Zabieram cię do siebie, Śnieżynko 9


Minęło już trochę czasu. Arthur wciąż ją pilnował, a dziewczyna uznała, że Arthur podrzucił jej jemiołę i znikł na zawsze. Wracała do normalności. Dziś Sylwester. Wyjątkowo miała go spędzić na imprezie ze znajomą, Jaxon. Była niską wariatką o krótkich blond włosach. Mimo, że nie miała wyglądu femme fatale, miała coś takie w oczach, że mogła mieć każdego. Katrin ją uwielbiała i tylko dlatego dała się wyciągnąć. Siedziała w domu i czekała. Nie szykowała się , bo koleżanka stwierdziła, że sama ogarnie im ciuszki, a brunetka poprostu się w to ubierze. Była pewna, że będzie wyglądać jak zdzira, ale to noc szaleństw. Musi zapomnieć o Kolorado i ruszyć dalej, a litry alkoholu i obcy mężczyźni jej w tym pomogą. Mały wulkan energi wpadł do jej domu w postaci małej neurolog.

- Katrinka! - pisnęła i ucałowała ją w policzki.

- Cześć - zaśmiała się brunetka.

- Łap i się przebieraj! - rzuciła w nią paroma skrawkami materiału. Posłusznie ruszyła do pokoju i się ubrała. Spojrzała w lustro i chciała się śmiać. Totalnie nie ona. Miała czerwoną mini i czarną prześwitującą bluzkę pod którą był koronkowy stanik. Oprócz tego czarne szpile i czerwona torebka. Idealny strój na dziś, ale później... nigdy. Wyszła z uśmiechem, a przywitały ją aprobujące pogwizdywanie Jaxon.

- Ty, kocico, lecimy w melanż! - krzyknęła i zabrała ją do klubu Memorial. Było tłoczno i leciała głośna muzyka. Dziewczyny od razu wpadły na parkiet i zaczęły tańczyć. Arthur przyglądał jej się z pewnej odległości. Wściekłość w nim kipiała na widok tych wszystkich gapiących się na jego Śnieżynkę debilów. Jednak na razie był opanowany. Na tyle, by nie powystrzelać wszystkich.

Dziewczyny były już po paru drinkach. Katrin siedziała hokerze przy barze otoczona przez mężczyzn i patrzyła na Jax. Wyrwała przystojnego blondyna, który dosłownie jadł jej z ręki. Podniosła wzrok i zamarła na widok niebieskich tęczówek wpatrzonych w nią. Arthur. Nagle serce zaczęło jej walić jak oszalałe. Sunął między tańczącymi parami prosto do niej. Faceci rozstąpili się w okół jej i znalazł się tuż przy niej.

- Zatańcz za mną, Śnieżynko - szepnął i podał jej dłoń, którą przyjęła. Pociągnął ją do siebie i wziął w ramiona. Kołysali się ciesząc się swoim towarzystwem. Tak bardzo mu jej brakowało. Dopiero teraz zrozumiał jak głupi był, że od razu nie ujawnił swojej obecności. Wdychał jej słodkie perfumy i nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Po piosence odsunęli się lekko od siebie i brunetka teraz ogarnęła co robi i z kim.

- Ja... nie powinnam - szepnęła i odskoczyła od niego. Facet zmarszczył brwi lecz nim zdążył zareagować, dziewczyna zniknęła. Wybiegła z klubu i ruszyła ciemną ulicą. Było bardzo zimno. Potarła ramiona, a w jej głowie wciąż był Arthur. Nagle wpadła na jakiegoś typa.

- Przepraszam - bąknęła i chciała iść dalej, ale złapał ją.

- Zostań, aniele, może się zabawimy - mruknął i wzmocnił uścisk.

- Puść mnie! - krzyknęła i próbowała się wyrwać, ale był zbyt silny. Już po chwili nie miała bluzki. Krzyczała, wierzgała, a po jej policzkach ciekły gorące łzy. Nagle z głośnym warknięciem została oderwana od niego. Wylądowała w ramionach ukochanego. Przylgnęła do jego napiętych twardych mięśni. Po chwili przesunął ją za plecy i z krzykiem zaczął okładać pięściami tego typa spad ciemnej gwiazdy.

- Nigdy więcej nikogo nie skrzywdzisz!!!

Dziewczyna po chwili się uspokoiła i zobaczyła, że jej facet nie przestaje go bić, gdy ten leży nieprzytomny. Wstała wolno i powiedziała.

- Arthur dość. już wystarczy - jednak ten nie zareagował. Złapała jego ramię i pociągnęła do siebie. Popatrzył na nią błyszczącymi wściekłością oczami.

- Arthur, proszę... potrzebuję cię- szepnęła. To była prawda. Nie radziła sobie z sytuacją, która miała miejsce przed chwilą. Mężczyzna złagodniał widząc ją taką roztrzęsioną i rozbitą. Wstał i przygarnął ją do siebie.

- Zabieram cię do siebie, Śnieżynko

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top