24. Rozejm (18+)


Dzięki podanemu lekarstwu, które otrzymało nazwę Warionex, stan wszystkich zarażonych wariozą zaczął się stopniowo poprawiać. Pomimo, że Megatron był już bardzo blisko spotkania z Wszechiskrą, intensywna kuracja sprawiła, że po raz kolejny wymknął się ze szponów śmierci. Soundwave i Breakdown dość szybko doszli do dawnej formy, nieco gorzej było z Vehiconami, które zetknęły się z ogromną dawką patogenów. Niemniej jednak otrzymawszy końskie dawki lekarstwa i one powoli wychodziły na prostą.

Ponieważ pasożyty nie zagrażały już życiu Conów, Megatron po konsultacjach z Knock Outem zdecydował się nie wysadzać transportowca. Medyk zaznaczył jednak, że statek trzeba bardzo dokładnie wyczyścić. Wysłano więc na niego kolejną ekipę sprzątającą, która regularnie dostawała Warionex.

W międzyczasie Knock Out i Breakdown wymienili stare, twarde łóżka na dużo wygodniejsze, pomogli także urządzić pokój Carmen. Z pomocą paneli z lustrzanego szkła podzielili wielką kwaterę na trzy części. Do największej wstawili łóżko, dużą szafę, stolik i trzy fotele. Na ścianie zamontowali nowoczesny telewizor z funkcją dostępu do Internetu i odtwarzaniem różnych typów plików medialnych. W dwóch mniejszych częściach urządzili kuchnię i łazienkę. Oczywiście w każdym z pomieszczeń nie mogło zabraknąć wydajnych grzejników.

Nieco problemowe okazało się wysokie położenie klawiatury numerycznej, za pomocą której dziewczyna mogła otworzyć drzwi. Soundwave szybko rozwiązał ten problem tworząc aplikację na komórkę dziewczyny, dzięki której mogła otwierać drzwi zdalnie. Dostała również nowy komunikator. Jedynym problemem pozostała jedynie kwestia samoobrony, ale o to się chwilowo nie martwiła, ponieważ Darkfire ciągle siedział zamknięty w areszcie.

Dzięki staraniom Knock Outa, Breakdowna i reszty załogi, Carmen zaczęła traktować Nemesis jak swój drugi dom. Ponieważ szybko rozeszła się wieść o jej ogromnym wkładzie w pracę nad Warionexem, Decepticony nabrały szacunku dla niepozornego węglowca i wszyscy byli dla niej bardzo mili. No, może z jednym małym wyjątkiem, który nazywał się Starscream.

Po kolejnej nieudanej próbie zgaszenia Iskry Megatrona i przejęcia władzy, Seeker czuł się bardzo niepewnie. Bał się, co zrobi z nim lider Decepticonów, gdy tylko odzyska pełnię sił. Był przekonany, że Megatron już wie, co chciał zrobić i rozważał nawet próbę dezercji. Doskonale jednak zdawał sobie sprawę, że w ten sposób może tylko pogorszyć swoją i tak już nieciekawą sytuację. Gdyby uciekł, Megatron z pewnością ścigałby go bez litości. Nie mógł zapomnieć również o Autobotach. One także nie dałyby mu spokojnie żyć. Całą winą za niepowodzenie obarczał Carmen, której jakimś cudem udało się wydostać z aresztu. Ten mały, przebiegły węglowiec musiał podpatrzeć jak zmieniał kod do drzwi! Niech to wszystko rdza pochłonie! Gdy tylko widział dziewczynę, za każdym razem dawał jej do zrozumienia, że jest dla niego tylko nędznym robakiem, którego najchętniej by zdeptał. Nie śmiał jednak podnieść na nią ręki, obawiając się dalszych konsekwencji. Oczywiście swoją dezaprobatę wobec jej osoby wyrażał jedynie gdy w pobliżu nie było Knock Outa i Breakdowna, którzy mieli pełne ręce roboty przy powielaniu i podawaniu Warionexu zakażonym. Carmen znosiła jego złośliwości ze stoickim spokojem, mając świadomość, że wkrótce razem z medykiem będą mieli Seekera w garści. Knock Out już na samym początku chciał wezwać Starscreama na małą rozmowę, ale dziewczyna namówiła go, aby się wstrzymał.

- Jestem pewna, że Starscream trzęsie lotkami ze strachu przed gniewem Megatrona. – argumentowała – Im dłużej pożyje sobie w tej niepewności, tym lepiej!

- Nie chciałbym mieć w tobie wroga iskierko! – stwierdził wówczas Knock Out.

Zgodził się jednak z dziewczyną, że warto potrzymać Seekera w niepewności.

W końcu nadszedł ten dzień, gdy lider Decepticonów odzyskał pełnię sił i mógł wreszcie objąć dowodzenie. Wezwał całą załogę na mostek i uroczyście podziękował całemu zespołowi opracowującemu lekarstwo.

- Jestem dumny, że mam w swoich szeregach tak zdolnych naukowców. Chciałbym wam jakoś wynagrodzić trud włożony w badania. Czy jest coś, co mógłbym dla was zrobić? – zakończył swoją przemowę lider.

Shockwave i Soundwave w milczeniu zaprzeczyli, jakoby mieli jakieś życzenia.

- Może małą imprezkę, by uczcić wasz szczęśliwy powrót do zdrowia? – wypalił nagle Knock Out.

Usłyszał, jak tuż za nim Breakdown parsknął tłumionym śmiechem, gdy gniewny wzrok Megatrona spoczął na medyku.

- Czy ty kiedyś spoważniejesz Knock Out? – warknął lord – Dobrze wiesz, jak to wasze imprezowanie skończyło się ostatnim razem!

- Mój panie otarłeś się o śmierć. Nie sądzisz, że należy ci się po tym wszystkim odrobina beztroski? – przekonywał medyk – Nie chcę nic mówić, ale ostatnim razem nie miałeś ochoty kończyć zabawy.

- A następnego dnia obudził mnie potężny kac!

- Było tyle nie chlać. – mruknął pod nosem Breakdown.

Carmen schowała głowę w zagłębieniu szyi Knock Outa, żeby Megatron nie widział, jak próbuje powstrzymać napad śmiechu.

- Ogarnijcie się oboje! – skarcił ich medyk, któremu również niewiele brakowało by się nie roześmiać.

Próbując zachować należytą powagę, zwrócił się do Megatrona:

- Kac to najmniejszy problem Lordzie Megatronie! Przeciwbólowe, Energon i po sprawie! Pytałeś, czy możesz coś dla nas zrobić, więc poddałem propozycję. Czy spełnisz moją prośbę, to już zależy wyłącznie od ciebie.

- Niech ci będzie! – Megatron machnął ręką z rezygnacją – Zróbcie tę imprezę.

Lider Decepticonów dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że nigdzie nie widzi swojego byłego komandora.

- Kogoś mi tu brakuje. Widział ktoś Starscreama?

Stojące z tyłu Vehicony rozstąpiły się, odsłaniając nieco przygarbionego mecha.

- Starscream a ty co się tak czaisz z tyłu? – Megatron wbił w niego swoje spojrzenie.

Seeker miał wrażenie, że wzrok lorda prześwietla go na wskroś.

- Znowu coś przeskrobałeś?

- J... ja? Ależ skąd mój panie! – pisnął Starscream.

- Doprawdy? A zachowujesz się, jakbyś miał coś na sumieniu.

- Nie no skądże! Ja... po prostu zrozumiałem, że jestem tylko marnym pionkiem w twojej armii i uznałem, że nie ma potrzeby, bym stawał tuż przed twoim obliczem! – gorączkowo tłumaczył się Seeker.

Megatron jeszcze przez chwilę mierzył go badawczym spojrzeniem.

- Jakoś trudno mi uwierzyć, że zaakceptowałeś utratę swojego stanowiska. – odezwał się w końcu – Zapamiętaj sobie jedno. Na tym statku nic nie dzieje się bez mojej wiedzy. A teraz przyślij do mnie Darkfire'a. Muszę sobie z nim poważnie porozmawiać. Załoga! Wracajcie do swoich zajęć!

Knock Out i Breakdown od razu dogonili opuszczającego centrum dowodzenia Starscreama.

- Ostatnio jesteś bardzo zestresowany Gwiazdeczko! – zagaił medyk – Czy coś się stało?

- Nie rżnij głupa Knock Out! – warknął Starscream – Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że nie donieśliście Megatronowi, co chciałem zrobić!

- Gdybyśmy to zrobili, w tej chwili nie rozmawiałbyś z nami.

