Śnieg
Śnieg
Jak co roku, nadchodziły święta, ale grudzień nie przypominał grudnia, a jakieś mokre, zachlapane przedwiośnie. Bez przerwy padało. Ale nie śniegiem, białym, zimnym i puszystym niczym z piosenki świątecznej, tylko gęstymi strugami deszczu, który czasem zmieniał się w uporczywą mżawkę. A zamiast bieli, była przytłaczająca szarość, która dawała nieprzyjemny, niestosowny kontrast dla wesołych wystaw sklepowych, ozdobionych bombkami, zielonymi stroikami i kolorowymi lampkami.
- Nie sądziłem, że będzie brakowało mi mrozu i śniegu - powiedział Sam Winchester do idącego obok niego anioła Castiela.
Wyszli z supermarketu, niosąc po torbie z zakupami, przede wszystkim potrzebnych dla Winchesterów, cóż, Castiel w zasadzie, nie potrzebował obiadów, ani piwa. Choć czasami wypijał z nimi po jednym, tak dla towarzystwa.
- Sądziłem, że śnieg na Gwiazdkę lubią tylko dzieci - odpowiedział Castiel, podnosząc wolną ręką kołnierz prochowca - w sumie dobrego płaszcza na deszcz, który właśnie zacinał im mokrym prysznicem prosto w twarze. Dobrze, że Impala stała niedaleko, na parkingu sklepowym.
- Właściwie, to wszystko mi jedno. Wiesz, Cas, jak byłem małym dzieciakiem, to zdarzało mi się marzyć o choince, wyjściu na sanki razem z tatą i Deanem, szczeniaczku na prezent... no wiesz. Ale to były mrzonki, przeszło mi... Wybacz, plotę głupoty – wyrzucił z siebie Sam i wzruszył szerokimi ramionami.
- Właśnie widzę, że przeszło - zauważył Cas spoglądając na zachmurzoną minę Winchestera.
- To pewnie przez ten deszcz - mruknął Sam. - Jakoś wolałbym śnieg... chyba.
Doszli do Impali. Sam otworzył auto i położył obie torby na tylnym siedzeniu Dziecinki.
Chciał wsiąść do auta, ale zatrzymał się, widząc, że Castiel stoi nieruchomo przed Impalą i nie otwiera drzwi.
- Co się stało? - spytał podchodząc do anioła. - Czemu nie wsiadasz?
Castiel spojrzał na niego, prosto w oczy, a później zapatrzył się na niebo, powoli podnosząc rękę i rysując palcami małe kółeczka. Nagle powietrze wokół nich oziębiło się, stało się jakby bardziej przejrzyste i świetliste, a z nieba - zamiast mokrych, ciężkich kropel, zaczęły padać duże, idealnie uformowane i idealnie białe, śniegowe gwiazdki. Spadały cichutko, srebrząc gęste, czarne włosy Castiela i gubiły się w miękkich, długich, brązowych włosach Sama. Osiadały na przemoczonym prochowcu i brązowej kurtce.
Sam spojrzał z uśmiechem na Castiela.
- Ty to zrobiłeś, Cas? - zapytał z niedowierzaniem.
- Oczywiście, Sam. Jestem aniołem i potrafię tworzyć małe cuda. Takie jak kilka śniegowych płatków w szary, grudniowy dzień. Chciałem poprawić ci humor - wyznał Castiel, a jego niebieskie oczy zrobiły się jakby bardziej niebieskie, niczym niebo w zimowe, rześkie południe.
- Dzięki, Cas, to jest... bardzo miłe - powiedział Sam lekko zakłopotany i zarumieniony. Dziwne, przez chwilę poczuł chęć, by pocałować Casa. W policzek. Ale przecież to by było niestosowne. Zupełnie nie jak z kumplem.
Zamiast tego sięgnął do kieszeni kurtki.
- Miałem Ci to dać pod choinkę, ale skoro zrobiła się pogoda świąteczna i dostałem od ciebie gwiazdki z nieba, no to masz teraz...
Wetknął w rękę Casa małe pudełko z wodą toaletową po goleniu.
- Ja się nie golę, Sam - powiedział zdziwiony Castiel, patrząc na kosmetyk.
Sam się roześmiał.
- Nie musisz się golić, możesz trochę wetrzeć w policzki i w szyję, by ładnie pachnieć... cytrusami - wyjaśnił, czując jak coraz większy rumieniec wykwita mu na policzkach. Oto stoi na parkingu, wśród padającego śniegu i czuje się jak jakiś uczniak...
Castiel schował pudełko do kieszeni i poważnie skinął głową.
- Dziękuję Sam. Będę jej używał codziennie.
Potem obaj wsiedli do Impali, gęsto pokryci płatkami śniegu i pojechali do Bunkra.
*
Nazajutrz, Sam przeszukując wiadomości w internecie, odkrył ze zdziwieniem i rozbawieniem, że niewielka anomalia pogodowa w Lebanon, w postaci śniegowej chmurki, sypiącej gęstymi płatkami śniegu na sklepowym parkingu - i to pomimo otaczającego ją deszczu, stała się lokalną sensacją.
- O cholera - powiedział, patrzący w ekran laptopa zakłopotany, pachnący cytrusami Castiel - Zapomniałem ją wyłączyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top