2. Teodor Nott

Gdy Teodor Nott rozcina papierową torebkę z mąką, już wie, że skończy się to katastrofą (tak jakby poprzednie wydarzenia wcale nią nie były...). Dlaczego, do licha, zgodził się na zrobienie pierników, skoro przez całe życie nie ugotował niczego, nie licząc naleśników, które i tak były spalone.

— Zbyt łatwo ulegam innym — mruczy pod nosem, wyjmując z lodówki jajka i marszcząc brwi jak przy naprawdę wyczerpującym wysiłku umysłowym.

I ma rację. Dafne dobrze o tym wiedziała, kiedy wpatrywała się w niego błagalnym wzrokiem i skubała palcami dolną wargę, jak to miała w zwyczaju w dzieciństwie. Nie powinien się godzić. Nie powinien w ogóle przychodzić na tę kolację. Nie powinien odgrzebywać przeszłości i znowu na własne życzenie robić z siebie ofiarę. Za to powinien być jakiś alarm dla każdego człowieka — kiedy tylko popełniałby jakiś błąd, zapalałoby się czerwone światełko i zaczynałoby niemiłosiernie wyć.

Zrezygnowany odgarnia włosy z czoła, zostawiając na nich mąkę, a następnie drapie się po nosie, co również skutkuje białą plamą.

No dobrze, Teodorze, dasz radę. To przecież pewnie nie jest takie trudne, jak wszyscy straszą. Och, przydałyby się prawdziwie magiczne dłonie mamy. Gdyby tylko...

Nott mruga szybciej kilka razy, pociąga nosem i zaczyna rozbijać jajka do miski.

A może by tak zrobić pierniki-wisielce...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top