12. Niebezpieczna wyprawa
Po całym dniu żmudnej przeprawy przez gęsty, jurajski las, ekipie Daryla udało się w końcu dostać na rozległe równiny. Choć słońce powoli chyliło się ku zachodowi, nie przerwali wędrówki chcąc tego dnia pokonać jak największy dystans.
– Właściwie to czemu nie możemy polecieć? – spytał Oxygen, który najwyraźniej nie czuł się zbyt komfortowo wiedząc, że w każdej chwili mogą spotkać na drodze jakiegoś dużego drapieżnika.
– Teren jest zbyt nierówny, żeby Straton mógł rozpędzić się do startu. – odparł Adagon – Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Z góry nie zobaczylibyście tego... – wskazał na okno z prawej strony
Fortuna, Czarek i Oxygen spojrzeli we wskazanym kierunku.
– O ja pierniczę... – jęknął Oxygen
Tuż za oknem zobaczył przesuwające się, ogromne, podobne do grubych słupów nogi jakichś dużych zwierząt. Verona natychmiast otworzyła klapkę w dachu przyczepy i wyjrzała na zewnątrz. Czarek i Fortuna natychmiast poszli w jej ślady.
– To Brachiozaury zgadza się? – Czarek musiał zadrzeć głowę wysoko do góry, by zobaczyć głowy zwierząt, osadzone na długich szyjach.
– Poznałeś po grzebieniu? – spytała Verona
– Nie jestem takim całkowitym laikiem w tej dziedzinie. Jako dziecko sporo czytałem na temat dinozaurów. – odparł Czarek przyglądając się ogromnym zauropodom
Na oko były wysokości trzypiętrowego budynku. Ich skóra miała szarogranatowy odcień, jaśniejszy na brzuchu i spodniej części szyi. Pomimo swoich ogromnych rozmiarów Brachiozaury poruszały się z niezwykłą gracją. Ich długie szyje i ogony kołysały się majestatycznie podczas powolnego marszu.
– Są piękne... – Fortuna wydawała się oczarowana ich widokiem
Pomimo, że Straton jechał tuż przy stadzie, Brachiozaury w ogóle nie zwracały na nich uwagi. Czarek podzielił się swoim spostrzeżeniem z Veroną.
– Prawdopodobnie uznały nas za zupełnie nieszkodliwych. Straton nie wygląda jak drapieżniki, które znają, więc doszły do wniosku, że nie mają się czego obawiać. – wyjaśniła Verona wyjmując aparat fotograficzny i robiąc zdjęcia.
Pomiędzy masywnymi nogami dorosłych uwijało się kilka młodych, wielkości dorosłego konia. Jedno z nich zaciekawione podbiegło do samochodu i bacznie przyglądało się wyglądającym przez dach przybyszom. Verona nie mogła powstrzymać się od odruchu by nie dotknąć zwierzęcia. Mały brachiozaur nie wyglądał na wystraszonego i dał pogłaskać się po owalnym pyszczku.
– Czy ja też mogę? – spytała Fortuna wyciągając do niego dłoń
– Jasne. – Verona przesunęła się, robiąc jej miejsce.
Fortuna pogłaskała malucha. Jego skóra była ciepła i szorstka w dotyku.
– Jest przesłodki!
Młody brachiozaur jeszcze przez chwilę pozostał przy samochodzie, po czym wrócił do środka stada zręcznie lawirując pomiędzy nogami dorosłych osobników. Nagle w tylnej części gromady rozległo się głośne trąbienie, na które natychmiast zareagowały wszystkie osobniki. Brachiozaury stanęły w miejscu i zaczęły bacznie rozglądać się dookoła. Młode natychmiast pobiegły do środka stada.
– Co się dzieje? – spytał zaniepokojony Oxygen
– Zwierzęta coś wyczuły. Być może zaraz będziemy świadkami polowania. – odparła Verona rozglądając się dookoła.
– Nic nie widać. – odparł Czarek
– Lepiej schowajcie się do środka. – odezwał się Daryl wyglądający przez okno – Zauważyłem jakiś ruch po tamtej stronie lasu.
– Chodźcie. – Verona przepuściła Czarka i Fortunę przodem, a sama jeszcze przez chwilę się rozglądała.
Nagle brachiozaury ogarnęła panika. Jak na dany znak zwierzęta rzuciły się do ucieczki trąbiąc głośno. Ziemia drżała i dudniła pod ich stopami. W pewnym momencie jeden z brachiozaurów, który przebiegał obok Stratona, trącił go ogonem, a uderzenie było tak silne, że nie dużo brakowało, by 10-tonowy pojazd przewrócił się na bok.
– Lepiej zmywajmy się stąd! Straton odjedź natychmiast od stada! – krzyknął Adagon podczas gdy Verona zamykała klapkę w dachu. – Widziałaś coś? – zwrócił się do niej.
– Niestety nie. Za dużo kurzu.
Rzeczywiście widoczność nagle spadła do zera. Przerażone zwierzęta uciekały w popłochu wzniecając wokół siebie tumany kurzu. Straton natychmiast zmienił kierunek jazdy i zaczął oddalać się od pędzącego stada. Daryl kazał mu zatrzymać się na skraju łąki.
– Jeśli są tu jakieś drapieżniki, musimy postarać się by nas nie zauważyły. – wyjaśnił pozostałym swoją decyzję – Powinniśmy ukryć się za zasłoną drzew.
– Dobra myśl. – poparła go Verona – Jak myślisz, co tak spłoszyło to stado?
– Na pewno nie jakiś duży drapieżnik, bo byśmy go zauważyli. Myślę, że to mogły być utahraptory.
– Tym gorzej dla nas. – westchnął Senver
– Dlaczego? – zainteresował się Castor
– A dlatego. – Verona włączyła przenośny komputer i spośród kilkudziesięciu filmów wybrała plik zatytułowany „Polowanie Utahraptorów".
Na ekranie zobaczyli stado dużych, roślinożernych dinozaurów mających bardziej zwartą budowę niż Brachiozaury. Ich szyje i ogony były krótsze, a kolor skóry jasnoszary z brązowym deseniem na grzbiecie.
