ROZDZIAŁ DWUDZIESTY
Okazało się, że jednak wczoraj pobiłam inny rekord, wcale nie napisałam trzech rozdziałów jednego dnia, a cztery. Problem w tym, że nie mogłam tego rozdziału wczoraj opublikować, bo internet mi wysiadł przez burzę...
PS A i chciałam się pochwalić - w poniedziałek jestem umówiona na rozmowę kwalifikacyjną ;3
Na granatowym niebie pojawił się pierwszy błysk. Potem nastała nawałnica, a deszcz lunął z głośnym szmerem, zalewając cały kraj. Zakapturzona postać spoglądała do góry, chłonąc groźny widok.
Krople wody wtapiały się w czarny płaszcz, ale nie wydawała się tego zauważać. Nawet to, że stała pod drzewem, nie miało znaczenia.
— Tej nocy przeleje się krew, zemsta zaś zostanie dokonana — szepnęła Matka Światła, a słowa jej przychwycił mrok, niczym kuszącą obietnicę...
***
— Możemy wyjechać, mój lordzie. — Propozycja Kabuto brzmiała dla niego samego irracjonalnie, ale widząc niepokój w dotąd nieprzystępnym obliczu swego pana, zmusił się do ostateczności. On sam zaś uważał, że to wszystko jest tylko wyolbrzymieniem całej sprawy. Tak naprawdę nie było się czego obawiać, nawet mógł przypuścić, iż wszystkie te opowieści o rodzie Namikaze są nic nieznaczącymi historyjkami dla dzieci. Mógł więc, z łatwością, zabić Naruto.
— Uciec? — zadrwił Lord. — Nigdzie przed nim nie uciekniemy, głupcze. Znajdzie nas w każdym miejscu.
— Co w takim razie...? — zaczął sługa, ale następne słowa mężczyzny go uciszyły:
— Jedyne, co teraz możemy zrobić, to być gotowym. Powiedz wszystkim, żeby przygotowali się do walki. A przede wszystkim zabierz moją córkę w bezpieczne miejsce... Chroń bez względu na wszystko...
W tym samym jednak momencie, drzwi od pokoju drgnęły. Lord Hyuuga z niepokojem zauważył stojącą w progu, z przepraszającą miną, nianię oraz małą, patrzącą na niego dziewczynkę.
— Tato, czy coś się dzieję? — Lord Hyuuga nie wiedział jakim cudem, ale Hanabi zawsze przeczuwała, gdy jakieś niepokojące wydarzenia miały nadejść. Tym bardziej zamarł, a potem z gniewem wyciągnął swoją dawno nieużywaną szablę. Tylko to mogło ich teraz ocalić.
— Kochanie, podejdź tu — szepnął, gdy niania zatrzasnęła za sobą drzwi. Dziewczynka natychmiast podbiegła do ojca, przechylając lekko głowę w prawo z niemałym zainteresowaniem.
— Pamiętasz, czego cię tatuś uczył? Pamiętasz jak zadać śmierć, złotko?
Czerwień zapłonęła radośnie w oczach małej.
— Pamiętam — odszepnęła z entuzjazmem. — A będę mogła zjeść?
Dłoń Lorda wylądowała na jej włosach, w czułym geście. Uśmiechnął się.
— Tak, będziesz mogła — odparł tylko, a potem gwałtownie popchnął, gdy szyba w oknie roztrzaskała się z kolejnym grzmotem. Kawałki szkła wbiły mu się w dłonie, które ochraniały córkę.
Kabuto zdezorientowany wyciągnął odłamek z policzka, wyrzucając go na ziemię. Chciał zadać pytanie, ale odpowiedź sama do niego przyszła.
Na parapecie stał blondwłosy mężczyzna, który niedbale w dłoni zaciskał sztylet. Jego wargi ułożone były w kpiący uśmiech, ale oczy... Te oczy pozostawały zimne niczym stal, okrutne, pozbawione jakiejkolwiek empatii. Krwiożercze, niegodziwe i mówiące o tym, co miało nadejść.
Gwałtowny wiatr zawiał, wprawiając w ruch złote kosmyki włosów. Deszcz wdzierał się do środka wraz z niewyobrażalnym chłodem. Hyuuga zadrżał.
— Tatusiu, mogę go posmakować? — zapytała cicho Hanabi, a mężczyzna natychmiast przysłonił jej usta ręką, ale było już za późno — bezduszne tęczówki skierowały się w jej stronę, po czym przeszły na Lorda Hyuugę.
— Pożegnaj się z córką, masz dziesięć sekund. — Oschły głos powiadomił go, że Namikaze wcale nie żartował. — Od teraz.
Raz... dwa...
— Będzie dobrze, kwiatuszku, tylko nie patrz... będzie dobrze.