- Więc Megatron o niczym nie wie?

- Na razie nie. I chyba lepiej, żeby się nie dowiedział, prawda? – Knock Out posłał Seekerowi przebiegły uśmiech.

- Czego chcesz w zamian za milczenie?

- Bezwzględnego posłuszeństwa i lojalności. Zarówno wobec mnie i Breakdowna, jak i Carmen.

- Co? Mam słuchać poleceń tego węglowca? – oburzył się Starscream.

- Chyba nie chcesz, żeby węglowiec przez przypadek się wygadał, prawda? – uśmiechnęła się dziewczyna.

- Jeśli naskarżycie na mnie Megatronowi, wiedzcie, że pociągnę was za sobą!

- Niby jak chcesz to zrobić? – chciał wiedzieć Knock Out.

- Nasz pan z pewnością nie będzie zachwycony, że zatailiście przed nim tak istotną informację . – uśmiechnął się Starscream.

- O nas się nie martw. Gdy dowie się, dlaczego to zrobiliśmy, z pewnością nie ukarze nas zbyt dotkliwie. Czego nie można powiedzieć o tobie. – medyk nie dał się zbić z tropu.

Starscream w duchu rzucił długą wiązankę przekleństw pod adresem Knock Outa. Że też ten zawsze potrafi się jakoś wywinąć! Postanowił za wszelką cenę zdobyć na niego jakiegoś haka. Na niego, albo na Breakdowna lub Carmen.

- Więc jak będzie Gwiazdeczko? Zgadzasz się na taki układ, czy mamy iść do Megatrona? – z rozmyślań wyrwał go głos medyka.

- Nie pozostawiłeś mi żadnego wyboru! Ale uważaj Knock Out. Ten szantaż się kiedyś na tobie zemści! – warknął Starscream.

- Pożyjemy, zobaczymy! A teraz idź wypełnić rozkaz Megatrona. Chyba nie chcesz dostać zjebki za opieszałość, co?

Wściekły Starscream oddalił się szybkim krokiem, a Knock Out i Breakdown przybili sobie piątkę.

- Jak myślisz, będzie coś kombinował? – zagaił Breakdown.

- Oczywiście, że będzie! Przecież to Starscream! Z przyjemnością popatrzę jak się miota!

- Ty mój geniuszu zła! – roześmiała się Carmen.

- Dorównujesz mi pod każdym względem iskierko!

- Jak skończyliście sobie słodzić, to może zaczniemy przygotowania do imprezy? – przerwał im Breakdown.

- A co byście powiedzieli na to, żeby urządzić imprę na plaży? – poddała pomysł Carmen.

- Dla mnie bomba! – ucieszył się Breakdown.

- Nie wiem, czy Megatron wyrazi na to zgodę. – Knock Out próbował hamować ich zapędy.

- W razie czego spróbuję go przekonać! Przynajmniej będzie ciepło!

- Jeśli już mamy imprezować na plaży, to dopiero po zmroku. Stężony Energon i przegrzane podzespoły to nie najlepsze połączenie.

- Może być i po zmroku! I tak będzie cieplej niż tutaj!

- W takim razie chodźmy przekonać Megatrona! Ponieważ to twój pomysł Carmen, ty będziesz mówić.

- A co? Cykorek obleciał? – drwił Breakdown.

- Żartujesz? Po prostu myślę, że Carmen będzie miała większą moc przekonywania.

- Jasne!

- Nie ma sprawy! Rozmowę z mega nerwusem biorę na siebie! – uśmiechnęła się dziewczyna – Idziemy?

- Lepiej poczekajmy aż Megatron rozprawi się z Darkfire'em. Wolałbym nie trafić w sam środek „rozmowy" – słowo rozmowa Knock Out zaakcentował gestem cudzysłowu.

- Więc chcesz powiedzieć, że te tak zwane poważne rozmowy to zwykły łomot?

- Nie zawsze, ale mam nadzieję, że w tym przypadku tak będzie.

- Ja też nie miałabym nic przeciwko temu. Mam nadzieję, że po interwencji Megsa, ten świr odczepi się ode mnie raz na zawsze!

- Nawet jeśli nie, to przecież masz swojego prywatnego ochroniarza! – przypomniał jej Breakdown.

- Niby tak, ale na misje na pewno mnie nie zabierzesz. A co zrobię, jak ten zbok zaatakuje mnie, gdy ty i Knock Out będziecie czymś zajęci?

- Teraz, gdy zażegnaliśmy kryzys z zarazą, przycisnę trochę Shockwave'a, żeby wymyślił dla ciebie jakąś broń. A póki co, my dwaj nigdzie się nie wybieramy, więc możesz się czuć bezpieczna.

- Bezpieczna poczuję się, kiedy ten zwyrol opuści Ziemię, a na to niestety się nie zanosi.

- Nie martw się na zapas iskierko. – uśmiechnął się Knock Out – Pamiętaj, że Megatron ma ogromny dar przekonywania do swoich racji.

- Mam nadzieję, że i tym razem tak będzie... - westchnęła dziewczyna.

***

Osłabiony Darkfire siedział pod ścianą swojej celi. Tak jak zarządził Megatron, nie dostawał pełnych porcji Energonu. Ilości które dostarczały mu Vehicony, wystarczyły jedynie by utrzymać go przy życiu. Gdy energonowy głód dawał mu się ostro we znaki, zapadał w stan hibernacji by oszczędzać energię. Resztę czasu spędzał na rozmyślaniu i oddawaniu się dzikim, erotycznym fantazjom z Carmen w roli głównej. Odkąd wpadł na pomysł, że mógłby wykorzystać jej wdzięki dla własnej przyjemności, nie mógł przestać o tym myśleć. Dziewczyna była bardzo atrakcyjna, a przy tym pyskata i niepokorna, co bardzo nakręcało mecha. Z początku miał ochotę zabawić się z nią, by zaspokoić swój silny popęd seksualny, lecz gdy dowiedział się, że jest partnerką jego znienawidzonego brata, któremu zazdrościł władzy i pozycji, które – zdaniem Darkfire'a – powinny należeć się jemu, przyjął za punkt honoru, że musi ją przelecieć, mając świadomość jak bardzo zraniłoby to Knock Outa. A pragnął jego cierpienia nade wszystko, szczególnie po tym, jak tamten zafundował mu zabieg operacyjny bez znieczulenia. Darkfire wzdrygał się za każdym razem, gdy przypomniał sobie ten okropny ból. Mech poprzysiągł sobie, że zemści się na bracie, a najprościej było to zrobić uderzając w jego dziewczynę. Już prawie udało mu się ją dostać, był tak blisko... Że też do sali medycznej musiał wparadować Megatron! Wspomnienie bezradnej, unieruchomionej na stole Carmen, z którą mógłby zrobić co mu się żywnie podoba, sprawiło, że znowu poczuł wzbierające podniecenie. Ileż to razy wyobrażał sobie, co by było, gdyby lider Decepticonów mu nie przeszkodził. Oczami wyobraźni widział przerażone spojrzenie dziewczyny i słyszał jej krzyki, podczas gdy on gwałtownie wbijał w nią swój generator przyjemności. Dla spełnienia tej wizji byłby w stanie zrobić wszystko. Nim dotarł na Ziemię, przez długi czas przebywał w samotności i był bardzo spragniony ostrego interfejsowania z jakąś femme, nawet należącą do innego gatunku. Dla niego liczyło się jedynie zaspokojenie swojego ogromnego popędu, który ujawnił się u niego już w drugiej klasie podstawówki, kiedy to Darkwing pokazał mu filmy dla dorosłych, których jego ojciec miał niezwykle pokaźną kolekcję. Darkfire'owi szczególnie przypadły do gustu praktyki oparte na ostrej dominacji jednej ze stron. Z przyjemnością oglądał także sceny gwałtów, które potem odtwarzał w swoich marzeniach. Im był starszy, tym bardziej pragnął przenieść swoje fantazje do realnego życia. Będąc w szóstej klasie podstawówki zrobił to po raz pierwszy. Doskonale pamiętał ten dzień. Razem z kumplami jak zwykle przechadzali się po korytarzu szukając kolejnej ofiary, nad którą mogliby się poznęcać. W pewnym momencie dostrzegli młodszą o dwa lata fembotkę, która wyglądała na totalnie zagubioną. Drobna i niezwykle zgrabna femme natychmiast zwróciła uwagę Darkfire'a. Miała fioletowy lakier z jasnoniebieskimi wykończeniami i naziemny alt-mode. Jej optyki jarzyły się złotym blaskiem, który cudownie kontrastował z jasnoniebieską twarzyczką. Mech zapragnął posiąść tę prześliczną botkę. Razem z kumplami podeszli do dziewczyny.