– To astrodonty. Mniejsi kuzyni brachiozaurów. – wyjaśniła Verona
Roślinożercy spokojnie zrywały liście z pobliskich drzew. Żadne z nich nie przejawiało zaniepokojenia. Jeden z osobników, duży, silny samiec bardzo oddalił się od stada. Był tak pochłonięty żerowaniem, że nie zauważył, jak z zarośli porastających skraj lasu bezszelestnie wybiegają dwa utahraptory. Drapieżniki poruszały się na dwóch, silnie umięśnionych nogach, miały około 2 m wysokości i 6 długości, a ich czerwono-brązowa skóra naznaczona była cienkimi, czarnymi pasami biegnącymi podłużnie od głowy w kierunku ogona. Raptory biegły szybko jak gepardy i błyskawicznie znalazły się przy zaskoczonej ofierze. Nim astrodont zdążył zorientować się co się dzieje, drapieżniki zwinnie odbiły się od ziemi i wylądowały na jego grzbiecie. Zaczęły ciąć jego ciało sierpowato wygiętymi szponami tylnych łap. Przerażony zauropod próbował strząsnąć je z siebie, ale raptory przygotowane na taką reakcję, przytrzymały się go, wbijając pazury przednich i tylnych łap w jego ciało. Ich wydłużone pyski zaopatrzone były w komplet ostrych zębów, które z łatwością przecinały skórę ofiary. Astrodont rzucił się do ucieczki unosząc na grzbiecie utahraptory. Drapieżniki nie rezygnowały ze zdobyczy i rozcinały jego ciało ostrymi szponami. Szlak ucieczki przerażonego astrodonta znaczyła szkarłatna struga krwi, która wylewała się z jego ciała, podczas gdy raptory z coraz większą zawziętością cięły jego ciało ostrymi szponami. Upływ życiodajnego płynu sprawił, że astrodont błyskawicznie tracił siły, a gdy tylko ugięły się pod nim nogi, drapieżniki błyskawicznie zeskoczyły z jego grzbietu. Jeden z raptorów rzucił się na osłabioną ofiarę powalając ją swoim ciężarem na bok, a drugi błyskawicznie doskoczył do odsłoniętego brzucha astrodonta i rozpłatał go jednym silnym ciosem. Wnętrzności wypadły na ziemię, a raptory zaczęły je pożerać nim ofiara zorientowała się, co się z nią dzieje. Przerażony zauropod próbował jeszcze się bronić, ale szok i błyskawiczny upływ krwi sprawiły, że szybko się poddał. W niecałą minutę od rozpoczęcia polowania było już po wszystkim. Nierozważny roślinożerca stał się łatwym posiłkiem dla dwójki inteligentnych drapieżników.
– Teraz rozumiecie nasze obawy? – spytała Verona – Jeśli to stado spłoszyły utahraptory to mamy spory problem. Te drapieżniki są bardzo szybkie, zwinne, świetnie skaczą, a poza tym są bardzo inteligentne. Działają stadnie, dzięki czemu mogą zabijać ofiary wielokrotnie większe od siebie. Widzieliście ich tylne kończyny? Mają bardzo silne mięśnie tylnych nóg. Na tyle silne by rozpłatać swoją ofiarę. Trzymają ją przednimi łapami, a tylnymi zadają zabójcze ciosy co widzieliście na filmie. To prawdziwe maszyny do zabijania.
– Zapomniałaś wspomnieć o ostrych zębach. – wtrącił Oxygen, któremu utkwił w głowie widok paszcz, z których wystawały rzędy prostych, regularnie ułożonych zębów
– Wbrew pozorom imponujące uzębienie drapieżnych dinozaurów nie jest ich najgroźniejszą bronią. – odezwał się Daryl – Większość drapieżników nie ma wcale silnych szczęk. Zębami tylko przytrzymują ofiarę. Prawdziwa siła tkwi w mocnych mięśniach karku, dzięki którym są w stanie wyrywać olbrzymie kawały mięsa.
– Coraz częściej się zastanawiam, co mnie podkusiło, żeby tu z wami przyjechać... – westchnął Oxygen
– Oxygen nie prosiłam cię, żebyś tu ze mną przyjeżdżał więc pretensje możesz mieć tylko i wyłącznie do siebie! – nie wytrzymała Fortuna
– Ale ja nie mam żadnych pretensji.
– Za to cały czas marudzisz!
– Bo boję się o nasze bezpieczeństwo!
– Niepotrzebnie! Jesteśmy tu z grupą profesjonalistów, którzy nie pierwszy raz odwiedzają to miejsce! Znają te stworzenia na tyle dobrze, żeby bezpiecznie poprowadzić nas przez ten świat. Mam rację? – Fortuna zwróciła się do członków ekipy Daryla
– Jasne. Nie martw się Oxygen. Nie damy wam zginąć. W razie sytuacji podbramkowej zawsze możemy zastosować naszą ostateczną broń. – Daryl wskazał na niewielki karabin zawieszony na ścianie przyczepy.
Tymczasem na zewnątrz się uspokoiło. Wzniecony przez uciekające stado kurz powoli opadał odsłaniając stratowaną łąkę. Senver i Verona powoli otworzyli drzwi przyczepy chcąc rozejrzeć się po okolicy. Po drugiej stronie łąki dostrzegli duży, ciemny kształt nieruchomo rozciągnięty na ziemi. Wokół niego uwijało się kilka dużych, dwunożnych drapieżników o czerwono-brązowej skórze. Zwierzęta wyszarpywały z martwego ciała ogromne kawały mięsa i wnętrzności.
– Wygląda na to, że mieliśmy rację. To utahraptory. – odezwał się Senver – Całkiem spore stado.
– Ile osobników? – spytał Daryl podlatując do nich
– Z tej odległości ciężko to stwierdzić, ale wydaje mi się, że jest co najmniej dziewięć zwierząt. – odparła Verona uważnie przyglądając się stadu
Utahraptory posilały się w zgodzie, nie wchodząc sobie wzajemnie w drogę. Zdumiewający był fakt, w jak szybkim tempie pożerały swoją zdobycz. Korpus brachiozaura był już zupełnie ogołocony z soczystych wnętrzności, a teraz raptory wyrywały ogromne kawały mięśni, odsłaniając biały szkielet. W pewnym momencie równiną wstrząsnął potężny ryk, niewątpliwie należący do jakiegoś dużego drapieżnika. Raptory natychmiast przerwały swoją ucztę i zwróciły się w kierunku, z którego dochodził głos. Chwilę potem na łąkę wypadł potężny drapieżnik, którego wszyscy bez trudu rozpoznali. Tyrannosaurus Rex. Olbrzymi jaszczur miał około 16 metrów długości i 5 wysokości. Poruszał się na silnie umięśnionych tylnych nogach, a przy każdym jego kroku czuć było drżenie ziemi. Tyranozaur zaryczał ponownie, w całej okazałości prezentując swoje imponujące uzębienie.
– Adagon szybko przynieś mi kamerę! – krzyknęła Verona – Mamy małe starcie! Utahraptory kontra tyranozaur. Nie darowałabym sobie, gdybym nie miała tego na płycie!
– Chcesz do nich lecieć? – zdziwił się Czarek kiedy Verona odebrawszy kamerę od Adagona wzbiła się wyżej w powietrze
– Im będę bliżej, tym lepiej! – odparła Verona po czym poleciała na drugą stronę łąki
– Będę ją asekurował! – Daryl natychmiast podążył jej śladem
Tymczasem tyranozaur dopadł do łupu utahraptorów. Początkowo mniejsi łowcy ustąpili miejsca potężnemu drapieżnikowi, widać jednak było, że tak łatwo nie zrezygnują ze swojego łupu. Stanęły w bezpiecznej odległości od T-Rexa i bacznie obserwowały jego poczynania, jednocześnie wydając serie krótkich, urywanych dźwięków. Podczas gdy trzy raptory co chwila pozorowały ataki odwracając uwagę tyranozaura, reszta stada zaczęła niepostrzeżenie zbliżać się do niego od tyłu. W pewnym momencie jeden z bardziej zuchwałych osobników złapał zębami za ogon T-Rexa. Tyranozaur błyskawicznie okręcił się wokół własnej osi, odrzucając natręta do tyłu. W tym samym czasie dwa inne raptory upozorowały ataki z boku, a pozostałe zaczęły odciągać resztki zdobyczy w kierunku lasu. Zdezorientowany tyranozaur rzucił się na atakujące go raptory, jednak te były wystarczająco zwinne by uskoczyć przed jego atakiem. Wyraźnie było widać, że dokładnie wykalkulowały ryzyko i doskonale wiedziały, jaka będzie reakcja tyranozaura.
