Rozdział 5
Skylar zajęła się przygotowaniem do podróży, a Cole poszukiwaniem Jaya.
W międzyczasie Lloyd zajął się Kaiem.
– Serio, kiedy ostatnio tu sprzątałeś... – mruknął Lloyd, ścierając kurze w salonie czerwonego ninja. Komentarz ten wypowiedział z pełną świadomością tego, że jego mieszkanie jest w kilka razy gorszym stanie.
Kai siedział na sofie z zakazem (od zielonego ninja) wykonywania jakiejkolwiek pracy.
– Nie było mnie tu rok, oczywiście, że zebrało się trochę kurzu... Miałem zresztą zamiar tu posprzątać nim przyszedłeś. Wiesz, że lubię porządek.
Lloyd doskonale o tym wiedział. Przede wszystkim pojawił się w drzwiach Kaia, aby spędzić z nim trochę czasu. Wszystko inne było wymówką.
– Na razie musisz odpoczywać. Ja się tym zajmę.
– Cole'owi bardziej by się przydała twoja pomoc.
W głowie zielonego ninja pojawiła się paskudna myśl, że Kai próbuje się go pozbyć.
Mimo że Lloyd był odwrócony do mistrza ognia plecami, ten natychmiast poczuł, że powiedział coś nie tak.
– Ale cieszę się, że tu jesteś, wiesz? – poprawił się. – Trochę się obawiałem powrotu. Bałem się, że o mnie zapomniałeś.
Blondyn w ciszy ścierał kurze z trofeów Kaia, dalej nie pokazując mu swojej rozemocjonowanej twarzy.
– Ogólnie się tego boję. Zapomnienia – kontynuował.
– Przestań – przerwał Lloyd. – Nikt by o tobie nie zapomniał. Jesteś już przecież w podręcznikach od historii.
– Nie o to mi chodzi. Nie obchodzi mnie, czy dzieciaki znają moje imię, czy nie. Kiedyś może i fajnie było mieć swój fanbase, ale po tym wszystkim... obojętne mi już to. Poszedłem do Nyi wczoraj, przed naszym spotkaniem. Otworzyła mi oczy. Myślę, że jeśli ktokolwiek ma o mnie zapomnieć, będzie to ona. I dobrze. Tylko jej niszczę życie swoimi powrotami, i nie zasługuję na jej zamartwianie się.
Kai przerwał, oczekując odpowiedzi Lloyda. Nie dostał jej, zatem kontynuował.
– I mimo, że uważam, że powinna o mnie zapomnieć, boję się tego. Już nie wiem, na co postawić... na rodzinę czy na to, co zawsze robiłem - ratowanie świata.
Zielony ninja był pogrążony we własnych myślach.
Zrezygnowany brakiem odpowiedzi, Kai odniósł się bezpośrednio do Lloyda:
– I ty, tak samo... Powinieneś o mnie zapomnieć. Przeraża mnie to, ale powinieneś.
– Nie jestem taki jak Nya – odparł cicho blondyn. – Nie umiem podążać za głosem rozsądku. Odkąd pamiętam, kierowało mną serce. A ty przecież zajmujesz jego lwią część.
Kai wpatrywał się w plecy przyjaciela.
– Skrzywdziłem cię. – To nie było pytanie. To było stwierdzenie.
Lloyd nie odpowiedział. Nie musiał.
– I znowu cię skrzywdzę. Jak tylko odpłynę.
Zielony ninja podszedł do okna i się wpatrywał za miejski obraz za nim. Nie wiedział, co zrobić, aby nie zdradzić swoich uczuć, mimo że mistrz ognia i tak już je znał.
– Po prostu za tobą tęskniłem – wydusił z siebie w końcu Lloyd.
– Ja za tobą też. Nie było dnia ani nocy, w której bym o tobie nie myślał. – Kai wstał i stanął obok blondyna, patrząc nieśmiało na jego twarz. Twarz, która zdradzała, jak głęboko poruszony był słowami przyjaciela.
– Krzywdzisz mnie. Wszystkim, co robisz. Jak w ogóle możesz teraz mówić, że o mnie myślałeś? Cztery dni przed swoim ponownym odejściem? Ja... ja nie wiem, co ja mam czuć. Nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Nie radzę sobie bez ciebie. Naprawdę sobie nie radzę.
Kai odtrącił od siebie chęć dotknięcia Lloyda. Zacisnął usta.
– Boisz się zapomnienia? – kontynuował zielony ninja. – Nie masz po co. Nigdy o tobie nie zapomnę.
Ostatnie zdanie wypowiedział cicho, miękko. Jakby bał się tych słów i chciał się ich pozbyć.
– I będziesz mnie męczyć do końca moich dni. Choćby jako duch. Cały rok... widziałem cię wszędzie. Zacząłem palić papierosy. Dopiero niedawno zrozumiałem, że przynoszą mi komfort dlatego, że dają mi trochę ognia, dymu... Coś, co wcześniej czułem będąc przy tobie.
Kai, pomimo mętliku w głowie, zaśmiał się cicho.
– Papierosy ci o mnie przypominały? Dzięki.
– Cóż, też są uzależniające.
Czerwony ninja poczuł miłe ciepło w brzuchu. Niezwykle mu schlebiało to, jak ważny stał się dla Lloyda; przecież sam czuł to samo wobec zielonego ninja odkąd pamiętał. Zawsze chciał mu się przypodobać, szukał kontaktu z nim, chciał być bliżej i bliżej. Przede wszystkim chciał go jednak chronić. Wyglądało na to, że role się odwróciły.
Miłe uczucie szybko zastąpiło ciężką pustkę w brzuchu, kiedy Kai zrozumiał, że wkrótce musi odejść od swojego najdroższego przyjaciela. Ponownie będzie musiał się pozbawić czystej przyjemności, jaką jest wspólne spędzanie czasu z Lloydem; komfortu, jaką dawała mu jego sama obecność.
W końcu, serce czerwonego ninja pękło. I znowu zadał sobie pytanie, co jest dla niego ważniejsze.
Przypomniał sobie jednak, że jeśli nie zrobi tego, co trzeba, to nie będzie już ani Lloyda, ani Nyi, ani nikogo, na kim mu zależy. Zostawienie sprawy losowi byłoby samolubne.
Zielony ninja zauważył konsternację na twarzy Kaia. Wyciągnął ku niemu rękę, ale się zawahał.
,,On wyjeżdża za cztery dni. Nie mam nic do stracenia." – pomyślał.
Lloyd objął Kaia. Nie był to mocny ucisk. Dla czerwonego ninja to wystarczyło. Odwzajemnił gest, wtulając się w przyjaciela czule.
Serce blondyna biło niezwykle szybko, ale się tym nie przejmował. Oddał się w jego ramiona, jakby czekał na tę chwilę całe życie - tak przecież było.
Nie wiedział jednak, że dla Kaia ten moment będzie znaczyć tyle, co dla niego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top