🐍 𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝟕 🐍

🐍

Nicky i Madeline ruszyli na błonia, gdzie bliżej poznali Blaise'a Zabiniego, Vincenta Crabbe'a, Gregory'ego Goyle'a, Theodora Notta, Daphne Greengrass oraz, na nieszczęście Madeline, Pansy Parkinson. Wszyscy dobrze się dogadywali, już stworzyli własną paczkę, jednak Madeline była bardzo zazdrosna o to, jak Nicky śmiał się wraz z Daphne. Sama nie wiedziała dlaczego.

Następnego dnia miały już zacząć się lekcje. Madeline obudziła się około szóstej rano, widząc Nicky'ego obok siebie. Zapewne zasnęli razem, opowiadając sobie różne historie. Pogłaskała go po włosach, chcąc go obudzić.

— Taak?— spytał, ziewając szeroko, zakrywając usta dłonią. Nakrył się szczelniej kołdrą, wkładając twarz w poduszkę.

— Daphne chce cię pocałować.— powiedziała podchwytliwe, jednak Nicky tylko uniósł kciuk do góry, wciąż z zamkniętymi oczami.— Hej, nie podoba ci się?

— Nie? No proszę cię. A poza tym, to, że się z nią śmiałem, nie znaczy, że od razu mi się podoba. Natomiast ty uśmiechałaś się do Theodora.— odpowiedział z chytrym uśmiechem, podnosząc się do pozycji siedzącej.

— Wcale nie. W swatkę się bawisz?— spytała, zakładając ręce na krzyż, a Nicky zachichotał.

— Odezwała się.— odparł, podchodząc do niej i całując ją w nos, który zmarszczyła.— Idę do siebie się ogarnąć. Zobaczymy się przed Wielką Salą?

— Oczywiście.— odpowiedziała Madeline i wstała z łóżka. Podeszła do szafy, wyciągnęła z niej takie samo ubranie jak wczoraj, przebierając się w nie. Długie, platynowe blond włosy oczywiście związała w dwa kucyki. Wzięła brązową, skórzaną torbę z książkami i jej planem lekcji, choć już nauczyła się go na pamięć.

Kiedy miała już wyjść, do jej okna zapukała sowa. Mianowicie, sowa jej rodziców. Od razu podeszła do okna, otwierając je.

— A dzień dobry, Arnold.— powiedziała z uśmiechem, głaszcząc sowę, odbierając list.— Co my tutaj mamy...

Kochana Córciu,
jesteśmy bardzo dumni z tatą, że trafiłaś do Slytherinu. Koniecznie napisz nam, jak minęła Ci droga do Hogwartu! Pociąg jest świetny, prawda? Poznałaś kogoś nowego? Tylko mamy nadzieję, że nie są to szlamy... Wracając, trzymamy kciuki za Ciebie, abyś uczyła się jak najlepiej. Trzymaj Nicky'ego blisko siebie.
Całusy, kochający rodzice.

— Szlamy, szlamy.— wymamrotała Madeline pod nosem, wywracając oczami. Nie wiedziała, dlaczego rodzice nienawidzą osób, które nie mają w sobie czarodziejskiej krwi. Uważała, że każdy czarodziej jest sobie równy.

Usiadła do biurka, wyciągnęła rolkę pergaminu oraz kałamarz z piórem, a następnie zaczęła pisać list do rodziców swoim ślicznym i zgrabnym pismem.

Kochani rodzice,
również cieszę się, że jestem w tym samym domu co Nicky. Bardzo się dogadujemy. Podróż minęła nam świetne, oprócz jednej osoby – Pansy Parkinson. Z początku ją lubiłam, jednak później dowiedziałam się czegoś od Nicky'ego i szybko przestałam. O, zbieram także karty z Czekoladowych Żab, więc jeśli możecie, chętnie przygarnę od Was Czekoladowe Żaby : ). Wczoraj dostaliśmy plan lekcji oraz poznaliśmy nowe osoby, między innymi: Blaise'a Zabiniego, Vincenta Crabbe'a, Gregory'ego Goyle'a, Theodora Notta oraz Daphne Greengrass. Znacie ich rodziców. Było bardzo fajnie. Teraz zmykam już na lekcje.
Buziaki,
kochająca Mad.