- Wyglądasz na nieco zagubioną. – odezwał się Darkfire.

- To mój pierwszy dzień w nowej szkole. Szukam mojej nowej klasy.

- A jaką lekcję będziesz teraz miała?

Botka zerknęła na rozkład zajęć.

- Cybertrońską biologię.

- Chętnie zaprowadzimy cię do klasy.

- Dziękuję.

Poprowadzili dziewczynę do podziemnej części szkoły, gdzie mieściła się piwnica i liczne składziki. Dopiero gdy znaleźli się na dole, młoda femme zorientowała się, że coś jest nie tak.

- Dlaczego tu przyszliśmy? Przecież tu nie ma żadnych klas.

- Brawo za spostrzegawczość maleńka! – roześmiał się Darkfire – Silvermoon staniesz na czatach. A my się trochę zabawimy!

Przerażenie malujące się na twarzy dziewczyny sprawiło, że Iskra Darkfire'a zabiła mocniej. Młoda femme rzuciła się do ucieczki, lecz nie zdążyła zrobić nawet kroku, jak mech złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie.

- Ratunku! – krzyknęła, a przerażenie w jej głosie było dla Darkfire'a jak najpiękniejsza muzyka.

Nie mógł jednak pozwolić, by jej krzyki kogoś tu zwabiły. Momentalnie zatkał jej usta dłonią.

- Zamknij się mała dziwko, albo z tobą skończę! – warknął prosto do jej audio receptora.

Dziewczyna natychmiast ucichła, a on przytrzymując ją jedną ręką, drugą zsunął pomiędzy jej nogi i zaczął pocierać obudowę okrywającą jej panel interfejsowania. Doskonale wiedział, że odpowiednia stymulacja powoduje odruchowe rozsunięcie się pokryw, nawet wbrew woli bota.

- Proszę, nie! Zostaw! – załkała femme.

- O tak! Wiem, że tego nie chcesz... – wyszeptał Darkfire zwiększając intensywność stymulacji – Im bardziej jesteś niechętna, tym bardziej mnie nakręcasz!

Poczuł jak pokrywa panelu rozsuwa się, odsłaniając port wejściowy botki. Gdy jego szpony natrafiły na ciepły, wilgotny otwór, poczuł wzbierającą żądzę, a jego nabrzmiały generator przyjemności zaczął napierać na obudowę krocza. Popchnął femme na podłogę pod ścianą i obrócił przodem do siebie. Jej przerażenie i łzy cieknące ciurkiem z optyk tylko spotęgowały jego podniecenie. Przyklęknął przy botce i rozsunął szeroko jej nogi. Dziewczyna szarpnęła się z bólu, gdy wsunął palce w jej port.

- Jakaś ty ciasna... – zamruczał zadowolony – Będę miał z tobą mnóstwo przyjemności!

- Proszę przestań! – zaszlochała – To boli!

- Przestanie boleć, jak skupisz się na czymś pożytecznym! – Darkwing przyklęknął obok botki, uwolnił swój generator przyjemności i podsunął pod jej usta. – Possij go mała! Tylko niech nie przyjdzie ci do głowy mnie ugryźć!

- Nie zrobię tego! To jest ohydne!

Darkwing transformował rękę w długi sztylet i przystawił go do szyi femme.

- Ssij, albo poderżnę ci przewody! – warknął.

Dziewczyna posłusznie wzięła do ust jego męskość. Darkfire nadal wpychał palce w jej ciasny port, by ten wypełnił się lubrykantem. Stojący z boku Hurricane obserwował poczynania kolegów, jednocześnie masując swoje napęczniałe prącie.

Uznając, że botka jest na tyle dobrze nawilżona, by można się było przyjemnie w nią wbić, Darkfire uwolnił swój generator przyjemności, po czym gwałtownie wepchnął go do portu młodej femme. Jęknął z rozkoszy, gdy jego prącie zagłębiło się w gorącej wilgoci. Ściany ciasnego portu dokładnie przylegały do jego generatora przyjemności, drażniąc jednocześnie wszystkie najczulsze punkty, a tym samym dając mu niewyobrażalną rozkosz.

- Kurwa! Nie gryźć mnie ty mała suko! – usłyszał krzyk Hurricane'a, który wyciągnął z ust femme swojego penisa.

Zamachnął się, chcąc uderzyć ją w twarz, ale powstrzymał go Darkfire.

- Wyluzuj stary! To jej pierwszy raz. Musi ją bardzo boleć. Użyjesz sobie jak skończę.

- Błagam! Dajcie mi już spokój! – jęknęła dziewczyna.

- Oczywiście, że damy. Jak nas zaspokoisz. – Darkfire z satysfakcją obserwował wykrzywioną z bólu twarz botki, poruszając się w niej gwałtownie.

Niezwykle przyjemne bodźce sprawiły, że poczuł jak po jego obwodach rozchodzi się uczucie rozkoszy, które błyskawicznie przekształciło się w bardzo intensywny orgazm. Opadł na szlochającą femme i przez chwilę dochodził do siebie.

- Zabawiłeś się, to teraz nasza kolej! – usłyszał ponaglający głos Hurricane'a.

Darkfire stoczył się że swojej zapłakanej ofiary, a jego miejsce kolejno zajęli Darkwing i Hurricane. Przyglądając się jak jego kumple gwałcą młodą botkę, Darkfire ponownie poczuł wzbierające pożądanie. Gdy szykował się do powtórzenia chwili przyjemności, do pomieszczenia wpadł Silvermoon.

- Zabieramy się stąd! Idzie tu jakaś para!

Darkfire przykucnął obok wymęczonej, zapłakanej dziewczyny i brutalnie uniósł jej głowę, by patrzyła mu prosto w optyki.

- Tylko piśnij komuś jak wyglądamy, a znajdziemy cię i zgasimy twoją Iskrę, rozumiesz?

Ta tylko skinęła głową.

- Chodu chłopaki!

Transformowali się i skierowali do drugiego wyjścia z piwnicy.

Ten pierwszy gwałt tak spodobał się mechowi, że w późniejszym czasie jeszcze wielokrotnie sprowadzali tę samą femme w ustronne miejsca w wiadomym celu. Groźbami zmuszali ją, by szła z nimi, a także wymuszali milczenie. Aż w końcu dziewczyna przestała pojawiać się w szkole. Później dowiedzieli się, że przecięła sobie przewody i zgasła na skutek utraty Energonu. Nie przejęli się tym zbytnio i znaleźli sobie kolejną ofiarę, a gdy ta zmieniła szkołę, parę następnych. Wszystkie były bardzo młodymi botkami, które dopiero co zaczynały wkraczać w okres dojrzewania. Część z nich, podobnie jak pierwsza femme popełniła samobójstwo. Dla Darkfire'a było to jednak bez znaczenia. Nie czuł się ani trochę winny. Przecież nikogo nie zmusił, do skończenia ze sobą! W późniejszym okresie, gdy ukończył już proces edukacji, drogi jego i jego kumpli rozeszły się. Przystąpił do Decepticonów jako Łowca. Z powodzeniem porywał wysoko postawione Autoboty i torturami wyciągał z nich cenne informacje. Gdy w jego łapy trafiała jakaś femme, nie omieszkał wykorzystywać jej seksualnie. Czasami pracował też jako Najemnik, którego celem było gaszenie Iskier wskazanych botów. Tak... to były piękne czasy! Mógł robić to, co lubił najbardziej, czyli zadawać ból, zabijać i gwałcić. Miał nadzieję, że teraz, gdy ponownie spotkał Decepticony, będzie mógł wrócić do dawnych prsktyk. Zdawał sobie sprawę z tego, że chwilowo popadł w niełaskę Megatrona, jednak liczył na to, że szybko się przed nim zrehabilituje.

Rozmyślania mecha przerwał odgłos otwieranych drzwi. No wreszcie ktoś raczył pofatygować się do niego z Energonem! Darkfire zdziwił się niezmiernie, gdy w progu stanął Starscream. Niestety, nie miał ze sobą paliwa.

- Ładnie to tak przychodzić z pustymi rękami? – przywitał Seekera.

- Lord Megatron chce z tobą mówić. – odparł Starscream naciskając przycisk na konsoli.

Stalowe kraty natychmiast schowały się w podłogę.

- Wiesz, czego chce?

