13.

Zwierciadło, Zwierciadło,

duszo zaklęta w lodzie,

kto jest najpiękniejszy

w całym Zimogrodzie?

Tafla rozbłysła oślepiającą bielą, na której jedynym widocznym punktem była Diana, blada jak śmierć i niewątpliwie konająca. Chwilę później Zwierciadło pokryło się krwistą czerwienią, która przeszła w czerń. Arien zobaczyła samą siebie siedzącą na tronie, a u jej stóp rozkwitały pąki róż.

Królowa odetchnęła z ulgą. Tym razem nie mogło być mowy o jakiejkolwiek pomyłce, bo nie powierzyła zadania żadnemu śmiertelnikowi, ale poprosiła o pomoc jedną ze swoich sióstr. Euriel zgodziła się spełnić prośbę Arien w imię ich dawnej zażyłości. Szczerze rozbawił ją też plan, który miała wcielić w życie.

„Jeśli jest na tyle głupia, by jak ryba połknąć haczyk w postaci pięknych fatałaszków, to rzeczywiście wyświadczę temu podłemu miastu przysługę, pozbywając się takiej dziedziczki" – oznajmiła Euriel zaledwie kilka dni wcześniej, wznosząc pełen wina kielich w toaście i kłaniając się lekko przed starszą siostrą.

A teraz Diana była martwa.

Arien odsunęła się od Zwierciadła, oddychając głęboko, by jak najszybciej doprowadzić się do porządku. Nawet na szczycie swej wieży usłyszała fanfary zapowiadające jakichś znamienitych gości. Czy to możliwe, by Euriel już wróciła? Może jej mała sprytna siostrzyczka wpadła na pomysł, by pogościć się w Zimogrodzie, jak na krewną królowej przystało? Arien mimowolnie uśmiechnęła się na tę myśl. Jasperowi na pewno dobrze zrobi towarzystwo młodej i zdolnej wiedźmy.

Upewniła się, że suknia nigdzie się nie zagniotła, a korona nie przekrzywiła, i ruszyła w stronę sali tronowej. Jej dobry humor jednak bardzo szybko prysł. Wystarczyło, że podbiegł do niej sługa, by oznajmić, kto zaszczycił Zimogród swoją obecnością.

– Najjaśniejsza pani, przybył tu z całym orszakiem, który bardziej przypomina armię. Twierdzi, że nazywa się Kamal Pranai i jest wielkim księciem. Chce widzieć się z królem Zimogrodu i prosić go rękę jego córki, o której pięknie i mądrości słyszano nawet w jego ojczyźnie. Nie wiedzieliśmy, co mu powiedzieć. Ach, i czeka na panią pod główną bramą.

– Dlaczego akurat tam? – zdziwiła się Arien. Co chciał przez to dać jej do zrozumienia?

– Chciał oporządzić swoje... rumaki, a my nie potrafiliśmy...

– Zajmę się tym.

Krew w żyłach Arien gwałtownie przyspieszyła. Książę? Pierwszy raz słyszała o księciu Kamalu, nie miała więc pojęcia, skąd pochodził i kim właściwie był. Nie rozumiała też zupełnie, w czym leżał problem i dlaczego jaśnie książę nie chciał pozwolić jej służącym zająć się jego rumakami. I dlaczego biedny sługa tak strapił się mówiąc „rumaki"?

Wszystko zrozumiała jednak, gdy tylko wyszła na dziedziniec. Pierwszy raz widziała podobne stworzenie. Było gigantyczne, miało giętki korzeń zamiast nosa i nerwowo biło uszami o boki głowy. Kły wystające mu z pyska były bogato ozdobione złotem. Na jego szarym grzbiecie spoczywała lektyka z czerwonego jedwabiu, a w środku siedział zapewne nie kto inny jak książę Kamal.

