Rozdział II
Blake biegł przez gęsty las, który jeszcze żył, ale gdyby był poza kopułą, dawno by obumarł. Lili trzymała się mocno i wzmacniała uścisk gdy tylko poczuła zmianę podłoża. Wolała mieć zamknięte oczy. Dzięki temu czuła się bezpieczniej.
- Już możesz mnie puścić- powiedział Blake, stając w miejscu.- To tu?
Lili pokiwała głową i zeskoczyła z pleców chłopaka. Podeszła do warstwy ochronnej i dotknęła jej, przez co zaświeciła jasnożółtym światłem.
-Nie powinno tak być...- powiedziała szeptem, ale Blake to usłyszał i podszedł do niej.
-Myślisz, że... kopuła się zmniejsza?- zapytał syn Wody, patrząc na część umierającego lasu poza zasięgiem warstwy ochronnej.
Lili po raz kolejny skinęła głową i zaczęła szukać i zbierać kamienie. Potem poustawiała je w jednej linii. Kamyczków było 25, każdy mniejszy od drugiego. Chłopak popatrzył na nią pytającym wzrokiem.
-To coś w rodzaju linijki. Zobaczymy czy kopuła się przesuwa i w jakim czasie. Będziemy musieli tu wracać.- powiedzia, opuściła wzrok i podeszła do chłopaka, ten tylko kiwnął głową i przykucnął lekko, pozwalając jej wskoczyć na swoje plecy.
~°~°~
Jack przechodził przez ściany szkolnego pałacu, jak gdyby to było całkiem normalne i każdy to potrafił. Po kilkunastu minutach znalazł się w bibliotece, w dziale ksiąg zakazanych. Zaświecił wolną świecę i rozejrzał się. Regały z książkami wyglądały na zaniedbane. Wszędzie było dużo pajęczyn, a ze ścian leciał tynk. Chłopak westchnął i zaczął przepatrywać regały i opisy nad półkami.
- To zajmie mi wieki...-powiedział i zaczął wyciagać książki z regału "Uwolniona Ciemność".
W końcu znalazł książkę, której szukał. Miała brązową, starą okładkę z niewyraźnym napisem, kartki były żółte ze starości i lekko podpalone. To co w niej znalazł przeraziło go i postanowił "pożyczyć" książkę na dłuższą chwilę.
~°~°~
Sky poszła do siedziby Strażników, czyli wodospadów. Kiedy była w połowie drogi mogła usłyszeć dźwięk obijającej się wody o skały i zobaczyć strażników.
Było ich pięcioro. Patrick, Harry, Nataniel, Melani i Natali. Patrick był strażnikiem Metalu. Miał blond włosy i ciemne oczy. Był bardzo rozbudowany. Jego skrzydła były ciemnoszare, tak jak jego peleryna i cały ubiór. Harry to strażnik Powietrza. Miał szare oczy, blond włosy i jasnoszare skrzydła. Melani była strażnikiem Ziemi. Miała zielone oczy, brązowe, krótkie włosy I zielone skrzydła. Natali strażniczka Wody. Miała niebieskie oczy, czarne włosy i niebiesko-morskie skrzydła. Nataniel natomiast strzegł Ognia. Miał brązowe włosy, brązowe oczy i czerwone skrzydła.
Sky nie zawsze zgadzała się ze zdaniem strażników. Uważała, że nie radzą sobie z pewnymi rzeczami. Kiedyś prawie wywołała wojnę domową, ale na szczęście Eretria wszystko uspokoiła.
Kiedy dziewczyna była pod wysokim klifem, mokrym od wody, wzbiła się w powietrze. Czuła opór wiatru, ale bez problemu sobie z nim radziła. Była w swoim żywiole.
- No proszę, proszę. Kogo tu do nas przywlekło.- zapytała Natali, widząc jak dziewczyna ląduje.
I wtedy wszystkie oczy skrzyżowały się z wrogim spojrzeniem Sky. Z trudem opanowała wybuch furii, od którego zdążyła się odzwyczaić.
- To - wskazała w niebo- mnie sprowadza. Więc lepiej ruszcie się z miejsca i zróbcie coś bo Fin padnie ze strachu.
Oni nie mieli czasu już zwrócić jej uwagi na "pani Fin", bo ich również przeraził znak na niebie. Wydawali się zakłopotani, ale natychmiast polecieli za Sky.
~°~°~
Eretria natomiast wspięła się na jedno z jej kiedyś ulubionych drzew. Teraz to było jej obojętne. Siedząc na jednej z cieńszych gałęzi, obserwowała zmiany na niebie. Nigdy czegoś takiego nie widziała. Owszem, znała prawie każdą przyczynę zagrożenia, ale o tym nigdy nie czytała.
Nagle zauważyła coś, czego nie zobaczyłby żaden nauczyciel czy uczeń tego oto terytorium. Kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt kilometrów stąd zobaczyła coś jakby pocisk. Tylko, że to "coś" było większe. Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się w to "coś", po czym odwróciła głowę w miejsce, w które kierowała się ta rzecz. Na dole stała mała dziewczynka, która dopiero co tutaj trafiła. Wtedy pojawiło się wspomnienie...
