ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Och, mam taką ogromną nadzieję, że nie spieprzyłam ten rozdział i się Wam spodoba... 

— Naruto...!

— Naruto!

— Na... ru... to!

Szepty rozbrzmiewały w ciemności i nie wiadomym było, z której tak naprawdę strony dochodzą. Namikaze odwracał się zdezorientowany, szukając źródła tych głosów. Mimo tego nie dawało to żadnych efektów.

Kiedy chciał się już poddać, nagle w mroku dostrzegł jakiś nikły błysk.

Zmrużył oczy, światło bowiem było niezwykle rażące i z każdą kolejną chwilą powiększało się. Naruto dopiero po paru sekundach zrozumiał, iż — cokolwiek to było — przybliżało się do niego.

Spod zmrużonych powiek zauważył, że już stoi tuż naprzeciwko i, co najdziwniejsze, wyciąga do niego dłoń.

— Nie bój się, Naruto. — Usłyszał delikatny głos, który przypominał piękną, nieznaną melodię. — Tylko ja. Mama...

— Mama? — zdumiał się.

W tym samym momencie błysk zniknął, więc już bez przeszkód całkowicie otworzył oczy. Faktycznie przed nim stała średniego wzrostu kobieta, o włosach koloru rubinu. Tęczówki uśmiechały się do niego przyjaźnie, usta szeptały jego imię.

Miała na sobie długą, błękitną suknię, ciągnącą się aż do ziemi. Od czasu do czasu drżała ona, pchana nieznaną siłą.

— Kochanie, musisz pamiętać kim jesteś. — Dłoń zateknęła się z jego polikiem. — Musisz podążać za swym przeznaczeniem.

— Nie daj się omamić śmierci — szeptała dalej, nagle znajdując się jeszcze bliżej. Słowa jednakże przybrały innej, złowrogiej barwy. — Stań jej naprzeciw i okaż się prawdziwym Dziedzictwem...

Druga ręka matki z niezwykłą prędkością wbiła się w jego serce. Nie zdążył choćby krzyknąć, gdy krew zalała go całego. Gdy ciemność nadeszła, pozbawiając go wszystkich zmysłów...

Jedno imię zaś wrogo unosiło się w przestrzeni. A brzmiało ono...

—... Sasuke.

Z przerażeniem poderwał się do siadu. Serce niespokojnie galopowało, jakby przed chwilą skończył walczyć. Pięści zaciskał z całych sił na, nadal brudnym, prześcieradle, próbując jednocześnie odzyskać spokój.

Trwało to znaczną chwilę, nim w końcu udał się do łazienki, by przemyć oblepioną od potu twarz.

Zimna woda wydawała się być kojąca, dziwnie, przyjemnie kojąca...

Mimowolnie podniósł spojrzenie na wiszące lustro. Zdumiał się, zobaczywszy niezdrowo blade lico i spierzchnięte usta. Jednakże to, co najbardziej przykuło jego uwagę, znajdowało się na prawym poliku.

Opuszkami palców musnął dwóch wgryzień. Choć całe ciało miał naznaczone, to te miejsce było wyraźnie zbyt widocznie. Nikt nie mógł przecież się dowiedzieć...

Na nic nie czekając, na powrót skierował się do sypialni, by spod poduszki wyciągnąć ostry sztylet. Potem znowu ruszył do łazienki.

Raz jeszcze spojrzał w lustro i beznamiętnie przyłożył swoje ostrze do skóry. Jedno, silne szarpnięcie i, zamiast dwóch ran, miał głęboką szramę. Krew spływała po twarzy, ale nie zwracał na to uwagi.

Teraz już nie mam lisich znamion, pomyślał z ironią. Następnie westchnął, wracając do łóżka. Miał nadzieję, że tym razem nie będzie żadnych, niepokojących koszmarów.

***

Gniew oraz zmęczenie to była wybuchowa mieszanka. Mimo tego jednak zdołał na twarzy utrzymać perfekcyjną maskę łowcy. Nie przedzierała się przez nią żadna zbędna emocja, widać było jedynie przeraźliwą pustkę.

