🐍 𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝟗 🐍
🐍
Nicky i Harry naprawdę się nie lubili. A można nawet powiedzieć, że się nienawidzili i byli wrogami. Ciągle sobie dokuczali i dogadywali na każdym kroku, chcieli pokazać, że jeden jest lepszy od drugiego, co Madeline próbowała zaspokoić. Próbowała wytłumaczyć Nicky'emu, żeby był mądrzejszy i się nie odzywał, jednak ten jej nie słuchał, zdeterminowany, aby wygrać z Potterem.
— Nie rozumiem, dlaczego pierwszoroczni nie mogą mieć własnych mioteł.— wymamrotał Nicky w stronę Madeline, kiedy szli na pierwszą lekcję latania.
— Nie wiem, czym różni się pierwszy rok od drugiego, ale są niektórzy, którzy nie potrafią latać. Co najwyżej mogą wykorzystać miotłę do zamiatania.— powiedziała Madeline, chichocząc, wskazując głową na Pottera.
— Dokładnie tak, Madeline.— powiedział Nicky, również chichocząc.— Słyszałaś tak w ogóle o naszych zaręczynach?
— Co?— spytała od razu Madeline, patrząc na niego wielkimi oczami.
— No cóż, wytłumaczyłem rodzicom, że nie chcę wiązać się z Parkinson, więc znaleźli mi inną kandydatkę, którą będziesz ty.— odpowiedział Nicky, wzruszając ramionami.
— Nie zgodziłam się na to.— odpowiedziała Madeline, totalnie wściekła.
— Ale twoi rodzice tak.— wymamrotał Nicky, siadając na murku, ponieważ do lekcji zostało kilka minut.
— Nie wyjdę za ciebie.— wyszeptała, stając naprzeciwko niego, a Nicky zmarszczył brwi.
— Czemu?— spytał, czując jakieś dziwne ukłucie w sercu.
— Po pierwsze, nie jesteś w moim typie, po drugie, sama będę decydować o swoim życiu.— odpowiedziała Madeline, odginając palce, a kiedy skończyła, rozłożyła ramiona, zdenerwowana.
— Nie jestem w twoim typie?— spytał szeptem, urażony.
— Tak! Nie nadajesz się na męża.— odpowiedziała Madeline, biorąc swoją torbę i idąc w stronę płaskiej łąki, tuż przy stadionie do quidditcha.
— Jasne, oczywiście, nie nadaję.— wymamrotał Nicky, któremu zrobiło się bardzo przykro z powodu, że nawet jego własna przyjaciółka uważa, że nie nadaje się na męża.
— Coś się stało, stary?— spytał Blaise Zabini, siadając obok niego na murku. Chłopcy zdążyli się już zaprzyjaźnić, ponieważ mieli bardzo podobne charaktery i oboje nienawidzili szlam.
— Mówiłem ci, że rodzice chcieli zaręczyć mnie z Parkinson, na co się nie zgodziłem, bo jest okropna. Oni przystali na propozycję, że jak nie znajdę sobie godnej i odpowiedniej dziewczyny do piętnastego roku życia, to zaręczą mnie z Pansy, ale coś im się pomieszało i zaręczyli mnie z Madeline, która powiedziała, że za mnie nie wyjdzie, bo nie nadaję się na męża i nie jestem w jej typie.— opowiedział Nicky i westchnął ciężko, jedząc miętowego cukierka.
— No cóż, nie mam zielonego pojęcia, co zrobiłbym w takiej sytuacji, ale wydaje mi się, że Madeline się zdenerwowała i dlatego ci tak powiedziała. Powinieneś z nią porozmawiać.— oznajmił Blaise, a Nicky prychnął.
— Nie ma opcji, że pierwszy wyciągnę rękę.— odpowiedział, wyciągając różdżkę i spalając papierek od cukierka.— Niech ona pierwsza mnie przeprosi, ja nie mam za co.
