Zwykle cieszę się życiem
Prokurator Wiktor Arsjeniewy był w stanie ciężkiego szoku. To "coś" na łóżku po prostu nie mogło być jego śliczną Anastazją. Jej skóra stała się półprzezroczysta, widział napięte ścięgna i tętniące żyły, które przybrały barwę granatowego atramentu. Delikatnie dotknął jej twarzy, była upiornie zimna, wargi miała spierzchnięte, policzki zapadłe, jej świszczący oddech było słychać pomimo buczącej maszyny i nieznośnego pikania kardiomonitora. Jakim cudem mogła zmienić się tak bardzo, że własny ojciec jej nie poznawał? Nikt nie umiał odpowiedzieć na to pytanie, chyba tylko ona sama wiedziała, co dzieje się z jej ciałem. A Anastazja doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Nie chciała żyć, nie po tym, jak Skobach zabił Magnetę, jej ukochaną Magnetę, jej skarb. Wiedziała to już na schodach prokuratury, kiedy poczuła zawroty głowy, już wtedy zaczęła się domyślać, że stanie się coś złego. Nie umiała normalnie funkcjonować bez kochanki, dlatego poddała się sile własnego umysłu, który zaczął wyłączać kolejne zespoły i podzespoły jej organizmu. Kiedy odpływała w ciemność, widziała mamę, stała razem z Magnetą, machały do niej, a ona chciała podbiec do dwóch najważniejszych kobiet w jej życiu, czasem robiła tylko jeden krok, a czasem dziesięć, jednak za każdym razem coś kazało jej się cofnąć, a ona to robiła, wtedy na moment odzyskiwała świadomość, ale rzeczywistość tak bardzo ją przytłaczała, że chciała wrócić do nicości. Wtedy przynajmniej nic jej nie bolało, nie musiała się martwić o teraźniejszość i przyszłość, mogła zatracić się w morzu marzeń, obmywana przez fale kojących wspomnień. Ale czasami trafiała na ocean niewypowiedzianego bólu, gdzie raz po raz biegła przez ciemne korytarze, żeby na ich końcu spadać z zawrotną prędkością prosto we wzburzone wody, gdzie przytłaczająca przeszłość miażdżyła jej serce i umysł. Wtedy zaczynała mamrotać przez sen, wtedy zawsze pojawiała się dłoń, która wyciągała ją na powierzchnię. Ale zdarzało się to coraz rzadziej, spędzała w stanie nieświadomości więcej i więcej czasu, było jej tam tak przyjemnie, tak cicho, tak spokojnie, że nie chciała się budzić z tego słodkiego snu. Wiedziała, że to tylko kwestia czasu, aż zanurkuje i nigdy nie wypłynie. Do tej pory pozostało jej tylko czekać.
* * *
Leonard Janukowycz praktycznie nie miał nadziei na to, że córka prokuratora się obudzi. Widział, jak z dnia na dzień, z godziny na godzinę staje się coraz bardziej odległa, jak coraz większy jej fragment należy do drugiego świata, a coraz mniej zostaje tutaj. Mógł ją ratować, reanimować, ale wszystko zależało od niej samej. Gdyby mogli w jakiś sposób wpłynąć na jej umysł, zamknąć dopływ złych wspomnień...
Leki. Musiał szybko pojechać do firmy farmaceutycznej, zgarnąć trochę psychotropów do leczenia depresji. Jeśli one nie podziałają, to nie będzie już żadnej nadziei.
* * *
Klaudia Janukowycz nie chciała wychodzić z pokoju Anastazji, ale musiała pozwolić jej ojcu na odwiedziny. Gdyby to od niej zależało, nie pozwoliłaby nikomu się do niej zbliżać. Widziała w jakim stanie ją przywieźli, to było najwyższe stadium histerii, wtedy domyśliła się, że stało się coś bardzo złego. Przez cały czas, kiedy przebywała w śpiączce, oni nadal pracowali, ale nie podejmowali żadnych ważnych decyzji. Nadal mieli nadzieję, że ich szefowa się obudzi, że będzie mogła usłyszeć o swoich zasługach dla Podlasia, w końcu to ona i jej wojsko pomogli ująć żołnierzy Skobacha. Co prawda, jej nazwisko nie pojawiło się w mediach, ale w półświatku wrzało. Wszyscy wiedzieli, że najstarsza mafia w Polsce, a kto wie, czy nie w całej Europie, właśnie wróciła do gry i zaczęła przywracać stare porządki. Ich wrogowie zaczynali się bać, co przyjmowali ze złowieszczym uśmiechem na twarzach. Znów przejmowali władzę, jak tylko Anastazja wyzdrowieje, to wprowadzą swoich ludzi do sejmu i senatu, muszą mieć wtyki wszędzie, gdzie tylko się da. Piękna wizja, nie było o czym dyskutować.
- Klaudio?
Podskoczyła na krześle, była tak zajęta swoimi myślami, że nie usłyszała wchodzącego do salonu prokuratora. Miał podkrążone oczy, widać było, że jest wyczerpany. Kazała mu usiąść, a sama pobiegła do wschodniej sypialni, żeby sprawdzić, czy z Anastazją wszystko w porządku. Chwilę później przyniosła Wiktorowi kubek ciepłej herbaty.
- Czy moja córka - zaczął mówić cichym głosem - była tamtego feralnego dnia w prokuraturze? - Krótkie skinienie głową na "tak". - Czy ona... Och, ujmę to inaczej, kim była dla niej Magneta Sylas?
Córka patologa zapatrzyła się w ogień. Powiedzieć mu? A może jednak nie? Jak zareaguje na wieść o tym, że jego córka preferuje dziewczyny? Wścieknie się? Będzie przygnębiony? A może w ogóle się tym nie przejmie?
- Magneta... Jak pan powiedział? Sylas? Otóż gotka była... Bardzo bliską przyjaciółką pana córki. Znały się od jakiegoś miesiąca. Według zeznań Magnety, Konstanty Skobach zlecił jej zabójstwo Anastazji, ale nie była w stanie tego zrobić, więc zamiast zabijać niewinną, otruła szefa. Tak, arsen we krwi ofiary to jej sprawka. Gdyby nie fakt, iż Skobach był wyjątkowo podatny na jego działanie, to nic złego by się nie stało, a przynajmniej nie w tym dniu. A tak Magneta i Anastazja znalazły się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Gdyby nie to, nawet by się pan nie zorientował, że rodzina wznowiła działalność. A teraz... Cóż, musimy mieć nadzieję.
Prokurator zdjął marynarkę, czując potworne zmęczenie. Gdyby nie strach o córkę, to już dawno spał by w najlepsze. Ale on chciał być jak najbliżej, w ciągłym pogotowiu, w razie nagłego pogorszenia lub polepszenia jej stanu.
_____________________
Przybywam w pokoju!
Kolejny rozdział, proszę o komentarze.
Całusy i uściski,
Wasza J.M.Vector ♡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top