Mojito
Nie wierzył własnym uszom. Prokurator Wiktor Arsjeniewy nie był w stanie uwierzyć w to, co usłyszał. Do ciężkiej cholery, ten temat miał być zakończony. Ten temat miał swój finał miesiąc wcześniej w budynku prokuratury. Ten temat przyniósł więcej trupów niż podejrzanych. I w końcu, ten temat nie należał już do jego jurysdykcji. Więc czemu, do kurwy nędzy, czemu znów został odgrzany?!
- Panie prokuratorze?
Spojrzał na nowego szefa i poczuł, że coś w nim pęka. Powolutku, po jednej strunie, aż w końcu cały jego wewnętrzny instrument był zniszczony i rozstrojony jak dziadowski bicz. Serce mu szalało, oddech również, dłonie pokryły się potem. Jego nowy szefuńcio, trzeci w przeciągu dwudziestu lat, drugi w czasie czterech tygodni, nazywał się równie źle, jak wyglądał; Nigor Zwłaszcza (tak, Nigor, tak, Zwłaszcza) miał trzydzieści pięć lat, dopiero niedawno zdał egzamin, a już został zwierzchnikiem Wiktora. Musiał mieć koneksje, nie było innego wytłumaczenia dla tego, że taki kurdupel był szefem prokuratury okręgowej w Białymstoku. Arsjeniewy zaczął się zastanawiać, czy gdyby on użył swoich powiązań, to zostałby prokuratorem generalnym.
- Panie prokuratorze, zechce mi pan opowiedzieć o wydarzeniach sprzed miesiąca?
Mówiąc to, Nigor Zwłaszcza poprawił krzywo zawiązany czerwony krawat w żółte ciapki, za który zdobył u Wiktora dziesięć punktów do braku doświadczenia. Następnie wygładził wściekle niebieską marynarkę, która tak gryzła się z resztą ubioru, że starszy prokurator miał ochotę wstać i wyjść.
- Całe zajście i powiązane z nim wcześniejsze morderstwa zostały opisane w aktach. Nie sądzę - podkreślił - żeby moje osobiste wynurzenia, zapewne mocno zabarwione emocjami, były tu potrzebne. Jeśli chce się pan czegoś o tym dowiedzieć, to proszę zajrzeć do Archiwum. Windą lub schodami na minus czwórkę i na lewo.
Nie mógł darować sobie tej złośliwości, po prostu chciał jak najszybciej skończyć tą idiotyczną rozmowę i wrócić do swoich zajęć, do szukania dowodów, wystawiania nakazów i aresztowania zbirów. Niestety, nie było mu to dane. Zwłaszcza wyglądał tak, jakby zaraz miał go wywalić ze swojego gabinetu i zwolnić w trybie natychmiastowym. Przez moment żałował, że nie powstrzymał tej ostatniej odzywki. Ale tylko przez moment.
- Proszę mi mówić Nigor, drogi Wiktorze. Ja wolałbym, abyś sam mi to opowiedział. Oboje wiemy, ty i ja, że w aktach wszystko jest takie suche i beznamiętne...
Gejostwo plus dwadzieścia. Posiedzi tam jeszcze trochę, a dostanie regularnego szału i nie będzie patrzył na to, że jest urzędnikiem na ważnym stanowisku. Po prostu zabije dziada i tyle, koniec filmu, koncertu nie będzie, dziękuję za uwagę, itede, itepe.
* * *
W końcu, bo z prawie miesięcznym opóźnieniem, wybrała się na przegląd wojsk i rekrutów. Zdziwiła się na widok wielkich koszar, w których przebywało około dwustu osób, kobiet i mężczyzn, każde z nich miało jakieś zajęcie, jeśli nie uczyli się strzelać, to siedzieli w sali wykładowej. Samo umiejscowienie kompleksu szkoleniowego było sprytnie pomyślane. W lesie, na terenie, który kiedyś należał do wojska polskiego, z elegancką infrastrukturą i dobrze pomyślaną siecią podziemnych tuneli z czasów drugiej wojny światowej. Zadziwiające, że coś takiego uchowało się akurat na Podlasiu, ale jednocześnie bardzo przydatne.