- Nie spowiada mi się ze swoich zamiarów.

- Zatem sam się muszę tego dowiedzieć! – Darkfire ochoczo opuścił celę.

Podążył w stronę mostka, gdzie czekał już na niego lider Decepticonów.

- Podobno chciałeś mnie widzieć mój panie? – odezwał się stając naprzeciwko potężnego mecha i składając mu pokłon.

- Istotnie. Jak dobrze wiesz, zabroniłem Decepticonom krzywdzić Carmen. – zaczął Megatron.

Jego głos był bardzo spokojny. Darkfire odniósł wrażenie, że aż za spokojny. Obawiał się, że za chwilę lord wybuchnie gniewem.

- Tak. Wiem, mój panie!

- Skoro tak, to dlaczego ośmieliłeś się złamać mój zakaz?

- Ja chciałem dać jej tylko trochę przyjemności! Gdybym naprawdę chciał ją skrzywdzić, nie zmniejszałbym rozmiaru.

- Powiedz mi, czy ty naprawdę jesteś takim debilem, czy tylko udajesz? – głos Megatrona zaczął nabierać mocy. – Gwałt nazywasz dawaniem przyjemności?

- Kobiety zawsze się wzbraniają, a w rzeczywistości pragną mocnych wrażeń!

Lider błyskawicznie dopadł do mniejszego od siebie mecha i chwyciwszy go za szyję, gwałtownie uniósł w górę.

- Posłuchaj mnie uważnie idioto, bo nie będę się powtarzał. – warknął patrząc groźnie na Darkfire'a - Po pierwsze: rozkazuję ci zostawić dziewczynę w spokoju! Jest członkiem mojej drużyny i masz traktować ją jak każdego innego Decepticona! A po drugie: jeżeli jeszcze raz zlekceważysz jakikolwiek mój rozkaz, spotka cię naprawdę surowa kara. A być może nawet zgaszenie Iskry. Nie potrzebuję w mojej armii nielojalnych żołnierzy. Zrozumiałeś to?

- Oczywiście Lordzie Megatronie! – wycharczał czarny mech przez ściśnięte gardło.

- I ciesz się, że gdy nakryłem cię na próbie gwałtu, byłeś w ciele swojego brata. Gdybyś był w swoim, dałbym ci taką nauczkę, którą popamiętałbyś do końca swojego życia! – to mówiąc lord szybko rozluźnił uścisk i Darkfire runął na podłogę – A teraz zejdź mi z oczu i dobrze przemyśl sobie moje słowa!

„Duży błąd Megatronie! Mnie nie traktuje się w ten sposób!" – pomyślał Darkfire opuszczając centrum dowodzenia. – Nadejdzie dzień, że jeszcze tego pożałujesz!"

***

Ku wielkiemu zdziwieniu Knock Outa i Breakdowna, Carmen dość szybko przekonała Megatrona, by zezwolił na plenerową imprezę. Soundwave znalazł niedużą, wyludnioną wysepkę nad którą sprowadził Nemesis. Vehicony przetransportowały na plażę wygodne kanapy oraz zapasy Stężonego Energonu, który na miejscu został przelany do litrowych butelek. Ze względu na obecność Carmen, Megatron zarządził, że na imprezie wszystkie Cony mają zmniejszyć swoje rozmiary. Dziewczyna uparła się, że bez muzyki nie będzie zabawy, więc Knock Out poprosił Breakdowna, aby podłączył sprzęt grający. W tym samym czasie Carmen wybrała się na zakupy. Oprócz alkoholu dla siebie, kupiła również jednorazowe, ekologiczne kubeczki z celulozy, a także zmieniające kolory lampy solarne, które miały stanowić jedyne oświetlenie na plaży. Postawiła je w swoim ogrodzie, by akumulatory zdążyły naładować się słonecznym światłem, a ona sama szykowała się w tym czasie na imprezę. Tym razem postanowiła założyć czerwoną, opinającą ciało sukienkę z wciętym, trójkątnym dekoltem. Całości dopełniał starannie zrobiony, drapieżny makijaż, kolia i długie kolczyki wysadzane cyrkoniami mieniącymi się wszystkimi kolorami tęczy w zależności od kąta padania światła. Gdy była już gotowa, wezwała Knock Outa. Z jego pomocą przetransportowała lampy solarne i ustawiła je w newralgicznych punktach plaży.

Gdy słońce skryło się za horyzontem, wszystkie Cony zebrały się, by świętować. Nawet Soundwave opuścił centrum dowodzenia. Carmen była pewna, że zrobił to tylko i wyłącznie na wyraźny rozkaz Megatrona.

Pełniący rolę gospodarza Knock Out wygłosił pierwszy toast, którym oficjalnie rozpoczął imprezę. Vehicony ochoczo zabrały się za opróżnianie zapasów Stężonego Energonu błyskawicznie wprowadzając się w stan upojenia energonowego. Obserwujący ich poczynania Megatron nie był zbyt zadowolony z tego faktu. On sam siedział wraz z resztą załogi w nieco głębszej części plaży.

- Knock Out jeśli tym razem wydarzy się coś nieprzewidzianego, możesz być pewien, że to ciebie obarczę odpowiedzialnością. – odezwał się lord.

- Będę pamiętał. – medyk postanowił przyspieszyć tempo picia, żeby Megatron wyluzował się trochę – A teraz wypijmy za twój powrót do zdrowia!

Po kilku kolejkach Stężonego Energonu atmosfera wyraźnie się polepszyła. Jedynie Shockwave i Soundwave nie tknęli mocniejszego trunku.

- A wy czemu nie pijecie? – zainteresowała się Carmen.

- Uważam za nielogiczne doprowadzanie swojego umysłu do stanu upojenia energonowego. – odparł Shockwave.

- Czy dla ciebie wszystko musi być logiczne?

- Całe życie opiera się na logice. – padła odpowiedź.

- Shock... załamujesz mnie.

- Nie tylko ciebie mała! – roześmiał się Breakdown.

- No a ty Soundwave?

- Nie pije, bo Stężony Energon i tak na niego nie podziała. Ma wszczepiony neutralizator procentów, żeby wróg nie zdołał go upić i wyciągnąć istotnych informacji. – pospieszył z wyjaśnieniami Knock Out.

- Naprawdę? Biedny Sound! Jak mogliście mu to zrobić? – dziewczyna spojrzała z wyrzutem na Megatrona i medyka.

- Na mnie nie patrz! Ja mu nic nie kazałem! Sam poprosił, żeby mu to wszczepić. – lider Decepticonów zrobił gest pod tytułem „Ja umywam ręce!"

Na potwierdzenie jego słów Soundwave skinął tylko głową.

- Cóż za poświęcenie dla sprawy! Nie przestajesz mnie zaskakiwać!

- A gdzie właściwie jest Starscream? – zainteresował się Megatron – Coś ostatnio podejrzanie się zachowuje! Czy tylko ja mam wrażenie, że znowu coś kombinuje?

- Może po ostatnim tanecznym występie boi się pić, żeby nie zrobić powtórki z rozrywki! – Carmen próbowała odwrócić uwagę lorda od śliskiego tematu.

- Tańczący Starscream? Chętnie bym to zobaczył!

- Mam nagranie! – Breakdown ochoczo wyciągnął datapada, ustawił film i podał urządzenie liderowi.

Gdy Starscream zaliczył bliskie spotkanie z podłogą, Megatron uśmiechnął się szeroko.

- Zaiste piękny widok! – skomentował lider, gdy nagranie dobiegło końca.

Nagły hałas towarzyszący zbiorowej transformacji natychmiast zwrócił ich uwagę. To naziemne Vehicony postanowiły urządzić sobie wyścig po mokrym piasku wzdłuż linii łączącej plażę i ocean. Carmen od razu zauważyła znajomy błysk w oczach Knock Outa. Medyk nie ruszył się jednak z miejsca, choć dziewczyna widziała jego tęskne spojrzenie utkwione w ustawiających się na starcie Conach.

- Pewnie byś się z nimi ścignął, co? – zagadnęła.

- Na wyścigi zawsze mam chęć!

- No to na co czekamy? – podchwycił natychmiast Breakdown – Pokażmy im kto jest najlepszy!

- W sumie racja! Jedziesz z nami Carmen?

- No jasne! Takiej okazji nie przepuszczę! – uśmiechnęła się.

Knock Out i Breakdown transformowali się, a dziewczyna usiadła na miejscu kierowcy Astona Martina.

- Tylko rączki trzymaj przy sobie ty moja mała diablico! Muszę się skupić na wygraniu wyścigu! – zaznaczył medyk.

