9. Świat Wiliusz
Dobrze jej się mieszkało z Cyntią i Wiliuszem. Dali jej pokój, jedzenie i swoje towarzystwo. W zamian za gościnę chcieli tylko, aby została z nimi. Na co dzień pomagała Cyntii w gospodarstwie, tak jak swojej matce w osadzie za górami. Może dom i ludzie byli inni, ale codzienność ta sama i prace te same. Kobieta była wspaniała, ciepła i pogodna. Bez przerwy mówiła. Opowiadała jej o wszystkim: o całym ich życiu, o otoczeniu, o tym, jak żyją i jak powstał każdy kawałek tej okolicy, w której mieszkają. Mówiła o sobie i o Wiliuszu, o jego schodach i ciężkiej pracy, którą wykonywał.
Irin czuła się tutaj dobrze, chociaż zastanawiała się codziennie, czy w wystarczający sposób im pomaga. Zatracała się chwilami w codzienności dnia i rozmyślała o domu za górami oraz o swej stracie, ale chwile te były krótkie. Jednak przed zaśnięciem, gdy była już sama i kładła głowę na białej poduszce, każdą myśl poświęcała tylko jemu, swemu ukochanemu, którego nie mogła odszukać. Tęskniła za jego spojrzeniem i silnymi ramionami, za uśmiechem, który oznaczał, jak doskonale ją rozumiał. Tylko czasami zastanawiała się, co było snem? Czy tamto życie za górami, które kiedyś miała, czy to życie w dalekim kraju, do którego próbowała wrócić, a tak naprawdę nic z niego nie pamiętała.
Szybko przekonała się, że umie pisać i czytać. Książki, które miał Wiliusz, były napisane w nieznanym jej języku. Dał jej więc do czytania swój stary pamiętnik sprzed lat, bo w chacie nie było niczego innego. Był napisany we wspólnej mowie, z wieloma wtrąceniami językowymi z Puzry, więc uczyła się nowych słów oraz dziwnych znaków i symboli. Znajdowała je najczęściej na broni, którą Wiliusz wygrzebał ze swojego schowka w szopie. Oglądali w przybudówce kolekcję noży i rzucali nimi do celu.
Pamiętnik czytała z zaciekawieniem, najpierw z pomocą Wiliusza i w jego obecności. Uczył ją i tłumaczył wszystko, na co napotykała się w pamiętniku. Musiała przyznać, że rękopis wielce ją pochłaniał. Potem czytała już sama, a nawet doczytywała nocą pewne fragmenty, które wybitnie ją ciekawiły. Odkrywała dawne, ciekawe życie Wiliusza i wiele wydarzeń zapierało jej dech w piersi. Czy ten stary człowiek był tym wojownikiem z kartek pamiętnika, któremu nikt nie był w stanie się oprzeć?
Wiliusz urodził się na południu Puzry w mieście Bruniz, w rodzinie zamożnego właściciela ziemskiego. Był piątym synem i najlepsze, co go mogło czekać, to wojsko. Dlatego jako czternastolatek trafił do najlepszej szkoły wojskowej Puzry i po dwóch latach z hukiem z niej wyleciał. Wtedy zaczęła się jego prawdziwa walka i prawdziwa kariera. Nie wrócił do domu ojca, tylko zaciągnął się do kompanii najsłynniejszego watażki i razem z jego wojskiem plądrował ziemie Puzry, Basfy, Kantabrii i Darfuru. W krótkim czasie został jednym z dowódców tej wielkiej formacji. Jak pisał w pamiętniku Wiliusz, na świecie był tylko jeden wyjątkowy wojownik, który mógł go wtedy pokonać – król Henryk Wielki.
Puzra leżała daleko na północnych krańcach świata i nie uznawała zwierzchnictwa sąsiednich wielkich królestw, jak jej wyjaśnił Wiliusz. Dzika i nieokiełznana kroczyła przez świat dumna ze swej historii i niezależności. Wiliusz opowiadał jej, że to kraina ciągłych wojen, w ślad za którymi szły łzy i niewola. Takie było tu życie – prawo silniejszego. Dlatego należało się tu bardzo pilnować i schodzić z drogi wyszkolonym, potężnym panom i wojownikom.
