3.

Arien zamknęła oczy i mocniej zacisnęła dłonie na podłokietnikach tronu. Od śmierci Harolda wszystko wydawało się jej takie kruche, takie chwiejne. Tyle razy prosiła go, błagała na kolanach, aby w końcu ją poślubił.

„Jeśli mnie naprawdę kochasz" – mówiła – „uczyń mnie swoją królową. Będziesz wtedy rządził Zimogrodem przez długie lata i zobaczysz, jak twój jedyny syn staje się mężczyzną".

Harold jednak za każdym razem potrząsał tylko głową i mówił:

– Kocham cię, Arien, ale moją jedyną miłością wciąż jest Wanda. A bez względu na to, jak miłuję Jaspera, to Diana musi pozostać moją dziedziczką. Nie tylko dlatego, że kocham ją jako córkę moją i miłości mojego życia. Moim małżeństwem zapewniłem Zimogrodowi wieczne przymierze z Wysoczyskiem. Gdybym uczynił cię moją żoną, zagroziłbym temu od dawna wyglądanemu sojuszowi. Więc jeśli kochasz mnie choć odrobinę, nie poprosisz o to nigdy więcej.

Ale ona prosiła, a im częściej prosiła, tym bardziej Harold ją od siebie odsuwał. Musiała jednak prosić – właśnie dlatego, że go kochała. Wiedziała doskonale o chorobie, która toczyła jego ciało. Dzięki swojej magi byłaby w stanie go wyleczyć, jednak Zwierciadło pozostawało nieubłagane. Aby utkać tak potężne zaklęcie potrzebowała ofiary miłości. Gdy usłyszała o tym po raz pierwszy, śmiała się i klaskała w dłonie ze szczęścia. „Małżeństwo jako cena za życie?" – pomyślała. „Jak można się na to nie zgodzić?"

Jakież było jej przerażenie, gdy Harold odmówił po raz pierwszy! Nie miała pojęcia, czyje zwątpienie było większe – jego w jej magię, czy też jej w jego miłość. Początkowo liczyła na to, że zdoła przekonać go łzami. Gdy to nie poskutkowało, zaczęła mu grozić. Jedyne, co udało się jej osiągnąć, to zniechęcenie Harolda, nie tylko do siebie, ale i do Jaspera.

Nikogo innego nie mogła winić. Widziała doskonale miłość Harolda do jej maleńkiego Promyczka, widziała, jak nosił go na rękach, jak śpiewał mu kołysanki. Może gdyby na niego tak nie naciskała, wszystko potoczyłoby się inaczej? Duma jednak nie pozwoliła jej tak po prostu zaakceptować odmowy, a gdy Harold, zamiast z nią i Jasperem, zaczął spędzać każdą wolną chwilę z Dianą, całą winą za taki obrót rzeczy obarczyła małą królewnę. Nie było to z resztą zupełnie bezpodstawne, bo z każdym dniem młodziutka Diana coraz bardziej przypominała swoją tragicznie zmarłą matkę.

Teraz królewna wcale nie była taka młodziutka, a Harold nie żył.

Arien wiedziała, że musi działać szybko. Dwadzieścia jeden lat to zdecydowanie zbyt dużo, by Diana potrzebowała regentów czy doradców. Harold postarał się, by jego córka była w stanie rządzić sama, a Arien nigdy nie potrafiła przemóc swej nienawiści i pokochać dziewczynki. Bez miłości czy choćby zwykłego zachwytu jej magia zdawała się na nic. Teraz było jednak za późno, by naprawić stare błędy.

Jedyne, co jej pozostawało, to pozbyć się niechęci królewny razem z samą królewną.

– Wzywałaś mnie, pani? – zapytał wielki łowczy Gared, wyrywając Arien z zamyślenia.

Powinien spuścić wzrok. Nie potrafił jednak. Nikt nie potrafił. Arien była na to zbyt piękna. A im piękniejsza była, tym szybciej rosła jej moc. Kolejny powód, by pozbyć się Diany. Co do tego zarówno ona, jak i Zwierciadło pozostawali zgodni.

– Tak, Garedzie – powiedziała słodko. Przywołała na twarz wyuczony uśmiech, dokładnie taki sam, jak wszystkie poprzednie posyłane wielkiemu łowczemu od dnia, w którym Harold ostatecznie ją od siebie odepchnął. – Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę?

– Pamiętam każde twoje słowo, pani. – Jego oczy mówiły wszystko, co chciała usłyszeć. Moc Arien puchła pod spojrzeniem tego poczciwego, naiwnego mężczyzny.

– W takim razie zapewne domyślasz się, że powinniśmy zrobić wszystko, aby nie dopuścić Diany do władzy.

– Przemawia przez ciebie najczystsza mądrość, moja pani.

– Więc obiecasz ją dla mnie zabić?

– Wystarczy sło... – urwał.

Przez twarz Gareda przemknął cień. Nim jednak wielki łowczy zdołał wymknąć się z zauroczenia Arien, ta była już przy nim. Złotą dłonią pogłaskała jego zarośnięty policzek, pochyliła się i muskając ustami płatek jego ucha, wyszeptała:

– Zabierz ją do lasu. Powiedz jej, że chcesz, aby podczas polowania zapomniała o troskach, których na pewno jej nie brakuje w przeddzień koronacji. A gdy już będziecie tak głęboko w lesie, by nikt nie usłyszał jej krzyku, zabijesz ją i przyniesiesz mi jej wątrobę oraz serce. Wrócisz mokry od krwi i łez, każdemu powtarzając, że Diana rozszarpały dzikie zwierzęta, a jedyne, co mogłeś zrobić, to pomścić to biedne dziecko i w dowód swego męstwa przynosisz mi wszystko, co zostało z bestii.

– Pani, czy to nie...

– A ja – weszła mi w słowo, obejmując smukłymi palcami jego umięśniony kark – w nagrodę za dopełnienie zemsty na mordercy królewskiej córki, uczynię cię mym obrońcą. Będziesz mnie strzegł w dzień i w nocy. Nie odstąpisz mnie ani na krok. Staniemy się nierozłączni niczym mąż i żona. Rozumiesz, mój drogi Garedzie?

– Dla ciebie wszystko, moja pani.

Czasami Arien nie wiedziała, kogo bardziej było jej żal: tych, którzy twierdzili, że to mężczyźni rządzą światem, czy też owych mężczyzn, którzy za ochłapy uczuć gotowi byli się przed nią płaszczyć. Obojętna na pieszczoty łowczego, pozwoliła mu się całować po dłoniach i szyi, w myślach planując już kolejne kroki.

Tylko jeden mężczyzna oparł się jej magii. I tylko tego jednego w całym swoim długim życiu zdołała pokochać. Dlatego właśnie, w imię tej miłości, nie spocznie, dopóki nie zdobędzie tronu dla jego jedynego syna.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top