- Będę wzorem niewinności! – roześmiała się Carmen.

- Już to widzę!

Knock Out i Breakdown pojechali na miejsce startu i ustawili się na samym końcu kolumny.

- Możemy się przyłączyć? – spytał medyk.

- Jasne! Tylko pamiętaj doktorku, że to nie gładziutki asfalt! – odparł jeden z uczestników.

- I myślisz, że to mnie powstrzyma przed wygraniem?

- A nie boisz się, że porysujesz lakier? To nie będzie grzeczny wyścig! Wszystkie chwyty dozwolone!

- Zamiast gadać, przeszlibyście do konkretów!

- Czy aby na pewno chcecie grać nieczysto? – spytał Breakdown – Jeśli tak, to powodzenia życzę!

Obok narysowanej na mokrym piasku linii startu stanął jeden z Conów.

- Jesteście gotowi? – spytał.

W odpowiedzi rozległ się tylko głośny ryk uruchamianych na najwyższych obrotach silników. Rywale próbowali zastraszyć się wzajemnie pokazując ich moc.

- Amatorzy! – mruknął Knock Out, po czym dał popis możliwości swojego dwunastocylindrowego silnika.

Głęboki, basowy ryk oraz wibracje sprawiły , że Carmen bardzo wyraźnie zdała sobie sprawę z tego, jak wielka moc drzemie pod maską medyka. Dziewczyna poczuła narastającą ekscytację. Zapowiadała się bardzo ciekawa jazda.

Na dany znak rywale gwałtownie ruszyli z miejsc. Breakdown bezpardonowo wcisnął się pomiędzy jadące przed nimi pojazdy i manewrując w prawo i lewo dosłownie zepchnął je z toru, co natychmiast wykorzystał Knock Out wjeżdżając w wolną lukę.

- Hej tak nie wolno! – krzyknął jeden z popchniętych Conów.

- Sami mówiliście, że wszystkie chwyty dozwolone! – roześmiał się medyk pędzący za torującym mu drogę przyjacielem.

Widząc potężny wóz bojowy, Vehicony same zaczęły ustępować z drogi, lecz gdy tylko pojawiał się Knock Out, momentalnie wracały na swoje miejsca, blokując mu przejazd.

- Co się wleczecie jak za pogrzebem? – zirytował się medyk próbując wyminąć Cona , który jednak skutecznie mu to uniemożliwiał cały czas zajeżdżając drogę. – To wyścig, a nie spacerek po plaży!

- Jak ci się coś nie podoba, to mnie wyprzedź!

- Z przyjemnością!

Carmen poczuła jak oplata ją pas bezpieczeństwa, a po chwili Knock Out gwałtownie zahamował, jednocześnie odbijając w prawo, na część plaży zalewaną przez delikatne fale. Dodał gazu i wyrwał do przodu błyskawicznie nabierając prędkości, a przy okazji rozpryskując kaskady wody na pędzące obok Vehicony.

- Hej! Tak nie można! Jesteś poza torem!

- Ty oszuście!

Na medyka posypały się gromy ze strony pozostałych uczestników wyścigu.

- Znudziło mi się za wami wlec! - odparł Knock Out - Spotkamy się na mecie! - to mówiąc jeszcze bardziej przyspieszył, nieubłaganie zbliżając się do czołówki.

Po wyminięciu lidera wjechał z powrotem na umowny tor.

- Ktoś chętny objąć prowadzenie? - krzyknął do pozostawionych w tyle Conów.

- Poza torem to każdy potrafi zająć pierwsze miejsce cwaniaku! - warknął były lider.

- Możesz mnie wyprzedzić jeśli chcesz! - medyk zwolnił, pozwalając trzem Conom się wyminąć.

- Zdaje mi się, czy ty coś kombinujesz? - odezwała się Carmen.

- Zdecydowanie zbyt dobrze mnie znasz maleńka!

Knock Out zauważył zbliżającego się Breakdowna, który brutalnie torował sobie drogę pomiędzy Conami.

- Nie może być! Ty nie na czele wyścigu? – zdziwił się zrównując się z przyjacielem.

- Pozwolę im mieć chwilkę satysfakcji.

W oddali dostrzegł dwa Vehicony, stojące przy wyznaczonej linii mety.

- No dobra chłopcy! Dość tego spacerku! – przyspieszył wyprzedzając pierwszego z brzegu Cona.

Breakdown pruł tuż za nim. Carmen zastanawiała się, jakim cudem tak wielki i ciężki pojazd może osiągać taką prędkość. Musiał dysponować silnikiem o ogromnej mocy napędowej. Z drugiej strony odczuwała spory dyskomfort widząc, jak mała odległość dzieli go od Knock Outa. Gdyby medyk musiał gwałtownie hamować, z pewnością mieliby go na zderzaku.

- Knocky nie wnerwia cię, że Breakdown jedzie tak blisko za nami?

- Oczywiście, że wnerwia. A ten skurczybyk doskonale o tym wie i specjalnie robi mi na złość! Ale zaraz się go pozbędziemy!

Meta znajdowała się coraz bliżej, a Knock Out był dopiero na trzecim miejscu. Jego silnik zawył, gdy medyk gwałtownie dodał gazu, a nagłe przyspieszenie aż wbiło Carmen w fotel. Dziewczyna poczuła zastrzyk adrenaliny, gdy zobaczyła jak blisko mety jest lider wyścigu. Knock Out błyskawicznie zmniejszał dzielący ich dystans, wyprzedzając go tuż przed samą linią mety, a tym samym wygrywając wyścig.

- Kurwa! – pokonany Vehicon dobitnie dał wyraz swojemu niezadowoleniu.

- Tak to się robi motorynki! – roześmiał się Knock Out zatrzymując się.

- To nie sprawiedliwe! Masz mocniejszy silnik od naszych! I w dodatku grałeś nie fair!

- Sami mówiliście, że wszystkie chwyty dozwolone, więc teraz nie miejcie do mnie pretensji! Na przyszłość radzę wam ustalić pewne reguły. Choć i tak nie powstrzyma mnie to od wygranej!

- Knock Out gratuluję zwycięstwa! – podjechał do nich Breakdown – A Ty nie martw się Steve! Z doktorkiem żaden z nas nie ma szans. Musimy się pogodzić z tą smutną prawdą. Nie te parametry!

- Ja już prawie wygrałem! – żachnął się Steve.

- Bo prawie ci pozwoliłem!

- Pierdol się Knock Out! – prychnął wściekły Steve.

- W przeciwieństwie do ciebie nie muszę robić tego sam!

- Normalnie zaraz ci przyjebię!

- No, no! Uważaj jak zwracasz się do swojego dowódcy! Chcesz spędzić parę dni w areszcie? Mogę ci to szybciutko załatwić!

- Ej spokój chłopaki! – wtrącił się Breakdown – Steve masz szansę wygrać w innym starciu, jeśli wiesz, co mam na myśli.

- Cykorek?

- A jak! Nie znam większego ryzykanta niż ty! Knock Out, a ty nie chciałbyś spróbować swoich sił? Może w końcu uda ci się wygrać?

- Jedna wygrana tego wieczoru mi wystarczy. – odparł wymijająco medyk.

- Pękasz, cwaniaczku? – podpuszczał go Steve.

- Mamy z Carmen nieco inne plany.

- Tak? Pierwsze słyszę! – odezwała się dziewczyna w taki sposób, że tylko on ją słyszał.

- Cicho maleńka. Chcę się wymigać od tej zabawy. Dobrze wiesz, że zawsze przegrywam.

- To jak będzie doktorku? Bo pomyślę, że tchórzysz! – prowokował dalej Steve.

- A myśl sobie co chcesz. Nie złamię danej wcześniej obietnicy. Jak już mówiłem, mamy inne plany.

- To ci zajmie tylko chwilkę!

- Steve nie namawiaj go, bo i tak nic z tego! – Carmen wychyliła się przez otwarte okno – Obiecał mi, że nie będzie brał udziału w tej waszej durnowatej zabawie!

- Sami widzicie! To my się zwijamy, a wy bawcie się dobrze! Tylko nie porozwalajcie się, bo dzisiaj nie będę w stanie poskładać was do kupy! – Knock Out nie dał im czasu na odpowiedź i natychmiast odjechał.

- Dzięki słonko! – odezwał się, gdy zostali sami – Już skończyły mi się argumenty.

- Co ty byś beze mnie zrobił grzejniczku? – uśmiechnęła się Carmen delikatnie poklepując jego deskę rozdzielczą.