– Sprytne bestie co? – Daryl z podziwem przyglądał się grupowej współpracy utahraptorów
– Doskonały przykład triumfu inteligencji nad siłą. – odparła Verona obserwując jak T-Rex rycząc gniewnie próbuje przegonić raptory.
Nagle na polanę wpadł kolejny tyranozaur i natychmiast rzucił się w kierunku wcześniej przybyłego. Dwa wielkie drapieżniki starły się w zażartej walce, w której używały jedynie zębów i silnych szczęk. Tymczasem utahraptory powróciły do ciała zabitego brachiozaura i szybko zaczęły pochłaniać pozostałe mięso. Kiedy silniejszemu z tyranozaurów udało się przepędzić rywala, natychmiast wrócił do padliny odpędzając od niej raptory. Najwyraźniej inteligentne drapieżniki uznały, że są już najedzone i nie ma sensu tracić energii na dalszą walkę o mocno już nadjedzony łup. Stado wycofało się, pozostawiając resztki T-Rexowi. Verona i Daryl postanowili wrócić do samochodu, wtedy jednak zauważyli, że raptory idą dokładnie w jego kierunku. W drzwiach przyczepy stali Czarek z Castorem i kiedy zauważyli zbliżające się drapieżniki, natychmiast zaalarmowali pozostałych. Szybko pozamykali wszystkie okna i drzwi i z niepokojem czekali na to, co się wydarzy. Verona i Daryl próbowali zwrócić na siebie uwagę raptorów i odciągnąć je od Stratona, jednak stado kompletnie ich zignorowało. Najwyraźniej dziwny, nieruchomy obiekt stojący w zaroślach wydał im się bardziej intrygujący niż dwójka małych hałaśliwych intruzów unoszących się w powietrzu, w dodatku poza zasięgiem pazurów i szczęk. W przyczepie Czarek, Castor i Adagon wyglądali przez zabezpieczone grubymi kratami okienko, podczas gdy pozostali przyczaili się na podłodze.
– Co się dzieje? – chciał wiedzieć Oxygen
– Verona i Daryl próbują odciągnąć uwagę raptorów. – odparł Adagon – Ale coś kiepsko im to wychodzi. – dodał po chwili widząc, że drapieżniki nadal idą w ich stronę.
– Stanowią duże zagrożenie? – spytał Oxygen
– Jeśli dostaną się do środka to tak.
– A dla Stratona? – chciał wiedzieć Czarek
– Raczej nie, chyba, że uda im się go przewrócić. Mogą porozrywać przewody paliwowe i krwionośne. Dla Stratona mogłoby się to skończyć tragicznie.
– Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. – jęknął Oxygen
– Ja też. – odezwał się furgon
Tymczasem Raptory otoczyły Stratona i bardzo ostrożnie się do niego zbliżały. Czarkowi wydawało się, że od razu rzucą się na samochód, dlatego też ich zachowanie bardzo go zaskoczyło. Najwyraźniej drapieżniki wolały zachować ostrożność w kontakcie z nieznanym im dotąd obiektem. Ponieważ nigdy wcześniej nie miały kontaktu z czymś takim, nie wiedziały czy dziwne zwierzę stanowi dla nich zagrożenie. Kiedy Czarek zastanowił się nad postępowaniem raptorów, uświadomił sobie, że w gruncie rzeczy takie zachowanie jest jak najbardziej zrozumiałe. W świecie zwierząt nie było miejsca na brawurowe działania, gdyż każde obrażenia stanowiły realne zagrożenie życia. Ostrożność raptorów świadczyła także o ich niezwykłej inteligencji. Nie atakowały nieznanego przeciwnika, dopóki nie zorientowały się jakie może mieć możliwości obrony. Najodważniejszy z drapieżników stanął tuż obok Stratona i szturchnął go w bok przednią łapą, przy czym błyskawicznie odskoczył do tyłu, jakby spodziewał się ataku. Kiedy nic się nie wydarzyło, powtórzył próbę, tym razem nieco śmielej. Widząc, że dziwaczny zwierz nie reaguje, nabrał na tyle pewności siebie, że jednym susem wskoczył na dach przyczepy. Pozostałe raptory chodziły wokół Stratona obwąchując go i szturchając. Wydawały się zaintrygowane tym dziwnym obiektem, który pachniał zupełnie inaczej niż jakiekolwiek ze znanych im zwierząt. Verona i Daryl bacznie obserwowali poczynania raptorów, z zamiarem natychmiastowej interwencji, gdyby ich zachowanie zaczęło zagrażać bezpieczeństwu uczestników wyprawy. Chwilowo jednak zwierzęta wydawały się zupełnie nie zainteresowane polowaniem.
– Ktoś wie, co się dzieje na zewnątrz? – szepnął przerażony Oxygen
– Na razie nic strasznego. Chyba nas nie zaatakują. – odparł Senver
W chwili, gdy to powiedział, poczuli nagły wstrząs, gdy jeden z raptorów kopnął w bok przyczepy. Jego sierpowato wygięty szpon zostawił głęboką bruzdę w lakierze, która natychmiast wypełniła się fioletową krwią. Zaintrygowany drapieżnik najpierw obwąchał gęstą ciecz, po czym liznął ją językiem. Chwilę potem przyczepa zachwiała się od kolejnego, tym razem mocniejszego kopnięcia, a Straton syknął z bólu. Tymczasem raptory postanowiły zobaczyć, co znajduje się pod spodem pojazdu. Próbowały napierać na niego z boku, a kiedy to nic nie dało, postanowiły zastosować metodę, która sprawdzała się w przypadku ich poprzednich ofiar. Dwa utahraptory rozpędziły się i z doskoku zaczęły uderzać w bok Stratona. Na szczęście samochód był dość szeroki, niczym pojazd pancerny, dzięki czemu nie łatwo było go przewrócić. Mimo to, drgnął niebezpiecznie. W tym momencie przestraszony wilk zaczął biegać po przyczepie i natychmiast zauważył go raptor stojący przy oknie. Dopadł do niewielkiego okienka i próbował rozbić mocną, kuloodporną szybę. Z drugiej strony rozległ się głośny pisk innego z drapieżników, który zaczął szarżować na przyczepę.
– Zróbmy coś! – warknął Castor – Straton rusz z miejsca!
– Nie wolno nam! – odparł Adagon – Jeśli ruszymy, obudzimy ich instynkt polowania! Wtedy na pewno nie zostawią nas w spokoju!
Ataki raptorów na przyczepę stawały się coraz bardziej natarczywe. Nie mogąc dostać się do środka, drapieżniki były coraz bardziej sfrustrowane. Atakowały przyczepę po trzy, cztery na raz. Po każdym takim ataku, na bokach samochodu pojawiały się nowe, głębokie zadrapania. W pewnym momencie raptorom niemal udało się przewrócić Stratona. Po tym incydencie Adagon zadecydował, że najwyższy czas włączyć obwody elektryczne, w które zaopatrzyli Stratona na wypadek sytuacji takiej jak ta.
– No dobra małe sukinsyny. Teraz zobaczycie! – warknął wciskając czerwony guziczek na tablicy rozdzielczej zamontowanej w niewielkiej stalowej skrzyneczce.
