15.
Szara skóra na trąbie Fistaszka była porośnięta drobnymi, nieco szorstkimi włoskami. Jednocześnie miękka i chropowata, była ciepła i dało się przez nią poczuć pulsowanie krwi oraz oddechów wielkiego zwierzęcia. Zawsze, gdy był smutny, strapiony czy po prostu zmęczony, Kamal przychodził do swego słonia, opierał czoło o nasadę jego nosa i pozwalał, aby giętka trąba owinęła się dookoła niego. Dostał Fistaszka od ojca na swoje szóste urodziny. Od tamtego dnia byli nierozłączni. Chodzili razem nawet po pałacu, dopóki Fistaszek nie stał się zbyt duży, by pomieścić się w niektórych korytarzach.
„Słonie mają dar rozpoznawania dobrych ludzi, synu" – mawiał król Prasad za każdym razem, gdy widział, że Fistaszek drepcze za jego młodszym synem z trąbą zaciśniętą na rąbku jego szaty. „Nie ufaj nikomu, kogo będą unikać".
Słonie zawsze lubiły Kamala. Ale choć był w Zimogrodzie od trzech dni, ani razu nie widział, by Fistaszek pozwolił Arien się do siebie zbliżyć. A Arien nawet nie ukrywała tego, że zamierza Kamalowi zaproponować, by nie rezygnował z możliwości zostania królem. Zwyczajnie chciała zająć miejsce Diany.
– Co mam zrobić, Fistaszku? – zapytał szeptem.
Jak to możliwe, że tak bardzo rozminął się ze swoim przeznaczeniem? Miesiąc! Zaledwie miesiąc temu zmarł król Harold, a zaraz po nim zginęła Diana. Czy gdyby wcześniej wyruszył, zdołałby temu jakoś zapobiec? Czy byłby w stanie zrezygnować ze ślubu swego brata, gdyby wiedział, że dzięki temu zdoła ocalić swoją narzeczoną?
Nic już nie wiedział. Nie miał nawet pewności, czy król Harold poinformował kogokolwiek o zaręczynach Diany i traktacie pokojowym ze Złotogórą. Wszystko wskazywało na to, że nikt nie miał pojęcia ani kim Kamal był, ani skąd pochodził, ani dlaczego w ogóle przybył do Zimogrodu.
Dlaczego został? Powinien uciec jak najprędzej. Czy Rakesh, teraz już wprawdzie król, ale przecież nadal jego brat, pozwoliłby mu zostać w Złotogórze? Zapewne zrozumiałby przyczynę jego porażki i pomógł znaleźć jakieś wyjście z sytuacji.
– Nazwałeś swojego słonia po czymś takim?
Kamal poderwał się gwałtownie i omal nie przewrócił o trąbę Fistaszka. Tuż za nim stał książę Jasper z maleńkim orzeszkiem na otwartej dłoni. Był nieludzko blady, nawet jak na kogoś z Zimogrodu, ale od jakiegoś czasu jego policzki nabierały nieco zdrowszych kolorów. I działo się to zazwyczaj wtedy, gdy rozmawiał z Kamalem. A Kamal nie miał nic przeciwko temu, bo najprawdopodobniej właśnie pomagał mu poradzić sobie z żałobą po stracie siostry.
– Tak naprawdę nazywa się Niebieski Listek – wyjaśnił z uśmiechem. – Ale dostałem go jako małe dziecko, a bardzo lubił te maleńkie orzeszki, więc stwierdziłem, że to imię będzie do niego bardziej pasowało.
Jakby na potwierdzenie tych słów Fistaszek sięgnął trąbą po orzeszek i pospiesznie wepchnął go sobie do pyska, wymachując przy tym radośnie uszami. Jasper zmierzył krytycznym spojrzeniem najpierw słonia, a potem swoją dłoń, teraz już pustą, ale za to usmarowaną lepką mazią. Kamal chciał go przeprosić, ale nie zdążył.
Jasper roześmiał się słodko i cały świat jakby pojaśniał. Słońce wyjrzało zza chmur. Fistaszek zadął, zarzucając sobie trąbę na grzbiet.
– Zawsze jest tak ożywiony?
– Tylko gdy się cieszy.
– A więc jest mu tu dobrze?
„Tylko wtedy, gdy jej wysokość trzyma się z daleka" – omal nie powiedział Kamal.
– Gdyby było mu źle, nikomu by to nie umknęło. Staje się wtedy bardzo uciążliwy.
