4.

Diana odetchnęła głęboko wilgotnym leśnym powietrzem. Najchętniej zamknęłaby oczy i pogrążyła się we wspomnieniach o długich wyprawach, które tak często odbywała z ojcem. Brali swoje łuki, napełniali kołczany strzałami, sprawdzali, czy noże są wystarczająco ostre, wskakiwali na konie i jechali głęboko w otaczającą Zimogród puszczę. I gdy odjechali wystarczająco daleko od ostatnich chatynek, urządzali zawody kto ustrzeli więcej zwierzyny. Ojciec często powtarzał Dianie, że władca, który nie potrafi wyżywić sam siebie, nie zdoła wyżywić swego królestwa. I musiała być w tym jakaś ukryta prawda, bo z każdej wyprawy król i jego córka przywozili przynajmniej tuzin królików czy pół tuzina dzikich gęsi, a czasem nawet udało im się upolować młodą łanię – Zimogród natomiast stawał się krainą mlekiem i miodem płynącą.

Teraz jednak jej ojciec nie żył. Została zupełnie sama z królewskimi obowiązkami oraz przywilejami, które czasem wydawały się jej jeszcze koszmarniejsze. Tydzień już mijał od śmierci króla Harolda, a ona dopiero zaczynała rozumieć, co to właściwie dla niej oznacza.

„Za późno!" – zganiła się w myślach. Przecież od lat przygotowywała się do przejęcia władzy. Dlaczego teraz, gdy przyszedł czas jej próby, nie potrafiła wykrzesać z siebie choćby iskry? Dlaczego zostawiła wszystko w rękach innych? W rękach Arien?

– Miałaś się nieco odprężyć, pani – upomniał ją wielki łowczy, choć sam wyglądał na poważnie strapionego.

– Przepraszam, Garedzie, ale na samą myśl, że jutro ma odbyć się moja koronacja, a ja nawet nie wiem, jaką suknię dla mnie wybrano...

– Będziesz miała na sobie zbroję, pani. Zostaniesz koronowana na władcę, nie na małżonkę władcy. Musisz więc pokazać całemu Zimogrodowi, że jesteś godna tego zaszczytu, że jesteś silna zarówno ciałem, jak i umysłem, dokładnie tak samo jak twój ojciec.

Diana omal nie zaklęła na głos. Oczywiście, że będzie miała na sobie zbroję! Dlaczego w ogóle pomyślała o sukni? Żadne wstążki czy falbanki nie wchodziły w grę. I żeby to wielki łowczy musiał jej to przypominać i tłumaczyć.

– Najwyraźniej jestem bardziej rozkojarzona, niż przypuszczałam – westchnęła, nie kryjąc niezadowolenia.

– To nie twoja wina, pani. Śmierć króla Harolda była wielkim ciosem dla nas wszystkich.

– A jednak ty radzisz sobie świetnie ze swoimi zadaniami.

– Nie tak dobrze, jak bym tego chciał. Wstyd mi się do tego przyznać, pani, ale sam również zaniedbałem wiele obowiązków.

– Zatem oboje zasługujemy wyłącznie na potępienie, a nie na przejażdżki po lesie. – Ledwie to powiedziała, a przez twarz Gareda przemknął cień. – Wybacz, nie chciałam cię urazić.

– Nie uraziłaś mnie, pani. Po prostu... tyle się ostatnio wydarzyło – wymamrotał łowczy, teraz już zupełnie szary z przerażenia. Gwałtownie zatrzymał konia i zamknął oczy, zupełnie jakby chciał przegnać z myśli jakiś koszmarny obraz.

– Wszystko dobrze? – zapytała Diana, podjeżdżając do niego na wyciągnięcie ręki.

– Musisz mnie poprowadzić, pani. Byle dalej od zamku. Błagam.

Diana nic z tego nie rozumiała. Jednak rozpacz w głosie wielkiego łowczego przegnała jej wątpliwości. Ostrożnie wyciągnęła wodze ze zdrętwiałych i dziwnie wyziębłych dłoni Gareda i cmoknęła na jego konia. Zwierzę posłusznie ruszyło przed siebie, ostrożnie przebierając nogami, nieco zaniepokojone nadmierną bliskością drugiego konia.

Im bardziej zagłębiali się w las, tym zdrowiej wyglądał wielki łowczy. Oddychał powoli i głęboko, zupełnie jakby nawet tak podstawowa czynność wciąż sprawiała mu kłopoty, ale na jego policzki powoli wstępowały rumieńce. Otworzył oczy i spojrzał z wdzięcznością na Dianę, odbierając jej swoje wodze. Minęło jednak jeszcze kilka bardzo długich chwil, nim w końcu się odezwał.

