21.

Nigdzie go nie było. Nie pojawiał się na posiłkach, nie przychodził do altanki, a wysłani do jego komnat służący wracali z niczym. Kamal nie mógł przestać zadręczać się myślą, że wszystko to było jedynie próbą dyskretnego zasugerowania mu, że powinien trzymać się od Jaspera z daleka. Nie rozumiał tylko, dlaczego miałoby tak być, skoro nie zrobił chyba nic, czym zasłużyłby sobie na podobne traktowanie.

A może jednak? Czy nie starał się spędzać z nim jak najwięcej czasu? Czy nie wykorzystywał każdej nadarzającej się okazji, by dotknąć jego dłoni, by odgarnąć mu włosy za ucho, by objąć go ramieniem?

– Dlaczego znów okazałem się takim głupcem, Fistaszku? – zapytał szeptem, wtulając twarz w nasadę trąby słonia.

Zwierzę najwyraźniej wyczuło jego smutek, bo swoim długim nosem objęło go lekko i przytuliło. W innej sytuacji Kamal doszedłby zapewne do wniosku, że dalsze użalanie się nad sobą nie ma sensu i nie można przecież nikogo zmusić do miłości. Chodziło jednak o Jaspera, który okazał się najmilszym i najinteligentniejszym przyjacielem, jakiego Kamal kiedykolwiek zdobył. A gdzieś głęboko w jego sercu kwitło przeświadczenie, że Jasper dokładnie to samo myślał o nim.

Dlaczego zatem książę Zimogrodu zniknął tak nagle? Musiało stać się coś złego. W jakich innych okolicznościach porzuciłby Kamala bez żadnego pożegnania?

„Zabiła ją bestia" – powiedział przy pierwszym ich spotkaniu. Gdy tylko Kamal przypomniał sobie te słowa, zrobiło mu się słabo.

– Przeklęte królestwo – wymamrotał z wściekłością.

Pozostawała jeszcze tylko jedna osoba, której do tej pory nie zapytał o los Jaspera. Po swoim ostatnim spotkaniu z Arien niespecjalnie jednak cieszyła go myśl o rozmowie z królową. Jej plany wobec niego były aż nazbyt jasne, a sposób, w jaki Jasper się o niej wypowiadał, tylko potęgował niechęć Kamala. Ale czy zostały mu jeszcze jakieś inne opcje?

Pocałował słonia w miękką skórę na koniuszku trąby i ruszył w stronę zamku. Mijanych służących zapytał o to, gdzie mógł znaleźć królową. Na jego szczęście tego dnia postanowiła opuścić swoją wieżę i poświęcić kilka godzin na haftowanie. Mimowolnie zaczął zastanawiać się, dlaczego robiła to zupełnie sama. Jego matka uwielbiała tkać, szyć i pleść, zawsze jednak robiła to w otoczeniu licznych sióstr, kuzynek, przyjaciółek i ich córek. Jej salonik tętnił życiem i Kamal jako mały chłopiec uwielbiał tam przesiadywać, przysłuchiwać się plotkom i nowinkom, podjadać przyniesione przez liczne ciotki ciasteczka.

Wyobraził sobie małego Jaspera siedzącego z Arien w wypełnionym ciszą pomieszczeniu. Zaraz potem jego myśli nawiedziło nieco naiwne pragnienie, by przy pierwszej nadarzającej się okazji porwać Jaspera i zabrać go do Złotogóry. Czy młody książę nie powtarzał, że chciałby zobaczyć dom Kamala? Czy nie wzdychał do wiecznie zielonych ogrodów pełnych kwiatów we wszystkich możliwych kolorach?

– Wasza wysokość – pozdrowił królową, kłaniając się nisko.

Arien siedziała do niego bokiem i nawet nie oderwała się od robótki. Skinęła jedynie głową na znak, że zauważyła jego przybycie. Kamal nie mógł powstrzymać się przez pełnym rozczarowania westchnieniem. To wszystko? I ta kobieta chciała namówić go do małżeństwa?

– Wybacz proszę, jeśli przeszkadzam, ale chciałem dowiedzieć się...

– Gdzie jest Jasper? – dokończyła za niego. Uniosła odrobinę twarz, dzięki czemu dostrzegł głębokie cienie pod jej oczami oraz zapadnięte policzki.

– Tak, wasza wysokość.

– Sama również chciałabym to wiedzieć.

