III
Gdy zdyszani wbiegli do domu. Wpadli wprost na rozwścieczoną Narcyzę.
- Gdzie wyście się podziewali?! - wykrzyknęła.
- Spotkaliśmy Blacka i Lupina - powiedział Barty ciesząc się, że ma wymówkę.
- Oh, w takim razie dobrze. Przynajmniej wy mieliście dobry powód. Nie to co Draco i Lucjusz...
Wypuścili ze świstem powietrze, następnie poszli do stołu.
Harry widząc chrzestnego bardzo się ucieszył. Z szerokim uśmiechem pobiegł go uściskać.
- Syriuszu!
- Witaj szczeniaku.
- Co tu robicie? - zapytał Potter.
Remus opowiedział mu wszystko. Dalej sprawy potoczyły się bardzo szybko.
Wszyscy zjedli obiad, Bella i Junior zostali zdemaskowani w drodzie do pokoju (chcieli przemycić 4 torby pełne różnych alkocholi tylko dla siebie)
dlatego musieli podzielić się ze wszystkimi. O godzinie dwudziestej każdy był już schlany. Niewiedomo jak trafili do swoich łóżek (zapewne Narcyza miała z tym coś wspólnego).
Nastał ranek. Niewiadomo skąd na progu domu znalazł się Albus Dumbledore.
Starzec zapukał, niestety nikt nie otworzył. Jednakże okazało się, że drzwi nie są zakluczone. Usatysfakcjonowany wszedł do środka. To co tam zobaczył spowodowało, iż ze zdziwienia otworzył usta. W każdym pokoju leżeli nieprzytomni Śmierciożercy. Albus postanowił się trochę rozejrzeć.
Zaczął od salonu. Machoniowy stół pełen był pustych butelek. W większości po Ognistej. Chociaż nie zabrakło także mugolskich trunków. Na skórzanej kanapie, która stała tuż, przy szeroko otwarym oknie, siedział ledwo przytomny Severus i coś palił. Najprawdopodobniej trawkę. Był tak zamroczony, że nie zaóważył Dumbledore'a.
Na drugim końcu mebla był Dołohow. Po jego lewej leżał McNair i przytulał swoją kosę. Trzmiel stwierdził iż zobaczył już wystarczająco w tym pomieszczeniu i poszedł zwiedzać dalej. Trafił do niewielkiej sypialni o błękitnych ścianach. W lewym rogu stało łóżo, na którym leżał Remus i Łapa. Trzeba dodać, że w samych bokserkach, oraz kartonowy James. Na podłodze był bardzo miękki, biały dywan. Co z tego, iż teraz cały w winie.
Przechodząc do następnego pokoju potknął się o zamulonego kota Rudolfusa (biedny futrzak, pewnie też coś dostał)
Jego oczom ukazało się najbrudniejsze miejsce jakie kiedykolwiek widział. Wszędzie walały się naczynia. Niekoniecznie czyste. Zato w rogu stała neonowo różowa walizka. Na jednym łóżku leżał Barty i Bellatrix (drugie rozwalili kłócąc się o kołdrę). Do tego trzeba dodać wiszące na lampie ubrania.
Unosząc brwi ze zdziwienia, bo przecież Crouch powinien być martwy, przeszedł dalej.
Znalazł się w w miarę czystym pokoiku z dwoma jednoosobowymi łóżkami. Wyjątkowo oba w całości. Na jednym z nich spał Rabastian w stroju baletnicy, a na drugim jego brat. Na szczęście w normalnym ubraniu. O ile można tak nazwać piżamkę w rude kotki.
Dumbledore stwierdził, że zobaczył już wystarczająco. Odnalazł kuchnię i usiadł na pierwszym leprzym krześle.
Chwilę później w drzwiach ukazał się zaspany, z roztrzepanymi od snu włosami. Tom Marvolo Riddle. Chcący tylko zrobić sobie kawę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top