Już official

- Ty popierdolony idioto. Ty kretynie. Ty debilu pogięty. Ciebie chyba Morgoth stworzył. Ty pojebana cioto. Dlaczego tego w ogóle dotykałeś?! - wrzasnął Gil-galad.

- Dajże spokój, gościu. Niechcący to było.

- Tyelpe, ciebie pokurwiło. Mówiłem to od momentu, gdy pierwszy raz zobaczyłem twoją krzywą fizjonomię.

- A spieprzaj, zwale. Trzymaj tę wajchę. Na trzy cztery odpalasz. Trzy... cztee... ry!

Stary, błękitny fiat maluch wydał z siebie ogłuszający huk i ruszył z kopyta.

- Ale jebło - zaśmiał się Ereinion. - Tyelpe, masz tu - wcisnął Celebrimborowi puszkę dietetycznej coli. - Teraz możemy jechać... W LEWO SKRĘCAJ, W LEWO! Ty dzbanie...

- Sam kieruj, Światełko Gwiazdeczek. Pojebało cię do reszty. Jesteś takim samym pedałem jak twój stary.

- Pedał to ty wciśnij hamulca! DRZEWO!!!

Celebrimbor z całej siły zahamował o parę centymetrów przed wielkim dębem... ale, niestety, fiat znalazł się już w rowie.

- SAM KIERUJ, DEBILU! - wrzasnął do Gil-galada. - Zobaczymy, jak ci się to uda!

- Ja pierdolę. Ja pierdolę - powtarzał niby mantrę Gil-galad. - Jak my stąd wyjedziemy.

- To wszystko wina tych debili z lasu. Kto normalny buduje takie drogi! - Celebrimbor dramatycznym gestem pokazał pełną dziur, zabłoconą szosę przez las. - Tędy się nie da... jechać...

Głos nieco mu się załamał, gdy na drodze zobaczył pędzącego kremowego Mercedesa. Za kierownicą siedział przystojny blondyn, rozmawiający ze złotowłosą pięknością po swej prawicy. Niedaleko za nimi jechało drugie auto: czarne Camaro z jednym, ubranym w ciemne szaty nastolatkiem w środku.

Gil-galad z lekko rozsuniętymi wargami obserwował samochody, aż zniknęły za zakrętem. Później ostentacyjnie rozejrzał się po fiacie.

- Ereinionku, wysiadamy z karocy - powiedział smutno Celebrimbor. - Musimy wydobyć nasz rydwan z głębin.

- Oczywiście, mój Telperinquarciu - zaszlochał Gil-galad, po czym wygramolił się z auta. - Ale z nas dziadygi... Powinniśmy sobie sprawić takie fury jak ci debile z Gondolinu... Że też ta suka Idril nie dała ukochanemu kuzynowi ani szeląga na porządne auto...

- Łokurwa. - Celebrimbor spojrzał na maskę fiata. Była cała, ale zmieniła kolor z wyblakłego błękitu na rozkosznie gówienkowy odcień błota, którym była cała oblepiona.

- Dziadygi, mówię - chlipnął Gil-galad, podchodząc do maski. - Pchamy na trzy, mój złoty.

- Na trzy, Ereinionku. Jesteś najlepszym kumplem pod Anorem. Raz, dwaaa... iiii... TRZY!

***

- Ahem. - Maedhros stanął na środku komnaty i głośno odchrząknął, lecz nie odniosło to żadnego skutku. - AHEM.

Towarzystwo oderwało się od swych pasjonujących zajęć i spojrzało na wysokiego rudzielca.

- Chodzi o to - zaczął Nelyafinwë - znaczy, chcielibyśmy coś wam z Finno powiedzieć... tylko żebyście się nie... no więc... - zaczął się plątać, delikatnie się czerwieniąc.

- Jesteśmy razem - wypalił Fingon, splatając rękę z dłonią Maedhrosa.

Twarze ich przyjaciół niewiele wyrażały. Maedhros poczuł się bardzo niepewnie. Zapanowała cisza.

W końcu Maglor zaklaskał trzy razy ze znudzoną miną.

- I dlatego oderwałeś mnie od pieśni? Wow. Mój brat po tysiącach lat w końcu się przyznał, że chodzi z Findekáno. Wooow, naprawdę jestem mega zaskoczony. Niesamowite.

- Cáno! - fuknęła Lúthien. - To naprawdę słodkie, chłopaki! Jestem z was dumna, że się tego nie wstydzicie i że wyszliście z szafy!

Podbiegła do nich i ich przytuliła.

- No, to naprawdę urocze - przyznał Beren.

- No offense, ale co jak co, ale udawanie przyjaciół w waszym wykonaniu... powiedzmy, że jesteście beznadziejnymi aktorami - stwierdził Finrod. - Wiedziałem, że się sobie podobacie. W sumie się wam nie dziwię, bo obaj... eee, o czym ja to... A właśnie! Proponuję to oblać!

- Przychylamy się - powiedzieli chórem Amrod, Amras, Elladan i Elrohir.