— A jej duma na to nie pozwala, więc będziecie skłóceni, aż w końcu dojdzie do waszego ślubu.— odpowiedział Blaise, a Nicky uśmiechnął się sarkastycznie.
— Dobra, nieważne. Chodźmy na lekcję.— zaproponował Nicky, zeskakując z murku i idąc z przyjacielem w stronę płaskiej łąki przed zamkiem. Było słonecznie, lekki wiatr mierzwił trawę pod stopami uczniów Slytherinu oraz Gryffindoru, ponieważ mieli razem lekcję. Obecnych było dwudziestu uczniów.
W końcu pojawiła się nauczycielka, Rolanda Hooch; miała krótkie, siwe włosy oraz żółte oczy, podobne do oczu jastrzębia.
— No, na co czekacie?— przywitała się opryskliwie, przechodząc przez środek trawnika, poprawiając swoje rękawice.— Niech każdy stanie przy miotle. No dalej, nie ociągać się!
Wszyscy posłusznie stanęli przy wybranych miotłach, a Madeline i Nicky nie byli żadnym wyjątkiem – stanęli obok siebie przy miotłach, które wyglądały na bardzo stare, ponieważ witki sterczały pod dziwnymi kątami.
— Wyciągnąć prawą rękę nad miotłą.— zawołała pani Hooch, co wszyscy uczynili.— I powiedzieć „do mnie!”
— Do mnie!— wykrzyknęli wszyscy, prawie jednocześnie. Miotła Nicky'ego od razu wpadła mu do ręki, tak samo, jak miotła Pottera. Madeline udało się to za trzecim razem, Rona Weasleya jego miotła pacnęła w nos, a Hermionie Granger w ogóle się to nie udawało, przez co Madeline uśmiechała się, będąc lepsza od niej.
Później pani Hooch pokazała im, jak dosiąść miotły, żeby przypadkiem się nie ześlizgnąć, jednak Nicky dobrze już to wiedział, dlatego nauczycielka go ominęła. Kiedy wszystkich już ustawiła, wykrzyknęła:
— Uwaga! Kiedy usłyszycie gwizdek, odepchnijcie się mocno nogami od ziemi! Utrzymujcie miotły w równowadze, wznieście się na kilka stóp i lądujcie, wychylając się lekko do przodu. Na mój gwizdek... Trzy... Dwa...
Neville, który był zbyt przerażony, poszybował w powietrze, zanim profesor Hooch zagwizdała w gwizdek.
— Wracaj!— krzyknęła, widząc to, jednak Neville leciał prosto w górę. Wszyscy widzieli jego przerażoną twarz, aż w końcu chłopak spadł z miotły i wylądował na trawie. Profesor Hooch od razu do niego pobiegła, a miotła poleciała gdzieś w stronę Zakazanego Lasu.
— Złamany nadgarstek.— mruknęła, pochylając się nad nim.— No, chłopcze... Nic ci nie będzie, wstawaj. Zabieram tego chłopca do pani Pomfrey. Niech nikt nie waży się ruszyć z miejsca, zanim wrócę! Wystarczy, że któreś z was dotknie miotły, a wyleci z Hogwartu, zanim zdąży wypowiedzieć „quidditch”. No, chodź, kochaneczku.
I oboje zniknęli z pola widzenia wszystkich nastolatków, przez co Nicky wybuchnął głośnym śmiechem.
— Zobaczcie!— krzyknął w końcu Nicky, podbiegając i podnosząc coś z trawy.— To ta głupia przypominajka, którą dała mu babcia.
— Oddaj to, Harper.— powiedział głośno Potter, aby każdy usłyszał, a wszyscy zamilkli.
— Chyba ją tutaj gdzieś zostawię, żeby Longbottom mógł ją znaleźć... Na przykład na drzewie.— odpowiedział Nicky, unosząc przypominajkę, a Madeline pokręciła głową, łapiąc jego ramię, ściskając szatę.
— Oddaj ją!— krzyknął głośno Harry, a Nicky, nie słuchając Madeline, która zaczęła na niego krzyczeć, wsiadł na miotłę bez problemu i odbił się od ziemi, co po chwili uczynił także Potter, lekko się chwiejąc.