Arien nie miała pojęcia, co zrobić. Gdyby nie badawcze spojrzenia służby i gwardzistów, najchętniej załamałaby ręce. Na szczęście jednak nie musiała robić nic, bo książę postanowił ją wyręczyć. Pomimo szat ciężkich od kamieni szlachetnych, zadziwiająco zwinnie wyskoczył z jedwabnego kosza i zsunął się po boku szarego potwora.

– Wasza wysokość! – zawołał, błyskając śnieżnobiałym uśmiechem, po czym złożył Arien głęboki ukłon. – Jeśli mnie przeczucie nie myli, mam do czynienia z królową Zimogrodu.

Jego głos był głęboki, akcent śpiewny, a szczerość rozbrajająca. Mimowolnie obdarzyła go uśmiechem, choć przecież doskonale wiedziała, w jakim kierunku za chwilę podąży ich rozmowa.

– Taką właśnie w tej chwili pełnię funkcję. A ty, jak mniemam, jesteś słynnym księciem Kamalem Pranaiem.

Uśmiechnął się jeszcze szerzej, a w jego policzkach barwy wypieczonego chleba pojawiły się dołeczki.

– Twój uniżony sługa, wasza wysokość. – Ponownie się ukłonił. – Pragnąłbym jak najprędzej zająć się Fistaszkiem i...

– Fistaszkiem?

– Moim słoniem.

– Słoniem – powtórzyła Arien, spoglądając na gigantyczne zwierzę. A więc tak się nazywało. – Co mogę dla niego zrobić?

– Będzie potrzebował dużo miejsca i świeżego powietrza. Ale też może się przydać jakiś budynek... Jak wy to mówicie? Stajnia?

Gdzie ona znajdzie stajnię, w której mogłaby zamknąć tę bestię?

– Czy pozwolisz, aby zajęli się tym moi służący?

Kamal zrobił minę zbitego psa. Najwyraźniej bardzo mu zależało, żeby pozwolono mu zająć się zwierzęciem osobiście. Arien jednak gotowa była poświęcić niemal wszystko, aby jak najszybciej uciec przed szarym potworem. Nawet jeśli wywoła to niezadowolenie księcia. Ten na szczęście najwyraźniej przejrzał milczenie Arien, bo szybko się rozpogodził i zaproponował:

– Może zostawię z nimi moich ludzi i razem znajdą jakieś rozwiązanie?

– Niech tak będzie – zgodziła się pospiesznie Arien i skinęła głową na stojących w wejściu niepewnych służących. Nie obchodziło ją, co stanie się ani z nimi, ani tym całym słoniem.

Najchętniej złapałaby księcia za rękę i pociągnęła za sobą do wnętrza, aby jak najszybciej schować się przed zimnem. Kamal jednak nic nie robił sobie z mrozu. Tak bardzo zależało mu na słoniu, że oparł dłoń o ten idiotyczny nos, a potem wsparł na nim czoło i zaczął mamrotać coś w dziwnym, ale bardzo melodyjnym języku.

– Musiałem mu obiecać, że wrócę – wyjaśnił z niewinnym chłopięcym uśmiechem.

– Oczywiście. – Arien nie rozumiała z tego absolutnie nic. Postanowiła jednak odwzajemnić uśmiech i okazało się właściwym rozwiązaniem. – Pozwolisz ze mną, książę?

Znów się ukłonił. Ciekawe, czy kazała mu tak jego rodzima tradycja, czy też robił to wyłącznie dlatego, że był skrępowany. Arien liczyła na to, że uda się jej dowiedzieć czegokolwiek o królestwie, z którego pochodził, jak i o nim samym, ale bez zdradzania się z tym, że nie ma pojęcia, skąd i dlaczego tu przybył. Postanowiła poprowadzić go swej prywatnej komnaty, w której Harold pozwalał jej przyjmować gości. Po ruchach mijanych służących poznała, że lada chwila będzie gotowy posiłek dla niespodziewanych gości, musiała jednak zająć czymś księcia.