Kiedy tylko zamknął obwód, raptor stojący na dachu przyczepy nagle zapiszczał z bólu, po czym został odrzucony do tyłu i wylądował na plecach w pobliskich krzakach. W powietrzu czuć było swąd spalonej skóry. Chwilę potem porażone zostały kolejne drapieżniki, które nie zwracając uwagi na to, co się stało z ich kolegą, ponownie przypuściły atak na przyczepę. Ich przeraźliwe piski zwróciły uwagę pozostałych członków stada. Jeden z raptorów ostrożnie zbliżył się do przyczepy i trącił ją pyskiem. Efekt był natychmiastowy. Porażony prądem drapieżnik w panice odskoczył do tyłu.
– Wygląda na to, że mamy je z głowy. – westchnął Adagon ostrożnie wyglądając przez okno
Zdezorientowane raptory jeszcze przez chwilę krążyły wokół Stratona, jednak żaden z nich nie odważył się ponownie zaatakować. W końcu musiały uznać, że nie ma sensu dłużej zajmować się tym dziwacznym obiektem i powoli oddaliły się pozostawiając za sobą swąd spalonej skóry.
– Poszły? – spytał Czarek
Adagon skinął głową.
– Miałem nadzieję, że szybko się nami znudzą. Gorzej by było, gdyby postanowiły się tu rozgościć.
Tymczasem Verona i Daryl upewniwszy się, że stado utahraptorów jest w pełnym odwrocie, podlecieli do Stratona by sprawdzić jak poważnych doznał uszkodzeń. Na jego karoserii widniały głębokie bruzdy zadane sierpowato wygiętymi szponami. Z każdej z nich wypływała krew, jednak nie stanowiło to większego problemu, gdyż krwawienie bardzo łatwo było zatamować stosując ogień życia. Daryl podleciał do okna i zaczął dawać znaki Adagonowi, aby wyłączył prąd. Po odłączeniu zasilania, Verona i Daryl wyprowadzili wilka na zewnątrz i przeprowadzili leczniczą kurację. Posmarowane płynną plazmą zadrapania natychmiast przestawały krwawić i błyskawicznie się zmniejszały, niczym gojące się rany. Czarek był bardzo zaskoczony, że lecznicze działanie ognia dotyczy również materii nieorganicznej, jaką niewątpliwie była metalowa karoseria. Szybko przypomniał sobie jednak wykład o funkcjonowaniu żywych samochodów. Skoro ich karoseria zawierała komórki, które oprócz związków organicznych potrafiły wytwarzać także związki nieorganiczne budujące karoserię, to ogień życia musiał pobudzić je do intensywnej pracy, wynikiem której była błyskawiczna regeneracja uszkodzonych fragmentów karoserii.
– Dobra Straton! Jesteś jak nowo narodzony! Ani jednej ryski! – odezwała się Verona gdy zabliźniła się ostatnia rana
– Gdybym wiedział, że będą mnie drapać jakieś prehistoryczne gady, zażądałbym dodatkowych wzmocnień! – odparł Straton – Nie wiem, czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale to cholernie bolało!
– Nie no coś ty? Wyobraź sobie, że jako organizmy zbudowane wyłącznie z żywych tkanek doskonale wiemy co to ból. – odparł Daryl
– Zaczynam się poważnie zastanawiać, czy nie lepiej byłoby zaryzykować i wzbić się w powietrze. – odparł Straton
– Na pewno szybciej dotarlibyśmy do naszej góry. – zauważył Adagon
– Pytanie tylko, gdzie byś potem wylądował? – spytała Verona
– I czy na tej równinie dałbyś radę rozpędzić się na tyle, by wzbić się w powietrze. – dodał Senver
– Po tym incydencie chętnie bym spróbował. – odparł Straton
– Ja jestem za! – poparł go Oxygen
– Dzisiaj i tak nic z tego nie będzie. – odezwał się Daryl – Robi się ciemno, więc nie będziemy niepotrzebnie ryzykować. Proponuję zostać tu do rana i jutro zadecydujemy co dalej.
– Myślisz, że jesteśmy tu bezpieczni? – spytał Oxygen, który po incydencie z utahaptorami najchętniej wróciłby do Strefy I.
– Tak mi się wydaje. Duże drapieżniki reagują tylko na ruch, więc zwyczajnie nas nie zauważą, a utahraptory mamy już z głowy. – odparł Daryl
– Mam nadzieję.
– Będzie dobrze Oxygen, nie przejmuj się. – pocieszyła go Verona
Na zewnątrz zrobiło się już zupełnie ciemno. Dopiero w świecie pozbawionym elektryczności mogli się przekonać jak ciemna potrafi być noc. Verona otworzyła właz w dachu i zaczęła przyglądać się atramentowo czarnemu niebu, na którym lśniły miliony gwiazd.
– Poparzcie na to niebo! – odezwała się do pozostałych – Takiego widoku nie zobaczycie w cywilizowanym świecie.
Fortuna, Oxygen, Czarek i Castor natychmiast znaleźli się obok niej. Przez chwilę spoglądali na spowity gwiazdami firmament. Wyglądało to tak, jakby na czarnym atłasie ktoś rozsypał drobniutkie, migoczące diamenty. Przez środek nieba ciągnął się wyraźny, srebrzysto błękitny szlak mlecznej drogi. Tworzące ją gwiazdy zdawały się migotać niemal błękitnym światłem.
– Masz rację. Takiego nieba jeszcze nie widziałem. – odezwał się Czarek.
Nagle gdzieś w oddali rozległy się nawoływania brachiozaurów. Ich przypominający wielorybi śpiew miał w sobie coś czarującego. W ich głosach pobrzmiewał dojmujący smutek, zupełnie jakby zwierzęta skarżyły się na swój ciężki los. Wszyscy przez dłuższą chwilę wsłuchiwali się w ten nocny koncert, nawet Adagon, Senver i Dasty wyszli przed przyczepę. W głosach brachiozaurów wyraźnie słychać było lament, zupełnie jak w wyciu wilków urządzających swe smutne koncerty podczas długich, zimowych nocy.
– Ciarki mnie przechodzą jak tego słucham... – westchnęła Fortuna – Jakie one muszą być nieszczęśliwe...
– Los zwierzyny łownej raczej nie nastraja do radości. – odparł Oxygen
– No co wy, one wcale nie płaczą nad swoim losem! – roześmiała się Verona – W ten sposób członkowie stada komunikują się ze sobą. Śpiewanie jest też ważnym elementem przy wyborze partnera!
– No i znowu odarła wszystko z romantyzmu... – zaśmiał się Senver – Pani behawiorystko, czy czasami nie ma pani wrażenia, że pewne rzeczy mogą być nieco inne niż nam się wydaje? Może czasami lepiej jest spojrzeć na świat z nieco innej perspektywy niż naukowa?
– Kiedy pracujemy, musimy kierować się naukowymi faktami. – odparła Verona – Nie zapominaj, że jesteśmy w świecie, w którym rządzą stare, proste prawa walki o byt. Zabijasz, albo ciebie zabijają. Nie ma tu miejsca na uczucia wyższe ani sentymenty!
– Mówisz tak samo jak Daryl! Jeśli chodzi o pracę, oboje jesteście identyczni! Straszne z was sztywniaki! – odparł Senver
– I dzięki temu nadal żyjemy. – odparł Daryl – Pamiętasz co było jak zlitowałeś się nad tym młodym, rannym velociraptorem?