W jego pamiętniku Irin czytała o wojowniku Wiliuszu, którego sława przekraczała granice królestw i przed którym drżały serca wszystkich ludzi. Niestety, w najciekawszym miejscu pamiętnik się urywał i został tylko ślad po wyrwanych kartkach. Części historii Irin nie była w stanie odtworzyć, bo staruszek twierdził, że nie pamięta, co się stało w Laliki Galatei.
Dając jej swój pamiętnik, Wiliusz otworzył przed nią swój świat i odkrył tajemnicę swego życia. Jeżeli nie chciał ujawnić pewnych fragmentów, stwierdziła, że nie powinna na razie nalegać. Zaczęła więc czytać od momentu, gdy Wiliusz zrezygnował z życia w dostatku i sławie, aby poświęcić się swej wizji – budowie przejścia między światami. Sprzedał wszystko i wraz z żoną osiadł na tym kawałku ziemi, gdzie w końcu zaznał spokoju.
Czytając, dowiadywała się, że Puzra otoczona jest przez potężnych sąsiadów. Od zachodu graniczyła z Kantabrią, królestwem tak wielkim, że prawie nie zauważało swego małego sąsiada. Miejscowa ludność wiedziała, że nie warto drażnić tego olbrzyma, który jednym splunięciem potrafiłby pochłonąć całą Puzrę. Kantabria była im również potrzebna, aby chronić ich przed drugim potężnym, chociaż dużo mniejszym sąsiadem ze wschodu. Basfa rościła sobie pretensje do tych ziem i najchętniej wkroczyłaby tu i wszytko przejęła.
Były jeszcze inne królestwa, ale Wiliusz wspominał tylko o Adrze i Darfurze. Reszta była tak daleko, że szkoda było mu w tej chwili czasu na ich omawianie. Powiedział, że i na to przyjdzie czas. Niestety, nie umiał znaleźć mapy i nie bardzo był w stanie jej powiedzieć, gdzie leży Delgada.
– Będziesz musiała tu zostać, dopóki sobie nie przypomnisz – wtrącił, a Irin usłyszała w jego głosie zadowolenie.
Spojrzała na niego i zdała sobie sprawę, że jego pamiętnik pozwolił jej zobaczyć innego człowieka. Wprawdzie nie miała zamiaru stać się tak bezwzględna i okrutna, jak dawny wielki wojownik Wiliusz, ale zastanawiała się, czy kiedykolwiek zazna chociaż cząstkę przygód, jakie on przeżył, i czy kiedykolwiek uda jej się odwiedzić te krainy, o których tu pisał. Może pozna kiedyś Kantabrię, Basfę i Darfur, bo Adra, południowy sąsiad Kantabrii, leżała nieco z boku.
Irin, mieszkając u nich, zregenerowała siły i chłonęła opowieści i wiedzę Cyntii oraz Wiliusza. Z biegiem czasu to właśnie z nim zaczęła spędzać większość dnia, mimo że na początku był jej nieprzychylny.
Jednak najtrudniejszym dniem był dla niej ten, gdy Cyntia, wkładając do szafy w jej pokoju czyste ubrania, znalazła zwinięty w rulonik kombinezon.
Irin dostała ubrania od gospodyni i nie chodziła na co dzień w kombinezonie, aby uniknąć właśnie takich sytuacji. Kobieta rozwinęła kombinezon i z przerażeniem rzuciła go na podłogę. Przeraziła się. Usiadła nieprzytomna na krześle i nie chciała, aby Irin do niej podchodziła.
– Co to? – zapytała nieśmiało.
– Chroni mnie – odpowiedziała najspokojniej jak umiała. Usiadła z boku, aby Cyntia poczuła się bezpiecznie i nie spanikowała. Nie chciała na siłę na nią napierać. Kobieta myślała nad czymś długo, a potem znów zapytała:
– Przychodzisz zza gór, ale pochodzisz z naszego świata – stwierdziła, patrząc uważnie na Irin. – Ty nie przychodzisz tu tak po prostu, ty powracasz z dalekiej podróży, prawda?
– Prawda – odparła Irin. Jakoś nigdy do tej pory nie było okazji, aby powiedzieć im o kombinezonie i medalionie. O niesamowitych rzeczach, które przy sobie miała. To była jej tajemnica, którą skrywała przed ludźmi, którzy ją przyjęli i ugościli. Irin poczuła dziwne ukłucie i wyrzuty sumienia, że nie wspomniała im o tym. Poczuła się podle i spuściła głowę.
