Rozdział VI
-Anka, długo jeszcze mają to zebranie czy coś?-mówił Jack leżąc do góry nogami.
-No nie wiem, ale nie można przeszkadzać, to jedno z najważniejszych spotkań, może się przedłużyć.
-Przedłużyć?! Siedzą tam już 12 godzin!
-Wiesz, rodzice kiedy mieli ostatnio z nimi spotkanie, trwało 11 godzin, no byłam mała, miałam 4 lat? Elsa 6 tyle tam siedziała!
-A ty?
-Tylko ona jako następczyni tronu mogła się przysłuchiwać, to jest takie pierwsze spotkanie od 11 lat. Nie można popełnić żadnego błędu.
-Jej to nie grozi, ona wogóle kiedyś popełniła w życiu jakiś błąd?
-No właściwie to nigdy…
-Zostają na noc?
-Nie, wyruszają zaraz po zakończeniu spotkania.
-Aha…jestem tu już parę tygodni o tobie wiem praktycznie wszystko, ale Elsa…jaka ona właściwie jest?
-Żebym to ja sama wiedziała-powiedziała smutno-przed 6 rokiem życia, bawiła się ze mną zawsze, ale te 10 lat, praktycznie jej nie widywałam, ale to ci już mówiłam. Pamiętasz co ją w tedy przytuliłam, no nie?
-No tak, a co?
-Elsa, nie pamiętam kiedy ostatni raz ją przytuliłam.
-A o co chodzi w tych rękawiczkach?
-Z tym idź do niej! Tylko podczas koronacji je ściągnęła, chyba się skończyło-podnieśli się, do nich wybiegł doradca, który nawet nie mógł uczestniiczyć w naradzie.
-Co się stało?
-Uff-odetchnął głęboko-koniec narady! Rozchodzą się, prośba od królowej aby nikogo nie było w ogrodzie.
-Czemu?-Jack uniósł jedną brew.
-Nie wiem, taka prośba, lepiej zamykajcie-wypchnął ich do środka. Momentalnie znaleźli się w kuchni, skąd można było widzieć cały ogród. W krótce zobaczyli Elsa w towarzystwie młodego księcia.
-Kto to?
-Msiążę północnej Estonii, jeden z najważniejszych-wyszeptał doradca, który również był zaciekawiony.
Usiedli na ławce wyraźnie o czymś dyskutowali. Ich rozmowa nie trwała długo, w krótce wyszli, doradca znowu wypchnal ich przed bramy aby się sklonili. W krótce wyszli. Wszyscy się skłonili. Elsa szła nadal obok niego w pewnej chwili się zatrzymała i skłoniła.
-Dozobaczenia-pocałował jej dłoń-królowo, czy powinienem mówić ambasadorko?
-Dowidzenia.
:
:
:
Była już 21, Jack czekał przy jej pokoju, ale nadal jej nie było. Postanowił ze jej poszuka, nie było jej nigdzie, szukał tak już godzinę, postanowił że pójdzie do jej gabinetu, chodź na początku wydawało mu się to szalone zęby o tej porze tam siedzieć, zapukał i wszedł do środka, gdzie za biurkiem siedziała Elsa czytająca jakieś dokumenty, spojrzała na gościa wracając do czytania.
-Słucham?-chłopak rozgldnął się po pomieszczeniu, wszędzie były jakieś dokumenty, na każdej ścianie gdzie były pułki.
-Yyy, mieliśmy pogadać…
-Wieczorem…
-Jest już 22!
-Słucham?
-Co się w tedy stało?
-A coś się miało stać? Nic się nie stało.
-Aył a potem go nie było, ty leżałaś na ziemi! Coś się musiało stać!!!
-Jack, nic nie zrobiłam, po prostu mnie zaatakował a potem znikł…-wzięła kolejny pik dokumentów.
-Elsa…
-Jack, nie mam teraz czasu na rozmowy-wstała i podeszła do jednej z półek wyciągając czarny segregator wkładając dokumenty.
-Przeprowacujesz się!
-Skąd ten wniosek?-przeszła obok niego wyciągając segregator.
-Ciągle pracujesz! Rozumiem Królowa i takie tam! Ale bez przesady!
-To mój obowiązek-powiedziała przekrecając kartki.