– Co to za historia? – zainteresował się Czarek
– Pewien facet chciał zacząć hodować w swoim zoo velociraptory i poprosił nas o zrobienie pełnej dokumentacji na temat ich obyczajów, wymagań pokarmowych i godowych. Po zapoznaniu się z naszymi obserwacjami miał zadecydować, czy zająć się velociraptorami, czy innymi drapieżnikami. Pojechaliśmy więc w teren, żeby podpatrywać życie tych niewielkich łowców. Skład naszej ekipy był dokładnie taki sam jak teraz. Codziennie z bezpiecznej odległości obserwowaliśmy życie jednego z większych stad. Trafiliśmy akurat na porę wylęgu młodych i dzięki temu wiele się dowiedzieliśmy o zwyczajach lęgowych raptorów. Jednego dnia kilkunastodniowy młodzik został porwany z gniazda przez pterodaktyla. Udało mu się wyrwać z łap napastnika, ale wylądował sam w lesie. Senver, który obserwował całą akcję postanowił odnaleźć malca i odnieść do gniazda. Próbowaliśmy odwieźć go od tego pomysłu, ale jak Senver na coś się uprze to nie ma przebacz. Stwierdził, że mały raptor nie ma szans przeżyć bez opieki stada i że szkoda by było, żeby zginął. Odnalazł tego malca, opatrzył mu rany zadane przez szpony pterodaktyla i wrócił z nim do kolonii. Oczywiście starał się niepostrzeżenie dostać do gniazda, w którym wykluł się maluch i udało mu się to, ale kiedy młody raptor zobaczył rodzeństwo, zaczął popiskiwać z radości, co natychmiast zwróciło uwagę pozostałych osobników. Do gniazda błyskawicznie podbiegły dwa dorosłe raptory, chyba rodzice malca i zaatakowały Senvera. Atak nastąpił tak szybko, że nasz kolega zdążył tylko wypuścić małego, ale nie starczyło mu czasu, żeby wzbić się na odpowiednią wysokość. Jeden z raptorów złapał go wpół i zaczął potrząsać nim na wszystkie strony, po czym wrzucił go do gniazda, prawdopodobnie, żeby młode miały na wpół żywą zabaweczkę. Adagon i Verona natychmiast podlecieli do gniazda velociraptorów i odwrócili uwagę rodziców od Senvera. Kiedy raptory oddaliły się na bezpieczną odległość, zabrałem Senvera. Nie miałem czasu sprawdzić, czy w ogóle jeszcze żyje, bo zainteresowały się mną drapieżniki z sąsiedniego gniazda. Kiedy byliśmy już bezpieczni, zajęliśmy się naszym niesfornym kolegą. Na szczęście obrażenia były tylko powierzchowne, najwidoczniej raptory nie chciały od razu zabić ofiary.
– Na moje szczęście. – odezwał się Senver
– Myślałem, że ta lekcja cię czegoś nauczyła.
– Owszem. Nie ingerować w życie zwierząt. Kiedy tu jesteśmy mamy być tylko obserwatorami.
– Otóż to.
– Ale nie widzę związku pomiędzy moim wypadkiem, a naszą rozmową!
– Związek jest taki, że gdybyś traktował pracę tak poważnie jak my, nie doszłoby do tego wypadku! – odparła Verona – Nie jesteśmy na pikniku!
– Co nie oznacza, że przez cały czas mamy być śmiertelnie poważni! – jęknął Senver
– Ale przydałoby się czasem trochę pomyśleć, zanim przejdzie się do działania. – odparł Daryl
– Dzięki za wykład tato. – prychnął Senver – Idę po skręty. W ogóle nie ma z wami zabawy!
– Bawić to ty się możesz po pracy. – odparł Daryl
– Chłopaki uspokójcie się! – jęknął Czarek– Ta dyskusja do niczego nie prowadzi. Proponowałbym zjeść jakąś kolację i trochę się przespać. Jutro rano ruszamy w dalszą drogę.
– To przygotujcie coś, a ja rozejrzę się po okolicy. Musimy być pewni, że nie będziemy mieli w nocy żadnych niespodzianek. – odparł Daryl
– Lecę z tobą. – zaoferowała Verona
– Chodź słonko. Zobaczymy co się dzieje w okolicy. Wrócimy najpóźniej za 15 minut!
Kwadrans później Verona i Daryl zapewnili wszystkich, że teren jest bezpieczny i w najbliższej okolicy nie widzieli żadnych drapieżników. Utahraptory, które wcześniej narobiły im kłopotów zatrzymały się w pobliżu sporego stada astrodontów i było bardzo mało prawdopodobne, by zdecydowały się wrócić.
Po skromnej kolacji, ekipa zaczęła przygotowywać się do snu. Oxygen, Fortuna, Czarek i Castor poczuli nagle jak bardzo zmęczył ich ten przepełniony wrażeniami dzień. Kiedy tylko znaleźli się w ciepłych śpiworach, niemal natychmiast zmorzył ich zdrowy, głęboki sen.
***
Nagły wstrząs, który targnął przyczepą zafundował wszystkim błyskawiczną pobudkę.
– Co to było? – Castor natychmiast podleciał do jednego z okienek by zobaczyć, co się dzieje.
W świetle poranka dostrzegł tylko masywną, trójpalczastą łapę zakończoną ostrymi pazurami.
– To młode tyranozaury. – poinformowała wszystkich Verona, która zdążyła już zorientować się w sytuacji. – Co najmniej trzy.
– Myślałem, że tyranozaury były samotnikami? – zauważył Czarek
– Bo były, ale prawie dorosłe samce, które zostały przepędzone z terytorium zajmowanego przez rodziców bardzo często łączą się w niewielkie, kawalerskie stadka by zapewnić sobie przetrwanie. Razem polują i podbijają nowe terytoria. – odparła Verona – Ta strategia bardzo ułatwia im start w dorosłe życie. Oczywiście takie koalicje nie trwają długo. Samce rozłączają się kiedy tylko nastanie okres godowy. Wiadomo, że nie mogą...
Kolejny wstrząs przerwał jej wywód.
– Co one robią? – spytał Oxygen
– Jeden z nich trącił pyskiem Stratona. – odparł Daryl, który wyglądał przez inne okienko
– Ciekaw jestem jakim cudem nas w ogóle wyczaiły? – zastanawiał się Adagon – Podobno nie zwracają uwagi na nieruchome obiekty.
Kolejny wstrząs był o wiele silniejszy niż pozostałe. Od wewnętrznej strony przyczepy pojawiło się niewielkie wgniecenie.
– On mnie kopnął! – oburzył się Straton
Spod jednej z prycz wyskoczył przestraszony wilk i zaczął biegać po przyczepie szukając jakiegoś bezpiecznego schronienia. W tym momencie Verona zrozumiała w jaki sposób namierzyły ich tyranozaury. Przechodząc koło furgonu przez któreś okno musiały zobaczyć płomienie buchające z ogona i grzywy Ognistego wilka. Zaintrygowane tym dziwnym zjawiskiem, postanowiły dostać się do środka i... Potężny huk, który towarzyszył równie silnemu wstrząsowi przerwał tok jej rozumowania. Chciała wyjrzeć przez okno by sprawdzić, co się dzieje, lecz kiedy to zrobiła, spojrzała prosto w bursztynowo złote oko tyranozaura. Zdała sobie sprawę, że znaleźli się w nie lada opałach. Drapieżniki już wiedzą, że w środku przyczepy znajdują się jakieś ruchome obiekty, a wrodzona ciekawość jakże charakterystyczna dla wszystkich mięsożerców, zapewne sprawi, że nie spoczną, dopóki nie dostaną się do jej wnętrza... sytuację jeszcze bardziej pogarszał spanikowany wilk, który miotał się od ściany do ściany.