– Pani, mniej dla mnie litość – wymamrotał tak słabym głosem, że Diana początkowo pomyślała, że czegoś nie dosłyszała.

– Ależ, drogi Garedzie, o czym ty...

– Zdradziłem cię. Zdradziłem twojego ojca.

Zatrzymali się na skraju niewielkiej polany, w miejscu, gdzie cień rzucany przez drzewa wciąż zwyciężał nad słonecznym blaskiem. Diana zacisnęła usta, by nie powiedzieć czegoś zbyt pochopnie. „Słowa mają wielką moc" – powtarzał jej ojciec. Najchętniej zrobiłaby wszystko, by zmusić łowczego do mówienia. Nie chciała jednak od razu dać mu do zrozumienia, że czymś zawinił, skoro nie wiedziała jeszcze nawet, jakiego czynu się dopuścił.

Cierpliwość królewny została wynagrodzona, bo po chwili Gared odetchnął głębiej i wyszeptał:

– Powiedziałbym, że to wyłącznie jej wina, że rzuciła na mnie jakiś czar, że gdyby nie to, nigdy, przenigdy nie okazałbym takiej niegodziwości względem ciebie i twego ojca, ale wiem, że sam jej na to wszystko pozwoliłem, że bez mojej zgody byłaby zupełnie bezsilna.

– Arien – syknęła pod nosem Diana, a gdy twarz Gareda stężała w bolesnym grymasie, zapytała dobitnie: – O nią ci chodzi, prawda?

Wielki łowczy kilkakrotnie otworzył usta, nie wydobył się z nich jednak choćby pojedynczy dźwięk. Przerażony własną niemocą, kiwnął głową, a z jego oczu pociekły łzy.

Diana z trudem stłumiła wściekłość. Nie była zła na Gareda. Zbyt dobrze wiedziała, jak biegła w uwodzeniu mężczyzn była Arien. Nie była przecież ślepa. Z resztą, nawet jej ojciec nie był w niej na tyle zauroczony, by nie dostrzegać tych wszystkich drobnych gestów i dyskretnych uroków, które wiedźma rozrzucała na wszystkie strony świata. Aż dziw brał, że nie odprawił jej tam, skąd przybyła. Upierał się jednak, że moce Arien chronią Zimogród przed nieszczęściem, a na dowód swych słów zawsze wskazywał Dianie widok za oknami. Bo i nie dało się zaprzeczyć, że ich maleńkie królestwo w ostatnim czasie znacznie się wzbogaciło. A choć ani słowem o tym nie wspomniał, królewna wiedziała, że chodziło również o Jaspera, którego jej ojciec traktował niczym swój największy skarb, budząc tym nieraz zazdrość prawowitej dziedziczki swego bogactwa.

„Sama mogłaś ją odprawić" – szeptało jej sumienie. „Miałaś do tego doskonałą sposobność. Nikt nie miałby do ciebie żadnych pretensji. Ba! Mogłabyś ją nawet kazać ściąć, a nikt nie uznałby tego za błąd. Przeciwnie, pozbyłabyś się..." – jeden głos zamilkł nagle, a w jego miejsce odezwał się inny: „A co z Jasperem? To wszystko przez niego, prawda? To słabość nie tylko twojego ojca, ale również twoja".

– Cokolwiek zrobiła, nie jest to twoją winą, Garedzie – wiedziała na głos głównie po to, by zagłuszyć niechciane myśli.

– Nie rozumiesz, pani! Ona kazała mi cię zabić!

„Bezczelna suka!" – zaklęła bezgłośnie Diana. Zamknęła na dłuższą chwilę oczy i zaczęła bębnić palcami po łęku siodła.

– Co się stanie, jeśli mnie nie zabijesz?

– Obawiam się, pani, że Arien jest przygotowana na podobną ewentualność. Straż na murach pełnią dziś ludzie, u których cieszy się wielkim poparciem. Jeśli wrócimy razem z polowania, zapewne...

– Zapewne żadne z nas nie dotrze żywe do zamku – dokończyła za niego. A zatem nie wchodziło w grę, aby tak po prostu pojechać z powrotem do zamku. A jeśli spróbuje się tam wedrzeć jutro, tuż przed koronacją? W ogólnym zamieszaniu nikt nie zwróci uwagi na dwoje strudzonych wędrowców. A może na to również Arien znalazła jakieś rozwiązanie? Zaraz, jak to Gared ujął? – Czy rzeczywiście rzuciła na ciebie czar?