- Pssst, Elladan - szepnął Amras. - Pamiętajcie. Nie wolno wam prankować Fingona. Nelyo wam utnie jaja i powiesi za uszy.

- Skąd wiesz? - zainteresował się Elrohir.

- Próbowaliśmy już. Udało nam się uciec bez spodni przed Maitimo z mieczem, ale uszy do tej pory mnie bolą.

- Zapamiętamy - odrzekli czarnowłosi.

- Nelyo, Finno, tak z ciekawości, od kiedy?

- Już przed odejściem z Amanu - powiedział Fingon. - Kochałem Maitimo, odkąd się dowiedziałem, co to miłość.

- Czy ktoś wiedział? Czy teraz ktoś wie?

- Wy wiecie - odrzekł Maedhros. - Wtedy nikomu nie mówiliśmy.

- Ja wiedziałem, że Nelyo woli chłopaków - zaznaczył Maglor. - Był to świetny pretekst, by zrzucić na mnie przykry obowiązek tłumaczenia Elrondowi i Elrosowi, skąd się biorą dzieci. Ci gówniarze zaczęli ryczeć, jak im powiedziałem, że to nie bociany! Żeby cię Morgoth, Russo. Musiałem ich pocieszać przez półtorej godziny.

- Ja wiedziałam, Finno - przyznała się Aredhela. - Nigdy ci tego nie mówiłam, ale zawsze was shipowałam.

- Czy to odpowiedni moment, by powiedzieć, że się was podglądało? - zapytał nonszalancko Finrod, oglądając paznokcie.

- Co?! - zaperzył się Maedhros.

- Żart - beznamiętnie odparł blondyn.

- Kiedy oblewanie? - niecierpliwie zapytał Elladan.

- Spytaj brata, czym by chętnie oblał Finno - mruknął Elrohir do Amrasa. Rudzielec zachichotał.

- Powtórz to, mały - Maedhros spojrzał z góry (góra oznacza grubo ponad 2 metry) na syna Elronda.

- Eee, nie - wycofał się Elrohir.

- Musimy ich kiedyś nagrać - szepnął Elladan.

- Fuj, idź się lecz. To mój brat.

- Ale warto dla Finno.

- Macie coś do powiedzenia? Czemu tak szepczecie? - zapytał Maedhros z sadystycznym uśmiechem.

- O nie - powiedział cichutko Amrod. - Chłopaki, to jest tryb pikającej bomby.

- Naprawdę nic. Nie wiemy, za co, ale i tak przepraszamy - skłamał natychmiast Elrohir.

Maedhros oczywiście mu nie uwierzył, ale z czystego lenistwa nie ciągnął dyskusji.

***

- Daleko jeszcze? - wyjęczał Gil-galad.

- Gugle twierdzi, że blisko.

- Ja widzę szczery las. - Syn Fingona z nudów wyjął szczotkę do włosów i przyczesał dzikie kosmyki latające mu wokół twarzy: za krótkie, by dać się związać w kucyk z resztą włosów, za długie, by się same sensownie układały.

- Eru, Gil-galad. Nie możesz czegoś zrobić z tymi włosami? Jakoś zaplatać czy coś?

- Mój ojciec miał całe życie ten sam problem i zaczął sobie robić warkocze ze wstążkami. Robiłbym takie same, tylko wtedy każdy będzie przekonany, że szukam chłopaka. Mój stary to ikona panseksualizmu, przypominam.

- Pierdolisz durnoty. Jest ikoną panseksualizmu tylko dla panseksualistów. Większość elfów uważa jego fryzury za godne naśladowania. Prosto z żurnala.

- Gadaj, co chcesz, ale nie będę robił żadnych warkoczyków.

- Mam po prostu dosyć patrzenia na twoją koślawą mordę, okoloną syfnymi loczkami. Poza tym wszystko jedno, czy będziesz hetero, czy bi. I tak nikt cię nie chce.

- Ciebie też.

- I dlatego właśnie jesteśmy kumplami. Świetnie się rozumiemy.

- I jesteśmy samotni we dwóch.

- Dokładnie.

- Tyelpe, bierz puszkę. Musimy skończyć zapasy, bo nie będziemy pili coli na przyjęciu. - Ereinion wyjął ze skrzynki kolejnego dietetyka.

- Otwórz mi, prowadzę.

- Sam sobie otwórz, leniu śmierdzący.

- Otwieraj, skurwielu, albo sam będziesz prowadził.

Gil-galad otworzył puszkę i wręczył ją kuzynowi.

- Hej ho, hej ho, na imprę by się jechało. Cola, Tyelpe, syfny fiat i lecimy zwiedzać świat.

- Hej ho i jechało się nie rymuje - zauważył Celebrimbor.

- To nie jest jeCHAło, tylko jechaŁO. Wtedy się rymuje. Hej ho, hej ho, darmowe wiNO.

Proszę o gwiazdę *przybiera ton odczytywania po raz setny tego samego* i komentarz. Dzięki z Taniquetilu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top