– Jak to się stało – zaczęła pytać po chwili nieśmiało Cyntia – że ty... że byłaś tam, a teraz... – nie bardzo wiedziała, jak sformułować pytania, jednak Irin wiedziała, o co jej chodzi.
– Wielu rzeczy nie wiem, nie rozumiem i nie pamiętam. Wybacz mi, ale całą sobą żyję życiem, które wiodłam za górami i najbardziej na świecie pragnęłabym tam wrócić. Jednak to nie wchodzi w grę. Teraz muszę wrócić do nieznanej mi krainy, do mojej dawnej ojczyzny, ale dla mnie to jakby kara. Nie myślę o tym, co mnie tam czeka i kogo tam spotkam – mówiła powoli, dobierając słowa i zerkając nieśmiało na Cyntię. – Staram się jak mogę, aby sobie wszystko przypomnieć, dlatego jest mi na rękę, że mogę tu z wami mieszkać, bo wspomnienia napływają w najdziwniejszych momentach, a nawet mnie zaskakują, bo przypomina mi się zawsze nie to, co bym chciała.
– Gdzie jest twój dom? – zapytała Cyntia.
Irin uśmiechnęła się smutno i zapytała, czy może usiąść przy swej rozmówczyni. Dopiero gdy Cyntia się zgodziła, Irin nalała wody z czajnika do dwóch kubków i podeszła do niej.
– Mój dom jest i zawsze będzie za górami, tak jak moje serce – odpowiedziała w chwili, gdy do izby wszedł Wiliusz.
– Tu jesteście – ucieszył się, ale gdy spojrzał na twarze obu kobiet, zapytał: – Przychodzę nie w porę?
– Ależ skąd – zaprzeczyła Cyntia. Chyba było jej na rękę, że się zjawił. Nie była sama z dziwnymi rzeczami, których nie rozumiała. – Irin właśnie opowiada mi skąd pochodzi – pochwaliła się radośnie, aby ukryć mimo wszystko przed mężem swoje wcześniejsze przerażenie.
– Naprawdę? – zainteresował się Wiliusz i za pozwoleniem obu kobiet, postanowił zostać i posłuchać. Usiadł wraz z nimi przy herbacie, którą podała mu Irin. – Właściwie nie znamy zbyt dobrze twojej historii. Opowiedz nam o tym, co pamiętasz i co planujesz – zaproponował, a ona westchnęła i zdała sobie sprawę, że ta rozmowa jej nie minie i może dobrze, że rozpocznie się właśnie teraz.
– Tak jak wcześniej mówiłam, z tego, co pamiętam, pochodzę z Delgady i muszę tam wrócić. Czuję, że ktoś tam na mnie czeka. Wiem nawet kim jest ta kobieta. To moja matka. Jednak, sam wiesz Wiliuszu, że nie bardzo wiemy, gdzie leży Delgada. – Oboje się zasępili.
– Niestety, może nazwa jest nam znana, ale niewiele słyszeliśmy na temat Delgady – wtrącił Wiliusz. – Nie umiemy ci pomóc w tej kwestii. Wiesz może, czy to ciepły kraj? Czy ma zimy surowe tak jak tutaj? Może chociaż to pamiętasz i jakoś umiejscowimy, gdzie mniej więcej leży twój dom.
– Nie zamartwiajcie się na zapas – powiedziała Irin, chcąc wrócić do tego, co przed jego przyjściem zobaczyła Cyntia. – Długo się nad tym zastanawiałam i już jakiś czas temu postanowiłam wykorzystać to, co mi zostało na pamiątkę po Delgadzie. Jeżeli pozwolicie, to chciałabym... – urwała i podniosła z podłogi upuszczony przez Cyntię kombinezon. – Jest jak zbroja, która mnie chroni – wyjaśniła, kładąc go na stole, przy którym siedzieli, a promienie światła padły na materiał. Wiliusz z zaciekawieniem dotknął jego powierzchni.
– Niezwykłe – wyszeptał zadziwiony i zwrócił się do żony: – Widziałaś?
– Tak, przed chwilą – odpowiedziała.
Wiliusz pytająco spojrzał na Irin.