-Elsa!-położył jej dłoń na ramieniu, nie zwróciła na to większej uwagi-odłóż te głupie dokumenty!-brak reakcji, wyrwał je siłą i położył na biurku-idziemy spać!-wypchnął ją siłą i ciągnął do góry, otworzył drzwi swojego pokoju i pchnął ją do środka.
-O co ci chodzi?
-Zostajesz tu!
-Co?
-Zostawię cię samą i pójdziesz dalej pracować.
-Nie mam czasu…
-Wiecznie nie masz czasu! Kobieto! Tak nie można!
-Jack…jesteś moim gościem, weź się uspokuj.-powiedziała spokojnie i ruszyła do drzwi. Chłopak wziął głęboki oddech i złapał ją za rękę zrywając rękawiczke i rzucił gdzieś w kąt.
-Elsa, proszę…-zbliżył się do niej-wiem że coś ukrywasz, mi możesz powiedzieć.
-Jedyne co ukrywam to sprawy państwowe…
-Wiesz jakąś ci nie wierzę.
-Słuchaj! Jesteś tu tylko dlatego że zębuszka chciała mieć od ciebie spokój! I jeżeli się nie uspokoisz, odeśle cie spowrotem!-zabrała rękawiczke i odrazu ją założyła-teraz przepraszam, ale muszę wracać do…-usłyszeli nie mały wybuch.
-Ta, wracaj do pracy, a ja sprawdzę co się dzieje..-powiedział ze smutkiem i wyleciał przez okno.
Wybuch dochodził z ogrodu więc odrszu tam też się udał. Śnieg, był wręcz czarny, czarny pył okrywał wszystko, dosłownie. Chłopak już wiedział kto do niego przyszedł.
-Mroczku, kici kici, gdzie się chowasz?
-Spodziewałem się tu kogoś innego…ale ty też możesz byc..
-Kogoś innego? Doprawdyż ranisz me uczucia, kto jest ważniejszy odemnie?
-Praktycznie każdy-uśmiechnął się szyderczo-jednak z jakiegoś powodu masz ogromną moc, ale z jakiego?
:
:
:
Jack leżał obolały na ziemi, szukając jakiegoś wyjścia z tej beznadziejnej sytuacji, jeszcze jeden cios i po nim. Mrok właśnie się do niego szykował. Zamknął oczy, ale nie poczuł bólu, większego niż do tej pory. Otworzył jedno oko a potem drugie. Przed nim stała jakaś postać która po prostu go chroniła, na początku nie wiedział kto to jest.
-W końcu się zjawiłaś…a już myślałem że bez żadnej walki z nim skończę,przerwałaś mi!
-Ty też mi przerwałeś prace-wykrzwiła usta w grymasie-nie lubię tego!-chłopak spojrzał na dziewczynę, tą samą twarz tak samo ubrana, bez żadnej broni, więc jak go chroniła? Wyraz jej twarzy się nie zmieniał, jedyne co zauważył to brak rękawiczki.
-Elsa…-szepnął.
-Oj biedactwo lepiej się z nią pożegnaj-w kilka sekund zjawił się nad nim, gotowy aby zamienić go w sługę-pa, pa
-Nie!-strzała utkwiła w bryle lodówek która powstała,chłopak zdezorientowany spojrzał na dziewczynę, która to właśnie stworzyła tą bryłę. Chciał wstać ale był zasłaby. W górze powstały sople lodu które w każdej chwili mogły zaatakować Mroka.
-Dozobaczenia w krótce-zniknął, pozostawiając po sobie ciemny pył.
-Jack!-podbiegła do nie go i mogła mu wstać kładąc go na ławce.
-Zaraz co to było?
-Nje wiem…
-Widziałem! Elsa…powiedz prawdę!-spróbował do niej podejść, ale szybko upadł. Królowa pomogła mu wstać-czemu mi pomogłaś?
-Pewnie poprzez waszą walkę do rana połowy zamku by już nie było, a poza tym jesteś dzieckiem księżyca-usiadła obok niego.
-Panujesz nad lodem prawda?
-No tak…-szepnęła-to jest przekleństwo!-przytuliła się do niego i zaczęła cicho płakać, przygranął ją mocniej do siebie, mimo że wszytko go bolało i ledwie oddychał, nie chciał aby dziewczyna go zostawiła, nie widział w niej królowej tylko. Małą bezbronną. dziewczynę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top