49. Ładunek


Kwitnące frustracje.

Tego pięknego dnia nic nie cieszyło Lourd. Nie zwracała uwagi na soczystą zieleń i na niezliczone okazy kwitnących kwiatów. Nie przystawała w oknach pałacu i nie wystawiała twarzy na słońce tak, jak to robiła zawsze, gdy tędy przechodziła. Ubrała się w prostą, granatową suknię i gładko spięła długie, czarne włosy. Tylko delikatnie pomalowała usta. Była Azalką. Niewiele było trzeba, aby podkreślić jej urodę.

W ciągu paru poprzednich tygodni zrobiła tyle rzeczy, wbrew sobie, że nie śmiała w tej chwili spojrzeć nawet w lustro, tak się sobą brzydziła. Nie była z tego dumna. Na jej czystej duszy powstała skaza. Jak pokaże się teraz bogom? Będą wiedzieli, że jej serce nie jest tak nieskazitelne, jak było kiedyś.

Pełna wyrzutów sumienia i smutna, jak nigdy dotąd, weszła do sali na audiencję do królowej Dafne. Była to mała sala tronowa z trzema łukowatymi wyjściami na taras. Królowa tutaj właśnie wolała pracować, na co dzień, z dala od blichtru głównej sali tronowej. Upał, jaki panował w Azali bardzo ją męczył, a główna sala tronowa miała okna na południe. Schłodzone powietrze z klimatyzacji wysuszało jej oczy i drażniło. Wszyscy w pałacu o tym wiedzieli i dlatego przenosiła się do tej małej sali tronowej, gdzie grube kamienne ściany utrzymywały przyjemny chłód powietrza.

Lourd przestąpiła próg sali. Wysokie, jasne ściany ozdobione licznymi wzorami roślin, wzmagały głosy i szmery toczące się po sali. Po bokach były drewniane ławy ze złoceniami. Siedziało na nich parę osób. Jednak zdecydowana większość obecnych skupiała się w pobliżu samego tronu, na którym siedziała królowa Azalii. Lourd znała tutaj wszystkich. No, prawie wszystkich. Oprócz znajomych twarzy zauważyła ludzi z Cetioru i przypomniała sobie, że nadszedł czas pierwszych żniw. Azalia była samowystarczalna, ale co roku dobijała targu z Cetiorem, aby mogli tu sprzedawać część swoich plonów. Cetiorowi zależało natomiast na soczystych i egzotycznych owocach rosnących tylko w Azalii. Cenili je wielce. Były to drobne przysługi, obustronnie korzystne. Nic nadzwyczajnego, ale wielce pomocne.

Zauważyła również ze swego miejsca człowieka z Monte Ro. Stał przed królową ze spuszczona głową. Próbowała przyjrzeć mu się lepiej, jednak nie była w stanie. Był w średnim wieku. Zauważyła ciemne włosy, brodę, a pod długim płaszczem podróżnym, w którym musiało mu być gorąco, widziała fioletowe ubranie. Raczej nie było go jeszcze w Alilei, bo zapewne by go zapamiętała. – Ciekawe, po co przyjechał – pomyślała i postanowiła nie rzucać się w oczy. – A jeżeli przyjechał z samego miasta Monte Ro? Musiała uważać. Może ona go nie znała, ale on mógł widzieć ją w Monte Ro, co mogłoby zagrozić jej misji. Pozostała, więc w głębi sali.

Tymczasem królowa z wyraźnym niesmakiem pożegnała swego rozmówcę. 

– Żegnaj Pani! – powiedział, oddalił się od tronu i wyszedł. 

Lourd starała się go zapamiętać. Królowa Dafne skierowała swoją uwagę na ludzi z Cetioru. Humor najwyraźniej jej się poprawił. Z resztą, poprawiał się i psuł, kilka razy dziennie. Huśtawka emocjonalna, którą codziennie serwowała swojemu dworowi wykańczała wszystkich dookoła. Czasem błahe zdarzenie, niewinne słowa doprowadzały do nagłego wybuchu gniewu. W ciągu mgnienia oka jej łagodne oblicze zmieniało się i stawała przed nimi zgryźliwa, złośliwa i uszczypliwa kobieta. 

Lourd nie raz zastanawiała się, jak jedna taka osoba potrafi zatruć życie tak wielu ludzi? Próby wyjaśnienia, tłumaczenia powodowały tylko atak gniewu, wybuch straszliwej furii, gdzie strach zaglądał w oczy poddanych. Dlatego, gdy królowa zleciła jej ostatnie zadanie. Wykonała je, niszcząc swoją niewinność. Bała się utracić swój dom, gdzie miałaby pójść, gdzie zamieszkać? Azalia była jej jedynym domem! Sercem i duszą kochała ten kraj.

