7.

 Zawieja zorientował się, że coś było nie w porządku, gdy tylko dostrzegł ich chatkę między pniami drzew. Podniósł dłoń, dając braciom znak, by się zatrzymali.

– Co się stało? – zapytał szeptem Wyrwidąb, odruchowo sięgając po topór.

– Ktoś jest w naszym domu – odparł Zawieja i palcem wskazał na dym unoszący się z komina.

– Dlaczego ktoś miałby włamywać się do naszego domu i rozpalać w kominku? – zapytał Szczerba, a Rondel pospiesznie wszedł mu w słowo:

– Myślicie, że ugotował coś dobrego?

– Sza! – uciszył ich Zawieja, choć na samo wspomnienie jedzenia omal nie pociekła mu ślina. Nie mógł jednak okazać słabości. Przyrzekał królowi, że będzie chronił swoich przybranych braci i najwyraźniej po raz kolejny musiał udowodnić, że nie rzucał słów na wiatr. – Przygotujcie broń i za mną.

Poruszali się cicho i szybko. W kilka chwil otoczyli dom i przygotowali się do starcia.

– W stajni jest tylko jeden koń – szepnął Zębal.

– To raczej nie był nikt duży, skoro wlazł przez okno – zauważył Morda.

Usłyszawszy to, Zawieja wcale nie poczuł się podniesiony na duchu. Przeciwnie, zaczął zastanawiać się, czy nie mają do czynienia z jednym ze swego ludu, z buntownikiem, który postanowił osłabić ich króla. Kto mógł być tak bezczelny i szalony, by atakować ich w pojedynkę?

– Pachnie gulaszem – jęknął Rondel rozmarzonym głosem.

– I co z tego? – warknął na to Piącha. – Myślisz, że włamywacz tak z dobrej woli będzie chciał się z nami podzielić?

– Tylko pod warunkiem, że najpierw odłożycie broń, a potem grzecznie poprosicie – odpowiedział im spokojny kobiecy głos.

Zamarli i spojrzeli z niepokojem na swego dowódcę. Zawieja najchętniej coś by im odpowiedział, ale całą jego uwagę pochłonęło wpatrywanie się w grot strzały wystający z dziury wybitej w szybie, skrzący się w ostatnich promieniach słońca jak jakaś niewinna błyskotka. Dostał gęsiej skórki. Przeczucie podpowiadało mu, że jeśli popełni choć najdrobniejszy błąd, zginie.

– Kim jesteś? – zapytał powoli wypuszczając trzonek młota z dłoni. Broń cicho uderzyła o ziemię, jednak grot ani drgnął.

– A kto pyta?

– Jestem Zawieja. Przewodzę moim braciom.

– Na mnie mówią Śnieżka. I szukam schronienia.

– Schronienia przed czym?

– Przed wiedźmą.

Zawieja strapił się. Od wielu lat nie słyszał nic o żadnej wiedźmie, ale opowieści o nich wciąż były żywe w jego pamięci. Czyżby jedna przebywała gdzieś w pobliżu? Czy będzie próbowała podążać za uciekinierką? Z jednej strony udzielając dziewczynie schronienia narazi braci na niebezpieczeństwo. Ale z drugiej – wróg ich wroga był przyjacielem. A wrogów wiedźm, niestety, z każdym rokiem ubywało. Nie wszyscy byli tak odporni na działanie ich mocy, co krasnoludy. Może w takim razie powinien przynajmniej spróbować dowiedzieć się jak najwięcej? Gdyby ta cała Śnieżka próbowała ich oszukać, zawsze mogli przecież poderżnąć jej gardło we śnie.

– Rzućcie broń – rozkazał.

– Najpierw ona! – oburzył się Wyrwidąb.

– Kazałem wam rzucić broń!

Usłuchali, choć niechętnie. Rozluźnili się nieco dopiero wtedy, gdy dziewczyna opuściła łuk.

– W naszym domu nie ma miejsca dla nierobów. Jeśli chcesz tu zostać, musisz się na coś przydać – oznajmił Zawieja i powoli podszedł do drzwi. Poczuł niemałą ulgę, gdy usłyszał dźwięk odsuwanego rygla. Wyciągnął klucz i przekręcił go w zamku.

Drzwi otworzyły się z impetem i stanął oko w oko z najpiękniejszą kobietą, jaką w życiu widział. Była wprawdzie nieco zbyt wysoka i zbyt chuda, ale w jej spojrzeniu było coś zniewalającego, co niemal kazało Zawiei paść przed nią na kolana. Patrzyła na niego z góry, ze skrzyżowanymi ramionami i ustami wykrzywionymi tak pogardliwie, jakby brzydził ją sam jego widok.

– Z takimi flejami jak wy na pewno będę miała pełne ręce roboty. Otrzepcie buty, bo dopiero co pozamiatałam. I mam nadzieję, że nie pogardzicie gulaszem.

– Gulasz brzmi cudownie, pani Śnieżko! – zawołał Rondel, posłusznie ostukując buty o schody. Ku zdziwieniu Zawiei dziewczyna uśmiechnęła się blado i w jednej chwili wydała mu się jeszcze piękniejsza.

Gdy jego bracia, niektórzy odrobinę skonfundowani, inni co najwyżej zaintrygowani, gramolili się do domu, on myślał tylko o tym, że nawet jeśli wiedźma ich nie znajdzie, obecność Śnieżki i tak będzie oznaczała wyłącznie kłopoty.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top