- Może nie wracajmy jeszcze na imprezę? – zaproponował Knock Out.

- A co chcesz robić?

- Masz ochotę na romantyczny spacerek po plaży?

- Zaskakujesz mnie! Ale bardzo chętnie się przejdę!

Medyk zatrzymał się i gdy tylko Carmen wysiadła, wrócił do trybu robota. Wziął dziewczynę za rękę i powoli ruszyli wzdłuż plaży.

- Nie wiedziałam, że drzemie w tobie dusza romantyka.

- Bo ta część mnie bardzo rzadko dochodzi do głosu.

- W sumie ja mam tak samo. Pod wieloma względami jesteśmy bardzo do siebie podobni.

- Dlatego tak świetnie się rozumiemy. Odnalazłem w tobie bratnią duszę słoneczko. Nawet nie wiesz, jakbym pragnął złączyć z tobą moją Iskrę.

Carmen pamiętała jak Knock Out opowiadał jej o połączeniu Iskier. Był to przejaw najgłębszej miłości, sprawiający, że dusze partnerów stawały się jednością, a oni sami współdzielili wszystkie emocje, uczucia i doznania. Ponadto zawsze mogli się ze sobą skontaktować, nawet gdy dzieliły ich ogromne odległości. Wyznanie medyka nieco ją zaskoczyło, ale także sprawiło, że poczuła jak jej serce zalewa fala radości i ciepła. Nigdy nie zastanawiała się nad tym, co by było, gdyby miała możliwość złączyć z kimś swoją duszę. W tym momencie zdała sobie sprawę, że jeśli mogłaby to zrobić, to z pewnością Knock Out byłby osobą, z którą chciałaby stać się tą najpełniejszą jednością.

- Nawet nie wiesz, jak żałuję, że nie mam Iskry, którą mogłabym się z tobą połączyć... – westchnęła.

- Wystarczy mi sama twoja obecność. – uśmiechnął się medyk obejmując Carmen ramieniem.

Dziewczyna odwzajemniła gest i szli tak przez chwilę w milczeniu, delektując się swoją bliskością. W głębi plaży Knock Out dostrzegł wyrzucony przez ocean pień drzewa. Poprowadził dziewczynę w tamtym kierunku, po czym usiadł i wziął ją na kolana. Carmen przytuliła się do niego z głową zwróconą w stronę oceanu i przez chwilę oboje podziwiali iście rajski widok. Księżycowa poświata srebrzyła wszystko dookoła i odbijała się w ruchliwej wodzie rozświetlając ją jasnymi refleksami. Atramentowe niebo usłane było gwiazdami, które wyglądały niczym roziskrzone brylanty rozsypane na ciemnym atłasie. Jedynie linię horyzontu rozświetlała delikatna łuna pochodząca z kurortów rozmieszczonych na sąsiedniej wysepce. Carmen rzadko kiedy miała czas i chęci, by na chwilę zwolnić tempo życia i na spokojnie podziwiać piękno świata. Teraz napawała się cudownym widokiem, pragnąc zapamiętać go do końca życia. Poczuła, jak Knock Out przytula swoją głowę do jej.

- Czy jesteś ze mną szczęśliwa iskierko? – spytał po chwili.

- A jak myślisz?

- Skoro byłabyś chętna złączyć ze mną swoją Iskrę, to przypuszczam, że tak.

- A powiedz mi, czy można zerwać takie połączenie?

- Połączenie zostaje automatyczne przerwane tylko w dwóch sytuacjach. Pierwsza, to gdy któryś z partnerów Iskry złączy ją z kimś innym.

- A druga?

- Gdy zgaśnie.

- Czy to zrywanie więzi boli? – chciała wiedzieć Carmen.

- Boli. Wyobraź sobie, że przez długi czas stale odczuwasz w duszy obecność tej drugiej, ukochanej osoby, jej odczucia i emocje. Aż tu nagle zapada cisza w eterze. W przypadku zdrady, czyli zmiany partnera Iskry masz świadomość, że twoja druga połówka jest w tej chwili z kimś innym i za chwilę odda mu część siebie, tak jak kiedyś oddała ją tobie. To boli jak najcięższa zdrada. W drugim przypadku do bólu psychicznego dochodzi jeszcze fizyczny, gdy czujesz cierpienie swojego partnera nim zgaśnie. – tłumaczył Knock Out.

- Mówisz to w taki sposób, jakbyś sam przeżył coś takiego. – zauważyła Carmen.

- Ja tylko o tym czytałem. Nie spotkałem osoby, z którą chciałbym współdzielić Iskrę. Dopóki nie poznałem ciebie maleńka.

- Ale ze mną nigdy nie zaznasz tej więzi. – zasmucona dziewczyna opuściła głowę – Nie mam przecież Iskry.

Knock Out delikatnie podłożył szpon pod jej podbródek i uniósł jej głowę tak, by ich spojrzenia się spotkały.

- To połączenie nie jest dla mnie najważniejsze kochanie. – uśmiechnął się ciepło – Wystarczy mi, że jesteś przy mnie. Poza tym nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzielenie z kimś Iskry wiąże się nie tylko z przyjemnymi odczuciami. Gdy jeden z partnerów cierpi, drugi odczuwa to cierpienie jak własne. Pamiętasz nasze niefortunnie spotkanie ze Scrapletami? Gdybyśmy byli partnerami Iskry, dokładnie czułabyś mój ból. Choć z drugiej strony, w łóżku przeżywalibyśmy podwójną przyjemność! - na twarzy Knock Outa pojawił się łobuzerski uśmiech.

- A ty znowu o jednym! - roześmiała się Carmen.

- Niewiniątko się odezwało! Jakoś nie protestujesz, gdy zaczynam grę wstępną!

- W czym jak w czym, ale w seksie jesteś dobry!

- Tylko dobry? No śmiało, nie krępuj się maleńka i powiedz, że jestem najlepszy!

- Żeby to stwierdzić, musiałabym mieć porównanie z innymi! – roześmiała się Carmen.

- Ja ci dam porównanie! – Knock Out zmierzwił jej włosy.

- Ej! Nie rozwal mi fryzury!

- A nie będziesz porównywać?

- A przestaniesz być zazdrosny?

- Wiesz, że nie odpowiada się pytaniem na pytanie?

- A kto mi zabroni, co? Będę robić, co chcę!

- Między innymi za to cię kocham ty moja mała przekoro! – Knock Out mocniej przytulił Carmen.

Nagle dziewczyna dostrzegła, że woda wzdłuż całego brzegu powoli rozświetla się niebieskim blaskiem. Z początku myślała, że to jedynie złudzenie optyczne, jednak z każdą chwilą światło stawało się coraz bardziej intensywne, zamieniając ocean w rozświetlony klejnot. Delikatne fale obmywające złocisty, miękki piasek pozostawiły na nim połyskujące niczym niebieski brokat drobinki. Zachwycona dziewczyna przypatrywała się temu cudownemu spektaklowi urządzonemu przez Matkę Naturę. Doskonale wiedziała, co to za zjawisko.

_________________________________________________________

Opisane zjawisko istnieje naprawdę i występuje m. in. na Malediwach.

Zdjęcia znalazłam za pośrednictwem wyszukiwarki obrazów google. Nie jestem autorką żadnego z nich.

_________________________________________________________

- Carmen co to za światełka? – zainteresował się Knock Out.

- Fitoplankton posiadający zdolność do bioluminescencji. – wyjaśniła dziewczyna.

- Innymi słowy świecące glony?

- Dokładnie.

- Sprawiły, że plaża wygląda jak rozgwieżdżone niebo.

- Pięknie, prawda?

- Chcesz podejść bliżej? – zaproponował medyk.

- Bardzo chętnie!

Po chwili spacerowali brzegiem oceanu, napawając się niecodziennym widokiem.

- Idealny nastrój na romantyczny spacerek, co? – nagle z tyłu usłyszeli głos Breakdowna, a po chwili tuż przy nich zatrzymał się potężny wóz bojowy.

- Już skończyłeś się bawić? – spytał Knock Out.

- Ileż można wygrywać? Znudziło mi się! Jedynie Steve pokazał jaja i nie zdryfił! A reszta... szkoda gadać!

- W sumie to ja im się nie dziwię. Trzeba mieć samobójcze zapędy, by nie ustąpić ci z drogi! – stwierdziła Carmen.

- Albo stalowe nerwy! – roześmiał się Breakdown. – A wy co? Najpierw zachciewa wam się imprezy, a potem spędzacie ją sami? Trochę to niegrzeczne!