Sala pustoszała. Zobaczyła czułe gesty pożegnalne i powoli ludzie zaczęli oddalać się. Doradcy również zaczęli się wycofywać, po tym, gdy królowa kazała im odejść. Jedna z nich kiwnęła głową w stronę Lourd. Teraz nadeszła jej kolej. Mogła podejść do królowej. Powoli zmobilizowała wszystkie swe siły i ruszyła na spotkanie. Dłonie skryła w rękawach swej sukni tak, jak zawsze czyniły to jej siostry mniszki.

Ukłoniła się przed królową Dafne. Ta zaś wstała i zadowolona zeszła do niej po stopniach podwyższenia. Była kobietą młodą, ale jednocześnie starszą od Dafne i niższą o pół głowy, średniej budowy ciała. Nie wyglądała, jak typowa Azalka. Miała jaśniejszą skórę, lekko cofnięty podbródek i włosy ciemne, ale nie tak czarne, jak jej poddane. Jej oczy były brązowe i jak zauważyła Lourd, znów miały ten wyraz zdziwienia w sobie, jakby nie rozumiały, co się do nich mówi.

– Dobrze, że już wróciłaś – odezwała się i ruszyła na taras. Królowa nie chciała rozmawiać o tej sprawie nawet w kręgu najbardziej zaufanych osób. – Bardzo mnie to ucieszyło, tym bardziej, że nie wróciłaś z pustymi rękoma.

– Zgadza się Wasza Królewska Mość – odparła Lourd lekko skłaniając głowę.

– Jak tam ładunek? Nie sprawiał ci problemów w drodze? – zapytała zaciekawiona i spojrzała podejrzliwie na nią. – Opowiedz, jak to było?

– Droga faktycznie była trudna i przede wszystkim długa. Nie mogłam, jak sama wiesz Wasza Wysokość, skorzystać z teleportu, aby nas nie wykryli – zaczęła Lourd. – Jak się okazało, najłatwiej było wyciągnąć ładunek z Monte Ro. Wystarczyło się umówić na przedmieściach, poza zasięgiem murów, całej strefy bezpieczeństwa i kontroli – mówiła spokojnie i powoli, ale cały czas miała przed oczami ów ładunek. Istotę, którą zniewoliła i zakuła w kajdany obowiązków i powinności wobec kraju.

– Czyli poszło gładko? – ucieszyła się królowa. – To bardzo dobrze. Kolejny problem z głowy. Niestety nie mogłam ryzykować. Sprawy w Monte Ro zabrnęły zbyt daleko. Musiałam ukrócić te igraszki.

Jednak Lourd wiedziała swoje. Nie chciała raczyć królowej szczegółami z drogi. Nie chciał jej opowiadać o płaczu i błaganiach, które usłyszała. Nie chciała mówić o próbie przekupstwa, której doświadczyła. Gdyby się zgodziła i oddała ładunek do Monte Ro pewnie żyłaby teraz w dostatku na drugim końcu świata. Nie bała się rzucanych gróźb. Była wierna Azalii i chciała służyć bogom w Lalikii Galatei. Wiedziała, że ją ochronią. Nic nie było w stanie jej przekupić. Królowa Dafne dokładnie o tym wiedziała i dlatego to ją wysłała z tą delikatną misją do Monte Ro.

– Nie toleruję zdrady – dodała królowa. – Wolę zniszczyć ją w zarodku. Wole mieć jakąś kartę przetargową w rozmowach z Monte Ro. Wiem, że takie będą się toczyły i muszę mieć przewagę.

– A ten człowiek, który był na audiencji? – pozwoliła sobie wtrącić Lourd – Ten... z Monte Ro.

Królowa uśmiechnęła się z zadowoleniem i dumą. Wprawdzie cofnięty podbródek powodował, że kąciki ust opadały jej w dół, a broda się marszczyła, ale Lourd wiedziała z doświadczenia, że to uśmiech zadowolenia.

– Tak, rzeczywiście – powiedziała przeciągle królowa Dafne. – Nasze akcje idą w górę, a sprawy dobrze się układają. Twoja misja zbiegła się szczęśliwie w czasie z zaproszeniem na Dni Pokoju. Ten człowiek to poseł, który osobiście przywiózł zaproszenie. Został przysłany nie, przez kogo innego tylko przez samego księcia Monte Ro z pytaniem o pewien zgubiony towar, ale przy okazji połączyliśmy dwie sprawy. Zapytałam go, jak mam przyjąć zaproszenie i jechać do Monte Ro z wizytą i zabierać tam swoich poddanych, skoro jest tam tak niebezpiecznie i giną tam bez śladu moi ludzie?