Napisała, zwinęła pergamin w rulonik, związała różową wstążką z białymi kropkami, dając rulonik sowie, która po chwili odleciała.

Ponownie sięgnęła po torbę, ubrała czarne pantofle, poprawiła kucyki i ruszyła w stronę Wielkiej Sali, gdzie czekał już Nicky ze swoją torbą na ramieniu, rozmawiając z Daphne.

— Um... cześć.— powiedziała Madeline, kiedy do nich podeszła. Daphne zmierzyła ją wzrokiem, nie odzywając się, a Nicky uśmiechnął się w stronę Madeline.

— Niestety muszę już iść, Daphne. Później się zobaczymy.— powiedział z uśmiechem, a krótkowłosa blondynka tylko skinęła głową, wzdychając i odchodząc.

— Niestety? Możesz iść z nią, jeśli chcesz.— oznajmiła Madeline, udając, że jej to obojętne. Sama nie wiedziała, dlaczego była taka zazdrosna.

— Daj spokój. Przecież Daphne jest fajna!— odrzekł, siadając na ławie przy stole Slytherinu, biorąc tosty.— Wychowywała się na Wyspach Brytyjskich, jest czystej krwi, jej rodzice popierają Sama–Wiesz–Kogo, a na dodatek jej rodzina należy do Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki. Więc czego się czepiasz?

— Przestań być taki. Nasi rodzice wcale racji nie mają.— odpowiedziała Madeline, wywracając oczami, biorąc tosty.— Mają bzika na punkcie czystej krwi. To nieważne.

— Ważne. Bardzo ważne. Taka Granger jest szlamą, dobrze wiesz, jaki los jej się należy.— powiedział zdenerwowany Nicky.

— Przestań.— warknęła, unosząc wzrok znad kubka z herbatą, patrząc na niego.— Nie masz racji.

— Dobra, koniec tematu. Dawn dostała wyjca.— powiedział, chichocząc, kiedy przerażona Dawn wybiegła z sali po otrzymaniu wyjca.— Jej też się należało.

— Nie mam ochoty ciebie słuchać.— powiedziała Madeline, biorąc swój talerz, kubek oraz torbę, przesiadając się na miejsce obok Theodora.

— Zostałeś sam, Harper, co?— spytał Ron Weasley, który akurat przechodził obok stołu Slytherinu.

— Utkaj się.— odpowiedział Nicky, któremu było trochę przykro, że zostawiła go tak samego.

— A co jeśli nie?— spytał, chichocząc.— Ojej, Madeline cię zostawiła...

Nicky nie wytrzymał, dlatego wstał, podchodząc do Weasleya i z całej siły uderzając go w twarz, przez co zatoczył się, łapiąc za nos.

— Debil!— krzyknął Ron, popychając Nicky'ego na stół. Rozległ się huk, który ogłuszył wszystkich, mianowicie – Nicky uderzył swoim ciałem z całej siły o stół.

— Cholera.— wyszeptał Nicky pod nosem, czując piekielny ból. Madeline udawała jednak, że tego nie widzi, będąc na niego obrażona.

— Co tutaj się wyprawia?— spytała rozwścieczona McGonagall, podchodząc do chłopaków.

— On mnie pobił.— powiedział szybko Weasley, wskazując palcem na Nicky'ego, który się podniósł.

— Wcale nie. To była samoobrona.— odpowiedział Nicky, masując guza z tyłu głowy, McGonagall westchnęła.

— Gryffindor i Slytherin otrzymują po minus dwadzieścia punktów. Tutaj nie tolerujemy takiego zachowania.— powiedziała McGonagall, patrząc na obu chłopaków.

Upokorzony Nicky wziął swoją torbę i wybiegł z sali, a towarzyszyły mu przy tym liczne śmiechy, jednak Madeline nie zwracała na to uwagi.