- Właśnie wracaliśmy do pozostałych. – odparł medyk.

- W tym tempie trochę wam się zejdzie! No dalej Knock Out, transformuj się! Po tej jeździe strasznie zaschło mi w gardle, a nie mam ochoty siedzieć sam w tym jakże szanownym towarzystwie sztywniaków!

- Nie przesadzaj Break! Megatron jest całkiem spoko jak się napije! – zauważyła Carmen.

- Szkoda, że tylko wtedy. To jak? Jedziecie?

- Niech ci będzie. – Knock Out wrócił do trybu alternatywnego – Nie zostawimy cię samego ze sztywniakami, prawda iskierko?

- Jak byśmy mogli! – Carmen wsiadła do czerwonego wozu i ruszyli w drogę.

***

Starscream przechadzał się po opustoszałych korytarzach Nemesis rozmyślając nad swoją niezbyt ciekawą sytuacją. W chwili obecnej był zdany na łaskę i niełaskę medyka, jego kumpla i dziewczyny. Nieciekawa perspektywa. Był zły na siebie, że w swoim genialnym planie pozbycia się Megatrona, nie rozważył opcji, że coś może pójść nie tak. Ale kto by przypuszczał, że ten marny węglowiec podpatrzy jak wpisuje nowy kod do drzwi aresztu? Pomimo, że nadal uważał Carmen za istotę podrzędną, to powoli zaczynał doceniać jej spryt i pomysłowość. Wychodziła już cało z niejednej opresji. Raz nawet udało jej się zmanipulować go tak, by pomógł uratować Knock Outa przed jego bratem. Zwyczajnie go podpuściła, a on, idiota dał się złapać na jej gierki! Starscream niechętnie musiał przyznać, że ta mała jest niebezpieczna. Udało jej się pozyskać sympatię Megatrona i reszty załogi. Od teraz musiał być bardziej ostrożny w opracowywaniu swoich planów i brać pod uwagę wszystkie możliwe scenariusze. I koniecznie musi zdobyć jakiegoś haka na tę zagrażającą mu trójkę, żeby nie mogli go szantażować. Tylko jak tego dokonać?

Rozmyślania Seekera przerwało nagłe pojawienie się Darkfire'a.

- Co ty tu robisz zdrajco? Nie powinieneś być że wszystkimi na plaży? – zainteresował się czarny mech.

- O to samo mogę spytać ciebie. O ile pamiętam, mieliśmy współpracować, a jak przyszło co do czego, chciałeś zgarnąć władzę dla siebie!

- Po prostu próbowałem wykorzystać nadarzającą się okazję! Przyznaj się, że zrobiłbyś dokładnie to samo na moim miejscu!

- Właściwie to masz rację.

- Myślimy tak samo Starscream. Mam dla ciebie pewną propozycję. – uśmiechnął się Darkfire.

- O co chodzi?

- Lećmy na imprezę!

Seeker rzucił mu zdziwione spojrzenie.

- Debila że mnie robisz?

- Tam będziemy mogli sobie na s p o k o j n i e porozmawiać przy Stężonym Energonie. – zaakceptował słowo spokojnie dając Starscreamowi wyraźną wskazówkę, że woli nie rozmawiać na statku, by nie ryzykować, że ich rozmowa zostanie zarejestrowana.

- W sumie bardzo dobry pomysł! – Starscream od razu załapał o co chodzi Darkfire'owi.

Skierowali swe kroki do centrum dowodzenia, gdzie znajdował się aktywny portal. Soundwave zostawił go, by każdy mógł z powrotem wrócić na Nemesis, gdy będzie miał na to ochotę. Zmniejszyli swoje rozmiary i przenieśli się na plażę. Starając się pozostać niezauważonymi przez Megatrona, zaopatrzyli się w Stężony Energon i schowali w lesie.

- No dobra Darkfire. Co masz mi do zaproponowania? – chciał wiedzieć Starscream.

- Nie wiem, co przeskrobałeś, skoro Megatron uznał za stosowne cię zdegradować i w sumie mało mnie to obchodzi. Domyślam się jednak, że pewnie chciałbyś się na nim odegrać.

- O niczym innym nie marzę!

- To jest nas już dwóch. Traktuje mnie jak śmiecia, węglowiec liczy się dla niego bardziej niż ja! Nie pozwolę sobie na coś takiego! Dlatego proponuję zapomnieć o tym, co było i zawiązać sojusz przeciwko Megatronowi. Tym razem bez żadnych knowań przeciwko sobie. Jeśli chcemy obalić tego tyrana, musimy współpracować. Co ty na to Starscream? Sztama? Jestem ci w stanie nawet wybaczyć, że postrzeliłeś mnie na tym cholernym parkingu.

Starscream zastanawiał się przez chwilę, czy przystać na propozycję Darkfire'a. Ostatecznie uznał, że przyda mu się wspólnik, który pomoże mu obalić Megatrona. W pojedynkę trudno byłoby mu coś zdziałać.

- W porządku. Niech będzie sztama. Bez kopania dołków jeden pod drugim.

Darkfire wzniósł w górę butelkę Energonu, a na jego twarzy zagościł mroczny uśmiech.

- Wypijmy zatem za owocną współpracę!

Starscream stuknął się z nim butelką, odwzajemniając uśmiech.

- Wkrótce nadejdzie dzień, w którym Megatron zapłaci za wszystkie nasze zniewagi!

***

Baza Autobotów

- Bumblebee wygląda na to, że odzyskałeś całkowitą sprawność. Nic nie stoi na przeszkodzie, byś wrócił do gry. – stwierdził Ratchet po przeprowadzeniu drobiazgowych badań.

- Nareszcie! Miałem już dość tego siedzenia w bazie!

- Na przyszłość postaraj się bardziej na siebie uważać, przyjacielu. - uśmiechnął się do niego Optimus. – Nie wyobrażam sobie, że moglibyśmy cię stracić!

- Postaram się.

- Nawet nie wiesz, jak się o ciebie martwiłem Bee. – odezwał się Rafael.

- Na szczęście mamy najlepszego medyka na świecie. Jeszcze raz ci dziękuję Ratchet.

- Wykonuję tylko swoją pracę. A ty zrób wszystko, żebym jak najrzadziej musiał korzystać z moich umiejętności.

Nagle uwagę Ratcheta zwróciła duża ilość sygnatur Decepticonów na jednej z wysp na Oceanie Indyjskim.

- Optimusie nasz system namierzania wykrył wzmożoną aktywność Conów na wyludnionej wysepce.

- Kolejny Iacoński artefakt?

- Nie. Czego Decepticony mogą tam szukać? I to w takiej ilości? Megatron wysłał tam chyba całą swoją armię.

- Zaraz się przekonamy. Ratchet otwórz nam most.

- Skoro na miejscu jest tyle Conów, może powinniśmy zabrać ze sobą Ekstraktor Iskier i skończyć z nimi raz na zawsze? – zaproponowała Arcee.

- Też o tym myślałem, ale nie wydaje mi się, aby to był dobry pomysł. Chcemy pokonać Megatrona, ale jego żołnierze w gruncie rzeczy nie są niczemu winni. Nie powinni ponosić konsekwencji za zbrodnie, które popełnił ich przywódca.

- Optimus ty chyba sobie żartujesz! – prychnęła botka - Za każdym razem, gdy z nami walczą, próbują nas zabić, łatamy dziury po ich blasterach, a ty mówisz, że są niewinni?

- Wykonują rozkazy Megatrona. Jestem pewien, że gdyby tylko mieli wybór, nie braliby udziału w tej wojnie.

- Wybacz, że ci to mówię, ale jak na przywódcę jesteś za bardzo wyrozumiały dla wroga.

- Arcee pamiętaj, że w każdym trzeba starać się dostrzegać dobro. Wierzę, że w końcu uda nam się zakończyć odwieczny konflikt z Decepticonami.

- Gdybyśmy zgasili ich Iskry, konflikt rzeczywiście zostałby zażegnany, a ludzkość byłaby bezpieczna. – wtrącił Ultra Magnus – Popieram zdanie Arcee.

- Przykro mi, ale nie zezwalam na użycie ostatecznej broni. To nie jest żadne wyjście. – Optimus twardo obstawał przy swoim zdaniu. – Poza tym nie możemy ryzykować, że Ekstraktor wpadnie w ręce Megatrona, a przy tej przewadze liczebnej Conów, wiele rzeczy mogłoby pójść nie po naszej myśli.

