Pierwsze spotkanie

Zapadła cisza. Tylko Lúthien była radośnie uśmiechnięta.

- Moryo... więc w kim się zakochałeś? - wykrztusił w końcu Maedhros.

- Bogini! Najpiękniejsza - enigmatycznie, z namaszczeniem odparł Caranthir.

- Rozumiem - kiwnął głową Maedhros - ale jak jej na imię?

- Haleth - z zachwytem wyszeptał Caranthir.

- Nie znam jej - stwierdziła Lúthien. - Jest z Noldorów?

- Nie... jest kobietą Atanich - z uwiebieniem powiedział Caranthir.

- Atanich?! To musi być naprawdę wyjątkowa! Ty wiesz, że ona um...

- Tak, wiem!!! - wrzasnął nagle Caranthir. Po chwili jednak uspokoił się. - Nie wiem, co robić...

- Poderwij ją - poradziła Aredhela.

- Jak?! A co, jeśli mnie nie zechce? Może jestem dla niej zbyt...

- Stary? Mroczny? Arogancki? - podpowiedział Maglor.

- Cáno! - Maedhros trzepnął go w ramię, jednak było już za późno. Caranthir smutno zwiesił głowę.

Lúthien podeszła do niego.

- Nie martw się, Moryo, każda by cię chciała. Jesteś uroczy i przystojny, Haleth będzie szczęśliwa z takiego chłopaka - pogłaskała go po ramieniu. Caranthir spojrzał na nią z nadzieją.

- Chcemy ją spotkać! - zakrzyknął Fingon.

- Właśnie! - podchwycił Maedhros. - Chcę zobaczyć, kto ukradł serce mojego braciszka!

Caranthir odrobinę się rozchmurzył, ale wizja spotkania Haleth z jego braćmi i kuzynami, którzy na pewno akurat wtedy dostaną głupawki, trochę go przestraszyła.

- Nie martw się, zachowamy się odpowiednio - Celegorm poprawnie odczytał wyraz twarzy brata.

- No dobrze... ale jej nie wystraszcie - zastrzegł Caranthir.

***

- Która to? - konspiracyjnie szepnął Maglor.

- Ciemne włosy, w podkoszulku, koło blondynki z dzbanem wina - odpowiedział Caranthir. Maglor spojrzał we wskazanym kierunku.

Przy stole siedziała duża grupa ludzi i kilku krasnoludów. Któryś z wysokich wojowników opowiedział pobratymcom jakąś historię i cała kompania wybuchła gromkim śmiechem.

W końcu nasi Noldorowie wychwycili wzrokiem młodą kobietę ubraną w ciemnokremowy podkoszulek i brązowe spodnie z szerokim, męskim pasem. Śmiała się głośno razem z siedzącą obok złotowłosą dziewczyną, w której Legolas rozpoznał Éowinę z Rohanu. Koło niej siedział roześmiany Éomer i wesoły Faramir. Reszty ludzi nie znał.

Maglor przyjrzał się dokładniej ukochanej brata. Co jak co, ale nie można było jej nazwać piękną. Urodą wcale się nie wyróżniała: miała mocne rysy twarzy, ogromne zielone oczy, duże ciemne brwi i gęste, nie do końca ogarnięte ciemnobrązowe włosy. Gdyby wyobrazić sobie ideał elfickiej urody - długie, błyszczące włosy, wysmukłą sylwetkę, szczupłe ręce, alabastrową cerę i delikatne rysy twarzy - to Haleth nie miała ani jednej z tych cech. Jeśli Maglorowi wysportowana Aredhela zdawała się niepospolicie męska, to Haleth zdecydowanie ją ową męskością przewyższała. Gdy podnosiła kufel do toastu, w jej ramieniu drgały mięśnie. Miała też typowo ludzkie szerokie biodra, duży biust i ogólnie cała była mocno zbudowana.

- No toś nieźle wybrał - zachichotał Amras. - Przecież jak ona cię przytuli, to ci połamie wszystkie kości.

Caranthir spojrzał na niego wilkiem.

- Musimy się dowiedzieć, jaki w ogóle ma stosunek do elfów - powiedziała Lúthien.

- No, teraz to już wiemy - Celegorm pokazał na trzech Nandorów, którzy właśnie dosiedli się do wesołej kompanii. Zdawali się lekko podchmieleni i gdy tylko się odezwali, dało się słyszeć nowe wybuchy śmiechu. Jakaś koleżanka Haleth usiadła jednemu z blondynów na kolanach i objęła go silnym ramieniem.

- Mają luźny stosunek do relacji międzypłciowych. Zanotować - powiedział Maedhros, gdy dziewczyna zaczęła się obmacywać z nieznajomym elfem.

- Moryo, uważam, że powinieneś ją poderwać teraz, gdy ma dobry humor  - stanowczo stwierdziła Lúthien.

- Zgadzam się - poparł ją Maedhros.

- Maitimo, ty nie masz dziewczyny, co ty wiesz - zaśmiał się Amrod.

Maedhros spojrzał na niego z góry.

- Nie mam, bo nie chce mi się. I tak każdy na mnie poleci, nie bez powodu nazwano mnie Maitimo - puścił oko bratu.