– Jeśli czegokolwiek będzie mu brakowało, po prostu powiedz. – Jasper przechylił lekko głowę, a wiatr zaczął bawić się jego jasnozłotymi włosami. Błękitne jak zimowe niebo o świcie oczy księcia błyskały hipnotyzującym blaskiem.
W umyśle Kamala zrodziła się niepokojąca myśl. Arien niewątpliwie nie należała do zwykłych śmiertelniczek. W jego królestwie przebywało wiele czarodziejek i zdołał nie tylko przywyknąć do ich obecności, ale i nauczyć się odróżniać je od kobiet pozbawionych nadprzyrodzonych mocy. Sposób, w jaki Arien odnosiła się do otaczających ją ludzi, nie wynikał wyłącznie z faktu, że była królową Zimogrodu. Tak mogła zachowywać się tylko potężna istota, przyzwyczajona, że wszystko dzieje się wedle jej woli.
Ale kim w takim razie był Jasper? Czy to możliwe, że Arien postanowiła wysłać swego syna do Kamala, aby go sobie zjednał i namówił do pozostania w Zimogrodzie już na zawsze? Czy Jasper odziedziczył po niej dość mocy, by to na nim wymusić? Wyglądał tak serdecznie, tak niewinnie! I z pewnością cierpiał po stracie ojca i siostry. Ale czy szczerość jego intencji w jakikolwiek sposób kłóciła się z planami Arien?
– Dlaczego tak bardzo przejmujesz się tym, jak czuje się mój słoń? – zapytał ostrożnie i cofnął się o krok, by w najgorszym wypadku Fistaszek mógł ochronić go przed złym urokiem.
– Moja matka twierdzi, że jeśli twój słoń będzie szczęśliwy, to ty również lepiej się poczujesz – odpowiedział spokojnie Jasper, a serce Kamala zamarło z przerażenia. Zaraz potem książę dodał jednak: – Ale skoro twój słoń jest szczęśliwy, to twój smutek, drogi bracie, musi mieć inne źródło, czyż nie?
Odpowiedzieć czy nie? Otworzyć się czy milczeć? Czy to możliwe, aby Jasper mówił to wszystko wyłącznie dlatego, że Arien mu kazała?
– Po prostu nie wiem, co powinienem zrobić – wyznał zgodnie z prawdą. – A co ty zrobiłbyś na moim miejscu?
Ku jego zaskoczeniu Jasper odwrócił wzrok, a na jego jasną twarz padł cień. Słońce znów skryło się za burzowymi chmurami.
– Na twoim miejscu, bracie, uciekłbym stąd czym prędzej.
Kamal nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Tym bardziej, że zaledwie cztery dni wcześniej Jasper sam namawiał go do zostania w Zimogrodzie. Czyżby coś się zmieniło? A może...
– Chcesz, żebym to ja stąd odszedł, czy też sam chciałbyś odejść? – zapytał ostrożnie. Czuł, jak coś w nim pęka, gdy Jasper zamknął oczy i zadrżał jakby z zimna.
– Wybacz mi – wyszeptał książę Zimogrodu. – Gdy dowiedziałem się, że przybyłeś tu, aby zostać królem, liczyłem na to, że rozwiążesz wszystkie moje problemy. Po śmierci Diany matka stwierdziła, że to ja powinienem zostać władcą, ale ja nawet nie...
– Nie byłeś na to gotowy – dokończył za niego Kamal. W jednej chwili pojął, jak bezpodstawne okazały się jego podejrzenia. Nie, nie było mowy, aby Jasper cokolwiek udawał. Nie mówiłby mu również tego wszystkiego, gdyby zamierzał wspomóc plany swojej matki.
– Zawsze wierzyłem, że to Diana będzie rządziła Zimogrodem. A teraz jej nie ma i... – zawiesił głos, po czym spojrzał błagalnie na Kamala. – To, co chciałem zrobić, było wyjątkowo podłe. Zrozumiem, jeśli postanowisz nigdy mi nie wybaczyć.
„Jestem gotów zrobić absolutnie wszystko, bylebyś znów się do mnie uśmiechnął" – omal nie powiedział.
– Nie mam ci tego za złe – odparł zamiast tego Kamal. – Nie wiem, czy na twoim miejscu nie zachowałbym się podobnie. Nie rozumiem tylko, dlaczego tak nagle zmieniłeś zdanie i postanowiłeś mnie stąd przepędzić.
