1


Pozwolę sobie jasno powiedzieć, że to nie była moja wina. To nie ja pierwsza spojrzałam głęboko w oczy i to nie mój wewnętrzny wilk połączył się z duszą tamtego. Stoję kilka metrów od głównego wejścia do liceum i patrzę na chłopaka, który jest równie zaskoczony jak ja. Przed kilkoma sekundami wydarzyło się coś, co nie powinno mieć miejsca, a jednak się wydarzyło. Podchodzę do niego i skanuję uważnie twarz. Jest przystojny, nie ma co ukrywać. Jedyną skazą jest ledwo widoczna blizna biegnąca tuż nad lewą brwią.

— Będzie ciężko — sapię odzywając się jako pierwsza. — Nie będę ukrywać, bo to nie ma większego sensu, nie ciebie chciałam na mojego mate, ale musimy się dogadać, jeśli chcemy przeżyć.

— Jak masz na imię? — wszedł mi w słowo.

Wzdycham. No tak, a ten od razu zaczyna pokazywać swoją pozycję. Nie mógł poczekać, aż dokończę mówić?

— Octavia — mówię. — A teraz posłuchaj mnie uważnie. Na moje nieszczęście pojawiłeś się, ale jak już jesteś postaram się z tobą dogadać. Kawa w kawiarence na rogu Shakespeare'a po lekcjach?

— Dobrze Octavio — odpowiada głębokim głosem.

Dreszcz przeszedł mi po plecach, gdy wypowiedział moje imię. Po raz ostatni spoglądam w jego oczy i wymijam go wchodząc do szkoły. Czuję podekscytowanie, że znalazłam swojego mate, mimo że nie spodziewałam się, że to właśnie będzie syn alfy tutejszej watahy.

Babcia mi opowiadała, że ostatnio, jak wilk z watahy Białych Wilków połączył się z wilkiem z watahy West Halley, to nie wyszło to na dobre, ponieważ wybuchła wtedy wojna, a właściwie rzeź na jednej z watah. Nikt nie wie, z jakiego konkretnie powodu, ale wataha Białych Wilków została prawie wybita. Zaskoczyli ich wtedy w nocy i nawet siła białych wilków nie pomogła. Ocaleni ukryli się w dużych miastach i zamaskowali swoje zapachy, aby nikt ich nie znalazł. Wataha West Halley przejęła rozległe tereny swojego przeciwnika i panują na nich do dziś. To wszystko wydarzyło się trzysta lat temu, a Białe Wilki to moja rodzina.

Siedzę przy jednym ze stolików w kawiarni, w której zaproponowałam nasze spotkanie. Minęło już piętnaście minut odkąd tu siedzę, a chłopak dalej się nie pojawił. Jeśli nie zjawi się w przeciągu kilku minut idę do domu.

— Przepraszam cię, kochanie, za spóźnienie. Musiałem powiadomić ojca — mówi siadając naprzeciwko mnie.

Naprawdę staram się nie skomentować tego. Minęło dopiero kilka godzin odkąd nasze wilki połączyły się, a on już musiał oznajmić to ojcu? Czy on nie mógł zaczekać? Wzdycham i spoglądam mu prosto w oczy.

— Zapewne chciałbyś, Maximilianie, abym jeszcze dziś przeprowadziła się do ciebie — zaczynam wygłaszać swoją mowę.

— Skąd wiesz, jak mam na imię? — pyta zdziwiony mój mate.

— Jesteś synem alfy. Każdy wilkołak w okolicy, a nawet poza nią, wie, jak nazywają się dzieci alfy — odpowiadam i biorę łyk kawy, którą zamówiłam sobie wcześniej. — Kontynuując. Chciałabym cię poprosić, abyś wstrzymał się z moją przeprowadzką do dnia pełni księżyca.

— To prawie dwa tygodnie — zauważa.