Pierwszymi dwoma lekcjami była transmutacja, prowadzona przez Minerwę McGonagall. Nicky wszedł do sali sam, bo Madeline nie raczyła się do niego odezwać. Klasa transmutacji była dużym, okrągłym pomieszczeniem. Większość sali wypełniały ławki dla uczniów, przy jej końcu była katedra, biurko i krzesło, na którym podczas lekcji siedziała profesor McGonagall. Dookoła pomieszczenia znajdowały się klatki z różnymi zwierzętami.

Brunet usiadł sam w ławce, jednak po chwili poczuł, jak ktoś zajmuje miejsce obok niego.

— Cześć, Nicky.— powiedziała Daphne z szerokim uśmiechem. Nicky ocknął się, patrząc na nią.

— Cześć.— mruknął ponuro, a Daphne zmarszczyła brwi, jednak nie odzywała się. Po chwili wszyscy uczniowie zaczęli wchodzić do sali.

— Zjeżdżaj.— powiedziała Madeline, odpychając Daphne, aż ta poleciała na podłogę.

— Co robisz?!— spytała piskliwym głosem, wstając z podłogi i otrzepując się z niewidzialnego kurzu.

— Ja będę siedzieć obok Nicky'ego.— oznajmiła Madeline z sarkastycznym uśmiechem, siadając na krześle. Zerknęła na bruneta.

— Nawet nic nie mów.— powiedział Nicky od razu, a Madeline westchnęła, wywracając oczami.

— Dzień dobry, moi państwo. Cisza.— powiedziała stanowczo McGonagall, wchodząc do sali w szmaragdowozielonej szacie, a włosy jak zwykle miała spięte w bułeczkowaty kok.— Bez zbędnego przedłużania. Transmutacja, inaczej transfiguracja, to jeden z najtrudniejszych do opanowania przedmiotów nauczanych w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Polega na umiejętności zmiany kształtów oraz właściwości przedmiotów, zwierząt czy ludzi.

— Kiedy będziemy mogli się zamienić w zwierzęta?— spytał gryfon, Dean Thomas.

— To pod koniec waszej nauki w tej szkole.— oznajmiła, siedząc na krześle za biurkiem. Po chwili jednak zamiast niej pojawił się czarny kot z obwódkami wokół oczu. Uczniowie bardzo się zdziwili, siedząc z otwartymi ustami.

— Myślisz, że zauważyła, że nas nie ma?— spytał spóźniony Weasley, razem z Potterem wchodząc do sali od transmutacji.

— Jeszcze jej nie ma.— stwierdził Ron i odetchnął z ulgą, przechodząc przez salę z książkami w rękach. Chwilę później McGonagall znów zamieniła się w siebie...

— Może mam was zamienić w zegarki? Lub chociaż jednego? Żebyście się nie spóźnili?— spytała zdenerwowana, pojawiając się przed nimi.

— Zgubiliśmy się...— odpowiedział przestraszony Ron, a wszyscy w sali zachichotali, łącznie z Nickym, który dostał kuksańca w bok od Madeline, której zbytnio do śmiechu nie było.

— No to może w mapę?— zaproponowała.— Chociaż mam nadzieję, że traficie bez niej na swoje miejsca.

— Jasne.— powiedzieli jednocześnie, przerażeni, siadając za Nickym i Madeline.

— Może zamienić was w mapę?— zaproponował Nicky, chichocząc, odwracając się w ich stronę.

— Zamknij się, Harper.— odpowiedział Potter, a McGonagall stanęła nad Nickym, patrząc na niego swoimi zielonymi oczami.

— Dlaczego go zaczepiasz?— spytała, zakładając ręce na krzyż.

— Wcale go nie zaczepiam.— odpowiedział Nicky, wzdychając, wiedząc, że po raz kolejny ma przesrane, a gdyby jego rodzice się dowiedzieli to już w ogóle.

— Mhm, jasne. Kolejne minus dziesięć dla Slytherinu. I szlaban, panie Harper.— oznajmiła, podchodząc z powrotem do swojego biurka, a Nicky jęknął niezadowolony.— A więc przygotować różdżki, zaczniemy zamieniać zapałkę w srebrną igłę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top