Kamalowi żółć omal nie napłynęła do ust. Czyżby spełniły się jego najkoszmarniejsze przypuszczenia?

– Co masz przez to na myśli?

– Mój kochany syn zupełnie oszalał – wyszeptała głosem drżącym z przejęcia. Bezładna plątanina materiału i nici wypadła jej z rąk. – Wymknął się w nocy, by znów poszukać swej zmarłej siostry i żaden strażnik nie zdołał go ani powstrzymać, ani odnaleźć. Minęło już tyle godzin...! Obawiam się, że już nigdy więcej nie... – Ukryła twarz w dłoniach i załkała gorzko.

„Zabiła ją bestia".

Choć przebywał w jego towarzystwie dzień w dzień, Kamal nie odniósł wrażenia, że Jasper popadał w szaleństwo. Wydawało mu się nawet, że książę miał nie tylko dobre samopoczucie, ale również popisywał się własną błyskotliwością. Czy tak zachowywali się szaleńcy gotowi w każdej chwili pobiec na spotkanie własnej zguby?

A jednak nie było go tu teraz i od trzech dni Kamal czuł się jak ktoś śmiertelnie chory, pozbawiony dostępu do jedynego lekarstwa. Arien wcale nie wyglądała lepiej. Przez co musiała przechodzić? Nie zdziwiłoby go, gdyby robiła wszystko, aby ukryć przed poddanymi prawdę o losie, jaki spotkał ich przyszłego króla. Sam pewnie podjąłby podobną decyzję. Ale dlaczego ukrywała to nawet przed nim? Czy nie udowodnił, że był godzien zaufania? Czy Jasper nie nazwał go bratem?

„Zabiła ją bestia". Dlaczego to jedno krótkie zdanie nie dawało mu spokoju?

– Nie trać nadziei, moja pani – spróbował pocieszyć królową, klękając tuż przy niej i kładąc dłoń na jej drżącym ramieniu. – Dopóki nie znajdę jego martwego ciała, nie uwierzę, że już go nie ma. A nawet wtedy nie spocznę, dopóki nie zemszczę się na tym, który zadał mu śmiertelny cios. I nie obchodzi mnie, kto to będzie.

Arien uniosła głowę i uśmiechnęła się do niego smutno przez łzy.

– Dziękuję, kochany. Tylko myśl o tym, że dzielisz mój ból, trzyma mnie przy zdrowych zmysłach.

Ostrożnie wyciągnęła dłoń w jego stronę. Nie odsunął się od niej wyłącznie dlatego, że głęboko jej współczuł. Smukłe złote palce delikatnie musnęły bark Kamala, po czym powoli zaczęły przesuwać się w stronę jego serca. Zamarł, niepewny, jak powinien zareagować. Arien potrzebowała pocieszenia, oczywiście, że tak, ale jak daleko zamierzała się posunąć? Na ile był gotów jej pozwolić?

Zupełnie niespodziewanie królowa syknęła i jak oparzona oderwała dłoń od jego torsu.

– Coś się stało? – zapytał, nieco zbity z tropu.

– Nie! Nie, mój drogi. Po prostu złapał mnie skurcz. – Nie miał najmniejszych wątpliwości, że kłamała, ale nim zdążył zadać pytanie, które miało to ujawnić, Arien oznajmiła: – Chyba wiem, co powinniśmy zrobić. Chodź ze mną.

Podniosła się szybko i, prowadząc Kamala za rękę, ruszyła w stronę swojej wieży.

– Czy twoja świta jest w stanie walczyć?

– Oczywiście, moja pani. Każdy z nich był szkolony we władaniu przynajmniej jednym rodzajem broni.

– Cudownie! W takim razie nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli wyślę ciebie i twych zaufanych ludzi na poszukiwania?

– Nie, oczywiście, że nie.

Przez wąskie i strome schody musieli iść bardzo blisko siebie, niemal stykając się ramionami. Dzięki temu doskonale czuł jej drżenie, delikatne wibracje, które mogły być spowodowane zarówno przez strach, jak i ekscytację. Nie po raz pierwszy Kamal miał problem z odczytaniem emocji pięknej królowej. Początkowo myślał, że to wyłącznie jego wina, że przez swoją słabość do mężczyzn nie potrafił zbyt dobrze radzić sobie z kobietami. Coraz bardziej utwierdzał się jednak w przekonaniu, że nie w tym leżał problem. Przecież dobierając przyjaciół, nigdy nie kierował się płcią, a wiele z licznych kuzynek to właśnie jego czyniło powiernikiem swych sekretów i doradcą w kwestii sercowych rozterek. Czy w takim razie nie oznaczało to, że powinien sobie poradzić z Arien? Dlaczego było to tak trudne? I nie chodziło wcale o zniknięcie Jaspera.