- Szefowo, chcemy, żebyś przejrzała wszystkie podania o przyjęcie na szkolenie wojskowe w naszej organizacji paramilitarnej. - Kapitan pojawiła się obok Anastazji jak duch. - Sto ofert, dwadzieścia na tyle słabych, że nawet nie będę ci nimi zaprzątać głowy.
Pokiwała głową i weszła do całkiem ładnego budynku, który stanowił w głównej mierze miejsce nauki teoretycznej, to tutaj wszyscy kuli na blachę paragrafy, określone systemy zachowań i dane na temat broni. Właśnie dzięki takiemu sposobowi szkolenie mogło przynieść właściwy skutek.
- Żołnierze chcą wysłuchać mowy motywacyjnej. Zechcesz?
Uśmiechnęła się, ukazując świeżo wstawione licówki. Zakochała się w swoim uśmiechu zaraz po wyjściu od dentysty, choć nie przeczyła, że miała jeszcze mały problem w czasie spania, przygryzała sobie dolną wargę, ale i tak koty nie dały jej w nocy zmrużyć oka. Najpierw ganiały po całej sypialni, tłukąc różnorodne przedmioty, więc zamknęła Einsteina w łazience, w której darł się po swojemu do czwartej nad ranem. Marcówka w listopadzie? Wątpliwe.
Weszła na podium. W sali wykładowej zebrało się sporo ludzi, każdy z nich chciał usłyszeć kilka słów z ust nowej szefowej. Poprawiła płaszcz na ramionach, wzięła głęboki wdech. Od zawsze nie lubiła przemawiać publicznie, miała tremę. "To jak ze strzelaniem. Wdech, przerwa, wydech."
- Witajcie, drodzy żołnierze - zaczęła niepewnie. - Moje nazwisko zapewne już znacie, ale dla tych, którzy są nowi lub dopiero zastanawiają się na wstąpieniem w szeregi naszej organizacji paramilitarnej, mogę się przedstawić. Jestem Anastazja Natallya Arsjeniewa, wasza nowa zwierzchniczka. - Czuła, że z każdym słowem robi się coraz bardziej odważna. - Ostatnie wydarzenia nauczyły mnie, że dobra organizacja wojska, które dokładnie wie, co i kiedy powinno zrobić, może stanowić klucz do sukcesu. Jeszcze dzisiaj przejrzę wasze kartoteki, a najpóźniej za dwa dni każde podanie o pracę będzie rozpatrzone. W najbliższym czasie rozpoczną się wzmożone szkolenia w zakresie zbioru w razie zagrożenia. W wypadku alarmu musicie wiedzieć gdzie, kiedy, w jaki sposób i w jakim czasie powinniście się stawić. To podstawa właściwego funkcjonowania całego zdrowego organizmu Arsjeniewych. Teraz wszystko, powtarzam, wszystko zależy tylko i wyłącznie od tego, czy będziecie się do tego przykładać, czy robić wszystko na odwal. Dziękuję.
Odsunęła się od mównicy, salę wypełnił aplauz. Anastazja poczuła zawroty głowy, tym razem nie ze zmęczenia, tylko z uczucia zawodowego spełnienia. Ci ludzie ufali jej, chcieli dla niej pracować, popierali jej działania. Czy właśnie tak czują się lubiane szefowe? Jeśli odpowiedź jest twierdząca, to ona nie chciała innej pracy. Zeszła z podium, wyszła z budynku, przed wejściem czekał na nią samochód. Odjechała do domu, trzymając się za serce, które, wydawało się, chciało pęknąć z radości.
____________________
Houk.
Kolejny rozdział, trzeci dzisiaj. Cóż, jestem chora. To bez wątpienia, przed chwilą termometr wskazał 38.4'C. W domu siedzę już od piątku, a chciałabym pójść do szkoły. Serio, nudzi mi się, dzień w dzień leżę w łóżku, nadużywając kawy z mlekiem, cukrem i syropem waniliowym, od czasu do czasu zjadam kawałek cytryny i łykam coś od gorączki. Dupa w krzakach. ("Ale jakie krzaki?" Pamiętasz, foreverteenwolf24?) Tak więc czytajcie, głosujcie i komentujcie, niedługo rozwinę akcję i wątek zemsty. A póki co, to mówię dobranoc ("J.M. dopiero południe").
Do następnego,
Wasz kichający robocik z gorączką,
J.M.Vector (a psik!)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top