komunikuję się z tobą wyłącznie z pomocą mojego umysłu. Mogę przesyłać ci moje myśli, ale także obrazy, dźwięki o których myślę. Telepatia to jednak coś więcej niż tylko porozumiewanie się za pomocą myśli. Przy odrobinie treningu można dzielić się z drugą osobą także odczuciami fizycznymi, czy emocjami.
W tym momencie Jola poczuła jak nagle zalewa ją fala emocjonalnego ciepła i... nagle poczuła się szczęśliwa choć nie była w stanie stwierdzić skąd wzięły się te odczucia.
– Spiridon to niesamowite! – Jola przesłała mu swoje myśli w zupełnie naturalny sposób, zrobiła to zupełnie automatycznie.
– Masz rację Jolu. Telepatia to niesamowite narzędzie. Pamiętaj jednak, że kiedy używa się go w nieodpowiedni sposób, może przynieść więcej szkód niż pożytku.
– Potrafię to sobie wyobrazić. Łatwo w ten sposób byłoby manipulować innymi, albo wmówić im pewne stany lub zachowania.
– Dokładnie. Wiesz co Jolu? Jesteś po prostu niesamowita! Martwiłaś się, że nie będziesz potrafiła porozumiewać się telepatycznie, a robisz to tak, jakbyś miała za sobą lata praktyki!
– Bo mnie wspomagasz!
– Pomogłem ci w odebraniu tylko pierwszego przekazu. W tej chwili sama odbierasz i przekazujesz mi swoje myśli.
– Naprawdę?
– Chcesz spróbować czegoś trudniejszego?
– Jasne.
Poprzez przymknięte powieki Jola zorientowała się, że Spiridon zapalił lampkę nocną. Potem usłyszała jego głos, ale już nie w swojej głowie.
– Spróbujemy porozmawiać kiedy nie jesteś w stanie odprężenia. Usiądź na łóżku i otwórz oczy.
Dziewczyna posłuchała go. Czuła, że mentalny kontakt został zerwany gdy Spiridon przeszedł na tryb zwykłej rozmowy.
– Teraz ty spróbuj nawiązać telepatyczny kontakt. – poprosił Replikant
Upojona poprzednim sukcesem dziewczyna wyobraziła sobie, że pomiędzy nią a Spiridonem pojawia się coś na kształt fali radiowej, która łączy ich umysły. Wierząc głęboko, że Replikant odbierze jej komunikat, przekazała mu swoje myśli.
– Słyszysz mnie Spiridon?
Przez oblicze Replikanta przemknął cień zdumienia.
– Głośno i wyraźnie Jolu! Kim ty jesteś maleńka?
– Nie rozumiem?
– Zazwyczaj pierwsze sukcesy w nauce telepatii osiąga się po miesięcznym treningu. A ty bez trudu opanowałaś tę sztukę na pierwszej lekcji! I robisz to właściwie sama z siebie.
– Co mam ci powiedzieć Spiridon? Jestem zwyczajną dziewczyną, która nagle znalazła się w niezwykłej sytuacji. Nigdy nie zauważyłam u siebie jakichś niezwykłych zdolności. Choć zawsze marzyłam aby je posiadać. Wiele czytałam na temat potęgi ludzkiego umysłu i głęboko wierzyłam że drzemie w nim ogromny potencjał, tyle że nie miałam cierpliwości by systematycznie wykonywać ćwiczenia rozwijające dodatkowe zdolności.
– Masz otwarty umysł. Dlatego tak szybko załapałaś o co chodzi w telepatycznym kontakcie. – stwierdził Spiridon
– A myślisz, że będę potrafiła porozumiewać się także na większą odległość?
– Za chwilę się o tym przekonamy. Zrobiło się już późno. Powinienem wracać do siebie. Spróbuję przekazać ci jakąś wiadomość i zobaczymy czy ją odbierzesz.
Jola tylko skinęła głową, a potem postanowiła zerwać mentalny kontakt.
– To był niesamowity dzień. – powiedziała głośno
– Pełen wrażeń. I dla ciebie i dla mnie. – uśmiechnął się Spiridon
– Dziękuję ci za owocną lekcję.
– Nie przysłużyłem się zbytnio do twojego sukcesu maleńka. Ty po prostu masz wrodzony talent. Następnym razem popracujemy nad przesyłaniem emocji, ale myślę, że to także nie sprawi ci problemu. – Spiridon wstał z łóżka i skierował się w stronę drzwi – Słodkich snów Jolu.
– Nawzajem!
Po wyjściu Spiridona Jola natychmiast udała się pod prysznic, a potem położyła się do łóżka. Myśli kłębiły jej się w głowie. Potrafiła porozumiewać się telepatycznie! Nie mogła się doczekać następnego dnia aby wypróbować swoją nowo nabytą umiejętność na reszcie Wybranych. Zastanawiała się, czy będzie w stanie przekazać im swoje myśli pomimo, że żadne z nich nie miało pojęcia o telepatii. Spiridon potrafił to robić, ale on posługiwał się telepatią o wiele dłużej niż ona. Gdy tylko Jola przyłożyła głowę do poduszki, poczuła że pomimo podekscytowania zaczyna odczuwać senność. Jutrzejszy dzień zapowiadał się obiecująco na zabawie w Parku Rozrywki. Jak nigdy nie mogła doczekać się poranka. Poczuła jak powoli zaczyna zapadać w sen. Nagle w głowie usłyszała wyraźny głos Spiridona:
– Nie wiem jak ty, ale ja już nie mogę się doczekać jutrzejszego dnia. Czeka nas fantastyczna zabawa!
– Ja też nie mogę się doczekać. – odpowiedziała mu bezwiednie Jola – Dobranoc Spiridon.
– Dobranoc maleńka.
Dziewczyna nie zdołała się nawet ucieszyć z tego, że potrafi porozumiewać się również na odległość gdyż momentalnie odpłynęła w sen.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top