A zarazem powstrzymać go przed ucieczką. Czy będzie chciał odejść, gdy dowie się, że Diana nie żyje? Zapewne tak. Przecież właśnie dla niej tu przybył. Dla niej wystroił się w te błyszczące jedwabie i włożył podzwaniające trzewiczki. Dla niej przyozdobił kasztanowe włosy girlandami koralików. Choć z drugiej strony, wyraźna nonszalancja w jego zachowaniu kazała Arien domyślać się, że był po prostu przyzwyczajony do podobnego przepychu. Co zrobić, by został? Jak zachęcić jego królestwo, by wsparło choć częścią swych skarbów biedny barbarzyński Zimogród?

Usiedli przy kominku, w którym drobniutka służąca pospiesznie rozpaliła ogień. W tym samym czasie Arien nalała wina do dwóch srebrnych kielichów.

– Zechciałbyś wznieść ze mną toast, książę?

Spojrzał nieco nieufnie na podetknięty mu kieliszek, uśmiech jednak nie opuszczał jego twarzy.

– Proszę, mów mi Kamal.

– W takim razie wolałabym, abyś nazywał mnie Arien.

Tym razem nie zdołał ukryć zdziwienia.

– Wybacz mi, droga Arien, ale czy królowa Zimogrodu nie miała na imię Wanda? – Marszczył brwi tak zawzięcie, jakby od rozwikłania tej zagadki zależało jego życie. Kto wie, może tak właśnie było. Odstawił kieliszek, dając jej do zrozumienia, że jeśli natychmiast nie pozna prawdy, nie wzniesie z nią toastu ani teraz, ani nigdy później.

– Królowa Wanda nie żyje od wielu lat, Kamalu – wyszeptała Arien niemal z matczyną czułością, starając się włożyć w te słowa tyle żalu, by książę wybaczył jej nieporadność.

Przez chwilę milczał, z zamyśleniem wpatrując się w płomienie. Strapienie uczyniło go jeszcze piękniejszym i jeszcze bardziej egzotycznym. Siedzieli tak blisko, że czuła jego zapach, cudowną symfonię drzewa sandałowego, cynamonu i męskiego potu. Niespodziewanie poczuła ogromną potrzebę, by złapać go za rękę, by pogłaskać go po policzku, by rozczesać jego włosy... Otrząsnęła się jednak szybko z podobnych myśli, gdy tylko uświadomiła sobie, że zapewne tak właśnie poczuł się Harold, gdy zobaczył ją po raz pierwszy. Nie upadła jeszcze tak nisko, by zmuszać kogokolwiek do powtórzenia własnego losu. Przecież to biedne książątko niczym nie zasłużyło sobie na podobną karę.

– Od lat żadne wieści z Zimogrodu nie dotarły do Złotogóry – powiedział z wyrzutem, który nie był jednak skierowany bezpośrednio do Arien. A więc pochodził ze Złotogóry! Wiele słyszała o tym królestwie, przede wszystkim to, że było niebywale bogate, a jego król ogromne ilości złota inwestował w naukę i magię. Czego książę z równie cudownego miejsca mógł chcieć od królewny barbarzyńców? – Po śmierci mego ojca, mój brat, a teraz król, najwyraźniej zaniedbał...

– Zapewniam cię, Kamalu, że wina nie leży wyłącznie po stronie twego brata. Po śmierci Wandy Harold stał się cieniem dawnego siebie. Poniekąd to moja wina. Wydawało mi się, że robię wszystko, co w mojej mocy, aby przywrócić mu chęć do życia, ale obawiam się, że jedynie przedłużałam jego agonię.

– Agonię? Arien, błagam, powiedz mi, że jego wysokość Harold nie...

– Zmarł niespełna miesiąc temu. – Arien poderwała wzrok i spojrzała błagalnie na Jaspera, który stanął w drzwiach.

– Kamalu – zaczęła, by ten zimny i wyniosły młodzieniec, który niegdyś był jej Promyczkiem, nie zdołał powiedzieć ani słowa więcej. – To mój syn, książę Jasper. Jasperze, to książę Kamal Pranai ze Złotogóry.