— Wiem. Chciałabym pomieszkać z rodziną jeszcze ten czas. Naturalnie będziemy się spotykać, a ja mogę wpadać do twojego domu, ale bez nocowania.

Czuję się trochę dziwnie oświadczając mu moją decyzję. Szczerze mówiąc, to cała sytuacja jest trochę pokręcona. Zastanawiam się, jak powiedzieć mojej rodzinie o tym, że praprapraprawnuk alfy, który zamordował mojego prapraprapradziadka jest moim mate. Wątpię by ktokolwiek z mojej rodziny będzie zadowolony. Ale to nie był mój wybór. Nie ja decyduję o tym, kto jest moją bratnią duszą. Owszem, mogłam związać się z kimś wcześniej, z kimś z mojej watahy, ale nie chciałam i teraz ponoszę tego konsekwencje.

— Czy możesz mi powiedzieć, Octavio, z jakiego powodu mam zaakceptować twoją prośbę? — pyta chłopak.

— Po pierwsze, nie żyjemy w średniowieczu, by porywać swoich partnerów, a po drugie, moja babka jest chora i cała moja rodzina wie, że już niedługo odejdzie z tego świata — odpowiadam.

Przez twarz Maxa przebiega cień smutku, coś na wzór współczucia.

— Przykro mi — mówi, a ja jedynie kiwam głową. — Oczywiście zgadzam się na twoją propozycję.

— Jeśli się zgodzisz, jutro po szkole możemy pójść do ciebie — proponuję.

— Okej. Pozwól, że teraz ja zadam tobie pytanie. Dlaczego nie wyczuwam twojego zapachu?

Wzdycham. No tak, zapomniałam, że teraz z wielu spraw będę musiała się mu wytłumaczyć.

— Jak się domyśliłeś, nie pochodzę z twojej watahy, ale moja rodzina pochodzi z tej okolicy. Mieszkamy w mieście, bo moi przodkowie też tu mieszkali. Swój zapach maskujemy z prostego powodu — który będzie półprawdą, ale przecież coś muszę mu powiedzieć — psy źle reagują, gdy tego nie robimy.

— A twoja pozycja? — pyta Max.

Nagle rozlega się dźwięk przychodzącej wiadomości. Dzięki ci matko, że teraz do mnie napisałaś. Wybawienie od tego pytania. Spoglądam na wyświetlacz.

— Przepraszam Maximilianie, ale muszę iść do domu — mówię kłamiąc.

Wstaję i to samo robi mój mate.

— Spotkamy się jutro. Cześć.

Aby pozostawić chłopaka zadowolonego, całuję go w policzek i wychodzę z kawiarni.

***

Następnego dnia szkoła wydaje mi się najmniej optymistycznym miejscem, gdzie mogę dzisiaj przebywać. Wczoraj matka wygłosiła mi godzinne kazanie na temat mojej bratniej duszy, a potem dołączyła moja babcia, która jakby magicznie nabrała sił, gdy usłyszała od swej córki, z której watahy pochodzi mój mate. Jednak nie mogli nic zrobić. Prawo czwarte kodeksu watahy Białych Wilków mówi, aby nie odrzucać więzi nadanej przez Księżyc, nawet jeśli wilk ma taką siłę, aby ją zerwać. A my ją posiadamy, dlatego jesteśmy niebezpieczni i nietolerowani przez innych.

— Witaj kochanie — słyszę, gdy stoję przy swojej szafce i zastanawiam się, jak rozwiązać mój obecny problem.

— Cześć Maximilian — mówię i wyciągam potrzebny podręcznik na pierwszą lekcję.

— Wystarczy Max — śmieje się chłopak. Czuję jak jego dłonie wędrują na moją talię. — Stało się coś? Czy twoja babcia...?

— Z babcią wszystko w porządku — wzdycham. — Po prostu mojej rodzinie nie spodobało się, że jesteś moim mate.

— Co? — pyta zaskoczony. — Dlaczego?

— Jesteś synem alfy tutejszej watahy, to im wystarczy — odpowiadam cicho.