– Mam nadzieję, że mi wybaczycie te wszystkie sekrety – odezwała się Irin. – Mogłabym go założyć i pokazać, co on potrafi.
Małżeństwo spojrzało na siebie i po chwili Wiliusz zgodził się na to. Irin poszła do izby obok, przebrała się i po chwili wróciła, aby mogli zobaczyć już cały jej błękitny kombinezon. Cyntia wstała i podeszła do niej. Dotknęła go, przyglądała się powierzchni i szwom.
– Ciekawe, kto potrafi robić takie rzeczy? – dziwiła się i mówiła dalej, nie czekając na odpowiedź. – Lubię szyć. Moja matka miała maszynę z południa, która szybko pracowała, ale takie szwy? Nie widziałam czegoś takiego. Nie widać nici i ten materiał... – zachwycała się kobieta.
– Mam ze sobą jeszcze coś – oznajmiła Irin, aby nie zabrakło jej odwagi i aby pozbyć się swoich sekretów, które miała do tej pory przed tymi ludźmi. – Jest to coś, co doprowadzi mnie do celu. Nie wiem, jak dokładnie działa, ale przypomina mi się, że to właściwa rzecz, aby trafić do domu. – Podniosła rękę i zwróciła ich uwagę na bransoletę, którą założyła na przedramię. Bransoleta błysnęła srebrną poświatą.
Cyntia pogładziła palcami metalową powierzchnię bransolety.
– Piękna – powiedziała, stojąc nadal przy niej. – Widywaliśmy takie u ludzi z południa, ale nie były takie cudowne. Po co je nosicie? Jako ozdoby?
– To dużo więcej niż ozdoba – wtrącił Wiliusz, nie odrywając oczu od bransolety. – Miałem kiedyś coś takiego, ale moja była dużo węższa. Pozbyłem się jej, aby się tutaj ukryć. Zdradzała miejsce mojego pobytu przed ludźmi, których nie potrzebowałem i nie chciałem widzieć. Ciekawe, komu ta piękna bransoleta zdradza twoją pozycję? – zapytał dobitnie. – Takiej, jak twoja u nikogo nie widziałem.
– To coś dziwnego, że noszę taką a nie inną? O co w tym chodzi? – zdziwiła się Irin.
– To oznacza bogactwo. Ktoś, kto miał wielkie pieniądze – może twoja matka – dał ci to cacko, aby ci pomagało i cię chroniło. Bogate zdobienia to zapewne nie wszystko, co ona potrafi. Przypuszczam, że w środku też musi być interesująca.
– Nie wiem, nie zaglądałam do środka – odpowiedziała poważnie.
Wiliusz zaśmiał się dobrodusznie.
– Nie chodzi o zaglądanie do środka, ale o to, co potrafi taka bransoleta.
– Mogę ją otworzyć? – zapytała Irin, aby nie wystraszyć Cyntii, bo jak zauważyła, Wiliusz był zaznajomiony z tym, co miała.
Skinęli głowami na zgodę, więc Irin podeszła bliżej środka izby i uruchomiła ją siłą woli.
– Witaj Irin – zabrzmiał cichy głos. – W czym mogę ci pomóc?
Cała trójka obecnych w pomieszczeniu ludzi spojrzała zdziwiona po sobie.
– To gada – wyszeptała Cyntia.
– Mam nadzieję, że to pomaga – dodała Irin i zadała kolejne pytanie: – Jak mam wrócić do Delgady?
– Namierzam twoje położenie – usłyszeli odpowiedź.
Irin cierpliwie czekała. Po tym, co powiedział Wiliusz, zdała sobie sprawę, że faktycznie uruchomiła rzecz, która może wskazać komuś miejsce jej pobytu.
– Wyświetlam mapę – usłyszeli po chwili metaliczny głos. W powietrzu przed nimi, na środku izby, zawirowały kolorowe drobinki, a potem wyświetliła się piękna mapa. Zobaczyli zbliżenie swojej chaty, a potem odjazd w górę i widok olbrzymiego terenu. Bransoleta wyznaczyła na nim trasę i oznaczyła punkt docelowy – Delgadę.
– Jesteś tutaj – usłyszeli i na górze mapy zamigotał mały czerwony punkt – u podnóża Gór Krańcowych w kraju zwanym Puzra. Musisz przejść przez granicę z Bassfą i lasami dotrzeć do Adry, gdzie na styku trzech królestw znajduje się Delgada.