Wielki łowczy skinął głową i spurpurowiał.

– Spokojnie, Garedzie. To nie twoja wina. Jeśli Arien użyła swoich mocy, nie miałeś szans, by stawić jej opór.

– Obawiam się, że miałem, pani.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Na początku nie zwróciłem na to uwagi, ale za każdym razem, gdy się spotykaliśmy, kazała mi powtarzać, że jest najpiękniejszą kobietą w Zimogrodzie. I za każdym razem, gdy to robiłem, czułem się coraz słabszy i słabszy.

– Myślisz, że to właśnie stąd czerpie moc? Ze świadomości, że jest piękna? – Dianie wydało się to co najmniej niedorzeczne, ale nie znała się przecież na magii. Wiedziała tylko, że ta mogła pochodzić z przeróżnych źródeł. Zatem niby dlaczego nie mogła sycić się próżnością?

– Zdaje mi się, że chodzi bardziej o zachwyt, podziw i miłość, moja pani.

– A zatem musimy sprawić, by ją znienawidzono – wyszeptała pod nosem królewna.

– To może być trudniejsze, niż myślisz, pani. Wiele złego można o Arien powiedzieć, ale z pewnością nie jest głupia. Znaczną część swej mocy wykorzystuje na zaklęcia, które sprawiają, że nie można jej nie kochać i dzięki temu...

– Jest niepokonana – dokończyła za niego królewna.

– Będzie niepokonana – poprawił ją Gared. – Tylko jedna osoba stoi jej na drodze do rzucenia na kolana całego Zimogrodu. I tą osobą jesteś ty, moja pani.

– Dopóki żyję, Arien nie może zostać królową.

– Chodzi o coś więcej. – Gared zawahał się, po czym, nie odwracając wzroku, oznajmił z mocą, zupełnie jakby zdzierał z siebie resztki zaklęcia: – Jesteś od niej piękniejsza, pani. Jesteś nieodrodną córką swojego ojca i całe królestwo cię kocha. Wszyscy znają twoją dobroć i wiedzą, jak bardzo kochasz Zimogród. I właśnie ta miłość ją osłabia. Dlatego zapewne jeszcze dzisiaj zamierza ogłosić twoją śmierć. A gdy wszyscy będą rozpaczać po tobie, pani, ona wykorzysta ich ból i miłość do ciebie, każe im patrzeć na siebie, pogrążoną w rozpaczy. Nikt, pani, nawet najwierniejsi spośród twych sług, nie będą wtedy w stanie się jej oprzeć.

– Czy mogę zrobić cokolwiek, poza ucieczką? – spytała, ujmując delikatnie drżącą dłoń łowczego.

– Obawiam się, że nie, moja pani.

– Ale to przecież w niczym mi nie pomoże. Co najwyżej narażę ciebie na konsekwencje jej gniewu.

– Mną się nie martw, pani. Coś wymyślę. I nie zapominaj o tym, że są miejsca, gdzie nie sięga jej moc. Spójrz tylko na mnie, moja pani. W pobliżu zamku nie miałbym sił, by ci o tym wszystkim opowiedzieć.

Diana przechyliła lekko głowę, zastanawiając się nad znaczeniem słów Gareda. Owszem, mogła wyjść z założenia, że im dalej od Arien Gared by się znajdował, tym słabiej działałaby na niego moc wiedźmy. Ale mogło to przecież działać również w drugą stronę – im bliżej czegoś Gared był, tym bardziej osłabiało to zaklęcia Arien. Tak! To tłumaczyłoby też dlaczego przez te wszystkie lata Arien nigdy nie postanowiła wziąć udziału w rodzinnym polowaniu, ani dlaczego nie pozwalała na to Jasperowi.

Królewna przeniosła spojrzenie na las, który zaraz za polanką gęstniał tak bardzo, że ścieżka przypominała wąski korytarz. A ponad las wybijały się góry, strzeliste i strome niczym rozczapierzone palce. W myślach przywołała obraz mapy i powoli przypomniała sobie ich nazwę. Uśmiechnęła się mimowolnie. Jako dziecko miała ogromny problem z jej zapamiętaniem, bo wydawała się jej zbyt absurdalna, by mogła być prawdziwa. A jednak za każdym razem, gdy patrzyła na piętrzące się daleko za lasem szczyty, nie wyobrażała sobie dla nich trafniejszej nazwy niż Żelazożebra.

– Myślisz, że jeśli tam pojadę, to Arien mnie nie znajdzie?

– Myślę, że nie zaryzykuje opuszczenia Zimogrodu i Jaspera.

– Jakie są szanse na to, że gdzieś tam kryje się sposób na przełamanie jej mocy?

