Prolog

– Zaczyna padać.

Spojrzenie Cole'a spotyka oczy jego żony. Stoi w progu, już ubrana w koszulę nocną.

– Noc jest ładna – odpowiedział Cole, dalej bujając się w krześle ogrodowym. I faktycznie, pomimo deszczu, jego skórę muskało ciepłe powietrze. Chmury także się rozstąpiły wokół księżyca, co pozwoliło mu rozświetlić całe Ninjago City. Miasto, które wydawało się już pogrążone we śnie. Już od dawna, zresztą.

Ava spojrzała w górę, wdychając nocne, rześkie powietrze.

– Wiem, że jest ci ciężko. Ale rozmyślanie o tym nic nie da. Chodź, odpocznij. Prześpij się. – Podeszła do męża, kładąc swoje dłonie na jego ramionach i delikatnie masując. – Willow i Mila już dawno śpią. Buntowały się, że to ja im przeczytałam bajkę zamiast tatusia.

– Przecież ty masz lepszy głos - mruknął Cole.

Ava westchnęła, przechodząc naokoło krzesła, by spojrzeć mężczyźnie w twarz.

– Wiesz, o co mi chodzi. Dziewczynki potrzebują ojca. A ty jesteś nieobecny.

– Jestem tu. Z wami. Tak jak chciałaś.

– Uważasz, że powinieneś był pójść razem z nim?

– Nie. Oczywiście, że nie. Ale nie mogę też przestać myśleć o tym, że może jednak gdybym poszedł z nim...

– Lloyd też nie poszedł. A nie ma rodziny. Nie ma nic do stracenia. A nie poszedł.

Cole wstał z krzesła, odwracając się od żony, patrząc w oddal.

– Lloyd zasługuje na odpoczynek jak nikt inny... Zresztą, te myśli pewnie go dręczą jeszcze bardziej, niż mnie.

Ava podeszła do męża i przytuliła go mocno od tyłu.

– Jesteś tam, gdzie powinieneś. Z tymi, których kochasz. Z tymi, o których musisz dbać – wyszeptała.

Stali tak dobrą chwilę, bez słowa.

– Bracia też się kochają i o siebie dbają – odpowiedział w końcu Cole, jednak brzmiało to bardziej, jakby powiedział to do siebie. Jakby doszedł do jakiegoś wniosku.

Ava nigdy nie miała riposty na podobne stwierdzenia swojego ukochanego. Wiedziała, ile pozostali ninja znaczą dla Cole'a. Wiedziała, ale nigdy tak naprawdę tego nie rozumiała. Dla niej liczyła się tylko rodzina. System wartości jej męża, jako wieloletniego ninja, pomimo przejścia na emeryturę, był inny. Czasami kobieta miała wrażenie, że więź pomiędzy ninja znaczy dla nich dużo więcej, niż kiedykolwiek mogłaby dla nich znaczyć romantyczna więź z kobietą. To oczywiście nie znaczyło, że Cole jej nie kochał. Po prostu nie była najważniejsza. I to bolało, ale musiała to zaakceptować.

– Po prostu chodź do domu - powiedziała po chwili, ignorując słowa mężczyzny. – Zrobię ci herbaty.

Ava odeszła od Cole'a i powróciła do domu, nie zamykając jednak drzwi za sobą. Emerytowany ninja stał tak chwilę, wpatrując się w księżyc. Myśl, czy dobrze postąpił, nie opuściła go. I prawdopodobnie nigdy nie opuści.

Mógł jednak zrobić coś dla swojej rodziny. I to, w pewnym sensie, go uszczęśliwiało. Odwracało uwagę od tego, co mogłoby być.

Z głębokim westchnięciem, Cole wrócił do domu i zamknął za sobą drzwi. Usłyszał gwizd czajnika z kuchni. Usiadł na kanapie w salonie i włączył telewizor. Wszystko, by zagłuszyć myśli, o ile to w ogóle możliwe. Ava wyszła z kuchni z dwoma filiżankami i usiadła obok męża, ustawiwszy ciepłe napoje na szklanym stoliku kawowym przed nimi.

– Wiadomości? Błagam cię, włącz choć raz coś przyjemnego... – Kobieta przylgnęła do boku mężczyzny, a on objął ją swoim ramieniem.

– Co innego mamy oglądać? Jakieś żenujące talk show? – mruknął Cole. – Przynajmniej dowiemy się, co się dzieje na świecie. To się liczy.

– Brzmisz jak mój ojciec.

Cole zaśmiał się cicho na ten komentarz.

– Wiem. Bardziej mnie jednak przeraża, że zaczynam brzmieć też jak mój własny ojciec.

– Twój przynajmniej zna się na dobrej rozrywce.

W telewizji pojawił się obraz, który sprawił, że oboje zamilkli.

– Wiadomości z ostatniej chwili... – zaczęła spikerka. – Czerwony ninja, Kai, został odnaleziony w porzuconej łodzi na Oceanie Mistycznym... Był nieprzytomny... Został przetransportowany helikopterem do szpitala w Ninjago City. Jego stan jest krytyczny. Zostańcie z nami, trzymamy rękę na pulsie.

– Kai...? – wyszeptała Ava.

Cole zerwał się z kanapy.

– Polecę tam smokiem – rzucił, kierując się do drzwi. – Będzie szybciej.

– Smokiem!? – Ava poszła za mężem szybkim krokiem. – Nie latałeś od lat...! Czekaj, weź mnie ze sobą!

– Pilnuj dziewczyn. - Cole wyszedł, zamykając za sobą drzwi z hukiem. I pozostawiając żonę samą, w szoku.

Jedno zdanie krążyło w głowie Avy. ,,To nie może się dziać. To nie może się dziać. To nie może się dziać..."

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top