Rozdział 28 ( 4 cz.2 )

Gdy czarno-czerwony płomień spalił wyznaczony cel. Zaczęłam jeszcze szybciej biec w wyznaczonym kierunku skąd wyczuwałam tą znajomą chakre.

Nagle przed oczami pojawił mi się bardzo znajomy zarys postaci młodego Uzumakiego, jaki był jeszcze kilka lat temu. Taki jaki ostatni raz go widziałam. Uśmiechnięty i optymistycznie nastawiony do innych. Nigdy nie poddający się, tym okrutnym przeciwnością losu.

Pochwili, obok niego pojawili się pozostali przyjaciele których od bardzo dawna nie widziałam.
I których miałam nadzieję znów zobaczyć...
Całych i zdrowych...

Biegłam, niszczyłam...
Biegłam, niszczyłam...

I wciąż tak samo...

Jak to mówią...
Ah tak, po trupach do celu.

Jakąś chwilę później, wkońcu udało mi się wyłapać wzrokiem blond czupryne w tłumie wielu tysięcy ninja.

Jeszcze bardziej przyśpieszyłam. Gdy znalazłam się kilka metrów od jinchuruchiki Kuramy, przystanęłam wykonując pieczęcię.

- Kuchiyone no Jutsu. - Uderzyłam w ziemię dłonią okrytą w białe bandarze.

Pojawił się szary dym i charakterystyczny warkot należący do moich wilczych przyjaciół.

Z obydwu moich bocznych stron pojawiła się setks wielkich wilczysk. Każde wyróżniające się jakimś aspektem.
Natomiast moi dwaj ulubieńcy stali tuż koło moich rąk.

- Shiro... Kuro...- Wyszeptałam. Aby wziąć większy wdech.. - ULECZCIE RANNYCH I OCHRANIAJCIE POZOSTAŁYCH!!! ZROZUMIANO!!! - Wykrzyknęłam tak ile miałam sił w płucach.

- ROZKAZ!!! - Wykrzyknęły wilczyska, a następnie zawyły. Kierując się w różne strony , aby dotrzeć do rannych.

Dopiero teraz poczułam na sobie różne spojrzenia, różnorakich par oczu.

Przeskanowałam wzrokiem otoczenie.  Mój własny wzrok niebieskich oczu zatrzymał się na tak samo niebiebieskich oczach, blondyna o lisich bliznach na policzkach.

- Sandra.... - Powiedział tak bardzo dobrze znany mi głos, który nie należał do jinchuririki Kuramy, ale do ocolałego z pewnej tragedii, chłopaka o oczach czarnych jak onyks , które w tej chwili świeciły swoim czerwonym blaskiem i  lekko przydługich włosach o kolorze czarnym z mieszanką granatowego.

Jednakże najbardziej rzucającym elementem jego postaci była jego skóra. Blada jak delikatny śnieg albo jak porcelana wykonana z białego srebra.

- To naprawdę ty? - Zapytał poważnym tonem młody Uchiha.
Spojrzałam na młodego Uchihe, swymi karmazynowymi oczami demona. Przytaknęłam w odpowiedzi na pytanie właściciela Sharinngana.

Hinata: Sandra-nee-sama. - Odwróciłam się w jej kierunku, posyłając pokrzepiający uśmiech.

Zaczęła mnie otaczać czerwona chakra. Wzięłam głęboki wdech, robiąc kolejne źródło chakry, której miałam aż nad to.

Haruki: Wiesz że twoje ciało ledwo co wytrzymuje tą całą nagromadzoną chakre? Jeszcze trochę jej wchłoniesz, a nie będziesz mogła się ruszać. - W jego tonie usłyszałam zmartwienie moim stanem i coś na wrór niepokoju. Czułam lekki ból w niektórych miejscach gromadzonej przez moje ciało chakry. Ten ból był denerwujący z każdą sekundą. A musiałam zrobić tylko jedną rzecz aby minął. Pozbyć się nadmiaru energii.

- Dobra Haruki. - Wyszeptałam. - Zaczynamy! - Wykrzyknęłam, jednocześnie dając znak moim chowańcom aby robili swoje.

Przyspieszamy akcje.

Zabijałam białych Zetsu wraz z moim Bijū. Jednakże później stało się najgorsze, a przypuszczenia Haruki'ego który od początku mówił mi że Uchiha dąrzą do tego aby plan Tsuki no Me się powiódł to potrzebują także mocy Jubiego.

Gdy Madara został wskrzeszony i gdy Obito uwolnił tą mniej niszczycielską część Dziesięcio-ogoniastego.
Wtedy dopiero zaczęło się dużo dziać.

