ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY
Tak, kolejny dzisiaj rozdział. Mam zamiar dzisiaj napisać wszystkie, ale wątpię, żeby mi się udało... Zobaczymy ;)
Aha i wcześniej zapomniałam się pochwalić - w piątek jadę podpisać umowę o pracę, a od poniedziałku zaczynam ^^
Nieprzychylne spojrzenia obu mężczyzn spotkały się w połowie drogi. Lord Haruno tym razem nie zląkł się przerażającej czerni oczu Fukagu. Był nieugięty.
— Co więc teraz poczniemy? Hyuuga poległ. — To Kizashi zabrał głos, przerywając napięte milczenie.
Mikoto, siedząca tuż obok męża, zerknęła na niego, obawiając się, że źle zareaguje. Niemniej brunet nie dał nic po sobie poznać. Trwał jak zwykle, rozsiewając wokół siebie tę niesamowitą aurę. Czuć było, że to on rozdaje tu karty.
— To sprawka Namikaze — osądził bez wahania. — Jak na razie jednakże nie będziemy mogli zadziałać.
— Można zapytać dlaczego? — Lord Haruno trochę się podniósł z krzesła, ledwo nad sobą panując.
— Mamy gorsze problemy, niż śmierć Hyuugi — oświadczył natychmiast, a ostrzegawcze nuty posadziły Kiazshiego z powrotem na miejsce.
Fugaku uśmiechnął się sztucznie, po czym kontynuował:
— Tak, jak przypuszczałem, łowcy powołali Wielki Kongres. Oznacza to, że naprawdę zaczyna coś się dziać i lepiej nie wszczynać jeszcze większej wojny pomiędzy nami.
Zamilkł na chwilę.
— Dostałem dzisiaj kruka — wyjawił. — Król wzywa do siebie wszystkich lordów.
Kizashi Haruno właśnie wtedy pojął, dlaczego wcześniej Fugaku wstrzymywał się przed jakimikolwiek decyzjami do czasu powołania Kongresu. Wiedział zapewne, że król nie będzie dłużej mógł odwlekać problemu i również zareaguje. Bądź co bądź, niechętnie przyznał, że to było dobre zagranie.
— Będziemy musieli się przygotować na spotkanie z naszymi dawnymi przyjaciółmi. — Ostatnie słowo w ustach Lorda Uchihy wyraźnie zostało zaakcentowane.
— A co z twoim synem i moją córką? — mimochodem Kizashi zmienił temat, chociaż łatwo można było zauważyć napięcie na twarzy mężczyzny.
— Ach — machnął ręką, jakby odtrącał naprzykrzające się muchy. — Wysłałem ich do mojej siostry. Przyda im się czas dla siebie...
Oczy Lady Uchida zalśniły doprawdy zdziwione, tak samo, jak stojącego w rogu pomieszczenia, Itachiego.
Pojawiło się pytanie, co Fugaku przed nimi ukrywał?
***
Orochimaru słuchał z uwagą tego, co Łowca miał do powiedzenia. Czasami odruchowo kiwał głową w zrozumieniu.
— I dlatego uważasz, że ktoś próbuje ją zabić?
Namikaze potwierdził.
— Możesz, wuju, coś z tym zrobić?
Mag utkwił w nim nieprzenikniony wzrok. Wydawało się, że nad czymś usilnie myśli. Do tego postukiwał momentami o drewnianą podłogę swoją wężową laską.
— Jeszcze nie odzyskałem w pełni sił — w końcu przemówił. — Myślę jednak, że jutro będę wstanie zajrzeć do jej umysłu i zobaczyć wszelkie wydarzenia, które mogą tego dotyczyć.
Te słowa usatysfakcjonowały blondyna, nawet zdołał się uśmiechnąć.
— A skąd będziesz wiedział, czego szukać ? — dopytał.
— Jej emocje naprowadzą mnie tylko na to, co w ostatnim czasie wywarło na niej największe wrażenie. Sama pokaże mi więc klucz...
***
Obudziła się, w pierwszej chwili nie będąc pewną, gdzie się znajduje. Potem dopiero przypomniała sobie wszystko i z niepokojem poderwała się do siadu.
Cicho krzyknęła, gdy przed swym obliczem dojrzała nieskalaną twarz Hinaty, tak dziwnie pustą i jednocześnie doskonałą. Jej oczy zaś, utkwione tylko w jeden punkt, przerażały różowowłosą najbardziej.
Sakura przełknęła ślinę i nakazała sobie zachować opanowanie.
— Mój pan cię wzywa — rzekła Hinata, a następnie skierowała się w stronę drzwi. Nim jednak całkowicie wyszła, głos Sakury ją powstrzymał.
— Poczekaj — szepnęła. — Nie zdążyłam tobie podziękować za ratunek.
Hinata drgnęła lekko, ale nic więcej nie zdradziło jej zaskoczenia.
— Zrobiłam to, co do mnie należało, panienko — wyjawiła, by po chwili całkowicie zniknąć.
Sakura przetarła zmęczoną twarz, na wpół zdezorientowana. Czuła się zagubiona i jakaś osaczona, każdy bowiem w tym domu wydawał się jej jakiś nierealny i fantastyczny, niczym we śnie. Nie była pewna tylko, czy czasem nie był to koszmar.
Dostosowując się do słów Hinaty, szybko się sama przyodziała, co zazwyczaj robiły jej służące. Potem udała się w stronę salonu, gdzie prawdopodobnie czekał na nią Naruto.