Lourd uniosła brwi. To się chyba faktycznie królowej udało. Uderzyła w samego księcia Monte Ro i okazuje się, że cios był bardzo celny! Igrała z nim, a był trudnym przeciwnikiem. Był potężny i wszechwładny. Większość ludzi pomyślałaby dwa razy zanim się mu przeciwstawiła, bo nie tylko dowodził potężną armią i siłami specjalnymi Monte Ro, ale sam był nieprzeciętnym wojownikiem i politykiem. Doskonale we wszystkim się orientował i potrafił zręcznie poprowadzić każde negocjacje. Czy to szaleństwo, czy zbieg okoliczności. Lourd się tego nie spodziewała po królowej.

– Poseł obiecał – ciągnęła dalej królowa – że zajmie się naszym bezpieczeństwem w czasie Dni Pokoju osobiście. Będzie również szukał zaginionego ładunku. Co do Dni Pokoju, które interesują nas ponad wszystko, postawiłam pewne warunki, naszego uczestnictwa, ze względu na wydarzenia, które miały miejsce. Zażądałam dla nas miejsc na terenie pałacowym wraz z dostępem do rodziny królewskiej i do ochrony pałacowej. Dla córki mam dostać dodatkowe spotkanie z księciem.

– Spotkanie z księciem Monte Ro? – zdziwiła się Lourd. – Olwena też pojedzie na Dni Pokoju? – dopytywała z zainteresowaniem, nie wiedząc, które pytanie jest ważniejsze.

– Oczywiście! – oburzyła się królowa. – Olwena jest kluczem do przyszłości Azalii. Liczę na to, że po tych dodatkowych spotkaniach uda mi się przekonać księcia, aby zainteresował się nią. Jeżeli nie... – urwała i spojrzała w dal na swoje miasto, jakby się nad czymś zastanawiała. Patrzyła gdzieś ponad białymi dachami i złość gościła w jej oczach. Jednak Lourd widziała nie raz z daleka księcia Monte Ro i zastanawiała się, czy młoda i zastraszona Olwena będzie w stanie zwrócić na siebie uwagę takiego człowieka jak on? Nawet ona, będąc już prawie mniszką wpadła w pułapkę fascynacji, siły i majestatu księcia.
Królowa spojrzała na Lourd i zapytała :
– Gdzie ukryłaś nasz ładunek?

– Pani, w jednym z twoich wiejskich majątków jest świątynia. Oddałam ładunek pod opiekę bogów i milczących sióstr.

– Ha! Ha! Ha! – zaśmiała się królowa. – Jakże mogłoby być inaczej! Tylko ty mogłabyś wymyślić coś takiego! Ale... uważam, że to doskonała kryjówka. Kto by pomyślał, że jacyś bogowie istnieją? Kto by pomyślał, że mają swoich wyznawców, a co dopiero świątynię? Ha! Ha! Ha! Przecież ten świat nie istnieje! Kto by szukał ładunku w nieistniejącym świecie? Lourd, jesteś doskonała, wprost nieoceniona. Obiecaj mi, że gdy przyjdzie czas, zabierzesz nasz ładunek i przyjedziesz na moje wezwanie do Monte Ro.

– Obiecują Wasza Wysokość – odparła, a serce w jej piersi załomotało tak mocno, że jego uderzenia poczuła aż w uszach. Myślała, że wyskoczy jej z piersi. Starała się być uprzejma i spokojna. Czekała już teraz na koniec tej wizyty, a jej umysłem i całym wnętrzem targała histeria. Nie chciała już nigdy wracać do Monte Ro. Nie chciała wracać do tej historii. Miała nadzieję o wszystkim zapomnieć, odpokutować, oczyścić swoją duszę i zapomnieć. Jedyne, czego pragnęła w życiu, było złożenie ślubów i poświęcenie swego życia bogom w świątyni. Nie chciała pchać się w politykę i dyplomację, a już na pewno nie chciała uczestniczyć w knowaniach królowej Dafne przeciwko sprzymierzeńcom.

– Zrobię co w mojej mocy, abyś była zadowolona – odparła. Wiedziała jednak, że poprosi swoich opiekunów w świątyni, aby ją ukryli przed królową i przed światem, bo nie była w stanie mieszać się bardziej w tę sprawę. Porwała księciu Monte Ro to, co było jego największym skarbem i wiedziała, że szalał teraz z tego powodu. Sprzątnęła mu sprzed nosa Weronikę, kobietę, którą kochał, aby zrobić miejsce w jego sercu dla córki królowej Dafne. Nie była pewna, czy manewr ten się uda, ale nie miało to dla niej już teraz znaczenia.

Nie miała zamiaru wracać do Monte Ro i narażać się na gniew księcia.

--------------------------------------------------------

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top