– Uspokójcie tego wilka! – krzyknęła Verona, lecz w tej samej chwili przyczepa zachwiała się gwałtownie, a Straton głośno zaklął.
Jeden z tyranozaurów próbował rozhuśtać go i przewrócić napierając na przyczepę.
– Włączcie napięcie! – poddał pomysł Oxygen
– Jest za małe na tak duże drapieżniki. Wstrząsy tylko by je rozdrażniły. Musimy się stąd wynosić! – krzyknął Adagon
– Popieram! – dodał Castor, kiedy w oknie zobaczył wielką, uzębioną paszczę drapieżnika.
– Wylatuję na zewnątrz. – zakomunikował wszystkim Daryl biorąc broń z półki
– Zwariowałeś? – krzyknął Oxygen
– Ktoś musi odwrócić ich uwagę, zanim Stratonowi nie uda się nabrać prędkości. W przeciwnym razie koniec z nami. Kiedy ruszymy, tyranozaury na pewno zaatakują. – odparł Daryl
– A teraz to niby co robią? – Czarek odskoczył od jednej ze ścian, na której pojawiło się kolejne wgniecenie.
– Można to przyrównać do zabawy. Są nami zainteresowane, ale nie polują. Jednak to się zmieni, jak tylko Straton ruszy z miejsca. – odparła Verona – Daryl lecę z tobą.
– Ja też – dodał Adagon.
– Straton jak odwrócimy ich uwagę, gaz do dechy. Jeśli uda ci się rozpędzić tak, by wznieść się w górę, nie zastanawiaj się. My bez problemu was dogonimy.
– Na pewno wiecie, co robicie? – jęknął Oxygen
– Nie w takich opałach się bywało! – odparł Daryl podlatując do niewielkiego włazu zamontowanego na podłodze przyczepy. Otworzył go i po chwili zniknął z ich pola widzenia. Verona i Adagon poszli w jego ślady.
Kiedy wydostali się spod przyczepy, natychmiast wzbili się wysoko w powietrze, by znaleźć się w bezpiecznej odległości od uzbrojonych w ostre zęby paszczy. Jeden z tyranozaurów cofał się właśnie do tyłu, by z rozpędu uderzyć w przyczepę. Dwa pozostałe krążyły wokół Stratona co chwila zaglądając do wnętrza pojazdu.
– Chodźcie, nie mamy chwili do stracenia! – krzyknął Daryl po czym ruszył w kierunku szykującego się do ataku drapieżnika
Przeleciał tuż przed nosem tyranozaura, a chwilę za nim Verona i Adagon. Tak jak się spodziewali, drapieżnik natychmiast zwrócił na nich swoją uwagę. Daryl zatoczył nieduże koło w powietrzu i na powrót zaczął zbliżać się do obserwującego go tyranozaura. Kiedy był już blisko niego, drapieżnik niespodziewanie podskoczył do góry jednocześnie kłapiąc paszczą z częstotliwością karabinu maszynowego, ale Hormon spodziewał się takiej reakcji, nie dał więc się zaskoczyć i zrobił zręczny unik. Tyranozaur zapomniał o Stratonie i zaczął podążać za Darylem, który powoli oddalał się od polanki. Tymczasem Verona i Adagon zaczęli prowokować dwa pozostałe tyranozaury. Kiedy tylko drapieżniki nieco się oddaliły, Straton powoli ruszył z miejsca i próbował niepostrzeżenie wyjechać na równinę, jednak w tym momencie zauważył to tyranozaur, którego odciągał Daryl. Reakcja była natychmiastowa. T-Rex wydał z siebie groźny ryk po czym rzucił się w stronę samochodu. Błyskawicznie nabierał prędkości i pomimo, że Stratonowi udało się już rozpędzić do 40 km/h, tyranozaur coraz bardziej zmniejszał dzielący ich dystans. Dwa pozostałe drapieżniki również dołączyły do pogoni i próbowały otoczyć uciekinierów. W przyczepie zapanowała panika. Castor, Czarek i Oxygen cały czas poganiali Stratona, który starał się jak mógł zwiększyć prędkość, jednak nie było to takie proste na trawiastym, nierównym terenie. Dwa tyranozaury zrównały się z nim w biegu i jeden z nich naparł na tył przyczepy masywnym łbem, próbując ją wywrócić. Straton przechylił się niebezpiecznie, jednak szerokie podwozie zapewniało bardzo dobrą stabilność i jakoś udało mu się z powrotem opaść na cztery koła. Verona, Adagon i Dasty próbowali ponownie odwrócić uwagę tyranozaurów, ale bezskutecznie. Większy obiekt wydawał się im bardziej godny uwagi. Okazało się, że teren powoli zaczyna opadać w dół, co było błogosławieństwem dla Stratona. Zaczął coraz szybciej nabierać prędkości, stopniowo pozostawiając w tyle duże drapieżniki, które jednak nie rezygnowały z pogoni. Kiedy już wydawało się, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane, nagle ziemia zaczęła drżeć, a nad równiną pojawił się szybko powiększający się obłok kurzu. Daryl zorientował się w sytuacji i natychmiast podleciał do Stratona.
– Zmieniaj kierunek i to szybko!
– Co się dzieje? – spytał Straton
– Szarżują na was sejsmozaury! Zjeżdżaj stąd! – warknął Daryl widząc długie szyje ogromnych zauropodów wyłaniające się z tumanu kurzu.
Straton skręcił w lewo jednocześnie wytracając prędkość. Znowu zaczęły doganiać go tyranozaury, jednak to nie one stanowiły w tej chwili największe zagrożenie. Kilkadziesiąt ogromnych zauropodów znalazło się na linii kursu furgonu. Wyglądały na zdenerwowane i gotowe na wszystko.
– Czy mnie się wydaje, czy one chcą nas zaatakować? – spytał Czarek Senvera, który z niepokojem wyglądał przez okno
– One nie chcą nas zaatakować. One nas ATAKUJĄ! – poprawił go Senver
Chwilę potem wszystko zniknęło w tumanach kurzu. Straton nie zmniejszał prędkości mając nadzieję, że nie zderzy się z żadnym zauropodem. Z jednej strony, gęsty kurz stanowił swego rodzaju ochronę, gdyż samochód nie był widoczny z góry, lecz z drugiej strony istniało wielkie niebezpieczeństwo, że zwierzęta mogą go po prostu stratować. Nagle gdzieś z boku rozległ się głośny świst, po którym nastąpiło głuche uderzenie o blachę. Straton przechylił się tak silnie, że najprawdopodobniej by się przewrócił, gdyby drugim bokiem nie zderzył się z kolejnym zwierzęciem. Siła uderzenia postawiła go z powrotem na koła.
– Zginiemy tu! – krzyknął przerażony Oxygen
– Jak chcecie, to sobie gińcie. Ja nie mam najmniejszego zamiaru! – Straton dodał tyle gazu ile tylko potrafił i nie bacząc na przeraźliwie skrzypiące zawieszenie, zaczął nabierać prędkości.
Chwilę potem obłok kurzu zaczął się jakby przerzedzać i wyjechali z powrotem na światło słoneczne. Verona, Daryl i Adagon odetchnęli z ulgą. Sejsmozaury zaczęły zawracać i próbowały dogonić Stratona, jednak on rozwinął już prędkość wystarczającą do wzbicia się w powietrze. Wykorzystał jeden niedużych pagórków do wybicia się, po czym wzniósł się nad ziemię.