- Jakby się tak poważniej zastanowić, to Optimus ma rację. – poparł lidera Cliffjumper – To zbyt niszczycielska broń, by podstawiać ją pod nos Megatrona.

- Nie mógłbyś choć raz w życiu mnie poprzeć? – warknęła Arcee.

- Przecież wiesz, że zawsze jestem po twojej stronie. Ale nie wtedy, gdy pod wpływem impulsu chcesz popełnić jakieś głupstwo. – rogaty bot objął ją ramieniem, lecz Arcee z wściekłością wymalowaną na twarzy natychmiast odepchnęła go.

- Pozbycie się Decepticonów nazywasz głupstwem?

- Hej, nie kłóćcie się! – przerwał im Jack – Takie teoretyczne rozważania do niczego nas nie zaprowadzą!

- Młody ma rację. – poparł go Bulkhead – Zamiast gadać, lepiej chodźmy spuścić łomot Conom!

- Spokojnie Bulkhead. Najpierw musimy dowiedzieć się, co ściągnęło je na tę wyspę. – ostudził jego zapędy Optimus. – Autoboty! Transformacja i jazda!

Wszystkie boty przybrały postać wehikułów i wjechały w otwarty portal.

- Szykuje się totalny rozpierdziel! Nie mogę tego przegapić! – odezwała się Miko i bez ostrzeżenia wbiegła do mostu ziemnego, nim Ratchet zdążył go zamknąć.

- Miko nie! – krzyknął Jack – Ratchet nie zamykaj portalu! – niewiele myśląc chłopak pobiegł za nastolatką.

- Skoro oni idą, to ja też! – nim medyk Aurtobotów zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, Rafael podążył śladem pozostałej dwójki.

- Optimusie dzieciaki poszły za wami! Odeślijcie je z powrotem! – Ratchet skontaktował się z liderem Autobotów.

- Zrozumiałem.

Prime natychmiast skierował wzrok w otwarty portal, z którego najpierw wybiegła Miko, a zaraz po niej Jack i Rafael.

- Natychmiast wracajcie do bazy! – polecił.

- Chcemy zobaczyć, jak rozprawiacie się z Conami! Obiecujemy, że nie będziemy wam przeszkadzać! – odezwała się Miko.

- To zbyt niebezpieczne! Nie możemy narażać was na niebezpieczeństwo.

- Postaramy się nie rzucać w oczy Conom! Optimusie proszę!

- Nic z tego Miko. Wracajcie do Ratcheta.

- Na nic nam nie pozwalacie!

- Bo nie chcemy, żeby stała wam się krzywda.

- Niech idą z nami. – odezwał się Bulkhead – Będziemy mieć na nich oko. Gdy zrobi się zbyt niebezpiecznie, ktoś z nas odstawi dzieciaki do portalu.

- Niech wam będzie. Ale pamiętajcie, że bez dyskusji macie wypełniać wszystkie nasze polecenia! – zaznaczył Optimus.

- Cudnie! – ucieszyła się Miko – Znaczy... oczywiście będziemy posłuszni!

Autoboty ostrożnie ruszyły w stronę największego zbiorowiska Decepticonów. Aby pozostać niezauważonym, zmniejszyły swoje rozmiary. Wróg miał ogromną przewagę liczebną i głupotą byłoby atakować, uprzednio nie zapoznawszy się z sytuacją. Gdy byli już blisko plaży, usłyszeli dobiegającą stamtąd muzykę. Nieco zbici z tropu nadal posuwali się naprzód. Stanęli na obrzeżach lasu i ostrożnie wyjrzeli zza zasłony drzew.

Jakieś trzy metry od miejsca, w którym się znajdowali, ustawione były wygodne kanapy, na których siedział sam Megatron w towarzystwie Soundwave'a, Dreadwinga, Shockwave'a, Breakdowna, Knock Outa i Carmen. Na plaży natomiast aż roiło się od skupionych w niewielkich grupkach Vehiconów popijających ciemnoniebieski Energon.

- Co oni tu robią? – zastanawiał się głośno Ultra Magnus.

- Nie widzisz? Urządzili sobie imprezkę! – pospieszyła z wyjaśnieniami Miko.

- A nie mówiłem, że dziewczyna współpracuje z Megatronem? – odezwał się Cliffjumper – Koncertowo zrobili cię w balona Optimusie!

- Mam nadzieję, że więcej nie będziesz przejmował się tą głupią siksą! – prychnęła Arcee.

- Wygląda na to, że Carmen dokonała wyboru. I od teraz będzie musiała radzić sobie sama z wszelkimi jego konsekwencjami. – zdecydował Prime.

- Autoboty? – usłyszeli dobiegający z tyłu głos Starscreama.

Odwrócili się gwałtownie, jednocześnie aktywując blastery. Za nimi stał Seeker w towarzystwie Darkfire'a. Czarny mech z ciekawością lustrował wszystkich wzrokiem, aż jego spojrzenie zatrzymało się na Arcee. Na twarzy Cona zagościł mroczny uśmieszek.

- Ośmioro na dwóch? Prime gdzie podział się twój honor? – odezwał się Darkfire.

- Od kiedy to Decepticony przejmują się honorowym zachowaniem, co? – zadrwił Smokescreen mierząc do niego z blasterów.

- Wiesz co? Masz rację! Pieprzyć honor! – Darkfire transformował się w odrzutowiec i bez ostrzeżenia otworzył ogień do Autobotów.

Niewiele myśląc Starscream poszedł w jego ślady. Botom udało się uniknąć trafienia i natychmiast odpowiedziały ogniem na ogień. Nagły hałas natychmiast zwrócił uwagę Megatrona i siedzących z nim Conów. Natychmiast znaleźli się na miejscu zdarzenia.

- Optimus Prime! Mogłem się spodziewać, że wpadniesz! – odezwał się lider Decepticonów.

- Nie wiecie, że nie ładnie jest wbijać na imprezę z pustymi rękami? – dodał Knock Out.

Starscream i Darkfire transformowali się w powietrzu i zgrabnie wylądowali po stronie swojej drużyny.

- Co tu robicie? – Carmen zwróciła się do Autobotów.

- Zainteresowała nas duża aktywność Conów na tej wyspie. – odpowiedział Optimus – Chcieliśmy sprawdzić, czego tu szukają.

- Relaksujemy się. Nie wolno? – spytał zaczepnie Knock Out.

- Od kiedy to z was tacy imprezowicze się zrobili, co? – wtrącił Wheeljack.

- A co, zazdrościsz? – spytał Breakdown – Pewnie sam chętnie byś się napił!

- Na pewno nie z tobą!

- Hej! Może to nie jest taki zły pomysł! – Carmen dostała nagłego olśnienia – Może zawrzecie krótkotrwały rozejm i pobawicie się wspólnie?

- Co takiego?

- Że kurwa co?

Optimus i Megatron jednocześnie zareagowali na jej słowa.

- Moglibyście zakopać topór wojenny na tę jedną noc.

- Carmen coś ty znowu wymyśliła? – szepnął jej na ucho Knock Out.

- No co? Zły pomysł? Może jak napiją się Stężonego Energonu, uda się wam ich przekonać do swoich racji! – odparła również szeptem.

- Tylko do momentu, aż nie wytrzeźwieją. – medyk w dalszym ciągu był sceptycznie nastawiony do jej pomysłu.

Megatron i Optimus przez chwilę rozważali propozycję Carmen. Może pomysł dziewczyny nie był taki niedorzeczny, jak mogłoby się wydawać? Obaj przywódcy już snuli plany, jakby to pozyskać od przeciwników cenne informacje, które przechyliłyby szalę zwycięstwa na ich stronę.

- Jak sądzisz Optimusie? Może pomysł Carmen nie jest taki zły? – pierwszy odezwał się Megatron.

- Myślę, że możemy zawrzeć chwilowy rozejm. – odpowiedział Prime wyciągając dłoń do lidera Conów, którą ten bez wahania uścisnął.

- Słyszeliście wszyscy? Tej nocy macie się tolerować i postarać dobrze bawić! – Optimus zwrócił się do ogółu.

Zarówno Boty jak i Cony nie wyglądały na zadowolonych tym obrotem spraw. Najwyraźniej nie mieli ochoty na wspólną zabawę. Ale skoro tak zadecydowali przywódcy, nie mieli wyboru i musieli się podporządkować.

- Nie stójmy tu tak. Zapraszam wszystkich na Stężony Energon! – odezwał się Megatron.

- Czarno to widzę... - westchnął Knock Out, gdy wszyscy ruszyli w stronę kanap.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top