Nie dość że Madara został przywrócony do życia, to jeszcze wszyscy nasi bliscy zostali wskrzeszeni za pomocą Edo Tensei.
Aby z nami walczyć.
W tym przypadku to został także przywrócony do życia mój sensei.

Hikaru Namikaze...

Jednakże najgorsze nadeszło o wiele za wcześnie dla nas wszystkich.

Na polu walki zawsze ktoś umiera.
Jednak nie przypuszczałam że pierwszym który odejdzie będzie on.
Nawet nie otworzył ust, na mój widok tuż przed swoimi przywróconymi do życia oczami.
Jedyne co zrobił, to...
Nadział się na moją wyciągniętą rękę w jego kierunku.
Był przeszyty na wylot moim własnym ramieniem.

- Proszę żyj, San-chan... -Wypowiedział z czułym wyrazem twarzy, spoglądając prosto w moje oczy.
W ostatnich chwilach na tym świecie, zerwał ze swojej szyji naszyjnik z którym się nigdy nie rozstawał i wepchnął mi go do drugiej ręki.

- Jesteś dla mnie ważna...Księżniczko... Dlatego pamiętaj o mnie...zawsze.. - Powiedział dławiąc się czarną krwią, a następnie poczułam jego zimne martwe usta na swoich. Rozpłakałam się niczym małe dziecko w tęsknocie za kimś bliskim sercu. A mój własny ryk rozpaczy rozniósł się po okolicy. Hikaru uśmiechnął się do mnie po raz ostani i został zapięczętowany...
Na zawsze...

Potem udałam się w dalszą drogę na front.

Neji Hyuuga.

Jednakże gdy się zorientowałam było już za późno.

Neji zginął ratując Hinate.

Pojawiłam się najszybciej jak mogłam, tuż obok Naruto i umierającego Hyuugi. Chociaż widziałam wszystko za pomocą Byakugana którego mam od matki Hinaty. To i tak nie mogłam powstrzymać łez spływających mi po twarzy. Przybrałam na twarzy, grymas rozpaczy i gniewu. Ale nie na kogoś innego, tylko na siebie.

Była to tylko i wyłącznie moja wina.

Mój błąd że nie zdążyłam na czas.

Mój błąd że nie zdążyłam go ocalić od sideł śmierci.

- Neji... - Tylko jego imię utknęło mi w gardle. Tylko to byłam zdolna wypowiedzieć.

Widziałam jak Naruto pogrąża się w ciemności, jednakże nie byłam w stanie nic zrobić.
Na szczęście była tuż obok niego Hinata która przemówiła mu do zdrowego rozsądku. I także go uderzyła w twarz aby zwrócić na siebie jego uwagę.

Jednakże później było piekło.

Można było usłyszeć tylko i wyłącznie mój krzyk.

- NIEEEE!!!!! - krzyk pełen bólu i cierpienia po stracie ukochanej osoby.

Kurama został wyciągnięty z Uzumaki'ego.

Odrazu złapałam się za miejsce w którym było serce.
Czułam się jakby ktoś mi je wyrwał z ogromną siłą. Przeszł mnie nie wyobrażalny ból właśnie w okolicach serca. A w mojej głowie rozdarł się potworny ryk wściekłości i agonii Haruki'ego.

Nie mogłam się powstrzymać od tych negatywnych uczuć.
Nienawiść skierowana do moich wrogów rosła z każdą śmiercią niewinnego shinobi.
Dlatego jedynym wyjściem było ruszenie do walki z wrogiem.

- Sakura. Zajmij się Naruto. - Powiedziałam do różowo-włosej,  patrząc na umierającego blondyna.

Sakura: Co zamierzasz zrobić? - Zapytała nie przestając przywracać mu bicia serca.

- To co powinnam od samego początku. - Odpowiedziałam jej. Przenosząc wzrok na Gaarę.

- Przepraszam że nie byłam wstanie ocalić ciebie i Shukaku. - Chłopak już chciał się odezwać, jednakże przerwałam mu gestem ręki. - Jesteś byłym Jinchuuriki'm. Ale nim jesteś. Jesteś moją rodziną Gaara. Więc zrobię wszystko aby moja rodzina przeżyła. - Zakończyłam swoją wypowiedź i zeskoczyłam z piasku.
Wykrzykując - URATUJ MOJEGO BRATA, SAKURA!!!

Zostawiłam blondyna w rękach różowo-włosej uczennicy Tsunade.

A sama, ogarnięta żądza furii udałam się do walki przeciwko dziesiątemu demonowi.

Ja i Haruki ( Zła część Jubiego )
VS
Jubi.

Jinchuuriki i Dziesięcio-ogoniasty przeciwko
Podróbie Dziesięcio-ogoniastego.

Kto wygra ?

To się jeszcze okaże.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top