Wszyscy zebrani w izbie mieli wrażenie, że miejsce, do którego chce dotrzeć Irin, leży nieskończenie daleko na południe. Tak daleko, jakby droga nie miała się nigdy skończyć.
– Czas podróży dwadzieścia pięć dni – referował nadal głos z bransolety. – Można go skrócić, przedostając się do punktu przerzutowego na terenie Bassfy w wyznaczonym miejscu. – W tym momencie rozbłysnął niewielki punkt. – Dwa dni drogi od granicy z Puzrą. – Obraz powiększył się, przesunął i pokazał przebieg trasy. – Całkowity czas podróży do punktu przerzutowego około dziewięciu dni.
– Czas podróży pieszo? – zapytała Irin.
– Opcja do przeliczenia – padła odpowiedź, ale nim bransoleta zrobiła szybką kalkulację, Irin zgasiła ją i usiadła przy stole.
– Teraz wszyscy wiemy znacznie więcej – powiedziała i wcale nie było jej do śmiechu.
Cyntia i Wiliusz siedzieli cicho po tym, co zobaczyli, a Irin nie miała pojęcia, czy dobrze zrobiła, pokazując im to wszystko. Zauważyła, że Wiliusz zna pracę bransolety, sam się przyznał, że kiedyś miał coś takiego i może dlatego to on przerwał panującą ciszę.
– Dlaczego chcesz iść pieszo? – zapytał.
– Nie mam konia. Został w górach – odparła. Miała nadzieję, że Taurus żyje i że bogowie nic mu nie zrobili.
– Możesz wziąć jednego z moich. Są zdrowe, młode i będą ci dobrze służyły – zaproponował Wiliusz.
– Ty nie lubisz sprzedawać swoich koni. Poza tym wiesz dobrze, że nie mam niczego, co mogłabym ci dać w zamian – zauważyła.
W ciągu tego czasu, który spędziła u nich, zauważyła, że do Wiliusza przyjeżdżają różni ludzie i próbują kupić konie z jego hodowli. Miał najwspanialsze zwierzęta, jakie do tej pory widziała. Na dodatek staruszek nie sprzedawał tak chętnie swoich koni i interesanci często wyjeżdżali z niczym.
– Masz wiedzę, z której codziennie korzystam i pracujesz w gospodarstwie. Popracuj jeszcze trochę, a na wszystko zarobisz – oświadczył.
– O jaką wiedzę mnie posądzasz, Wiliuszu? – zapytała i pokręciła głową. – Przecież prawie niczego nie pamiętam. Przypominają mi się pojedyncze nazwy, wydarzenia, wirują w mojej pamięci jakieś twarze. Bawię się bransoletą i odkrywam jej funkcje, odkrywam, że coś umiem. Pamięć powoli, ale systematycznie wraca, jakby ktoś odblokowywał pozamykane wcześniej drzwi. Ty mnie do tego mobilizujesz. Najlepiej jest, gdy znajduję jakieś urządzenie, takie jak ta bransoleta, kombinezon, twoje maszyny w stajni, przedmioty nieznane mi lub zapomniane, patrzę i wtedy wiem, do czego służą, jak można je wykorzystać, ulepszyć lub z czym połączyć – mówiła z żalem, jakby chciała się usprawiedliwić. Wiliusz usadowił się wygodnie na krześle obok.
– Chciałbym, abyś opowiedziała mi o swoim życiu za górami.
– Za górami? – zdziwiła się. – Przecież wiesz już wszystko.
– Może napiszę książkę – oświadczył poważnie. – Potrzebuję więcej szczegółów. Tak, o ludziach, obyczajach, krainie, po prostu o życiu, jakie tam wiodłaś.
– Ale już tak wiele ci opowiedziałam. Nie wiem, czy może być coś jeszcze, co może cię zainteresować?
– Usiądziemy i tym razem opowiesz mi w szczegółach o swoim życiu. Od początku do chwili, gdy przekroczyłaś próg mojej chaty. Na spokojnie i po kolei.
Irin patrzyła na niego zdumiona. Zastanawiała się, czy żartuje, czy mówi serio, bo przecież znał już jej historię. Co znowu wymyślił?
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top