— Nic nie poradzę na to, że jestem kim jestem. Rodziny się nie wybiera. — Och, mam nadzieję, że będziesz miał takie samo zdanie, gdy dowiesz się, kim tak naprawdę jestem. — Mam nadzieję, że nie wpłynie to na nas.

— Nie — odpowiadam. — Idziemy dzisiaj do ciebie?

— Moi rodzice i reszta rodziny nie mogą już ciebie doczekać — szepcze mi do ucha Max. — Ile masz dzisiaj lekcji? Może zerwiemy się wcześniej?

— Nie mogę. Na ostatniej godzinie mam sprawdzian — mówię.

— Nie mogłabyś napisać go w innym terminie?

— Chcesz, żeby moja rodzina znienawidziła cię jeszcze bardziej?

— Fakt, zły pomysł — odpowiada Max. — Widzimy się na długiej przerwie?

— Pewnie.

Żegnam się z nim szybkim pocałunkiem i biegnę w kierunku swojej klasy.

Po zakończonych zajęciach wychodzę ze szkoły i od razu widzę Maxa stojącego przy swoim samochodzie. Ciekawy wzrok pozostałych uczniów odprowadza mnie aż do niego. Uśmiecham się lekko, witam pocałunkiem i wsiadamy do auta. Czuję jak napięcie we mnie rośnie, ponieważ wiem, że kiedy spotkam się z alfą będzie gorąco. Wszyscy będą chcieli wiedzieć, kim jestem. A jeśli sytuacja wymknie się lekko spod kontroli, alfa będzie domagał się odpowiedzi, gdyż nawet jego głos wynikający z zajmowanej pozycji nie podziała na mnie z prostego powodu.

Ojciec Maximiliana i ja... oboje mamy rangę alfę.

Bardzo boję się, jak rodzina mojego mate zareaguje na takie wieści. W końcu pochodzimy z watah, które niegdyś zażarcie walczyły między sobą. Mijamy właśnie główną bramę i pierwszych strażników.

— Wyczuwam, jak się boisz. Niepotrzebnie — mówi Max.

Jasne, absolutnie nie ma się czego bać. To tylko wilkołaki, które prawie wyrżnęły naszą rodzinę, odpowiada mi moja wilczyca.

I tutaj od samego początku się zgadzamy.

Kilka chwil później chłopak zatrzymuje samochód. Już przez szybę zauważam, jak cała jego rodzina z ojcem na czele czekają aż wysiądziemy. Czuję dłoń Maxa na udzie. Uspokajam się trochę, ale nie tyle, aby stawić czoła temu wszystkiemu w tej chwili.

— Spokojnie, nic się nie stanie. — Jesteś tego taki pewien, Max? — Odkąd nasze wilki się połączyły, jesteś drugą najważniejszą kobietą w stadzie. Nikt nie ma prawa cię tknąć, choćby palcem.

Co ty nie powiesz, absolutnie nie domyśliłam się tego. Biorę głęboki wdech i wysiadam z auta. Wzrok wszystkich pada na mnie. Spoglądam przelotnie na alfę i już wiem, że on wie, że coś jest ze mną nie w porządku. Max podchodzi do mnie i splata nasza dłonie.

— Tato, mamo — zaczyna bardzo oficjalnym tonem — to jest moja bratnia dusza, Octavia Wilson. Octavio, to są moi rodzice, Conrad i Keith Dankworth, alfa i luna watahy West Halley. A to moje rodzeństwo, Jake, Charlie, Christian oraz Harper i Jasmine.

— Miło mi państwa poznać — wyduszam z siebie.

Ale będzie przedstawienie. Normalnie lepsze niż na Broadway'u, prycha moja wilczyca.

— Wejdźmy do domu — mówi alfa.