Lord Hyuuga kątem oka zauważył nieznaczny ruch. Kabuto nie zamierzał czekać, a teraz wraz z nianią wysunął kły i naparł na Namikaze. Naruto nie udało się uchybić, i nóż, który trzymał szarowłosy, go dosięgnął, przecinając ramię. Na chwilę Hyuuga pomyślał, że jest szansa, chociaż zdawało się, iż jakieś rozbawienie dostrzegł na twarzy Łowcy...
Cztery, pięć...
Naprawdę miał rację, uświadomił sobie Kabuto, gdy wyprowadzał kolejny atak. Namikaze widocznie nie był tak szybki, jak on, ponieważ z ledwością odpierał te ciosy. Służący więc zabawiał się, wiedząc, że nic im w rzeczywistości nie grozi. Niania także wydawała się o tym przekonana, bo i ona lawirowała pomiędzy nimi z zadowoleniem.
Usta Naruto pomimo tego, że ledwo nadążał, poruszyły się. Hyuuga zmarszczył brwi, próbując rozszyfrować słowa. Dopiero po chwili pojął, iż ten rzekł nieme „Siedem, osiem". Olśnienie przyszło szybko — skurwysyn właśnie odliczał.
Szarowłosy zamachnął się, by w końcu wykonać ostateczny cios. Ale wtedy rozbrzmiało głośne „Dziewięć", a dłoń wampira z łatwością została powstrzymana. Nim ktokolwiek się obejrzał, nim usłyszeć można było krzyk niani i... nim Lord mieczem przeciął powietrze, Naruto stał tuż za nim.
Szkarłatne oczy patrzyły w próżnie, a ciało Lorda odmawiało posłuszeństwa, by się odwrócić. Wiedział, co zastanie. A jednak i tak to uczynił.
Naruto przytulał do siebie dziewczynkę. Wydawało się, że niemalże w ojcowskim geście, tak jak to robił chwilę temu Hyuuga, ale prawda wyszła na jaw, gdy pierwsze krople krwi spłynęły na ziemię.
Była martwa.
Bezwładne ciało osunęło się, a na ustach blondyna pojawił się uśmiech.
— Zabiję cię — zawarczał Hyuuga i wykonał groźny cios szablą. Namikaze jednakże uskoczył w bok i znowu stracił go na sekundę z oczu. Po kolejnej — z oszołomieniem ujrzał służącego i nianię leżących we własnej posoce.
— Nie obawiaj się — szepnął delikatnie Naruto, udając jawne zmartwienie. — Nie tylko oni są martwi. A wszyscy, którzy ci służyli...
— Wykończ mnie! — wściekle zawarczał Lord, niemal błagalnie. — Wykończ mnie, potworze!
— Zrobiłbym to z przyjemnością, ale nie do mnie należy ten obowiązek... — oświadczył, wprawiając w zdziwienie mężczyznę. — Hinata!
To imię zabrzmiało dziwnie znajomo, ale to nie mogła być ona... Nie mogła, ruchem głowy zaprzeczył. Niemniej dłużej, gdy kobieta o pustych tęczówkach znalazła się naprzeciwko niego, nie mógł się oszukiwać.
— Ty żyjesz — szepnął, sam słysząc szaleńcze nuty pomiędzy słowami. — Ty żyjesz...
— Żyję, tatusiu...— cicho odpowiedziała, a potem dodała bezdusznie — I przyszłam, by cię zabić.
Chociaż Lord Hyuuga pogodził się ze swoja śmiercią, tak teraz, mając przed sobą ślepą, znienawidzoną córkę, która jako jedyna okazała się człowiekiem w całym wampirzym rodzie, a przede wszystkim dlań hańbą, uświadomił sobie, iż to ona nie ma szans w tym starciu.
— Tym razem nie popełnię już tego samego błędu — wyjawił. A potem płynnie naparł na Hinatę. Nie spodziewał się jednak, że ostrze bezbłędnie zostanie odparte małym, niewielkim sztyletem.
Nie zdążył wyrazić zaskoczenia, gdy poczuł, że ten sam srebrny sztylet przejeżdża w nienaturalnej, nie osiągalnej nawet dla wampira szybkości, po jego twarzy. I po oczach. Opadł na kolana, jedyne co widząc to szkarłat. Cholerny, pierdolony szkarłat. Wszędzie... Wszędzie!
— Coś... c... oś ty zrobiła!? Coś ty... zrobiła!? — Nie dane było usłyszeć odpowiedzi, chociaż właściwie tym był świst przecinającego powietrza. I ostrze, ostrze, które z niezwykłą precyzją oraz siłą wbiło się prosto w okrutne serce Lorda Hyuugi.
***
— Dokonało się... — Matka Światła rzekła do poruszających się wokół niej cieni. Wiatr w tej chwili ustał, tak samo jak fala deszczu. Ciemne chmury oddaliły się i widać było tylko spokojne, usłane gwiazdami niebo.
Przyjemna woń śmierci dotarła do jej nozdrzy...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top