„Zabiła ją..."

– Spójrz, mój książę. – Słodki głos Arien przywołał go do rzeczywistości. Znajdowali się w małej zbrojowni pełnej spowitych w magię mieczy, toporów, włóczni i kusz. Kamal jeszcze nigdy w życiu nie widział aż tylu skarbów, a przecież Złotogóra nie należała do biednych królestw. „Tak, ale twój ród nigdy nie miał potrzeby, by gromadzić aż tyle broni. Zawsze woleliście rozwiązywać konflikty przez szukanie kompromisów" – pomyślał, odczuwając jednocześnie dziwny wstręt do magicznego oręża. – Jaką broń preferujesz?

„Miłość i naukę" – omal nie odpowiedział.

– Chyba nie mam ulubionej broni – szepnął Kamal, uśmiechając się niepewnie.

– Co w takim razie powiesz na ten miecz? – Arien zacisnęła palce na rękojeści przypominającej smoka zrywającego się do lotu. – Nazywają go Pazurem Śmierci. Gdy dobywa się go z pochwy, rozlega się ryk wściekłego smoka, a gdy uniesie się go nad głowę, by na jego ostrze padły promienie słońca, wrogowie uciekają w popłochu lub padają bez przytomności, porażeni...

– A nie mógłbym użyć mojego miecza? – zapytał nieśmiało.

– Nie zapominaj, mój drogi, że będziesz musiał zmierzyć się z bestią.

– Moja pani, dlaczego odnoszę wrażenie, że wiesz o potworze, któremu będę musiał stawić czoło, znacznie więcej, niż mówisz?

Arien przechyliła głowę i przyjrzała mu się podejrzliwie. Pod jej spojrzeniem czuł się tylko małym, głupim chłopcem, który naiwnie uważał się za kogoś, kto może cokolwiek zmienić.

– Masz rację, drogi Kamalu – przyznała niepokojąco poważnym tonem. – Boję się jednak, że gdy opowiem ci wszystko, co wiem, porzucisz mojego syna i nigdy więcej nie usłyszę ani o nim, ani o tobie.

– Nawet tak nie myśl, pani! Nigdy nie zrobiłbym nic podobnego! Dla Jaspera jestem gotów... – Zamilkł, uświadomiwszy sobie, że zarówno jego słowa, jak i sam wybuch, zdradziły Arien wystarczająco wiele. Dodał więc znacznie spokojniej: – Obiecałem, że spróbuję go odnaleźć, a ja nie rzucam słów na wiatr.

– Przypominasz mi Dianę – zaśmiała się królowa. – Skoro tak, nie będę ukrywała przed tobą nic z tego, co udało mi się dowiedzieć. Zatem słuchaj uważnie, bo mnie samą prawda przeraża tak bardzo, że nie będę mogła wyjawić jej więcej niż raz.

Kamal skinął głową i zamienił się w słuch.

– Po tragicznej śmierci naszej ukochanej królewny rycerze z Zimogrodu postanowili, że nie spoczną dopóki nie odnajdą jej ciała. Choć wielki łowczy Gared twierdził, że zdołał wytropić i uśmiercić bestię, która pozbawiła nas prawowitej królowej, niektórzy zaczęli przypuszczać, że ten nieustraszony mężczyzna w rzeczywistości stchórzył przed niebezpieczeństwem, a swoje kłamstwa zamaskował, przynosząc serce i wątrobę nie potwora, a upolowanej po drodze łani.

– Czy poza plotkami o tchórzostwie, zdołali dowiedzieć się czegoś jeszcze? – zapytał nieśmiało Kamal, gdy Arien zamilkła na dłuższą chwilę ze wzrokiem utkwionym w wypolerowanej jak lustro tarczy.

– Ach, drogi Kamalu! Uważałam Gareda za jednego z najodważniejszych mężczyzn, jakiego przyszło mi spotkać, a w swoim życiu zdążyłam poznać ich bardzo wielu. Więc gdy dotarły do mnie pogłoski, iż przeląkł się czegoś tak mocno, by nie tylko uciec, ale również mnie okłamać, zaczęłam obawiać się najgorszego. Wyobraź sobie tylko, że twój najdzielniejszy i najlojalniejszy wojownik posuwa się do czegoś podobnego, a niedługo po tym popełnia samobójstwo!