Ton jego głosu dla pozostałych może wydawać się najzwyczajniejszy w świecie, ale instynkt alfy podpowiada mi, że jeśli nie dojdzie do walki to będzie prawdziwy cud. Wchodzimy wszyscy do domu głównego, który dawniej należał do mojej rodziny, i kierujemy się w stronę salonu. Czyli to tam wszystko wyjdzie na jaw. Alfa z luną zajmują dwa stojące koło siebie fotele, ja z Maxem mniejszą kanapę, rodzeństwo rozsiada się według własnej woli. W powietrzu czuję mieszane uczucia alfy względem mnie.

— Jak się poznaliście? — pyta matka Maxa rozpoczynając rozmowę.

— W szkole, mamo, a właściwie to niedaleko wejścia do szkoły — odpowiada mój mate.

— Ale typowe. Nie mogłeś być oryginalniejszy? — pyta chyba Charlie.

— Dla mnie to romantyczne — wtrąca Harper.

— Co jest romantycznego w szkole? — pyta Christian.

— Dzieciaki spokój — mówi Keith.

— Może niech Octavia opowie nam coś o sobie? Na przykład, dlaczego nie wyczuwam twojego zapachu wilka i twojej rangi? — pyta ojciec Maxa.

Uwaga, to będzie śmieszne. Ciekawi mnie to, co wymyślisz, mówi wilczyca.

Chyba będzie najlepiej zacząć od samego początku i powiedzieć po prostu prawdę. Może te setki lat zmieniły ich postrzeganie świata?

— No więc, może zacznę od tego, że mam nadzieję, że się polubimy, mimo tego kim jestem — zaczynam. — Pochodzę z bardzo starej watahy, która kiedyś rządziła tymi ziemiami.

— Tak podejrzewałem — przerywa mi alfa. — Już od dawna sądziłem, że Wilfred, mój praprapradziadek i wielki alfa, nie wymordował całej watahy Białych Wilków.

— To była rzeź i to w nocy z użyciem gazu z wilczego ziela, a nie zwykłe przejęcie wrogich terenów — mówię. — A wielkim alfą mógł tytułować się mój dziadek, a nie pański. Był alfą w watasze alf. To on zjednoczył wszystkie ziemie i zaprowadził pokój. Wasi przodkowie przybyli z Europy i dokonali największej zbrodni w dziejach wilkołaków.

— Jak śmiesz tak mówić?! — pyta podniesionym głosem alfa wstając z fotela.

Robię to samo i już po chwili stoimy niecały metr od siebie.

— To pan niech lepiej zważa na słowa — odpowiadam czując, że kolor moich tęczówek zmienia się na czerwony. — Moja rodzina nie była niczemu winna, nie powinni zginąć. Żyliśmy w spokoju, dopóki nie najechaliście nas.

— Zamilknij Octavio — mówi alfa. — Jesteś na moim terenie za m o i m pozwoleniem.

— Myśli pan, że jeśli w tej chwili ma pan władzę, to ten stan rzeczy nie ma prawa się zmienić? — mówię ostrym tonem. — Jeśli ma pan dość rozsądku w głowie, to przemyśli pan uważnie plusy i minusy wchodzenia w konflikt ze mną. Doskonale oboje wiemy, dlaczego wataha Białych Wilków była niegdyś taka potężna i oboje znamy prawo dotyczące odbierania ziem, szczególnie w sytuacji, gdy potomek alfy, który zginął w wojnie, chce odebrać to, co do jego rodziny kiedyś należało.

Patrzę surowym wzrokiem na ojca Maxa, który chyba nie sądził, że mam tyle odwagi, by mówić takie słowa.

— Przykro mi, że tak wygląda nasza rozmowa zapoznawcza — patrzę na matkę Maxa — ale myślę, że to pora, abym wróciła do swojego domu. — Odwracam się do Maxa. — Mógłbyś mnie podwieźć?

— Tak, chodźmy — mówi i wstaje z kanapy.

— Max zostajesz w domu — oświadcza surowo jego ojciec. — Octavia trafi do swojego domu sama.