– Wcale nie chcę, żebyś odszedł – zapewnił Jasper pospiesznie. Tak pospiesznie, że Kamal nie zdołał powstrzymać uśmiechu. – Po prostu byłbyś bezpieczniejszy, gdybyś stąd odszedł.
– Och, potrafię sam o siebie zadbać, o to się nie martw – zapewnił i ostrożnie podszedł do strapionego księcia Zimogrodu. Delikatnie odgarnął na ucho zbłąkany kosmyk jego złotych włosów i z ulgą stwierdził, że przyniosło to zamierzony skutek. Blada twarz Jaspera nareszcie się rozpogodziła.
– Nigdy w to nie wątpiłem. Ale też ty nigdy wcześniej nie miałeś do czynienia z moją matką.
– To prawda. Ale od czego mam ciebie? – Tym razem Jasper uśmiechnął się tak promiennie, że Kamal z trudem powstrzymał się przed rozpaczliwym pragnieniem, by przez pocałunek skraść choć odrobinę tego blasku. Co zrobiłby Rakesh, gdyby go teraz zobaczył? Wpadłby we wściekłość? A może pochwaliłby Kamala, wychodząc z założenia, że wykorzystanie pogrążonego w żałobie księcia było najlepszym sposobem na odnalezienie wyjścia z trudnego położenia?
– Coś się stało? Tak nagle zbladłeś – szepnął Jasper z troską tak przejmującą, że Kamal mógł myśleć o sobie wyłącznie jako o najpodlejszym potworze i bezecniku.
– Zastanawiałem się, co zrobiłby mój brat, gdyby tu był.
– I tak bardzo cię to zmartwiło?
– Każda decyzja, którą by podjął, wydała mi się albo przerażająca, albo obrzydliwa.
– Więc nie rób tego, co zrobiłby twój brat. Zrób to, co sam chciałbyś zrobić.
– Obawiam się, że to byłoby jeszcze gorsze.
– Dlaczego?
Nie wiedział, co odpowiedzieć. Nie miał wątpliwości, że to, co przychodziło mu do głowy na samą myśl o Jasperze, trudno było uznać za pomysły godne księcia. Ale czy rzeczywiście było to aż tak wstrętne, jak mu się wydawało? Czy było coś złego w tym, że chciał uczynić Jaspera najszczęśliwszym mężczyzną w Zimogrodzie? Że chciał podziwiać go i chronić, służyć mu radą i bliskością?
– Bo wciąż nie wiem, co o tobie myśleć.
– Gdy prosiłem, byś tu został, nazwałem cię bratem. To jedno się nie zmieniło. Wciąż chcę uważać cię za członka rodziny.
Powinien się cieszyć. Nie mógł przecież usłyszeć żarliwszego zapewnienia o przyjaźni. Nawet Rakesh nigdy nie nazwał go bratem z taką pewnością i czułością zarazem. Nawet jeśli oznaczało to, że nigdy nie stanie się dla Jaspera nikim więcej – czy nie powinien dziękować za to, co miał?
– Dziękuję – wyszeptał, jednocześnie bezgranicznie szczęśliwy i bezbrzeżnie zrozpaczony.
Uświadomił sobie, że nigdy nie będzie w stanie zadowolić się braterską miłością wobec Jaspera. Że pragnął czegoś więcej od chwili, gdy tylko ujrzał go pierwszego dnia swego pobytu w Zimogrodzie. Że poczuł ulgę, widząc Fistaszka jedzącego mu prosto z ręki.
Słoń jakby domyślał się, że jego ukochany pan o nim myśli, bo wyczłapał spod zadaszenia, które służyło mu obecnie za dom, owinął trąbę dookoła jego talii i oparł szary łeb o głowę Kamala.
– Chyba naprawdę jest zadowolony – stwierdził Jasper, ostrożnie głaszcząc Fistaszka po trąbie.
– Nie on jeden. – Kamal spróbował włożyć w te słowa wszystkie swoje uczucia, i choć domyślał się, że nic dobrego mu z tego nie przyjdzie, zdecydował, że tym razem nie obchodzi go, co pomyślałby Rakesh. Nawet krytyka ze strony ojca nie zdołałaby zmusić go do zmiany zdania. Wszystko dlatego, że pod wpływem dotyku Jaspera Fistaszek zaczął radośnie pomrukiwać, co pomimo starań Kamala nie zdarzało mu się niemal nigdy.
„Musisz zaufać słoniom, synu. One nigdy nie mylą się co do ludzi".
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top