Po plecach księcia przemknął dreszcz.

– Chyba rozumiem, do czego zmierzasz, moja pani – wyszeptał, z trudem powstrzymując drżenie głosu.

– Zaczęłam obawiać się, że moi poddani rzeczywiście odnajdą w lesie bestię. Nie zakazałam poszukiwań, bo zbyt dobrze wiedziałam, jak mocno odbiła się na nich śmierć Diany, ale... Co miałam zrobić, gdyby jednak coś znaleźli? Zimogród nie miał króla, ja nigdy nie radziłam sobie z rządzeniem, a mój biedny Jasper to przecież jeszcze dziecko! Och, naprawdę liczyłam na to, że w końcu się z tym pogodzą, wrócą do codzienności, przestaną uganiać się za niestworzonymi monstrami...

Znów zawiesiła głos. Kamal podszedł do niej powoli i chwycił ją za przemarzniętą dłoń.

– Ale niedawno z lasu wrócił żołnierz przerażony niemal na śmierć. Był jedynym, któremu udało się przeżyć z całego oddziału. Opowiedział mi o potworze, którego futro jest czarne jak noc, paszcza czerwona jak krew, a pysk biały jak śmierć.

– Cóż, to mógł być niedźwiedź albo...

– Nie – przerwała mu gwałtownie Arien. – Uwierz mi, książę, gdyby to był zwykły niedźwiedź, wysłałabym tam po prostu kolejny oddział, tym razem lepiej przygotowany do starcia. Niestety, to, co spotkał tam ów żołnierz, nie ma nic wspólnego z żadnym zwierzęciem. To bestia rodem z najgorszych koszmarów, którą w moim kraju straszy się niegrzeczne dzieci. Moja babcia nazywała ją Śnieżycą. Mówiła, że gdy nadchodzi zima, przychodzi też Śnieżyca, gotowa pożreć każdego, kto oddali się od domu, kto zboczy z wydeptanej ścieżki i wejdzie zbyt głęboko do lasu. Kiedyś myślałam, że to tylko bajka, ale pewnej srogiej zimy wraz z siostrami odbiegłam zbyt daleko od drogi... i wtedy zobaczyłam ją na własne oczy.

Arien pobladła gwałtownie, jakby samo wspomnienie tamtego spotkania mogło wyrządzić jej krzywdę. Kamal momentalnie wyzbył się wszelkich wątpliwości, co do prawdomówności królowej. Ostrożnie przyciągnął ją do siebie i przytulił. Drgnęła w jego ramionach i syknęła, jakby jego bliskość sprawiała jej dyskomfort, dlatego odsunął się od niej odrobinę, ale nie szczędząc czułości i współczucia, wyszeptał:

– Wysłuchałem twej historii, ale zapewniam cię, moja pani, że nic to nie zmienia. No, może poza jednym. Wezmę ten miecz. I najlepiej coś jeszcze. Właściwie, to wezmę wszystko, co tylko mi dasz, byleby zgładzić bestię i odnaleźć Jaspera.

– Dziękuję, mój książę. Ale zanim znajdę dla ciebie odpowiednią broń, powiedz mi, proszę, czy nosisz jakiś magiczny medalion?

– Medalion? – zdziwił się Kamal, po czym zaśmiał się nerwowo. – Nie, nie, to nie medalion. To pierścień, który dostałem od matki. Miałem dać go Dianie, ale...

Ku jego zdziwieniu Arien wyciągnęła otwartą dłoń, zupełnie jakby oczekiwała, że wręczy jej wspomnianą błyskotkę. W jej oczach znów pojawił się chłód, który obudził wspomnienie słów jego matki:

„Daj go tej, którą będziesz chciał nazwać panią swego serca. Tylko jej i żadnej innej! Nie pozwól, by choć na chwilę niepożądane spojrzenie padło na ten pierścień, zanim wręczysz go swojej wybrance. Pamiętaj, są w nim zaklęte potężne obietnice bezpieczeństwa i wiecznej miłości. Ochroni twą lubą przed wszelkimi niebezpieczeństwami, ale zanim założysz go na jej palec, musisz sam go ochronić, bo zawistne wiedźmy mogą chcieć zagarnąć go dla siebie albo nawet zniszczyć. Pamiętaj o tym, mój synu!".