Shikamaru, który otworzył mu drzwi, spojrzał na niego przelotnie. Brak reakcji oznaczał, że w istocie Naruto dobrze zakamuflował swoje odczucia.

— Panicz jest w swoim pokoju — powiadomił na wstępie służący.

Naruto skinął głową, po czym właśnie tam się udał.

Schody skrzypiały lekko, gdy podążał na górę. Jednakże stuk czyiś kroków przebił się przez ten natarczywy dźwięk.

Naruto zauważył przed sobą kobietę o magnetycznym wyglądzie. Włosy miała ułożone w wykwitną fryzurę, zaś granatową suknię, jak przypuszczał, z najlepszego materiału.

Patrzyła na niego z czymś niepokojącym w oczach.

— Naruto, jak mniemam? — usłyszał pytanie, kiedy zatrzymała się na schodach, o stopień wyżej niż on.

— Tak, pani.

Lady Uchiha. Trzeba było być głupim, by nie zrozumieć z kim się ma do czynienia.

W jednej sekundzie jakiś mięsień na jej twarzy drgną i uśmiechnęła się serdecznie, niwelując tę niebezpieczną aurę wokół siebie.

— Sasuke mi tyle o tobie opowiadał — zaćwierkała wesoło. Mimo tego Naruto nie poruszył się; nie był naiwny — nie dał się zwieść.

— Właśnie do niego zmierzałem — powiedział tylko.

Mikoto więc odsunęła się lekko, by mógł przejść. Potem zaś rzekła:

— W takim razie nie przeszkadzam. Jakbyś mógł, przekaż mojemu synowi jeszcze, by nie spodziewał się nas na śniadaniu. Mamy kilka spraw do załatwienia w mieście.

— Oczywiście, pani.

Potem oboje ruszyli, każde w swoją stronę. Naruto, nim się obejrzał, już wchodził bez pukania do sypialni Uchihy.

Drzwi zatrzasnęły się za nim.

Blondyn uniósł w zdziwieniu brew, widząc nadal leżącego w łóżku Sasuke, który oparty na poduszkach, patrzył w jego stronę.

— Ojciec wrócił, więc dzisiaj nie mam obowiązków — wyjaśnił bezbarwnie.

— Spotkałem twoją matkę, powiedziała, że nie masz czekać ze śniadaniem. Razem z Lordem Uchiha załatwiają coś na mieście — wyrecytował bez jakiegokolwiek zająknięcia. W słowach przelewał się chłód silniejszy, niż zwykle.

— Pewnie zabrał się z nimi Itachi — szepnął do siebie Sasuke. Nie wydawał się jednak rozmyślać na ten temat, coś innego poświęcało całą jego uwagę — mianowicie głęboka szrama na poliku Namikaze. Cięcie było świeże i szpetne.

Wiatr zawiał z okna i w tej samej sekundzie Sasuke stał już przed mężczyzną, palcem muskając jego rany.

— Może zostać blizna — zauważył zafascynowany. Czuł, że już robi się twardy.

— Nie zostanie — pewność i zimno zabrzmiały twardymi nutami. — Paniczu...

Sarkazm był łatwo wyczuwalny w słowie "paniczu", Naruto stał sztywno, niechętnie spoglądał na Uchihę. Ten zaś był tym doprawdy rozbawiony.

— Jesteś zły, Naruto?

— Nie — odpowiedź nadeszła szybko. Za szybko.

Sasuke zaśmiał się i obniżył. Jego zręczne palce natychmiast wylądowały na wybrzuszeniu w spodniach Naruto.

— Choć pałasz teraz czystą nienawiścią i tak jesteś podniecony...

— Nie denerwuj mnie — warknął Namikaze, w jednej chwili wplatając palce w włosy Uchihy, w drugiej — brutalnie za nie ciągnąc.

Na Sasuke, pomimo widocznego bólu, nie zrobiło to wrażenia.

— Nie zadzieraj ze mną, Uchiha — ostrzegł blondyn. — Mógłbym cię z łatwością zabić, bowiem jest tylko pionkiem w tej pieprzonej grze. Moim... — nachylił się i szeptał do jego ucha —... pionkiem.