— Nie tato. Ona jest moją bratnią duszą. Nie zamierzam rezygnować z tego, bo ty nie potrafisz zapomnieć o przeszłości i uszanować tego, że jednak wataha Białych Wilków przetrwała — odpowiada Max splatając nasze dłonie. — Przemyśl to wszystko i daj mi znać. Dzisiaj będę nocował poza domem.

Oboje wychodzimy z domu.

Dziękuję, mówię do Maxa w myślach.

Nie ma za co, słońce, ale mamy do pogadania, odpowiada.

Proszę go, aby skierował się w stronę mojego domu. Poznałam jego rodzinę, czas, by on poznał moją. Czuję w kościach, że i to spotkanie nie będzie miłe. Jednak w końcu oni także musieliby go poznać, a lepiej wcześniej niż później w tym wypadku. Kilka minut później przekraczam próg mojego domu i już w oddali widzę moją matkę, która niezbyt zadowolona patrzy na mnie i na Maxa. Poprzez nasze splecione dłonie czuję jego zdenerwowanie. Żadne z nas nie wie, jak się zachować. Jednakże, Max przeciwstawił się swojej rodzinie broniąc mnie, tak i ja będę go chronić przed moją. Nie pozwolę, aby cokolwiek mu się stało tutaj. Jeśli będę musiała opuścić matkę i babkę oraz watahę, zrobię to. Możliwe, że będzie mnie to kosztowało wiele, zrobię to. Nie opuszczę swojej bratniej duszy, bo komuś z mojej rodziny, bądź watahy będzie to nie pasowało. Księżyc wybrał Maxa dla mnie z jakiegoś powodu. Może nie wiem z jakiego konkretnie, lecz nie zerwę więzi.

— Mamo, to Max, moja bratnia dusza — mówię. — Zostanie dzisiaj u mnie. Musisz też wiedzieć, że jest przeciwnego zdania niż jego ojciec. Nie pochwala tego, co wydarzyło się naszej watasze. Jest przeciwny wojnie.

Mama wzdycha.

— Rozumiem Octavio — mówi. — Zajrzyj później do babci. Pytała o ciebie. O osiemnastej jest kolacja, nie zapomnij.

Wraz z Maxem kieruję się do swojego pokoju, który znajduje się na piętrze.

***

Poranek okazuje się bardzo zaskakujący. Gdy wraz z Maxem pojawiam się na dole, w salonie widzę alfę i lunę watahy West Halley. Moja matka stoi skupiona i w gotowości do ataku. Nie dziwię się jej. Po mojej ostatniej wymianie zdań z ojcem Maxa również nie jestem przyjaźnie do niego nastawiona.

— Tato — zaczyna Max — co tu robisz?

— Przyszedłem tu z twoją matką, aby przeprosić twoją partnerkę — mówi. — Mieliście wszyscy rację. To przeszłość, za którą nasza wataha powinna przepraszać. Więc... Przepraszam za swoje słowa, Octavio. Rzeczywiście, to co zrobili nasi przodkowie, jest nie do przyjęcia. Śmierć waszych ludzi zostanie zapamiętana. Ja i twoja matka, Maximilianie, chcemy, abyście we dwoje po ukończeniu liceum i ewentualnych studiów objęli władzę oraz połączyli watahę West Halley i watahę Białych Wilków w jedność, jeśli będziecie tego chcieli.

Słowa alfy wprawiają mnie w osłupienie. Spoglądam na swojego mate i na swoją matkę. Oboje są zaskoczeni. Moja wataha tak długo czekała na tą chwilę. W końcu mogliśmy być wolni i żyć bez przeszkód, bez ukrywania się i poszukiwać swoich partnerów.

— Zgadzacie się? — pyta matka Maxa, luna stada.

Ponownie spoglądam na Maxa.

— Decyzja należy do ciebie, kochanie — mówi.

— Dobrze, zrobimy to — odpowiadam rodzicom Maxa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top