10.

Merrill zdecydowanie nie tego się spodziewał, ale nie był w stanie narzekać. W końcu mogło go spotkać coś znacznie gorszego niż to, co miał teraz przed sobą. Z pełną przerażenia fascynacją przyglądał się jak skrzydlate jaszczurki nurkują w szybie i wywlekają z niego osmalone ciała upieczonych żywcem szczurów. Nie dotykając ziemi, zatapiały swoje ostre ząbki głęboko w zdobyte pożywienie, odrywały kęs i odlatywały, pozostawiając resztę dla swych braci i sióstr. Było w nich tyle wdzięku i finezji, iż całe to widowisko przypominało elfowi bardziej jakiś taniec niż zwykły posiłek.

A jednak wciąż był to posiłek. Nie mógł dać się zwieść ich delikatnym ruchom. Czy te kilka szczurów wystarczy, by napełnić żołądki tych małych smoków? Srebrnowłosy naliczył ich piętnaście, ale w mroku tunelu mogło się czaić znacznie więcej. Wolał nie być blisko nich, gdy po opróżnieniu szybu uświadomią sobie, że wciąż zostało im w brzuchach trochę miejsca na sporą porcję świeżego elfiego mięsa.

Wycofywał się ostrożnie, tyłem, nie odrywając oczu od dumnych gadów. Było w nich coś tak niesamowitego, że ani przez chwilę nie wątpił, iż są one dalekimi krewnymi prawdziwych smoków. Nie były z pewnością tak majestatyczne ani tym bardziej tak inteligentne, ale elf nie potrafił odmówić im szacunku. Niemal z bólem serca oderwał od nich wzrok i odwrócił się, by ruszyć w dalszą drogę. Postanowił, że tym razem nie zatrzyma się, dopóki nie znajdzie wody. 

Nie zdołał jednak ujść nawet pięćdziesięciu kroków, gdy świergoczący radośnie pocisk śmignął tuż obok, po czym zawisł w powietrzu przed samym jego nosem. Merrill zaklął w duchu widząc jak para czerwonych oczu ocenia go jako potencjalny pokarm. Wiedział, że gdyby tylko się obrócił, musiałby zmierzyć się wzrokiem z całą armią takich błyszczących ślepi.

Unosząca się przed nim jaszczurka skrzeknęła nagląco, a pozostałe poszły za jej przykładem. Czemu nie atakowały? Czemu czekały cierpliwie, aż on... 

Czego właściwie od niego oczekiwały? Mały smok przechylił główkę i trącił swoim noskiem o jego nos, po czym podleciał do najbliższego szybu, usiadł na jego krawędzi i ponownie skrzeknął. Przekaz był tak jasny, że Merrill niemal roześmiał się na głos. Może i nie były tak inteligentne jak ich ogromni kuzyni, ale z pewnością nie były głupie. Po co miały polować na elfa skoro mogły samą groźbą swojej liczebności zmusić go do zdobywania dla nich pożywienia? Zmyślne stworzonka. W jednej chwili pozbył się wszystkich obaw co do ich intencji i, kierowany po części rozbawieniem a po części zwykłą ciekawością, spełnił prośbę.

Podobnie jak poprzednio, wspiął się na krawędź szybu i zaparł się na jego wlocie łokciami. Tym razem jednak miał wrażenie, że dziesiątki drobnych łapek co chwilę muskają jego plecy i popiskują nagląco.

- Jeść, jeść, jeść! - zdawały się wołać.

Sięgnął po zapalnik, przyłożył go do ust i dmuchnął w głąb szybu, a zachwycone jaszczurki świergotały z podnieceniem. Za chwilę do ich delikatnych głosików dołączyły piski szczurów, a wraz z nimi odór palonych ciał. Nim elf zdążył skończyć w wąskim tunelu zaroiło się od drobnych ciałek wygłodniałych gadów, które trzepocząc dziko skrzydłami zmusiły go do szybkiego zsunięcia się z krawędzi.

Chociaż ich żarłoczność wciąż napawała Merrilla strachem, nie patrzył już na gady jak na potencjalne zagrożenie, ale jak na towarzyszów niedoli. Skoro były na tyle inteligentne by się z nim porozumiewać, nic chyba nie stało na przeszkodzie żeby obie strony miały czerpać korzyści z tego spotkania. Może nawet uda mu się tak je wytresować, żeby ostrzegały go i chroniły przed większymi drapieżnikami? Mogły też wskazać mu drogę do bezpiecznego schronienia albo do podziemnych źródeł.