– Nigdy więcej takich wrażeń... – Oxygen opadł bez sił na jedną z ławek przytwierdzonych do ścian
Castor tymczasem otworzył klapę w dachu, przez którą do przyczepy wlecieli Verona, Daryl i Adagon.
– Było gorąco, co? – zagadnął Daryl
– Dlaczego one nas zaatakowały? – nie rozumiał Senver
– Pech chciał, że tuż obok naszej trasy są ich tereny lęgowe. W sezonie rozrodczym większość gatunków wykazuje wzmożony poziom agresji, sejsmozaury nie są pod tym względem wyjątkiem. – wyjaśniła Verona – Myślę, że tyranozaury były dodatkowym bodźcem wyzwalającym atak, choć tego nie można być na sto procent pewnym.
– A ja myślałem, że roślinożercy nie są groźni. – westchnął Oxygen
– To byłeś w wielkim błędzie. Powiem więcej, roślinożercy są niekiedy o wiele bardziej niebezpieczne niż drapieżniki. – odparł Daryl – Ale wy naprawdę mieliście dużo szczęścia, że nie zostaliście stratowani, albo nie zderzyliście się z którymś z tych olbrzymów.
– No w końcu mamy na pokładzie Fortunę. – roześmiał się Senver – Więc szczęście musiało nam sprzyjać.
– Ja noszę tylko jej imię. – odparła Fortuna – Sama nie przynoszę szczęścia.
– Imię wystarczy.
– Za jakieś dziesięć minut będziemy przy tych dziwnych górach. – poinformował ich Straton
– Postaraj się wypatrzeć jakieś dobre miejsce do lądowania. – odparł Czarek
Okazało się, że ich obawy, że Straton nie będzie miał gdzie wylądować okazały się nieuzasadnione. Kiedy minęli najwyższy wierzchołek, ich oczom ukazał się ogromny krater, w którym z powodzeniem mogli wylądować, a potem także wystartować. Skała, która go tworzyła była nienaturalnie gładka, niczym asfaltowa droga. Tym razem Straton o wiele ostrożniej podszedł do lądowania, a kiedy byli już na miejscu, Czarek rozejrzał się po okolicy. Gdzieś w głębi serca czuł, że jego kamień znajduje się właśnie w tym kraterze.
– No to czego szukamy szefie? – spytał Daryl
– Wy macie wolną chwilę, bo podobno tylko ja jestem w stanie wypatrzyć mój kamień. – odparł Czarek
W tym momencie jego wzrok padł na niewielką szczelinę, w której na chwilę pojawił się rozbłysk zielonego światła. Czarek zbliżył się do rozpadliny i wyjął nieduży, zielony kryształ. W momencie gdy zamknął go w dłoni, poczuł przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele, a kryształ rozbłysnął na jasnozielono, po chwili kolor płynnie przeszedł w błękitny, który po jakimś czasie zastąpił głęboki fiolet.
Czarek przez chwilę obserwował tę cykliczną grę świateł i jednocześnie ogarnęło go poczucie szczęścia, że jest już po wszystkim. Znalazł swój kamień i razem z całą ekipą mogą wynieść się z tego niebezpiecznego świata.
– Czarek czy to już koniec naszej przygody? – spytała Fortuna
– Tak. Mam już kamień więc możemy wracać do domu. Nie ma powodu, żebyśmy nadal tutaj siedzieli.
– Chciałabym zobaczyć jeszcze jakieś dinozaury.
– Mało ci wrażeń? – spytał Oxygen
– Straton dużo masz paliwa? – spytał Daryl
– Prawie cały bak. – odparł Straton
– W takim razie możemy sobie chyba pozwolić na małą wycieczkę powietrzną. Zobaczymy zwierzęta z bezpiecznej odległości. Co wy na to? – zaproponował Daryl
– Czemu nie. W końcu okazja do zwiedzania świata prehistorycznego nie zdarza się codziennie. – odparł Czarek – A macie może aparat fotograficzny? Jak wrócę do domu, pokazałbym zdjęcia dzieciakom i żonie.
– Aparatu nie mamy, jest za to kamera. – odparła Verona – A jak chcesz, możemy zgrać ci filmy, które do tej pory zrobiliśmy na płyty. Uzbiera się z tego całkiem niezła kolekcja, ale naprawdę jest na co popatrzeć.
– Chyba z tydzień upłynie zanim wszystko obejrzysz. Ta furiatka filmuje wszystko co tylko się da! – roześmiał się Daryl
– Jeśli to nie będzie kłopot, chętnie skorzystam. – odparł Czarek
– Jasne, że nie będzie.
Słońce stało wysoko na niebie, kiedy Straton wystartował z krateru. Zaczęli kołować nad ogromnymi równinami, na których tętniło życie. Stada ogromnych roślinożerców posilały się w spokoju. Verona wzięła na siebie funkcję przewodnika i wyjaśniała mniej zorientowanym w temacie, co właściwie oglądają.
– Patrzcie, tam po prawej stronie mamy duże stado brachiozaurów. Widzicie te mniejsze dinozaury z długimi wyrostkami na czaszkach?
– Te brązowe, chodzące na dwóch nogach? – spytał Czarek
– Acha. To hypsilofodonty. Często trzymają się blisko stad większych roślinożerców. Przypuszczamy że ze względów bezpieczeństwa.
Hypsilofodonty uwijały się pomiędzy ogromnymi cielskami brachiozaurów, które w ogóle nie zwracały na nie uwagi. Nieco dalej zobaczyli duże zgromadzenie sporych, czworonożnych dinozaurów o ciemnozielonym kolorze skóry. Na ich głowach znajdowały się postrzępione kryzy, a na końcach podobnych do ptasich dziobów pysków i nad oczami, charakterystyczne rogi. Czarek od razu rozpoznał te dinozaury.
– Triceratopsy mają właśnie okres godowy. – wyjaśniała Verona – Samce gromadzą się w jednym miejscu i toczą walki, podczas gdy samice obserwują ich poczynania i wybierają najsilniejszych samców. Dzięki temu mają gwarancję, że potomstwo będzie miało dobre geny.
Rzeczywiście, centralną część polany zajmowały masywne osobniki zderzające się ze sobą rogami. Ich kryzy były zabarwione na intensywny, żółty kolor, a pośrodku znajdowały się dwa duże, czarne punkty, do złudzenia przypominające absurdalnie wielkie oczy. Obrzeża polany zajmowały osobniki bez jaskrawego ubarwienia kryz i bacznie obserwowały pole walki. Osobniki pokonane przez silniejszych rywali, zrezygnowane oddalały się z terenów rykowiska by w spokoju leczyć niekiedy bardzo poważne obrażenia zadane ostrymi rogami przeciwników. Kawałek dalej stacjonowało spore stado utahraptorów. Drapieżniki bacznie obserwowały dużego samca triceratopsa, który powoli przemieszczał się w ich stronę, najwyraźniej nie świadomy zagrożenia. Z góry dobrze było widać jak wspaniale zorganizowane są drapieżniki. Błyskawicznie pochowały się po obu stronach pobliskich zarośli i czekały na odpowiedni moment do ataku. W momencie gdy Straton przelatywał nad nimi, raptory niemal jednocześnie popatrzyły do góry, ale szybko straciły zainteresowanie nieznanym, latającym obiektem i wróciły do obserwowania najwyraźniej bardzo osłabionego triceratopsa. Chwilę potem jak na komendę wszystkie rzuciły się do ataku na potężnego roślinożercę. Przez chwilę uczestnicy wycieczki mogli obserwować jak triceratops broni się przed drapieżnikami szarżując na nie z nisko pochyloną głową i próbując nadziać je na długie, ostre rogi, ale zwinne raptory bez problemu uskakiwały przed jego śmiercionośną bronią, a ponieważ działały grupowo, jedne prowokowały masywnego kolosa do ataku, a pozostałe atakowały go z boków zadając długie rany cięte swoimi ogromnymi, sierpowato wygiętymi szponami. Choć wycieczkowicze nie widzieli jak zakończyło się to polowanie, eksperci od dinozaurów nie dawali żadnych szans triceratopsowi.