Jasper ukłonił się sztywno. Jego bladość przerażała Arien. Czyżby znów schudł? Dlaczego tak uparcie ją od siebie odpychał? Przecież wszystko, co robiła, robiła dla niego. Nawet ta rozpaczliwa próba wymuszenia na nim milczenia miała na celu wyłącznie zapewnienie dobrych stosunków jego królestwa z potęgą, jaką była Złotogóra.

Jasper jednak nic sobie z tego nie robił. A książę Kamal wpatrywał się w niego jak w zjawę z koszmarnego snu. Czy coś jeszcze mogło pójść nie tak?

– Jasperze, proszę, poproś kogoś ze służby, aby...

– Gdzie jest królewna Diana? – przerwał jej Kamal, z każdą chwilą coraz bledszy. Już nawet nie patrzył na Arien. Nie spuszczał wzroku z Jaspera, zupełnie jakby tylko z jego ust mógł usłyszeć prawdę.

– Zabiła ją bestia. – Książę Zimogrodu nie tylko nie przebierał w słowach, ale i miał czelność spojrzeć wyzywająco na Arien. Nie, nie mógł się przecież domyślać, co tak naprawdę spotkało jego siostrę. Dlaczego zatem... – Zginęła zaraz po swoim ojcu. A potem moja matka ogłosiła się królową.

Kamal Pranai zerwał się na równe nogi, omal nie przewracając przy tym stolika, karafki z winem i dwóch srebrnych kielichów.

– Nie wiem... Nie wiem, co powiedzieć – mamrotał, pozwalając panice przejąć kontrolę nad jego ciałem. – Jest mi tak niewymownie przykro. Wasza strata... Powiedzcie tylko słowo, a natychmiast opuszczę Zimogród i nigdy więcej nie...

– To nie twoja wina, Kamalu – zapewniła go pospiesznie Arien, również się podnosząc. Czy powinna do niego podejść? Czy posunie się za daleko, jeśli go przytuli? Wyglądał jak mały zagubiony chłopiec, jak porcelanowa laleczka, która mogła się rozpaść przy najlżejszym dotyku, ale zarazem tylko ten dotyk był w stanie ją ocalić przed upadkiem. Zrobiła ostrożny krok w jego stronę. – Proszę, zostań. Nie po to przecież tu przybyłeś, aby natychmiast wracać.

– Przybyłem, aby zostać małżonkiem królewny Diany – wyszeptał słabnącym głosem. – Ale skoro już nie ma jej wśród żywych, to jaki jest cel, bym...

– Moja matka ma rację – wtrącił niespodziewanie Jasper. – Nie ponosisz winy za nic, co się wydarzyło. Jeśli mój ojciec chciał, abyś został członkiem naszej rodziny, to zapewniam cię, że zostałeś nim, gdy tylko przekroczyłeś próg zamku. Myśl więc o mnie, jak o swoim bracie i pozwól ugościć cię z szacunkiem, na jaki zasługujesz.

– Nie powinienem...

– Nonsens. Jedyne, czego nie powinieneś robić, to uciekać z Zimogrodu. Czy naprawdę nie chcesz poznać królestwa, które w innych okolicznościach stałoby się twoim domem?

Choć słowa Jaspera brzmiały niewinnie, Arien zaczęła podejrzewać, że jej synem wcale nie kierowało ani współczucie, ani zmysł dyplomatyczny. Skoro król Harold postanowił niegdyś, że książę ze Złotogóry zostanie królem Zimogrodu, to dlaczego miałoby się tak nie stać tylko dlatego, że Diany nie było już wśród żywych? A Arien nie mogła zrobić nic, by powstrzymać Jaspera, bo przecież...

...bo jej również zależało na tym, by książę Kamal jak najdłużej u nich został. Więcej. Nie miałaby nic przeciwko temu, by pozwolić mu przez jakiś czas władać Zimogrodem. Sama przecież uważała, że królestwo nie może istnieć bez króla.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top