Wcześniej nie zwrócił na to uwagi, ale teraz powoli docierało do niego jak złożone relacje panowały w tym niewielkim stadzie. Do szybu wlatywały największe osobniki i wyrzucały na zewnątrz pokarm tak, aby mogły go zjeść zarówno jaszczurki bardzo młode jak i te najstarsze. Troska, z jaką odnosiły się do siebie nawzajem, była niemal urzekająca i gdyby Merrill nie znajdował się w tak parszywej sytuacji możliwe, że nawet by ją docenił. Obecnie dostrzegał ją jednak jedynie jako swoją szansę na przeżycie.

Czekał cierpliwie aż skrzydlate gady napełnią swoje żołądki a w umyśle szykował już ostrożny myślowy przekaz. Nie bardzo wiedział jak ma pokazać stworzonkom, że potrzebna jest mu woda, ale doszedł do wniosku, że najlepiej będzie odwołać się do ich naturalnych instynktów. Cóż, powinno to zadziałać, o ile zwierzątka były w stanie odczuwać coś takiego jak pragnienie. Nie pozostawało mu nic innego, niż przekonać się o tym na własnej skórze.

Bardzo delikatnie pchnął w stronę małych smoków myśl o czystej, zimnej wodzie zwilżającej usta i kojącej drażniącą suchość w gardle. Ich reakcja była błyskawiczna lecz nie taka, jakiej oczekiwał.

Ta sama jaszczurka, która wcześniej nakłoniła go do upieczenia kolejnej porcji szczurów, rzuciła się w jego stronę, rozkładając szeroko skrzydła i bijąc wściekle ogonem na boki, co pozostałe zwierzątka wykorzystały by uciec.

Merrill nie zamierzał jednak biernie czekać, aż szansa na przetrwanie rozpierzchnie się po korytarzach. Zamiast tego utkał delikatne zaklęcie paraliżujące i błyskawicznie oplótł nim ciałko atakującej jaszczurki, która po chwili opadła bezwładnie u jego stóp. Wyciągnął szybko ze torby mocny rzemień, schylił się, spętał nim zwierzątko, wziął je na ręce i ruszył w dalszą drogę.

Spodziewał się, że mały smok będzie ciężki, nieporęczny i szorstki w dotyku, był jednak w błędzie. Gad okazał się bardzo lekki, co musiało mu znacznie ułatwiać lot w tych ciasnych tunelach, a gdy tylko odzyskał przytomność, jego pełny brzuch przejął kontrolę nad umysłem i już po chwili elf usłyszał cichutkie pochrapywanie. Chociaż była ciasno związana, jaszczurka nie miała większych problemów by ulokować się wygodnie w jego ramionach, co pozwoliło mu docenić, jak miękka i zarazem mocna jest jej skóra. Od końca wąskiego nosa aż po koniuszek ogona mierzyła nie więcej niż metr, jej ciało było jednak delikatne i smukłe, a skrzydła zadziwiająco cienkie i mocne zarazem. Jedynie wrodzony szacunek dla smoków powstrzymywał Merrilla przed planowaniem wykorzystania stworzonka jako materiału na nowe buty.

W przeciwieństwie do jaszczurki nie miał jeszcze okazji zaspokoić głodu i z każdą chwilą fakt ten coraz bardziej mu doskwierał. Wiedział jednak, że gdy zacznie jeść, pragnienie będzie dużo bardziej mu przeszkadzać, dlatego chciał jak najdłużej się powstrzymywać.

Z irytacją wyciągnął z torby jeden drobny listek sitth. Nawet teraz doskonale widział jak jego mięsistą bladoniebieską skórkę przecinają szkarłatne żyłki pełne gorzkiego soku. W nadmiarze były śmiertelnie trujące, w odpowiedniej ilości działały narkotyzująco i wielokrotnie zwiększały wytrzymałość. Bardzo ostrożnie włożył listek do ust i starając się go przez przypadek nie ugryźć zassał się na nim mocno.

Powietrze wokół stało się jakby odrobinę świeższe, bagaż lżejszy, nogi nie były już odrętwiałe ze zmęczenia. Słuch i wzrok wyostrzyły się. Nagle odnalazł w sobie wystarczająco dużo sił, by pójść przed siebie.

Dlaczego nie miał przy sobie wody? Dlaczego nie pamiętał, jak się tu znalazł? Dlaczego...?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top