Kącik ust Sasuke drgnął.

— A teraz przejdź, do cholery, do rzeczy — nakazał Naruto, głowę jego przyciągając bardziej do krocza.

Sasuke bezczelnie dobrze się bawił. I wcale nie czuł się pogardzany, wręcz przeciwnie, był kurewsko zaintrygowany. Namikaze bowiem wydawał się zazdrosny...

Bez zbędnego komentarza rozpiął mu spodnie i przystąpił do rzeczy. Ciche sapania blondyna były iście podniecające...

***

Niewielka dorożka przyjechała pod rezydencje Uchiha. Sasuke na twarzy przybrał ciepły, przyciągający uśmiech, zaś Naruto drgnął i zmrużył oczy. W ogóle mu się to nie podobało.

Uchiha ubiegł odźwiernego i sam podał rękę wychodzącej niewieście. Sakura Haruno jak zwykle prezentowała się pięknie, a rumieńce na licu dodawały jej uroku.

— Kochana, wyglądasz oszałamiająco — wychrypiał do jej ucha, uprzednio całując dłoń w białej rękawiczce.

Różowowłosa zaśmiała się perliście, jednak jej czujne spojrzenie utkwiło w Naruto, który stał tuż za Sasuke.

Mimowolnie zadrżała, co wyczuł Uchiha, jeszcze bardziej zachwycony całą tą sytuacją.

— Twój ojciec już na ciebie czeka — powiadomił, kierując się z nią do domu. Naruto także ruszył za nimi, tak jak to przystało na oddanego służącego. Chociaż palce nadal zaciskał na schowanym w marynarce sztylecie. Musiał się powstrzymywać, by go nie użyć.

***

Kolacja zaręczynowa odbywała się w pozornie miłej atmosferze. Wszyscy wymieniali między sobą przyjazne, acz ostrożne spojrzenia. Itachi Uchiha chyba jako jedyny bawił się najlepiej. Nawet Sasuke stracił humor, musząc zabawiać rozmową Sakure. Trudno było mu również wyczuć czy ona jest nim zachwycona, czy nie.

Naruto stał z boku i przyglądał się temu z udawaną oschłością. Tym razem emocje utrzymywał na wodzy, będąc pewnym, że nie może się zdradzić przy rodzicach Uchihy. Mikoto zresztą miała zwyczaj zerkać niekiedy w jego stronę.

Jedyną osobą, która jeszcze się nie zjawiła był Lord Uchiha. Ale nie trzeba było czekać długo, nim główne drzwi z głuchym echem się rozwarły, a w nich stanął Fugaku.

Wszyscy powstali jak na zawołanie, gdy on czujnie przyglądał się każdemu. Dłuższą chwilę jednakże poświecił blondwłosemu mężczyźnie, skrytemu w cieniu.

Obaj wymienili spojrzenia, po czym Lord Uchiha jak gdyby nigdy nic zasiadł do stołu, wyraźnie ignorując jego obecność. Pod maską spokoju, skrywał się złowróżbny uśmiech...

Serce Naruto na ułamek sekundy stanęło, by po chwili rozpocząć ponownie wybijanie spokojnego rytmu. Mimo tego nie zdążył uciszyć swoich nerwów całkowicie, a Sasuke już powstał i klękał na zimnej posadzce.

Sakura również wstała od stołu i ściągnęła rękawiczkę, by pozwolić żeby jej dłoń uchwycił Sasuke.

— Kochana — zaczął Uchiha, czarne oczy bezczelnie kierując na Naruto — wyjdziesz za mnie?

Namikaze miał ochotę zamknąć powieki, ale coś kazało mu patrzeć. Patrzeć i słuchać tego wszystkiego, co tu się działo. Nie dał po sobie poznać niczego, ale tęczówki straciły błękitną barwę, zamieniając się w szarawy, bezduszny odcień.

— To będzie dla mnie zaszczyt, Sasuke — odpowiedziała płynnie, a potem jej usta wyszły naprzeciw ustom Uchihy. Pocałunek był gorący, a oczy bruneta otwarte, wypalające w duszy Naruto ogromną dziurę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top