Miała 10 lat... Wracając do domu po treningu słyszała ten ból dzieci, od ciągłego biczowania. Każdy uczeń, który nie wykonał zadania perfekcyjnie, dostawał biczem w plecy, tyle razy ile upadł lub wykonał coś źle... To były czasy, gdy Mistrz nie zamieszkiwał krainy tylko odwiedzał ją raz na ruski rok. Wtedy rządziła Westa. Jedna z szanowanych, byłych, strażniczek lasu. To ona wprowadziła tu bicze, od których rany goiły się od tygodnia czasem do kilku miesięcy, a każdego dnia powstawały nowe, pokrywające się z wcześniejszymi. Nie było łatwo. Tym razem Eretria usłyszała krzyk chłopca o rok od niej starszego. Coś ją zatrzymało. Poczuła ten sam ból co chłopiec, a nawet większy. Ból, który łamie kości, porywa ciało na strzępy. Gdy dzieciak miał dostać batem jeszcze raz, ona błyskawicznie zjawiła się przed nim. Chłopiec oczekiwał kolejnego zetknięcia się bicza z jego ciałem, kuląc się. Tymczasem bat uderzył w ciało, ale Eretrii. Stała wyprostowana, a bicz uderzył w jej lewe ramie, idąc po skosie w dół. Biała koszulka, którą miała na sobie, w miejscu uderzenia, nasiąkała krwią. Łzy zbierały jej się w oczach, ale nie mrugnęła. Po prostu stała. Pozwoliła spłynąć jednej łzie po jej zadrapanym policzku, powodując pieczenie. Właśnie wtedy sprzeciwiła się zasadom i omal nie zabiła mężczyzny, który wyrządził dzieciom krzywdę. Od tamtej pory postanowiła nic nie czuć, czego próbowała dokonać wcześniej po starcie bliskich jej osób, nie wyrażać żadnych emocji, działać na własną rękę...
Potem usłyszała świst koło ucha. Zorientowała się, że to strzała. Jednak nie mogła rozpoznać z jakiej krainy, ale nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Odepchnęła się od gałęzi i w ułamku sekundy znalazła się przed dziewczynką, niczego nie świadomą. Złapała strzałę pokrytą żrącą substancją, która zaczęła wypalać jej skórę. Dziewczynka stojąca za Eretrią, widząc to pisnęła i przewróciła się. Wtedy wszyscy odwrócili głowy w tamtą stronę. Eretria nie puszczała strzały. Nagle znikąd Mistrz pojawił się w gronie osób stojących kilka metrów przed dziewczyną. Złapał Eretrię za rękę, a wtedy ona puściła strzałę, która upadała na ziemię i wypalała teraz cząstkę żywiołu.
Dłoń Eretrii była poparzona, dlatego od razu została wysłana do skrzydła szpitalnego. Tam mieli opatrzeć jej ranę. Dziewczyna, choć bardzo nie chciała, poszła z jednym z nauczycieli do szpitala.
- Co się stało?- zapytała pielęgniarka biorąc w ręce dłoń Eretrii.- Wielkie nieba...- powiedziała znowu wiedząc co miało miejsce parę minut temu.
Kobieta miała na sobie białą bluzkę, różową spódnicę i białe pantofle. Zabrała Eretrię do innego pomieszczenia wbudowanego w skrzydło szpitalne.
Za brązowymi drzwiami znajdowało się zaplecze. Pomieszczenie było dość małe. Ściany były zielone, a podłoga z jasnych, drewnianych paneli. Przy ścianach stały trzy białe krzesła, biały stolik z teczkami, w których najprawdopodobniej były papiery pacjętów i stół z lekami. Na środku pokoju stał biały, wygodny fotel, a obok niego krzesełko na kółkach i malutki stoliczek z niebieskimi chustkami.
Kobieta rozłożyła serwety na stoliczku i poprosiła Eretrię aby usiadła na fotelu. W tym czasie pielęgniarka wyciągnęła odpowiednie leki. Najpierw kobieta odkaziła ranę, na co dziewczyna nawet się nie skrzywiła, a potem uważnie się jej przyglądnęła.
- Znieczulenie? -Zapytała pracownica szpitala, unosząc strzykawkę.
- Nie.- odpowiedziała sucho dziewczyna i wyczuła obecność w pomieszczeniu jeszcze jednej osoby.
~Alice, co ty tu robisz. Zapytała w myślach osobę, która weszła do pomieszczenia niezauważalne.
~Słyszeliśmy co się stało. A tak na marginesie to mamy nowe informacje, ale o tym później...
- Gotowe.- powiedziała kobieta, wstając i pozwalając odejść Eretrii.
Za drzwiami skrzydła szpitalnego stał Jack, Blake i Lili. Sky miała dołączyć później, jednak teraz trzeba było znaleźć odpowiedzi na pytania:
Co to za znak na niebie?
Dlaczego wszystko marnieje?
Dlaczego nikt tego nie zauważa?
Jakie niebezpieczeństwa na nich czekają?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top