- Czy ty kiedykolwiek miałeś dziewczynę?

- A ty kiedykolwiek miałeś dziewczynę dłużej niż tydzień?

Amrod nic nie powiedział, nie wiedząc, jak pocisnąć, żeby nie wyjść na idiotę.

- Zgadzam się całkowicie z Lúthien - odezwał się Fingon. - Teraz są weseli i otwarci, jak teraz cię poznają, to cię zapamiętają pozytywnie. Moryo, lecimy!

Caranthir spojrzał na Fingona, potem na najstarszego brata, a potem na Tinúviel. Wszyscy troje uśmiechnęli się zachęcająco.

- Możemy iść z tobą - zaproponowali Amras i Amrod.

- Wykluczone - stanowczo powiedział Maedhros. - Z Moryo pójdziemy razem z Lúthien i Berenem, to będzie element przykładowej pary ludzko-elfiej. Idzie jeszcze Findekáno i Legolas. Wy zostajecie.

Pozostali niechętnie pokiwali głowami.

- Powodzenia, Moryo - Celegorm poklepał brata po ramieniu.

***

- Dzień dobry wszystkim! - wesoło przywitał się Legolas. - Éowino, Éomerze, Faramirze, kopę lat!

Księżniczka spojrzała na elfa i momentalnie twarz rozjaśniła jej się uśmiechem.

- Legolas! Jak miło cię widzieć!

Nieszczęsny Sindar zatonął w uścisku dwojga Rohańczyków i Faramira.

- Legolas, poznaj naszych przyjaciół! To są nasi koledzy z Rohanu - w tym miejscu posypało się około dziesięciu imion, wszystkich zawierających w sobie éo, wzmiankę o koniach.

- To Haleth i jej ludzie - Éowina pokazała na gromadkę krzepkich, uzbrojonych brunetów i, ku zdumieniu Legolasa, brunetek. - To są Nandorowie - pokazała na trzech blondynów.

- Jestem Gelir - powiedział najweselszy z nich ("Trafne imię", pomyślał Legolas). - To Tauron - wskazał na elfa z dziewczyną w ramionach. - "Też odpowiednie", zauważył Legolas. Na dłoniach Nandora były widoczne odciski od cięciwy, we włosy zaplątało mu się kilka gałązek, a spojrzenie miał nieco dziksze i bardziej nieufne od wesołego kolegi.

- Ja zaś jestem Glânfinnel - uśmiechnął się trzeci chłopak. Wyróżniał się nienaturalnie jasnym, białym kolorem włosów.

- Na imię mi Legolas - przedstawił się książę - a to moi towarzysze, Noldorowie: Caranthir, Maedhros i Fingon, słynna piękność z Doriathu Lúthien Tinúviel i jej ukochany Beren, syn Barahira.

- Lúthien! - Glânfinnel poderwał się z miejsca i przypadł do jej dłoni. - Jakże tęskniliśmy!

Tauron i gromadka ludzi nieufnie spojrzała na Fingona i Fëanorian.

- Noldorowie.

Maedhros postanowił uratować sytuację i uśmiechnął się promiennie.

- Wiem, że wielu słyszało o nas różne niepochlebne opowieści, ale to już za nami. Żyjemy w zgodzie ze wszystkimi Wolnymi Ludami.

- Hej, Maedhros, Caranthir i ten trzeci!  Dosiądźcie się do nas - wesoło zawołał Gelir. - Tauron, nie zapeszaj. Zajmij się lepiej Helden. - Dziewczyna uśmiechnęła się do myśliwego, który natychmiast zapomniał o swojej niechęci do Noldorów.

Chłopaki wcisnęły się między roześmianą gromadę.

- Azaghâl! - krzyknął Maedhros. - Stary, dawnośmy się nie widzieli!

- Jakaś ogromna sylwetka przyćmiła mi słońce! Czy to atak olbrzymów?! Ależ nie, to mój kumpel Nelyafinwë!

Krasnolud i elf padli sobie w ramiona.

- Czy to osławiony Findekáno? Do kroćset! Nic żeście się nie zmienili! Stary, jak zwykle śmierdzisz papierosami - zarechotał Azaghâl.

- Poznaj mojego brata Moryafinwëgo - przedstawił Caranthira Maedhros.

- Moryo? Tak to się zdrabnia? - upewnił się krasnolud. - Witaj! Azaghâl jestem. Oo, poznaj Haleth i Haldara. Rodzeństwo, bliźniacy. Mało dziś takich kobiet jak Haleth! Bardziej męska niż ty, Findekáno, z tymi wstążkami - zarechotał krasnolud. - Doskonała laska!

- Zwolnij, krasnoludzie - zaśmiała się dziewczyna. - Haleth jestem - podała dużą dłoń Maedhrosowi, pewnie patrząc mu się w oczy. - Miło cię poznać, synu Fëanora. Caranthir! - podała rękę lekko czerwonemu elfowi (na szczęście nie było tego widać w skąpym oświetleniu gospody).

- Haleth - odpowiedział, uśmiechając się lekko i przeczesując ręką długie włosy.

- Pierwszy krok za nami - wesoło szepnęła Lúthien na ucho Berenowi.

Gwiazdkę i komentarz proszę!
- Tog

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top