Początek i koniec

Nie pamiętała, kto i kiedy zabrał ją z prokuratury. Zbyt wiele smutku nią targało, krzyczała i płakała, próbując odepchnąć wszystkich tych, którzy chcieli jej pomóc. Ocknęła się dopiero parę dni później, we własnym łóżku w dworku położonym na krańcu podlaskiej wsi Kamień. Obudziło ją dziwne zimno wpływające do jej żył na dłoniach. Spojrzała na swoje ręce, do każdej miała podłączone po dwie kroplówki. Nie była w stanie dojrzeć nazw środków, które jej podawali, ale domyślała się, że na pewno jest wśród nich coś nawadniającego. Obok niej siedziała Klaudia Janukowycz, uważnie obserwując wszystkie cztery kroplówki. Kiedy zobaczyła, że Anastazja Natallya Arsjeniewa budzi się z letargu, szybko zawołała kogoś zza drzwi. Chwilę później do pokoju wszedł wysoki starszy mężczyzna w garniturze, który niósł skórzaną aktówkę. Sprawdził jej tętno, zbadał odruchy neurologiczne, potem zaczął o coś ją pytać, ale ona już tego nie usłyszała. W jednej chwili była w swojej sypialni, a w drugiej znów klęczała nad ciałem Magnety w budynku prokuratury okręgowej w Białymstoku. Poczuła zawroty głowy i odpłynęła w nicość.

* * *

Prokurator Wiktor Arsjeniewy wyszedł ze szpitala po tygodniu. Miał głęboką ranę postrzałową lewej ręki, przeszedł dwie operacje, a jego córka nie odwiedziła go ani razu. Coś w głębi podświadomości mówiło mu, że dwie kobiety i mężczyzna, którzy go uratowali, mają jakiś związek związek z Anastazją. Gdyby dziewczyna o czerwonych włosach nie zasłoniła Wiktora własnym ciałem, zginął by niechybnie. A ta druga, a ściślej mówiąc jej głos, była tak łudząco podobna do jego córki, że podświadomość zaczynała wygrywać ze zdrowym rozsądkiem.

Na dole czekał na niego sierżant sztabowy Witold Kiwit. Poprosił go o zawiezienie do Kamienia, chciał jak najszybciej zobaczyć córkę. Po drodze rozmawiali o niedawnych wydarzeniach, o tym, że Janukowycz został zwolniony z aresztu, ale poprosił o miesiąc urlopu, że we krwi Konstantego Skobacha wykryto wysokie stężenie arsenu, że dziewczyna, która go uratowała, miała na imię Magneta Sylas, była w połowie Angielką, a Skobach był jej adopcyjnym ojcem, ale w kwestii prawa nie figurował w jej dokumentach jako opiekun prawny. Aresztowali większość żołnierzy Skobacha, ale nie odkryli, który z nich jest mordercą. Konstanty był jedynie zleceniodawcą.

- Udało wam się zidentyfikować tych ludzi, którzy mnie ratowali?

Kiwit pokręcił przecząco głową.

- Żadna z tych osób nie zdjęła kominiarki, ich odciski palców nie figurują w żadnej z naszych baz danych. Tablice rejestracyjne ich aut również nie wyskakują w rejestrach, jakby w ogóle nie istniały. Oficjalnie ci ludzie nigdy się nie urodzili.

Wiktor Arsjeniewy oparł głowę i zamknął oczy. To za bardzo mu przypominało o jego matce i o tym, czym się zajmowała razem z ojcem. Oni też oficjalnie nie istnieli, ich akty urodzenia, małżeństw i dokumentacja całego życia leżały w wielkiej skrzyni w piwnicy dworku. Nawet odciski palców rodziców w kartotekach państwowych były fałszywe. Nie mógł uwierzyć, że jego córka, jego mała Anastazja odnowiła stare kontakty rodziny, że stała się bossem mafii Arsjeniewych. To było dla niego zbyt wydumane, zbyt szalone, zbyt... Abstrakcyjne. Ona nigdy nie interesowała się przemocą, była jego pokojową artystką, zapaloną pacyfistką. Nie mogła zostać przestępcą, a przynajmniej on nie mógł pogodzić się z taką myślą.

* * *

Leonard Janukowycz siedział obok córki, patrząc na śpiącą, a może nieprzytomną Anastazję. Była autentycznie biała, przez kilka ostatnich dni znacznie schudła, żyły na jej ciele odznaczały się wyraźnym ciemno-niebieskim kolorem, kiedy otwierała oczy, widział przekrwione białka. Słyszał kiedyś o tym, że kiedy ludzie tracą kogoś bliskiego, to może nastąpić gwałtowna zapaść, której nie sposób wytłumaczyć w logiczny sposób. Tak właśnie stało się z córką prokuratora. Po prostu umysł dziewczyny nie chciał dłużej żyć, wyłączając po kolei różne układy jej organizmu. Podtrzymywał ją przy pomocy kroplówek, zastrzyków z glukozą i różnych leków. Miała stale dostarczany tlen przez maskę, ale lekarz przeczuwał, że wkrótce będzie musiał ją zaintubować. Raczej wcześniej niż później, jej serce zwalniało, a oddech stawał się coraz płytszy. Po prostu się wyłączała.

* * *

Wiktor Arsjeniewy zdziwił się, kiedy zobaczył dwanaście samochodów na podjeździe dworku. Jeden z nich należał do Janukowycza, był tego pewien. O co w tym wszystkim chodzi?

Przy wejściu czekała na niego jakaś kobieta, była ubrana na czarno. Natychmiast zrobiło mu się słabo. Czy jego córka... Szedł za nieznajomą, nie zamienili ani słowa. Wpuściła go to wschodniej sypialni, gdzie przebywał Janukowycz i dziewczyna, w której rozpoznał jego córkę. Oboje krzątali się wokół łóżka, na którym leżała jakaś upiorna istota. Miała podpięte cztery kroplówki, na twarzy maskę tlenową. Dopiero po minucie zorientował się, że patrzy na Anastazję, która przez tydzień zmieniła się nie do poznania. Szeptała coś cicho, chyba miała gorączkę.

Leonard podszedł do niego, położył mu dłoń na ramieniu.

- Jest silna, wyjdzie z tego. - Jego oczy mówiły zupełnie co innego. - Robimy wszystko, co w naszej mocy, ale to kwestia psychiki, nie fizjologii. Jeśli zdecyduje, że nie chce już dłużej żyć... Resztę sam sobie dopowiedz. Zostawiam was, Klaudia, dajmy im chwilę.

Dziewczyna położyła jego córkę na boku, poprawiła kroplówki, widział, że nie chce jej zostawić. Zgadywał, iż siedziała z nią od tygodnia.

Kiedy zostali sami, jego serce ściął ból. Nie chciał, żeby odchodziła, w końcu nieco ponad miesiąc temu stracił żonę. On jej na to nie pozwoli, będzie trzymał jej duszę za gardło, gdyby chciała opuścić to osiemnatoletnie ciało. Ale teraz mógł tylko czekać, czekać i płakać, bo nic więcej mu nie pozostało.

____________________

Me. You. My bed. Now.

Tak, Anastazja Natallya Arsjeniewa wróciła. Nie, nie umrze. Chyba. Ta kwestia wyjaśni się za kilka rozdziałów, wtedy zdecyduję.

Czytajcie, głosujcie i komentujcie!

Całusy,

Wasza J.M.Vector.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top