– Jesteście pewni, że nie przeżyje? Przecież jest o wiele większy niż te drapieżniki. – zastanawiał się Oxygen
– Nie ma szans z dwóch powodów. Jest ranny i osłabiony po walkach o samice. Poza tym to stado raptorów jest duże, silne i świetnie zorganizowane. Poranią go, a kiedy osłabnie z powodu utraty krwi, powalą na ziemię i dobiją. To bezwzględni łowcy, zresztą sami widzieliście na filmie, który wcześniej pokazywała wam Verona. Zresztą można łatwo sprawdzić jak zakończyło się to polowanie. Zawsze możemy się cofnąć. – odparł Senver
– Nie no spoko. Po prostu zastanowiło mnie jak taki kolos nie da sobie rady z mniejszymi od siebie drapieżnikami.
– W tym świecie duże rozmiary nie gwarantują przeżycia. Bardziej liczy się inteligencja i grupowa współpraca. – odparła Verona wyglądając przez okno. Zauważyła, że zbliżają się do terenów lęgowych stegozaurów. – Jeśli spojrzycie w lewo, zobaczycie stegozaury.
Czarek, Castor, Fortuna i Oxygen podeszli do wskazanych przez nią okien. Na lekko podmokłym terenie w zakolu rzeki zobaczyli skupisko ogromnych zwierząt o charakterystycznym wyglądzie. Miały ogromny, baryłkowaty tułów, malutką głowę, przednie nogi krótsze niż tylne, dzięki czemu masywne ogony zakończone czterema potężnymi kolcami były uniesione w pozycji dogodnej do obrony przed drapieżnikami. Skóra stegozaurów miała żółtopomarańczowy odcień, a z grzbietów dwoma rzędami sterczały kostne płyty. U niektórych osobników były one podbarwione na jaskrawoczerwony kolor. Czarek domyślił się, że osobniki z czerwoną pigmentacją to samce. Zwierzęta z wielką ostrożnością poruszały się pomiędzy usypanymi z miękkiej ziemi i trawy kopcami, na których leżały duże jaja o kremowej skorupce. Najwyraźniej właśnie nadszedł czas wylęgu, ponieważ niektóre gniazda były już puste, a pomiędzy dorosłymi osobnikami biegały ich maleńkie kopie.
– Skoro mamy tereny lęgowe, to może uda wam się zobaczyć też welociraptory. – Verona lustrowała otoczenie – Bingo!
Spory kawałek za terenem zajmowanym przez stegozaury zobaczyli stado niedużych, około dwumetrowej wielkości drapieżników. Poruszały się na masywnych, tylnych łapach zaopatrzonych w zabójcze, sierpowato wygięte szpony, miały wydłużone pyski, z których sterczały równo ułożone zęby, a ich żółtą skórę zdobiły jasnobrązowe pasy. Stado posilało się szczątkami jakiegoś dużego zwierzęcia. Pozostałości sugerowały, że był to któryś z ogromnych apatozaurów – diplodok lub brachiozaur.
– Same go zabiły? – zdziwił się Oxygen
– To mało prawdopodobne, chociaż możliwe, zwłaszcza jeśli ten osobnik był ranny. Ale sądząc po stanie padliny raczej skłonna bym była stwierdzić, że raptory po prostu znalazły resztki, które pozostawił po sobie jakiś większy drapieżnik. Nie można też wykluczyć naturalnej śmierci. Welociraptory są niebezpieczne, ale niezmiernie rzadko się zdarza, aby polowały na aż tak duże zwierzęta. Za to uwielbiają pożywiać się jajami i dopiero co wyklutymi młodymi, toteż w sezonie lęgowym zazwyczaj stacjonują w pobliżu kolonii innych zwierząt i jak tylko nadarza się okazja, okradają gniazda. – wyjaśniła Verona – To stado nie jest duże więc sądzę, że drapieżniki przebywają tu ze względu na obecność stegozaurów.
Straton zmienił kierunek lotu i przez moment frunęli nad połaciami gęstego, jurajskiego lasu. Kiedy znowu znaleźli się nad równiną, ujrzeli na niej duże stada brachiozaurów, diplodoków, którym towarzyszyły pachycefalozaury, oraz nieco od nich mniejsze, dwunożne dinozaury o charakterystycznych pyskach, przypominających kacze dzioby. Verona wyjaśniła, że są to majazaury, które bardzo chętnie towarzyszą dużym zauropodom ze względu na bezpieczeństwo. Na niewielkiej polance znajdującej się kawałek dalej miała swoje gniazdo para tyranozaurów. Wokół kopca z błota pełno było gnijących szczątków różnych zwierząt, którymi bawiły się trzy młode. Chwilę potem na horyzoncie pojawili się i rodzice, którzy targali do gniazda ciało młodego brachiozaura. Kiedy małe tyranozaury ich zobaczyły, natychmiast rzuciły się w kierunku mięsa.
– Całkiem sporo tu drapieżników. – zauważył Czarek
– Drapieżniki zawsze są tam, gdzie mogą znaleźć jedzenie. Ich terytoria pokrywają się z terytoriami roślinożerców. Dzięki temu równowaga w przyrodzie zostaje zachowana. Gdyby nie było drapieżników, roślinożercy osiągnęliby tak wysoką rozrodczość, że szybko zabrakłoby dla nich pożywienia.
– Słuchajcie, jeśli nie zakończymy tej wycieczki to i mnie zabraknie niedługo pożywienia. – odezwał się Straton – A żeby dotankować, muszę gdzieś wylądować.
– Lepiej gdybyśmy uniknęli lądowania. – odparł Czarek– Czy to, co masz starczy ci żeby dolecieć do bramy którą się tu dostaliśmy?
– Jasne.
– W takim razie wracajmy do Strefy I.
– I tak sporo widzieliśmy. – odezwał się Oxygen
– Więcej zobaczycie na tych filmach, które zgramy Czarkowi. – odparła Verona – Niekiedy byliśmy naprawdę blisko zwierząt.
– W sumie ta wyprawa nie zajęła nam tak dużo czasu. Nie przypuszczałem, że już drugiego dnia będziemy z powrotem w domu. – stwierdził Czarek
– Wiesz już jakie moce dał ci twój kamień? – zainteresował się Castor
– Nie mam pojęcia. Ale myślę, że niedługo się tego dowiem.
Jakieś pół godziny później Straton wylądował na wzniesieniu, na którym znajdowała się brama do Strefy I. Kiedy z powrotem znaleźli się na znajomym terenie, wszyscy odetchnęli z ulgą, że udało im się bezpiecznie wrócić z tej jakże niebezpiecznej wyprawy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top