(nie) romantyczne zaręczyny 16




Nagle zabrzmiał alarm. Katrin przylgnęła do ukochanego.

- Co się dzieje?

Wyjął krótkofalówkę.

- Nick? Co jest?

- Nie wiem kto to, ale pewnie ten były twojej przyprowadził swoich ludzi.

- Ilu ich jest? - spytał rzeczowo.

- Cztery pełne suvy z karabinami... - nagle rozbrzmiały strzały. Obydwoje kucneli, gdy kule świszczą nad naszymi głowami.

- Spierdalajcie stąd! - krzyknął Nick. Arthur nie potrzebował nic więcej, trzymając głowę nisko pociągnął ją na tył domu. Wyszli tylnimi drzwiami.

- Kochanie, biegnij jak szybko możesz, za lasem jest samochód - krzyknął ciągnąc ją. Katrin biegała czasem i miała jakąś kondycję, ale Arthur narzucił takie tempo, ze bała się, że buta zgubi, o ile nie nogę. Odgłosy strzelaniny coraz bardziej cichły.

- Arthurze, a co z Nickiem? - pytam zasapana.

- Poradzi sobie, nie martw się - krzyknął. W końcu dobiegli do czarnego audi. Mężczyzna wyciągnął kluczyki spod koła i wskoczył do środka. Otworzył mi drzwi i po chwili jechaliśmy.

- Jakim cudem tak szybko nas znalazł? - spytała przerażona dziewczyna jeszcze łapiąc oddech.

- Nie wiem, chyba go nie doceniłem... - odparł smutno. - Mogłaś dziś umrzeć...

- Kochanie, nic się nie stało, byłeś przy mnie ...

- Gdyby nie Nick to byśmy obydwoje leżeli martwi

- Wcale nie, Arthurze, jesteś świetnym agentem i poradziłbyś sobie - uśmiechneła się pełna wiary w jego możliwości.

- Cieszę się, że tak sądzisz - uśmiechnął się

- Co teraz zrobimy?

- Nie wiemy, czy Harry wie gdzie są inne nasze placówki więc ukryjemy się w hotelu i poczekamy na informacje. - rzekł zręcznie wymijając inne samochody. Dziewczyna przycisnęła rozgrzany policzek do zimnej szyby. Przez jedne święta jej życie wywróciło się do góry nogami. Pocieszyła się myślą, że to wszystko już niedługo się skończy. Arthur zerknął na swoją kobietę. Martwił się o nią. Że ją porwie Harry, albo ona sobie nie poradzi z tym wszystkim... Jest silna, ale każdy ma swoje granice.

Gdy dojechali do jakiegoś hotelu, zameldowali się jako małżeństwo i udali się do pokoju. Katrin poszła się umyć, kiedy jej James Bond rozstawiał kamery i sprzęt. Stała pod strumieniem wody rozmyślając. Kiedy Arthur nago cicho wślizgnął się do kabiny.

- Jak się czujesz, Śnieżynko? - spytał szeptem obejmując ją.

- Jestem trochę zmęczona... i martwie się... to przeze mnie jesteś w niebezpieczeństwie

- Nie przez ciebie, Katrin, poprostu taka praca - pocałował ją za uchem na co uśmiechnęła się lekko.

- Tak bardzo cię kocham - szepneła obracając się przodem do niego. Arthur uśmiechnął się słodko. Ten uśmiech łapał ją za serce.

- Katrin... chciałem to zrobić romantyczniej i w bardziej sprzyjających okolicznościach, ale...- powiedział i sięgnął po coś z półki. Wrócił do kabiny i pokazał pierścionek.

- Kocham cię, Śnieżynko, niewyobrażam sobie życia bez ciebie. Pragnę z tobą dzielić każdy dzień do końca życia. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? Wiem, że może to za szybko...

- Tak, Arthurze - przerwała nerwowymi mężczyżnie. - Wyjdę za ciebie, bo też ciękocham... całym sercem - Facet wpił się w jej słodkie wargi. Był przeszczęśliwy. Jego przyszła żona. Gdy odkleił się od niej wsunął jej na palec pierścionek.

- Piękny - szepneła.

- Tak jak ty, najdroższa - pocałował ją i zaczął błądzić dłońmi po jej mokrym ciele wzbudzając w nich ogień.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top