– Czy mogłabym go zobaczyć? – ponagliła Arien, uśmiechając się przy tym z matczyną czułością.

– Oczywiście, ale... Ale dopiero wtedy, gdy wrócę tu z Jasperem.

– Jeśli takie jest twoje życzenie, mój książę – zgodziła się bez mrugnięcia okiem, choć Kamal domyślił się, że nie przyszło jej to lekko.

– Czym zatem mam pokonać bestię?

– Myślę, że miecz nie wystarczy. Powinieneś dostać również jedną z tych kusz. Spójrz tylko na nie. – Wskazała palcem na broń z ciemnego drewna. – Nigdy nie chybiają. A jeśli dostaniesz do nich również zaklęte bełty, nie będziesz musiał nawet zbliżać się do tego monstrum.

– Dziękuję, moja pani. Tak uzbrojony...

– Och, to nie wszystko! Przygotowałam coś jeszcze, tak na wszelki wypadek, gdyby miecz i kusza jednak zawiodły. – Jej spojrzenie znów stało się chłodne, choć na twarzy wciąż widniał troskliwy uśmiech. Skinęła palcem na Kamala i poprowadziła go schodami w górę, do kolejnego ze swych skarbców. W tym jednak zamiast broni znajdowały się ozdobne szkatułki.

– To wszystko należy tylko do ciebie, pani? – zapytał niepewnie książę. Zupełnie nie rozumiał, dlaczego królowa miałaby chować cokolwiek we własnych pokojach. Jego rodzice zawsze powtarzali, że jest niezwykle ważne, aby nie mieć żadnych tajemnic przed poddanymi, by mieć odwagę wystawić na ich ocenę każdy swój czyn. Arien miała do tego podejście zupełnie odwrotne. Wszystko chowała za zamkniętymi na cztery spusty drzwiami i w zabezpieczonych magią kufrach.

– Och, to tylko drobne prezenty od rodziny, pamiątki i maleńkie zdobycze. Naprawdę nic wielkiego – żachnęła się królowa, zbywając sprawę machnięciem ręki. – Spójrz tutaj.

Przywołała go i otworzyła małą szkatułkę z czarnego dębu. Środek był wyłożony śnieżnobiałym aksamitem, a na nim spoczywało najczerwieńsze jabłko, jakie Kamal widział w całym swoim życiu. Nawet w skąpanej w słońcu Złotogórze nie sposób było znaleźć podobnych owoców, domyślił się więc, że nie było to zwykłe jabłko.

– Jest zaklęte – wyjaśniła Arien, delikatnie podnosząc owoc za szypułkę. – Przygotowałam je, gdy tylko dowiedziałam się, że to Śnieżyca. Nie miałam wprawdzie pojęcia, jak powinnam przygotować przynętę, jednak twoja odwaga...

– Mam być przynętą? – zapytał Kamal z niedowierzaniem. Zaśmiał się, nie mogąc uwierzyć w absurdalność tego pomysłu. On, książę, młodszy brat Rakesha króla Złotogóry, miałby być przynętą dla jakiegoś potwora z dziecięcych koszmarów? Arien jednak wyglądała na całkowicie poważną. – Nie chcesz użyć mnie jako przynęty, prawda, moja pani?

– Zrobię to, jeśli nie będę miała wyboru.

– Ale przecież miecz i kusza miały pomóc mi pokonać bestię – zaoponował, ale jego słowa zostały pochłonięte przez niespodziewany pocałunek królowej.

Jej chude palce wbiły mu się w ramiona. Usta miała miękkie, ale zadziwiająco lodowate. Chciał się wyrwać, jednak tuż przed sobą miał jej jasne oczy, hipnotyzujące i płonące przedziwnym ogniem. Gdy w końcu się odsunęła, nie wiedział nawet, jak miał na imię.

– Byłbyś doskonałym królem, Kamalu – wyszeptała. – Wiedziałam o tym już w chwili, gdy po raz pierwszy cię ujrzałam. Chciałabym, abyś został w Zimogrodzie, abyś władał nim razem ze mną. Moglibyśmy wtedy być razem naprawdę szczęśliwi, ja, ty i Jasper. Och, Jasper byłby wtedy tak szczęśliwy!

– Tak, moja pani. Dla ciebie wszystko.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top