— No, Potter, weź ją sobie!— wykrzyknął Nicky, kiedy podleciał aż do korony wielkiego dębu.
— Oddaj ją.— zawołał Harry, kiedy znalazł się prawie naprzeciwko niego.— Albo zrzucę cię z miotły!
— Tak?— spytał Nicky, chichocząc, uśmiechając się sarkastycznie. Zdenerwowany Potter wychylił się do przodu, zacisnął obie swoje dłonie na kiju i wystrzelił ku Nicky'emu, który bez problemu mu się odsunął, robiąc fikołka w powietrzu, a z dołu poleciały oklaski.
— Nie ma tutaj twoich goryli, Harper, nikt cię nie obroni! Zaraz skręcisz kark!— wrzasnął Harry, a blada ze strachu Madeline wszystko to obserwowała, modląc się, aby Nicky nie spadł.
— Więc złap ją, jeśli potrafisz!— krzyknął Nicky z uśmiechem i cisnął szklaną kulkę wysoko w powietrze, a sam poszybował w stronę ziemi, lądując bez żadnego szwanku. Harry poleciał za kulką, którą bez problemu złapał.
— Harry Potter! Nicholas Harper!
Usłyszeli głos zdenerwowanej McGonagall, idącej w ich stronę, a Madeline wiedziała, że już po nich.
— Jeszcze nigdy... Odkąd jestem w Hogwarcie...— profesor McGonagall ewidentnie miała problemy z mówieniem, a chłopcy drżeli ze strachu, jednak Nicky tego nie okazywał.
— To nie wina Harry'ego, pani profesor.— powiedziała jedna z sióstr Patil.
— Cicho bądź, Patil.— przerwała jej McGonagall, a Madeline ze strachu po kryjomu splotła jej i Nicky'ego palce razem.
— Ale Harper...— chciał dokończyć Weasley, aby obronić przyjaciela, dlatego Madeline miała ochotę podejść do niego i pacnąć mu w twarz.
— Dosyć, Weasley! Oboje, za mną!— wykrzyknęła, a przerażony Potter poszedł za nią, natomiast Nicky puścił rękę Madeline i, nie zerkając nawet na dziewczynę, również poszedł za McGonagall, która szła tak szybko, że oboje musieli niemal za nią biec, nie odzywając się.
Wspięli się po schodach wejściowych, potem po marmurowych wewnętrznych, jednak profesor McGonagall nie odezwała się do żadnego ani słowem. Otwierała z trzaskiem drzwi i mijała korytarz za korytarzem. W końcu zatrzymała się przy drzwiach jednej z klas. Otworzyła drzwi i zajrzała do środka.
— Przepraszam, profesorze Flitwick, czy mogę na chwilę zabrać Wooda i Flinta?— spytała. Oboje chłopacy wyszli z sali, dosyć zdziwieni, ale i zaintrygowani.— Wszyscy za mną.
Wprowadziła ich do jakiejś klasy, w której Irytek na tablicy wypisywał jakieś sprośne słowa, jednak szybko go wywaliła. Flint z ciekawością przyglądał się Nicky'emu, widząc szatę Slytherinu.
— Więc Potter, to jest Wood. Wood, znalazłam ci nowego szukającego.— oznajmiła, kiedy zatrzasnęła drzwi.
— Poważnie, pani profesor?— upewnił się oniemiały Wood.
— Absolutnie. Ten chłopiec to urodzony szukający.— i zaczęła go wychwalać, jakby nie wiadomo kogo, a Nicky z Flintem opierali się o ławkę z założonymi rękami.
Wood, Potter i McGonagall chwilę porozmawiali, okazało się, że Harry dostał się do drużyny quidditcha, jako najmłodszy szukający, aż w końcu chłopcy wyszli z pomieszczenia.
— A co z tobą, Harper?— spytała, rozkładając ramiona.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top