Nie przekroczyła nawet progu, a wokół niej utworzył się dziwny szaro—zielony dym. Chciała krzyknąć, ale obraz zamazał się lekko i się zachwiała, acz, o dziwo, nie upadła.
Przed sobą zamajaczyła jej postać tego przerażającego mężczyzny, o długich, niesamowicie gęstych włosach. Ledwo mogła przyjrzeć się jego pozłacanej, teraz lśniącej lasce.
Niedane było Sakurze zrozumieć, co się dzieje, a obrazy, odległe wspomnienia, zalały jej umysł.
Chciała udać się do jadalni, ale głosy w holu sprawiły, że odruchowo przystanęła i skryła się za ścianą. Zrozumiała, że to Lord Uchiha rozmawia z Itachim.
— Gdzie Sasuke?
Usłyszała szelest papieru. Zdumiona wychyliła się, by ujrzeć jak syn podaje ojcu list. Serce jej stanęło, gdy pojęła, że przecież wczoraj w nocy Lord Uchiha sam go pisał i to przy niej, gdy chciał porozmawiać o małżeństwie jej i Sasuke.
— Rozumiem... uciekł — szepnął do siebie, widocznie zirytowany, po czym przeniósł spojrzenie ponownie na Iachiego. — Wiesz z jakiego powodu?
Sakura już dalej nie słuchała, oszołomiona próbowała poukładać sobie to w głowie, ale nadal nie odnalazła odpowiedzi na pytanie, dlaczego Lord Uchiha okłamywał własnego syna.
***
— Musisz udać się do Naruto Uzumakiego, który cię niegdyś uratował — oświadczył poważnie Lord Uchiha. — Powiedz, że przysłał cię mój syn, przed ucieczką. Nie wspominaj o mnie ani słowa...
— A—ale dlaczego ? — wyjąkała tak bardzo przerażona, w oczach Lorda Uchihy bowiem dostrzegała jakiś niepokój.
— Tutaj nie jesteś bezpieczna... Twojemu ojcu powiem, że razem z Sasuke przebywasz u mojej siostry...
— Weź sztylet, który ci dałem... I pamiętaj — bądź ostrożna.
— A Sasuke, co z nim? Gdzie...?
Dłoń Fugaku skutecznie ją uciszyła.
— Wysłałem go w bezpieczne miejsce, ale nikt nie może o tym wiedzieć...
***
Szła ze swoim narzeczonym w odwiedziny do ich przyjaciół. Sai tego dnia wydawał się bardziej przystępny, niż zazwyczaj. Chociaż kochała go, to miała świadomość, że nie jest on osobą wylewną, a raczej cichą i skromną. Teraz mimo tego śmiał się i opowiadał o swoim dzieciństwie.
Zabrała go do Konohy, bo nalegał, żeby tutaj przyjechać. Podobno nawet kiedyś to miasto było jego domem...
Sakura uśmiechała się, ale uśmiech ten zamarł na ustach, kiedy nagle dostrzegła w ciemnym zaułku jakąś postać, przemawiającą do kogoś. Co dziwne, Sakura nikogo więcej tam nie ujrzała.
Zadrżała, gdy skryty w cieniu nieznajomy zakapturzoną twarz skierował w jej stronę. Oczy zalśniły jakimś srebrnym, przeraźliwym blaskiem, ale mogło się to Haruno tylko wydawać. Tak samo jak to, że ta twarz była dziwnie znajoma, jakby już gdzieś ją widziała...
***
Gwałtownie szarpnięcie i Orochimaru na powrót stał w pokoju. Zaś Namikaze patrzył na niego ponaglająco.
— Co widziałeś, wuju?
Orchimaru zmarszczył brwi i przyjrzał się Sakurze, która stała otumaniona niewiele kroków dalej. Wyglądała na przytomną, ale tak naprawdę teraz pogrążona była we śnie.
— Powiem ci, jak zrozumiem...
***
Koniec końców czarodziej usiadł naprzeciwko Namikaze i streścił w kliku słowach to, co przesłały mu wizje. Razem przecież łatwiej mogli rozszyfrować wszystkie nabyte informacje. Chociaż, prawdę mówiąc, Orchimaru na zbyt wiele nie liczył.
— To proste — odezwał się niespodziewanie Naruto. — Lord Uchiha przysłał do nas Sakurę, ponieważ wiedział, że dzięki niej odkryjemy prawdę. Po to pragnął, by żyła.
— Skoro tak, dlaczego chciał byśmy wiedzieli? — dopytał sceptycznie Orchimaru, w zadumie głaszcząc wężową głowę laski. — I co wiedzieli? Ta postać, którą dostrzegła Sakura... Przyznam, iż niewątpliwie przez to dziewczyna jest teraz w zagrożeniu, ale nie wydaję mi się, abym zna...
— Ale masz wrażenie, że gdzieś ją widziałeś, prawda? — Błękitne tęczówki wylądowały na jego osobie. Orochimaru nie miał innego wyjścia, niż potaknąć.
— Niemniej nic nam to nie daje, a poza tym myślałem, że planujesz mord zacząć od Lorda Uchihy...
Suchy śmiech rozbrzmiał w pomieszczeniu.
— Oczywiście i nic tego nie zmienia, ale naprawdę to wszystko zaczyna być intrygujące... Do tego chyba ty też chcesz wiedzieć, wuju, co wpłynęło na postępowanie Lorda i jaki jest jego następny krok...
— Chcę, ale teraz i tak się tego nie dowiemy.
— Za dwa dni Kongres — przyznał Namikaze, obserwując jego zamyślone lico. A potem ponownie powtórzył:
— Za dwa dni Kongres...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top