49.

Nirr nie spodziewał się, że sprawy pójdą aż tak źle. Wiedział, że Merrill miał problem z blokadą, ale wciąż nie rozumiał, dlaczego wywoływała w nim taką agresję. Iridiel twierdziła, że każe mu ona atakować każdego, kto się do niego zbliży. Nie potrafiła jednak wyjaśnić dlaczego nie atakował Nirra. Zupełnie jakby geas posiadał jakąś lukę, niedopatrzenie, które obejmowało tylko jedną osobę.

– To przecież absurd – zauważył. Może nie był jakoś wyjątkowo potężnym magiem, ale swoje wiedział. – Nie istnieje coś takiego jak geas z lukami. To rozkaz od którego nie może być odstępstw. Gdyby były to nie byłby to geas, tylko zwykłym nakazem!

– Wiem – westchnęła avariel, ocierając mokrą szmatką zroszone potem czoło elfa. – Ale tak właśnie jest. Toleruje tylko ciebie. Wiem też, że ty tego nie zrobiłeś, ale za tę „lukę" odpowiada ktoś z zewnątrz, a nie ten, kto zakładał mu geas.

– Jak to w ogóle możliwe? Czy jakakolwiek ingerencja nie powinna go zabić?

– Powinna. Ale nie zabiła. Nie wiem, kto to zrobił, ale jest niezwykle potężnym magiem. Co w tych czasach samo w sobie jest niesamowite.

Powiedziawszy to, opuściła pokój. Chciała dodać coś jeszcze, nie było to jednak konieczne – lęk w jej oczach był wystarczająco wymowny. Zbliżała się wojna. Tuż pod ich nosami ścierały się nadludzkie siły manipulując jednym bezbronnym wobec nich pionkiem, a oni nawet nie wiedzieli, o co toczy się ta gra. Nirr nie miał wątpliwości, że gdy tylko odgadną, jak wysoka jest stawka, przyłączą się do „zabawy" i Ganthir wystawi również swoje pionki. Czyli jego. A na to zdecydowanie nie miał ochoty.

Mógł spróbować uciec razem z Merrillem, ale wiedział, że to bez sensu. Rada chciała koniecznie wiedzieć, czego kazano mu szukać, więc pościg był nieunikniony. Nie mógł też oczekiwać od elfa, że sprzeciwi się narzuconemu rozkazowi – jego zachowanie jasno pokazało, jak silne było zaklęcie, ale drobna luka tak na dobrą sprawę nic nie zmieniała.

Przysiadł na brzegu łóżka i odruchowo zaczął się bawić długim warkoczem Merrilla. Po ostatnich zdarzeniach elfa przeniesiono do wolnego domu na obrzeżach miasta, dzięki czemu jego stan nieco się poprawił. Niestety, Rada nalegała, aby pozbawić go przytomności, więc Iridiel, z bólem serca, musiała spełnić tę prośbę i rzucić zaklęcia, które pogrążyły go w głębokim śnie. Nirrowi nawet by to nie przeszkadzało, gdyby mogła chociaż zesłać na niego sen pozbawiony jakichkolwiek obrazów. Tak jednak nie było. Chociaż spał, jego ciało wciąż toczyła wysoka gorączka, a umysł rozpaczliwie domagał się wytchnienia.

Pełen cierpienia jęk elfa wytrącił ifryta z zamyślenia.

– Wody...

Szkoda, że nie mógł mu jej dać. Zamiast tego nalał do szklanego pucharka naparu z ziół, który miał uśpić elfa na kolejne kilka godzin i dał mu go do wypicia. Nie tak sobie to wszystko wyobrażał. Mieli spędzić w Ganthir co najwyżej kilka dni i opuścić je bez większych komplikacji. Teraz każda decyzja, jaką podejmą, była kolejną komplikacją, bez względu na to, czy wykonywali polecenia Rady, czy też nie.

– Muszę stąd odejść – szepnął Merrill łamiącym się głosem. – Dlaczego mi nie wolno?

– Rada nie jest jeszcze przekonana, czy to dobry pomysł – odparł Nirr przepraszającym tonem i pogłaskał elfa po głowie. Jego zbolałe spojrzenie paliło mu sumienie, ale nie był w stanie nic na to poradzić.

– A mają jakiś lepszy?

– Tego mi nie powiedzieli.

Głaskał jego włosy i policzek dopóki elf nie zapadł z powrotem w głęboki lecz niespokojny sen. Wiedział, że tak długo, jak był przy nim, Merrillowi nic nie groziło. Gdyby chciał opuścić go choćby na chwilę, miał obowiązek przywiązać go do łóżka i zawiadomić o tym strażników. Niezwykłe środki ostrożności jak na jednego elfa z psychozą, ale Iridiel właśnie dała Nirrowi do zrozumienia, w czym tkwił problem.

Nie chodziło już o tych, którzy nałożyli na niego geas, tylko o tego, kto go uszkodził. Pojawił się kolejny gracz, a Rada nie potrafiła nawet spekulować, kim był i czy stanowił dla nich zagrożenie. Taki „gracz" w ogóle nie powinien był istnieć; było to absolutnie wbrew wszelkim założeniom przymierza. To właśnie jego śladów szukali, gdy raz po raz badali blokady elfa.

Gdyby tylko wiedział, po co Merrill został tu przysłany... Wtedy mógłby zaproponować jakieś rozwiązanie, znaleźć jakieś wyjście z tej paskudnej pułapki, w którą obaj wpadli. Niestety, jedyną poszlaką były diamenty, a to było stanowczo zbyt mało, bo tych w Pustce było ich pod dostatkiem jeśli tylko wiedziało się gdzie ich szukać. Z drugiej strony – lepsze to niż nic.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top