– Pani, nie mogę sobie teraz tego przypomnieć, ale jestem pewien, że Arien wspominała coś o niebezpieczeństwie, które tam na nią czyha. Jeśli miałbym radzić ci zacząć gdzieś poszukiwania, to właśnie tam. Musisz jednak być ostrożna. Straszne historie opowiadają ci, którzy zapuścili się głębiej w las, a ci, którzy chcieli dotrzeć aż do Żelazożeber, nigdy nie wrócili.

– Każdym kolejnym słowem tylko zachęcasz mnie, by wyruszyć jak najszybciej – prychnęła Diana, starając się zrobić dobrą minę do złej gry. Wiedziała, że Gared wciąż trapił się swoją zdradą i coraz bardziej martwił trudnościami, które królewna mogła spotkać na swej drodze. Nie chciała zostawiać go samego w takim stanie. Na niego bowiem również czekało trudne zadanie. Cokolwiek postanowił, będzie musiał wrócić do Zimogrodu i zmierzyć się z Arien.

– Żałuję, że nie mogę jechać z tobą, pani – westchnął łowczy, jakby odczytując jej myśli. – Przydałby ci się obrońca, choć jak sama zapewne widzisz, ja nie spisałem się do tej pory zbyt dobrze.

– Nie mów tak, Garedzie. Zrobiłeś wszystko, co w twojej mocy, by mnie ostrzec. I na tym przecież nie skończy się twoje zadanie, czyż nie?

Ponownie chwyciła go za dłoń. Wielki łowczy przez chwilę patrzył jej w oczy, nie wytrzymał jednak długo i odwrócił wzrok.

– Pani, obawiam się, że cokolwiek dla mnie zaplanowałaś, nie podołam. Gdy tylko wrócę do pałacu, moc Arien znów zacznie na mnie działać, a wtedy...

– Twoje zadanie będzie bardzo proste, Garedzie. Czy Arien zażądała jakiegoś dowodu na to, że jestem martwa?

– Chciała, bym przyniósł jej twoje serce i wątrobę, moja pani.

– Zatem pojedziesz teraz wgłąb lasu, upolujesz sarnę, wytniesz jej serce i wątrobę, a potem wrócisz do Zimogrodu i wręczysz je Arien. Zrobisz wszystko, ale to absolutnie wszystko, by wiedźma uwierzyła, że to naprawdę moje szczątki i nie pozwolisz jej odkryć prawdy tak długo, jak to tylko możliwe. Jesteś w stanie mi to obiecać?

– Czy to rozkaz, pani? – zapytał ostrożnie Gared. Dłonie mu drżały. Spojrzeniem błagał ją o litość, bo doskonale rozumiał, jak trudne było zadanie, które mu powierzała.

– Nie, Garedzie. To prośba. Prośba twojej prawowitej królowej.

– A gdy Arien dowie się już, że żyjesz? – Tak, to była tylko kwestia czasu i oboje doskonale o tym wiedzieli. Arien nie należała do ludzi, których dało się łatwo wywieźć w pole, a jej gniew zawsze był nieproporcjonalnie wielki w stosunku do przewiny.

– Musisz postarać się, aby nie dowiedziała się nigdy, o czym dziś rozmawialiśmy. Jeśli pojmie, jak dalece przejrzałeś jej słabości, całe królestwo znajdzie się w niebezpieczeństwie.

– Pani, nie sugerujesz chyba...

– Czy nie uważałeś się za winnego zdrady? Czy nie pozwoliłeś Arien zawładnąć twoim sercem? Czy nie okazałeś się zbyt słaby, żeby stawić jej opór? Czy nie przybyłeś tu ze mną, aby...

– Wybacz mi, moja pani! – przerwał jej Gared, po czym zalał się łzami. – Tak, tak, masz rację! Zrobię wszystko, wszystko, bylebyś tylko była bezpieczna.

– Dziękuję.

Ich pożegnanie było krótkie i niezbyt wylewne. Biedny Gared rozpaczliwie starał się zapanować nad płaczem, a Diana nie poganiała go. Cierpliwie wytłumaczyła mu jeszcze raz, krok po kroku, co będzie musiał zrobić, jakie wrażenie powinien wywołać na Arien. Nie wyartykułowała jedynie tego, co będzie zmuszony zrobić potem. Nie chciała dodatkowo go niepokoić, poza tym zdawała sobie sprawę z tego, że on doskonale wiedział, jak miała skończyć się jego rola.

Aby Diana mogła jak najdłużej pozostać bezpieczna, Gared musiał umrzeć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top